Wrocław – Miasto tajemnic i legend

Wrocław – Miasto tajemnic i legend

 

Wrocław – Miasto tajemnic i legend.

Poznać Wrocław…czy to możliwe?

Mam żal do słońca, że tak szybko zachodzi…mam żal do aury, bo spłatała mi figla padającym śniegiem. Czuję niedosyt i ssie mnie od środka, bo za mało widziałam, za mało się dowiedziałam, chcę znowu poczuć ból karku od zadzierania głowy do góry i przyglądania się zwieńczeniom przepięknych kamienic, kościołów i cudnych sztukaterii wrocławskich budynków. Wiem, ktoś powie to tylko kamienice i kościoły…mnie zachwyciły swoim urokiem, elegancją, przepychem zdobień i dostojnością.

widok na Rynek z Mostku Czarownic katedry św. Marii Magdaleny

widok na Rynek z Mostku Czarownic katedry św. Marii Magdaleny

widok na kościół św. Elżbiety z Mostku Czarownic katedry św. Marii Magdaleny

widok na kościół św. Elżbiety z Mostku Czarownic katedry św. Marii Magdaleny

DSC_3865 DSC_3869DSC_5913

Zacznijmy od początku, czasu było bardzo mało, ale to, co zobaczyłam, a zaznaczam, że to kropelka tego co można a nawet trzeba zobaczyć, spowodowała że wrócę tam na pewno.

katedra nocą

katedra nocą

Naszą wizytę w pięknym Wrocławiu zaczęliśmy od Katedry Św. Jana Chrzciciela, klejnotu Ostrowa Tumskiego. Nie będę się rozpisywać o jej architektonicznych walorach, sklepieniach i tym podobnych, bo każdy z was może sobie to przeczytać, jeśli tylko ma ochotę. Sam widok katedry robi ogromne wrażenie, strzeliste wieże jakby zahaczają o chmury a pięknie zdobione kolumny zdają się wcale nie być ciężkie. Finezyjne ornamenty delikatnie je oplatają, przez co staja się smukłe i delikatne.

 

 

 

Katedra i pałac biskupa

Katedra i pałac biskupa

DSC_7539 DSC_0101 DSC_0104 DSC_0105 DSC_3645 DSC_3661_filtered

Pięknie ozdobionym gotyckim portalem wchodzimy środka, zanim jednak wejdziemy nasza uwagę przykuwają dwie rzeźby, bo bokach wejścia. Rzeźby są już wytarte i trudno poznać, że jedna z nich to postać lwa a druga to orzeł. Obydwa te zwierzęta znajdują się w herbie Wrocławia, ale nie o herbie chcę tu mówić. Otóż z tymi rzeźbami wiąże się jedna wrocławskich legend, która jest skierowana do osób szukających swojej połówki. Płeć żeńska chcąca znaleźć swojego wymarzonego wybranka powinna wchodząc do kościoła dotknąć lwa, natomiast panowie orła a marzenia się ziszcza. Zgadnijcie, która rzeźba jest najwięcej wytarta?

rzeźba lwa

rzeźba lwa

Jest to postać lwa, czyżby panowie już wszyscy znaleźli swoje wymarzone i wyśnione wybranki? Czy też dobrze im w stanie wolnym albo nie wierzą w legendy? Nie zdradzimy wam jednak czy ulegliśmy magii legendy, zostanie to nasza tajemnicą.

Wchodzimy do środka i naszym oczom ukazuje się bogate wnętrze katedry, które dla mnie jest takie trochę tajemnicze i przytłaczające swoim bogactwem i ogromem. Czuję się wbita w posadzkę, ale powoli odrywam się i maszeruje dalej, aby zobaczyć cały ten kunszt i piękno. Nie wiem gdzie patrzeć, wszędzie jest coś godnego uwagi, pięknego, monumentalnego i wiekowego, co znów powoduje, że czuje się „malutka” wobec milionów stóp stąpających po posadzce a jednocześnie szczęśliwa, że jestem jedną z nich.

DSC_5809_filteredDSC_5799DSC_5801DSC_5803_filteredDSC_5804_filteredDSC_5805_filteredDSC_5806_filteredDSC_5807_filteredDSC_5808_filtered

Wychodząc z Katedry skierowaliśmy się na jej południowa stronę od rzeki Odry, aby obejrzeć mury z innej perspektywy i znów natknęliśmy się na ciekawostkę. Na rogu wieży ujrzeliśmy kamienną ludzką głowę wystająca z muru. Jest to twarz mężczyzny z zastygłym grymasem bólu i rozpaczy.

DSC_5817

 

glowa_16_05_2007_02Z tą twarzą również jest związana jedna wrocławskich legend. Podobno owa Głowa należy do czeladnika jednego z wrocławskich złotników, który zakochał się w jego córce. Czeladnik wiadomo majętny nie był a przez to na męża córki złotnika się nie nadawał, choć ta podobno jego uczucie odwzajemniała. Niestety nie pomogło to w niczym zakochanym ojciec wygonił młodzieńca a ten postanowił, że i tak wróci tylko się wzbogaci. Okazja nadarzyła się dość szybko, ale ów młodzieniec swój majątek zdobył na drodze rozboju. Z pełnym trzosem wrócił jednak w konkury do ukochanej, ale jej ojciec dowiedział się, w jaki sposób młody człowiek zdobył pieniądze i po raz kolejny odrzucił jego zabiegi o rękę swej córki. Odtrącony młodzieniec w akcie rozpaczy i zemsty podpalił domostwo złotnika a sam pobiegł na wieżę kościoła, aby z wysokości przez małe okienko napawać się widokiem dla zemsty. Kara spotkała go bardzo szybko, mury wieży zacisnęły wokół jego szyi i do dziś jego skamieniała twarz ostrzega innych nieszczęśników chcących iść w jego ślady.

Po zwiedzeniu Katedry nasz dalszy spacer odbywał się starymi malowniczymi uliczkami w kierunku rynku, jednak, co chwilę zbaczaliśmy z oznaczonej trasy, bo coś przykuwało nasza uwagę. Gdzie nie spojrzysz tam przepiękne stare kościoły wpasowane jakby pomiędzy kamienicami, jak się później okazało samych katolickich kościołów jest we Wrocławiu zdaje się 85! Nie sposób zwiedzić wszystkiego w tak krótkim czasie, a szkoda. Spacerując tak dalej po Ostrowie Tumskim natknęliśmy się, a właściwie sam wyrósł nam przed oczyma pomnik Św. Jana Nepomucena, który jest m.in. patronem mostów, których we Wrocławiu nie brakuje. Jest to jeden z największych barokowych pomników świętego, ma 9,5 metra.

Pomnik Św. Jana Nepomucena nocą

Pomnik Św. Jana Nepomucena nocą

Pomnik mieści na Placu Kościelnym przed Kolegiatą św. Krzyża, sam Nepomucen był według legendy spowiednikiem królowej Zofii, żony czeskiego króla Władysława. Czemu zginął męczeńska śmiercią, o czym świadczy pięć gwiazdek w jego aureoli? Podobno nie chciał wyjawić królowi tajemnicy spowiedzi. Jednak nie dlatego przypominam pomnik Nepomucena, jest w nim coś czego raczej nigdzie więcej nie zobaczycie. Cóż to takiego? Otóż jedyne w swoim rodzaju łyse aniołki.

Łyse aniołki na pomniku.

Łyse aniołki na pomniku.

No powiedzcie sami, czy gdzieś widzieliście „bobasowate” aniołki bez włosów? Ja nie, ale może mało widziałam. Czemu taki wizerunek mają na owym pomniku? Otóż według legendy mistrz Urbański, jeden z autorów pomnika, kiedy ten już był prawie gotowy, zlecił wyrzeźbienie ostatnich głów aniołków swojemu uczniowi Gofrydowi. Ów uczeń został niedawno ojcem i w ten sposób chciał upamiętnić swojego syna, a że niemowlaki włosków nie mają to tak powstał aniołek „łysolek”. Mistrz się zdenerwował, ale żeby całokształt rzeźby zachował proporcje nakazał wyrzeźbienie drugiego aniołka bez loczków i tak oto jest to jedyna chyba rzeźba z łysymi aniołkami.

W następstwie tych spacerów lekko zmęczeni i z wysuszonym przełykiem zawędrowaliśmy do jednej ze znanych wrocławskich knajpek a mianowicie do browaru „Spiż”, który się mieści w podziemiach wrocławskiego rynku. Można tam zakupić przepyszne piwko, do którego produkcji nie używa się żadnych chemicznych śmierdzideł a siedząc i sącząc piwko można podziwiać ogromne kotły i rurki piwowarskie, które błyszczą jakby były pucowane codziennie z ogromna pieczołowitością. Atmosfera miła, polecamy.

Wnętrze browaru „Spiż”

Wnętrze browaru „Spiż”

W „Spiżu” przyjemnie i miło, posiedziałoby się przy kufelku dłużej, ale przecież tam czekają wrocławskie atrakcje, więc dalej w górę…i ruszamy. Muszę się przyznać, że nie liczyłam ile razy się potknęłam, powód prosty głowa zadarta do góry ku szczytom kamieniczek gdzie można zobaczyć prześliczne wykończenia, sztukaterie czy tez maszkarony. Upatrzyłam sobie nawet jedną taka kamieniczkę, w której na samej górze jest małe okieneczko, tam mogę mieszkać…ot marzenia.

DSC_5825_filteredDSC_5828_filteredDSC_5820_filteredDSC_5821_filteredDSC_5822_filtered

Jeśli mowa o kamieniczkach to nie sposób zapomnieć o kamienicach altarystów. Któż to ci altaryści? Byli to opiekunowie ołtarzy w kościołach i mieszkali zazwyczaj w kamieniczkach zaraz przy kościele. We Wrocławiu domkami altarystów są dwie kamieniczki o nazwie „ Jaś i Małgosia”. Znajdują się one w północno-zachodnim narożniku rynku i są ze sobą połączone arkadą. Jaś nieco niższy od Małgosi zwany też domkiem miedziorytnika od jego dzierżawcy grafika i malarza Eugeniusza Get- Stankiewicza, który urządził tam pracownię miedziorytnicza.

Jaś i Małgosia

Jaś i Małgosia

Skoro ciągle oscylujemy w okolicach rynku to przedstawię wam również sławny pręgierz wrocławski, miejsce spotkań i doskonały punkt orientacyjny Wrocławia. Jest 10 metrowa rzeźba, wierna kopia pręgierza, który stał na rynku od 1492 roku, ale uległ zniszczeniu i został rozebrany w 1945 roku. Rzeźba wykonana jest z piaskowca a na której szczycie stoi figurka kata zwanego też Rolandem, który trzyma w ręku miecz i pęk rózg. Warto wspomnieć, że ostatnia publiczna egzekucja pod owym pręgierzem miała miejsce pod koniec XVIII wieku. Kiedyś to miejsce było chlubą dla miasta, ponieważ znaczyło to, że miasto jest praworządne i za występki karze. Dziś ma stać ku przestrodze oraz dla pamięci…gdyby to był ten dawny drewniany pręgierz to może jak byśmy się dobrze wsłuchali opowiedziałby niejedną historię.

pręgierz wrocławski - źródło internet

pręgierz wrocławski – źródło internet

Jeśli mowa o pręgierzu i kacie to zawędrowaliśmy również do muzeum miejskiego, gdzie podziwialiśmy właśnie miecz katowski. Osobiście się zdziwiłam, bo jakoś tak mylnie mi się wydawało, że ów miecz będzie ogromnie duży i zapewne ciężki, czemu tak myślałam nie wiem, ale rzeczywistość okazała się inna.

katowski miecz

katowski miecz

Oprócz miecza zobaczyłam też gilotynę, która od 1939 roku służyła do wykonywania wyroków śmierci, które śmiało wydawało gestapo. Gilotyna mieściła się w więzieniu karnym przy Kletschkaustrasse ( obecnie Kleczkowska). W owym więzieniu gilotyny były dwie, jedna elektryczna a druga ręczna. Elektryczna gilotyna do dziś dnia znajduje się w Muzeum Ofiar Faszyzmu w Witebsku a ręczna w muzeum we Wrocławiu.

nóż od gilotyny 35 kg stali

nóż od gilotyny 35 kg stali

 We wrocławskim więzieniu od gilotyny nie ginęli kryminaliści, ginęli ludzie, którzy byli niewygodni dla rzeszy lub też według rzeszy byli winni. Dnia 27 listopada stracono Wandę Daczkowską za oblanie Niemki mlekiem. Ginęli ludzie różnej narodowości, zginął także burmistrz Brukseli zakatowany na śmierć przez gestapo. Ostatniej egzekucji dokonano 6 maja 1945 roku zaledwie na kilka godzin przed wkroczeniem armii sowieckiej, tym razem jednak więźniów rozstrzelano, ponieważ zależało oprawcom na czasie specjalny kanał odpływowy był zapchany ściętymi głowami. Zainteresowanych wrocławska gilotyną odsyłamy do Biuletynu IPN, który można przeczytać pod linkiem http://www.gilotyna.we.wroclawiu.pl/PolGer%20zdjecia/biuletyn1-2_2007%5B1%5D.pdf

Oprócz tych śmiercionośnych narzędzi można w owym muzeum zobaczyć jedynego zachowanego we Wrocławiu Goliatha, czyli niemiecką samobieżną minę stosowaną do precyzyjnego niszczenia umocnień.  

DSC_5880_fhdrDSC_5878DSC_5879

Goliath prezentowany w muzeum jest jedynym ocalałym z kilku biorących udział w obronie Wrocławia. Iluż ludzi pozbawiły życia te śmiercionośne pułapki? Biorący udział w Powstaniu warszawskim doskonale wiedzą jak działały i ile śmierci przyniosły.

W muzeum mieści kilka wystaw, które chętnie i ogromną ciekawością obejrzałam. Chociaż jestem kobietą ,,zrysowaną historycznie”, jak mawia o mnie kolega, ale jednak kobietą dlatego też z wielkim zainteresowaniem obejrzałam prezentowane meble i srebrne zastawy. Jestem już jednak z innej epoki, i choć były przepiękne, to chyba nie dla mnie. Z moim dość szybkim trybem życia nie miałabym, kiedy zasiąść do tego wykwintnego stołu.

Zastawa obiadowa.

Zastawa obiadowa.

No, ale ten mebel chętnie bym sobie przywłaszczyła, tyle szufladek na różne drobiazgi, może w końcu nie gubiłabym wszystkiego.

Mój wymarzony sekretarzyk

Mój wymarzony sekretarzyk

 Przepięknie prezentuje się kolekcja szopek z różnych lat. Wiele innych wystaw zachwyca oczy w owym muzeum, warto tam wejść i je zobaczyć. Tymczasem zanim się tam zjawicie możecie to wszystko zobaczyć na naszych zdjęciach poniżej.

 Muzeum Miejskie

Muzeum Miejskie

DSC_5932DSC_5859_filteredDSC_5860DSC_5872_filteredDSC_5884DSC_5890_filteredDSC_5894DSC_5918DSC_5919DSC_5921DSC_5922DSC_5924DSC_5929DSC_5931

DSC_5928DSC_5855DSC_5856DSC_5857DSC_5861DSC_5862DSC_5863DSC_5864DSC_5866DSC_5867DSC_5868DSC_5875DSC_5876DSC_5882DSC_5886DSC_5902DSC_5905

Będąc we Wrocławiu obejrzeliśmy także legendarny Hotel Monopol wybudowany w 1892 roku, który przez lata gościł najznamienitsze sławy. Jednak nie to skusiło nas, żeby go obejrzeć.

Hotel monopol dziś

Hotel monopol dziś

balkon

balkon

Otóż w 1937 roku do hotelu został dobudowany portyk z balkonem nad wejściem głównym, pobudowano go w konkretnym celu. W lipcu 1938 roku miało się odbyć Niemieckie Święto Sportu i Gimnastyki, na którym oczywiście miał przemawiać Adolf Hitler, ów portyk wybudowano właśnie dla niego, aby mógł przemawiać do zgromadzonych na placu ludzi. Kiedy Hitler przyjeżdżał do Wrocławia podobno nocował w apartamencie książęcym, pokój 113, położonym blisko recepcji, nocowanie w takim pokoju pewnie zrobiłoby ogromne wrażenie na każdym gościu hotelowym, chociaż być może tylko na „zafiksowanych” historycznie. Oto kilka zdjęć z bytności Hitlera w Monopolu.

balkon z oddali

balkon z oddali

Hitler na balkonie

Hitler na balkonie

Hitler w oknie hotelowym

Hitler w oknie hotelowym

Hotel Monopol to nie tylko Hitler, to przede wszystkim inne wielkie sławy takie jak Pablo Picasso, Marlena Ditrich i wielu innych polskich aktorów i notabli. Jeśli mowa o Marlenie Ditrich to trzeba od razu wspomnieć o Zbyszku Cybulskim, którego piosenkarka i aktorka przebywając w Monopolu zaprosiła do stolika na kolację. Z udziałem Cybulskiego nagrywana była również słynna scena z paląca się wódką z filmu „Popiół i Diament” a jej miejscem był barek w hotelu.

Barek w hotelu Monopol.

Barek w hotelu Monopol.

Zainteresowanych hotelem Monopol odsyłam do artykułu zamieszczonego w Newsweeku
„ Widma w mieście Breslau” (nie sposób tutaj opisać wszystkiego), który można przeczytać pod linkiem http://polska.newsweek.pl/widma-w-miescie-breslau,12508,1,1.html, opisuje on wspomnienia emerytowanych już pracowników hotelu, można się wiele dowiedzieć.

Od tego zwiedzania zaschło nam w gardłach a słyszeliśmy, że być we Wrocławiu a nie wejść do „Piwnicy Świdnickiej” to grzech, więc poszliśmy. Jest to najstarsza restauracja, wolę ją nazywać gospodą, jej tradycja sięga czasów średniowiecznych, siedzieliśmy w piwnicznych murach, w których od ponad 700 lat ktoś pijał piwo!

Piwnica Świdnicka-internet

Piwnica Świdnicka – Internet

DSC_5835_filtered Piwnica.Swidnicka-wnetrze piwnica-swidnicka

 Plan piwnicy świdnickiej składa się z przedsionka i zespołu sal oraz pomieszczeń o charakterze zaplecza gastronomicznego. Zwyczajowo sale te zwano: „Salą Chłopską”, „Salą Mieszczańską”, „Salą Rajców”, „Salą Ławników”, „Salą Hanzy”, „Lochem”, „Salą Książęcą”, „Szynkiem” i „Beczką”. Swój ostateczny kształt piwnice ratuszowe uzyskały pod koniec XV wieku, bowiem kolejne sale pojawiały się wraz z rozbudową Ratusza. Powstanie najstarszej części Piwnicy Świdnickiej datowane jest na ok. 1299 rok. Ostatnia rozbudowa budynku Ratusza miała miejsce w latach 1470-1482.   Do dziś dnia układ pomieszczeń i nazwy są takie same jak w XV wieku.

Plan piwnicy.

Plan piwnicy.

Jak tak zerkam na plan to chyba udało się nam siedzieć w Sali książęcej…hm…szkoda, że obsługa odbiega od książęcej. Należy jednak odróżnić piękny charakter lokalu, jego historyczną wartość, przed która chylę czoła a obsługą i być może wytycznymi właściciela, który według mnie na pochwały i peany nie zasługuje, może się znam, jeśli tak to wybaczcie. Szkoda tylko, że nie można się przespacerować podziemnym korytarzem z „Piwnicy Świdnickiej” do budynku po przeciwnej stronie, ech byłaby to nie lada frajda móc zobaczyć wszystkie sławne podziemia Wrocławia.

Co jeszcze udało się nam zobaczyć przez te kilka godzin? Otóż widzieliśmy jeszcze „Wzgórze partyzantów” lub jak ktoś woli Wzgórze Leibicha. Szkoda, że nie zostało wiele z jego świetności, ale i tak po tym, co zostało można sobie wyobrazić, że było kiedyś pięknym miejscem. Najpierw bastylion, fortyfikacja ale właśnie za sprawą wymienionego już Leibicha kompleks przebudowano i jak to kiedyś mówiono miał włoski szyk z angielska nonszalancją. Na dowód tego zdjęcie z tamtych czasów.

Wzgórze Leibicha.

Wzgórze Leibicha.

Czyż nie piękny obiekt? Dziś niestety zostało tylko tyle.

DSC_8949

bunkry z czasów "Festung Breslau" bunkry z czasów „Festung Breslau”

bunkry z czasów "Festung Breslau"

bunkry z czasów „Festung Breslau”

DSC_8950

Belweder, bo tak nazywano to miejsce, posiadał wielopoziomowe wnętrze. W piwnicy przez cały rok utrzymywała się stała temperatura i wilgotność powietrza. Były to idealne warunki dla wojska, z chwilą jednak, kiedy wojska rosyjskie zbliżały się do Wrocławia Niemcy zburzyli miejsce, którym się szczycili w obawie przed przejęciem dobrego punktu przez wroga. Po wojnie miasto nie odbudowało zniszczonych części budynków a szkoda. Wchodząc w to, co zostało czuje się jednak taki dawny splendor, przynajmniej ja to czułam. Malowniczość tego miejsca mnie urzekła, gdyby tylko było to bardziej zadbane, to jest to świetne miejsce na plener zdjęciowy. Sądzę jednak, że i teraz często tam można spotkać na romantycznych przechadzkach kochające się pary.

I tak powoli zaczynało już szarzeć, śnieg poczynał sobie coraz lepiej a przed nami jeszcze jeden ważny punkt na mapie Wrocławia. Bez jego zwiedzenia powiedziałam, że nie wyjadę z tego miasta i już!

ślady po walkach o "Festung Breslau"

ślady po walkach o „Festung Breslau”

Jedziemy, więc na ulicę Ślężną, gdzie zobaczę w końcu opisany już na naszej stronie Cmentarz Żydowski. Z bardzo dużym zaciekawieniem przeczytałam artykuł publikowany wcześniej na naszej stronie i ogromnie chciałam sprawdzić czy jest tak w rzeczywistości. Zaparkowaliśmy na takim wąskim parkingu, gdzie okolica wydała mi się taka trochę nieciekawa…Myślę sobie gdzie ten cmentarz? Po przejściu kawałka ulicy widzę już bramę do cmentarza, żelazna kutą z wkomponowanym w nią żydowskim świecznikiem, ale nadal nie widzę owej świetności. Wchodzę przez bramę, uprzednio otrzymawszy mały folder z planem cmentarza i co widzę? Coś, czego jeszcze nie widziałam na innych żydowskich cmentarzach. Ogromne grobowce wmurowane, wkomponowane w mury cmentarza, żeby zobaczyć gdzie się kończy pomnik zadzieram głowę wysoko do góry, na twarz spadają obficie padające płatki śniegu. Nie mam ochoty do nikogo się odzywać, zostaje lekko z tyłu i chłonę popisy architektoniczne żydowskich pomników nagrobnych. Monumentalne budowle o greckich, egipskich i innych wpływach. Pięknie zdobione z kunsztownymi napisami. Choć zniszczone to widać, jaki tam był przepych i mieszanina wpływów kulturowych. Pnie drzew jakby współistniały z nagrobnymi płytami, owijają się wokół nich i wrastają tworząc niezapomniane i unikalne ornamenty. Co dziwne cmentarz mieści przy dość ruchliwej trasie a na nim jest cicho i tak dostojnie. Wchodząc tam czujesz się tak jakbyś wszystko, co doczesne, co nas trapi zostało za murem cmentarza.  To takie zawieszenie w czasie i wyciszenie. To naprawdę jedyne takie miejsce, inne niż wszystkie cmentarze żydowskie, gdzie widać nieco odmienną kulturę żydowską i choć wiem, że jest to miejsce wyjątkowe mam jednak mieszane uczucia. Ta nekropolia mnie zdziwiła, ale i zaskoczyła. Te dostojne groby, choć bardzo pięknie pod względem architektonicznym, zbudowane według najnowszych ówcześnie trendów i z drogich, wyszukanych materiałów w jakiś sposób przytłaczają te zwykłe macewy, które gdzieś tam po cichutku sobie stoją, jakby niezauważone. Miałam niedawno możliwość być na cmentarzu w Łodzi, z czego zresztą zdaliśmy Wam relację w artykule, i tam te zwykłe macewy w swojej obfitości i bogactwie symboli urastają dla mnie do ogromnych pomników. Wybaczcie wrocławianie, nie chce urazić waszych uczuć, ale bardziej jednak przemówił do mnie cmentarz żydowski w Łodzi, choć Wasz też jest piękny. Być może do mnie bardziej przemawia prostota. Jeszcze jedno, co musze powiedzieć, do pełnego odbioru cmentarza we Wrocławiu potrzebuję innej pory roku, chcę tam pojechać w momencie, kiedy bujna szata roślinności rozpocznie panowanie, kiedy pszczoły i ptaki będą tam urządzać własne koncerty a wijące się bluszcze otulać nagrobki. Wtedy pewnie zakocham się w tym miejscu, ale w tym momencie mogę je tylko podziwiać za inność i złożoną nietuzinkową architekturę aczkolwiek musze przyznać, że wszechobecna cisza panująca w tym miejscu uspokaja człowieka i pozwala popatrzeć na świat z innej perspektywy.

widoczne ślady po Breslau

widoczne ślady po Breslau

To już koniec naszej wizyty we Wrocławiu, ja wiem, że musze tam wrócić. Nie widziałam jeszcze wszystkiego i wszystkiego nie słyszałam a chce poznać to miasto lepiej. Pojadę i bez pośpiechu od początku będę chłonąć piękno starego miasta starając się zwolnić do jego rytmu i wsłuchać w jego legendy. Chciałabym zajrzeć na dziedzińce kamienic, „wleźć” do piwnic i zaprzyjaźnić się z Wrocławiem, czego serdecznie sobie i Wam życzę.

Źródła:

„ Widma w mieście Breslau”, Newsweek.

Biuletyn Instytutu Pamięci Narodowej, stycz-luty 2007.

Wratislaviae Amici, Dolny Śląsk na fotografii, http://dolny-slask.org.pl/

Legendy wrocławskie, http://marekoz.3c.pl/dolnyslask/index.htm

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 
Share Button

Dodaj komentarz