Rakieta V2 – Lisków – Cudowna broń

Rakieta V2 – Lisków

Rakieta V2 – Lisków – Cudowna broń Adolfa Hitlera

Najpierw trochę suchych faktów :

V2 (pocisk rakietowy) (wikipedia) 

 
 
Ujednoznacznienie Ten artykuł dotyczy rakietowego pocisku balistycznego V2. Zobacz też: V2.
Vergeltungswaffe-2
Vergeltungswaffe-2
Państwo  Niemcy
Inne nazwy A4, V2
Typ SRBM
Wyrzutnia lądowe
Lata służby 7 września 1944 – 27 marca 1945
Długość 14,26 m
Średnica 1,65 m
Rozpiętość 3,56 m
Masa startowa 12 825 do 13 000 kg
Napęd jednostopniowy na paliwo ciekłe, o ciągu 25 200 kG, rozpędzający w ciągu 80 s rakietę do prędkości ponaddźwiękowej
Prędkość 2900 do 5500 km/h
Zasięg 320 (później 380) km
Udźwig 975 kg
Celność CEP: • 6400 m
• 1600 m w późniejszej wersji

 

1. Głowica bojowa;
2. Żyroskopowy system naprowadzający;
3. Odbiornik radiowy systemu naprowadzającego;
4. Mieszanina alkoholu etylowego i wody;
5. Korpus pocisku;
6. Zbiornik ciekłego tlenu;
7. Zbiornik nadtlenku wodoru;
8. Butle ze sprężonym azotem;
9. Komora reakcyjna nadtlenku wodoru;
10. Pompa paliwowa;
11. Zapłonniki mieszaniny wodno-alkoholowej;
12. Rama zespołu napędowego;
13. Komora spalania (zewnętrzne powłoki);
14. Skrzydło;
15. Wtryskiwacze alkoholu;
16. Sterownice strumienia gazów wylotowych;
17. Powierzchnie sterowe (lotki);

 

Odpalenie rakiety V2 w ośrodku badawczym w Peenemünde. Zdjęcie wykonano 4 sekundy po starcie rakiety, w dniu 21 czerwca 1943 roku

V2 (niem. Vergeltungswaffe-2 – broń odwetowa nr 2) – pierwszy w historii, udany konstrukcyjnie, rakietowy pocisk balistyczny, skonstruowany przez zespół niemieckich konstruktorów pod kierunkiem Wernhera von Brauna w czasie II wojny światowej. Inna używana nazwa to A4. Pocisk V2 po raz pierwszy w historii ludzkości przekroczył linię Kármána (wysokość 100 kilometrów), wchodząc w przestrzeń kosmiczną. Nazwa pochodzi od niemieckiego słowa Vergeltung oznaczającego odwet.

Prace konstrukcyjne rakiety przed wybuchem wojny

Projekt rakiety pionowego startu A4 (niem. Aggregat 4), znanej później pod wojskowym oznaczeniem V2, opracowano już w połowie lat trzydziestych przezHermanna Obertha i Wernera von Brauna. Był to projekt konstrukcji nowej broni prowadzony pod nadzorem dowództwa Wojsk Lądowych Wehrmachtu, na który przeznaczono ogromne środki finansowe. Prace prowadzone były w doświadczalnym ośrodku rakietowym w pobliżu wioski Kumersdorf w lasach na południe od Berlina. Kierownikiem projektu z ramienia Wehrmachtu został gen. Walter Dornberger, dyrektorem technicznym kierującym pracami badawczymi był Wernher von Braun.

Ze względu na wagę przywiązywaną do prac nad nową bronią przez kierownictwo III Rzeszy i Adolfa Hitlera oraz z powodu niewystarczających możliwości ośrodka w Kumersdorfie, w 1937 roku wybudowano nowy ośrodek badawczy na wyspie Uznam w pobliżu wioski Peenemünde. W tym samym roku prace nad bronią rakietową zostały przeniesione do nowego ośrodka i były tam prowadzone do końca wojny.

Prace konstrukcyjne i próby rakiety w trakcie wojny

Pierwszy udany start rakiety A4/V2 przeprowadzono 13 czerwca 1942 roku, ale rakieta eksplodowała po przeleceniu 1300 m. Całkowicie udana próba odbyła się 3 października tego samego roku.

7 marca 1943 roku w swojej kwaterze głównej Wilczy Szaniec Hitler odebrał raport Wernhera von Brauna o stanie prac nad pociskiem rakietowym A4/V2. W czasie spotkania z Hitlerem von Braunowi towarzyszył gen. Walter Dornberger. W uznaniu osiągniętych wyników Hitler nadał von Braunowi tytuł profesorski.

W połowie lata 1943 roku w ośrodku doświadczalnym w Peenemünde uruchomiona została linia montażowa rakiet V2. Uruchomienie drugiej linii oraz szerszą produkcję rakiet uniemożliwił Niemcom nalot na Peenemünde przeprowadzony przez alianckie lotnictwo bombowe w sierpniu 1943 roku.

Masową produkcję rakiet V2 Niemcy uruchomili w październiku 1943 roku i w styczniu 1944 pierwsze rakiety tego typu mogły być już dostarczane na uzbrojenie Wehrmachtu, jednak żadna z nich nie miała odpowiednio wysokiej jakości żeby mogła zostać wykorzystana bojowo. Rakietą całkowicie nie dało się sterować, bardzo trudno było określić dokładny zasięg tych pocisków, a sama rakieta bardzo często chybiła cel o odległość kilku kilometrów. Oznaczało to, że mogła ona zostać użyta tylko jako „broń terroru”. Na początku produkowano ok. 500 rakiet V2 miesięcznie, ale celem Niemców było zwiększenie produkcji do 900 sztuk miesięcznie. Należy jednak pamiętać, że ok. 6% wszystkich V2 eksplodowało natychmiast po starcie, a kolejne 60% miało zbyt duże wady techniczne oraz konstrukcyjne i zanim mogły zostać wprowadzone do służby potrzebowały one dodatkowych ulepszeń.

Powstało także wiele projektów, które były bazowane na podstawie V2. Między innymi dwustopniowa wersja, mająca zasięg na ponad 5500 km oraz obsadzona załogą wersja kamikaze tej rakiety. Zbudowano także specjalne okręty podwodne, które miały wystrzeliwać pociski V2 w zanurzeniu. Były to okręty podwodne, które położyły podwaliny pod rozwójokrętów podwodnych przenoszących pociski balistyczne z okresu zimnej wojny. Kryptonim tego projektu nazywał się „Prüfstand XII”, czasami nazywany rakietowym U-Bootem. Istniały nawet plany ataku na Nowy Jork za pomocą V2, które miały zostać wystrzelone właśnie z okrętu podwodnego tego typu.

Rozpoznanie roli ośrodka Peenemünde przez aliantów

Peenemünde

Peenemünde

Do 1943 roku alianci nie zdawali sobie sprawy z wagi prac prowadzonych przez Niemców w ramach projektu A4/V2 i powstającego w związku z tym zagrożenia dla Wielkiej Brytanii. Nie znali też roli ośrodka doświadczalnego w Peenemünde, którego znaczenie odkryte zostało przez polski wywiad AKw lutym 1943 roku.

Między innymi informacje polskiego wywiadu stały się podstawą decyzji o zbombardowaniu Peenemünde przez brytyjskie lotnictwo bombowe RAF. Bombardowanie odbyło się w nocy z 17 na 18 sierpnia 1943. Zniszczenie znacznej części ośrodka doświadczalnego opóźniło prace nad rozwojem rakiety i co ważniejsze, opóźniło uruchomienie masowej produkcji pocisków (rakieta V2 została użyta przez Niemców dopiero po lądowaniu aliantów w Normandii 6 czerwca 1944).

Nalot uświadomił Niemcom, że ośrodek w Peenemünde znajduje się w zasięgu alianckiego lotnictwa bombowego i że aliantom znana jest jego rola. Zmusiło to Niemców do rozproszenia produkcji pocisków V2 po terenie Rzeszy oraz do przeniesienia prób poligonowych rakiety w bezpieczniejszy rejon. Część produkcji przeniesiona została do ogromnej podziemnej fabryki w Nordhausen w górach Harz, funkcjonującej pod kryptonimem Dora (filia obozu koncentracyjnego w Buchenwaldzie). Zarówno żeby zbudować system tuneli w tej fabryce, jak i zbudować rakiety V2 w ogromnej ilości Niemcy wykorzystali do tego robotników przymusowych pochodzących głównie z obozów koncentracyjnych. Do tego celu Niemcy zatrudnili 60 tys. więźniów, z których wielu zmarło z powodu głodu, zimna i chorób. Próby poligonowe rakiety V2 przeniesione zostały w rejon Pustków–Blizna (niem. Heidelager Blizna) na południu Polski. Pierwszą rakietę na nowym poligonie odpalono 5 listopada 1943 roku.

Michał Kasza z Niwisk, komendant gminny BCh, który zebrał i dostarczył 13 części rakiety, w tym jedną o specjalnym przeznaczeniu, otrzymał podziękowanie od Komendy Głównej Armii Krajowej.

W dniu 20 maja 1944 roku, w okolicach Sarnak, AK przejęła niewybuch V2. Po rozebraniu na części został on zbadany w tajnych laboratoriach AK. W badaniach pocisku udział brali m.in. prof. Janusz Groszkowski, prof. Marceli Struszyński i inż. Antoni Kocjan. Najważniejsze części rakiety oraz wyniki badań zabrane zostały do Wielkiej Brytanii w nocy z 25 na 26 lipca 1944 przez brytyjski samolot, który wylądował na terenie okupowanej Polski w pobliżu Tarnowa (operacja „Most III”). Latem 1944, w związku ze zbliżaniem się frontu, próby balistyczne rakiet przeniesiono na poligon „Heidekraut” (pol. „Wrzos”) w okolicach Wierzchucina w Borach Tucholskich. . Ostatnie strzelanie stamtąd miało miejsce 11 stycznia 1945, po czym wyposażenie poligonu ewakuowano do miejscowości Wolgast.

W lipcu i sierpniu 1944 Amerykanie dokonali trzech nalotów na Peenemünde, podczas których około 1200 samolotów B-17 latających fortec zrzuciło 3000 ton bomb. Pierwszy z tych nalotów (dzienny) odbył się 18 lipca 1944 roku. 379 ciężkich bombowców pod osłoną lotnictwa myśliwskiego zrzuciło 920,6 ton bomb na Peenemünde.

Bojowe użycie rakiety V2

Głównym przeznaczeniem pocisków V2 był ostrzał miast Wielkiej Brytanii. W tym celu na francuskim wybrzeżu kanału La Manche (rejon Éperlecques) Niemcy przygotowali schrony-wyrzutnie do wystrzeliwania rakiet. Zniszczenie znacznej części wyrzutni przez alianckie lotnictwo zmusiło Niemców do przygotowania wystrzeliwania rakiet V2 z ruchomych wyrzutni, których 45 miało być rozmieszczonych na wybrzeżu francuskim od Calais do Cherbourga. Inwazja wojsk alianckich w czerwcu 1944 w Normandii uniemożliwiła realizację i tego planu.

Ostatecznie rakiety V2 wystrzeliwano z terenu Holandii z okolic Hagi. Ponieważ stałe wyrzutnie V2 zostały całkowicie zniszczone przez alianckie lotnictwo bombowe, a plan rozmieszczenia 45 ruchomych wyrzutni na wybrzeżu Normandii nie powiódł się, V2 miały być wystrzeliwane z ruchomych ramp. Każda ruchoma jednostka rakietowa składała się z 25 specjalnych pojazdów, które przemieszczały się tylko podczas nocy żeby uniknąć ataku ze strony alianckiego lotnictwa. Rakiety były wystrzeliwane w lasach, aby chronić je zarówno przed wiatrem, jak i nieprzyjacielskim lotnictwem. Pierwsza rakieta V2 odpalona została 7 września 1944 o godz. 8.30 na Paryż. Do 27 marca 1945 roku z Holandii odpalono około 5500 rakiet, z których 2894 trafiły Londyn, a około 1600 Antwerpię. Celem były także inne miasta, m.in. Liège i Brukselaw Belgii, Lille i Paryż we Francji, Maastricht w Holandii i most w Remagen (już po zajęciu przez wojska alianckie). Przeciwko ostatnio wymienionemu celowi wystrzelono 11 rakiet, ale żadna z nich nie trafiła w cel. Od 12 października Hitler wydał rozkaz atakowania rakietami tylko Londynu i Antwerpii (jedynego w 1944 dużego portu aliantów zaopatrującego front zachodni).

Do zakończenia działań bojowych przez jednostki rakietowe ogółem odpalono 5500 rakiet V2. Około 70% z nich trafiło w cele. Ostatnią rakietę odpalono 27 marca 1945. Ogółem ataki rakiet V2 spowodowały śmierć 7250 żołnierzy i cywilów.



Od Redakcji:

Opisaliśmy już jak powstała rakieta V2. Jednak artykuł powstał po to by pokazać wam, co nasza gmina i okolica miała z jej budową wspólnego. Przełomowym wydarzeniem dla nas była noc z 17 na 18 sierpnia 1943 roku, kiedy to R.A.F zbombardował ośrodek w  Peenemünde. Mało, że bombardowanie znacznie opóźniło testy i produkcje rakiety, to jeszcze uświadomiło to Niemcom jak niebezpieczna dla nich jest produkcja rakiet w zasięgu samolotów aliantów. Wtedy to podjęto decyzje o przeniesieniu testów rakiety poza obszar zasięgu samolotów. Próby poligonowe zostały przeniesione w różne miejsca, nawet na tereny w głąb Niemiec w górach Harzu. Jednak my skupimy się na miejscach, które miały bezpośredni wpływ na wydarzenia w naszej okolicy. Poligon przeniesiony został na południe Polski w rejon Pustków-Blizna (Heidelager Blizna) Dziś to woj. Podkarpackie:

Pustków:

SS Trup-pen-Übungsplatz

SS Trup-pen-Übungsplatz

W czasie II wojny światowej Pustków-Osiedle znajdował się w obrębie wielkiego poligonu SS Trup-pen-Übungsplatz „Dębica”, na którym testowano broń rakietową V-1 i V-2. Ocenia się, że w czasie trwania poligonu w utworzonym tu obozie Pustków zginęło i zostało zamordowanych ok. 15000 więźniów: 7000 Żydów, 5000 jeńców radzieckich, 3000 Polaków

.

Blizna:

Blizna

Blizna

W czasie II wojny światowej istniał w Bliźnie poligon broni V o nazwie Truppenübungsplatz Heidelager, Artilleriezielfeld-Blizna. Decyzja o lokalizacji w Bliźnie poligonu V-2 zapadła w sierpniu 1943 po zbombardowaniu przez aliantów głównego ośrodka rakietowego w Peenemünde. Aby utrudnić kolejne działania wojskom alianckim, dowództwo niemieckie zdecydowało się na podzielenie prac nad bronią rakietową na trzy części:

.

  • zakłady montażowe miały zostać przeniesione do podziemnej fabryki w górach Harzu,
  • biura konstrukcyjne do podziemnej groty nad jeziorem Trausee,
  • poligon szkolno-doświadczalny do wsi Blizna, na terenie poligonu SS„Heidelager”.

Plan został zatwierdzony i szybko przekazany do realizacji. Sprawa była dla Niemców na tyle ważna, że już we wrześniu 1943 do Blizny przybył szef SS Himmler, by sprawdzić postępy w budowie obiektów i organizacji poligonu.

Pierwszy start rakiety V-2 odbył się w Bliźnie 27 października 1943 lub 5 listopada 1943 r.

Z Blizny odpalono około 200 rakiet, celem była miejscowość Sarnaki nad Bugiem. Jednak okazało się, że około 80 % rakiet nie dolatuje w ogóle do celu!. Większość rakiet eksplodowała w pierwszej fazie lotu, niektóre nawet przy starcie.


Wtedy podjęto znamienną dla naszej okolicy decyzje. W lipcu 1944 roku, poligon zostaje przeniesiony na poligon Heidekraut w Borach Tucholskich, czyli do Wierzchucina. Pierwsza rakieta wystartowała stąd 31 lipca 1944 roku o godzinie 19:09. Szacuje się, że w Heidekraut wystrzelono około 300 rakiet! I te właśnie rakiety spadały w naszej okolicy.

Od lat zbierano informacje o eksplozjach tych rakiet w tym rejonie. Najpierw zajmiemy się miejscami w gminie Lisków. Udokumentowano trzy z czterech miejsc eksplozji. Jedna znajduje się we wsi Małgów na terenie prywatnej posesji. Druga w lasku nazywanym Surowy Ług. Trzecia w Trzebieniach na polu. Czwartą opiszemy na końcu, bo sprawa nie jest do końca wyjaśniona.

 Małgów:

Przechwytywanie

Jesień 1944 rok, rakieta spada na pole Pawelców w odległości około 100 metrów od domu. Wybuch był bardzo silny, spowodował lej o powierzchni około 80 metrów kwadratowych i lej o głębokości około 12 metrów. Podmuch uszkodził okoliczne zabudowania, powyrywał okna. Widoczne części rakiety leżały w promieniu około 200 metrów. Pojawili się żandarmi, jednak zabrali niedbale tylko niektóre kawałki rakiety. Lej do dziś widoczny, zalany wodą.


Lisków Surowy Ług:

Przechwytywanie

Las przy drodze Lisków – Ciepielew. Eksplozja nie była tak silna jak w Małgowie. Na pytanie jakiej wielkości był lej świadkowie opowiadają „ogromny!” Co mówią świadkowie?

Pani Surma

„Mieszkałam jakieś 800 metrów od miejsca eksplozji, akurat byłam w domu, mąż mój został wywieziony do Poznania na przymusowe roboty (Fabryka Cegielskiego) byłam sama w domu. Najpierw huknęło coś jakby na niebie, potem już bardzo głośny wybuch, aż mi szyby zadrżały! Wyszłam potem z domu i zobaczyłam jak w stronę Ciepielewa jadą żandarmi. Zablokowali cały teren nie widziałam więcej bałam się tam iść.”

Mieszkaniec Liskowa

„ pamiętam ten huk, możliwe, że były dwa, myśmy na polu byli, wydaje mi się, że to coś najpierw eksplodowało w powietrzu a potem uderzyło w ziemie. Potem nadleciał samolot i krążył nam miejscem katastrofy” Ludzie pobiegli w tamto miejsce, ale podobno żandarmi ich przegonili i ci z Hitlerjugend, co stacjonowali w sierocińcu”

Lej po eksplozji istnieje do dziś. Starsi ludzie opowiadają o miejscu gdzie długo po wojnie chodzono się kąpać latem. Było bardzo głęboko i żyły też w tej wodzie ryby. Dziś lej ma kilka metrów średnicy, jest zalany i zasypany liśćmi i gałęziami. Jednak nadal zawiera niezwykłe ciekawostki, ale o tym niżej.


 Trzebienie:

Przechwytywanie

Eksplozja miała miejsce na polu Różanka, wyżłobiła lej o głębokości około 5 metrów i szerokości 20. Świadkowie opowiadają, że wybuch zdmuchnął szopę przy najbliższym domostwie, powyrywał okna i zmiótł dachówki z domu. Teren zabezpieczono przez żandarmów i Hitlerjugend. Krater dziś zasypany.

Starsza Pani opowiada

„Myśmy akurat na polu byli, zbieraliśmy ziemniaki, jak walnęło to się koń spłoszył a mnie koszyk z ręki wyleciał. To był ogromny huk, ziemia się zatrzęsła. Myśmy myśleli, że z wioski nic nie zostało! Do końca życia zapamiętam ten huk”


Lisków gmina

Ludzie opowiadają jeszcze o innych miejscach eksplozji. Namierzyliśmy przynajmniej 3 niepotwierdzone jeszcze leje. Jeden z nich był po wojnie całkiem ładnym stawem w, którym były ryby. Świadkowie twierdzą, że tu spadła kolejna rakieta. Fakt powstania leja jest niezaprzeczalny, na zdjęciu lotniczym z 1941 roku nie ma w tym miejscu żadnego śladu, więc musiał powstać po 1941 roku. Czy to była rakieta V2? Może kiedyś się to wyjaśni. Jednak nic o tych miejscach więcej nie wiadomo. Nie ma bezpośrednich dowodów na to, że są to leje po wybuchu rakiety V- 2
Przechwytywanie1Przechwytywanie2

Zostawiliśmy na sam koniec relacje świadka, która może to potwierdzić! Relacja jest o tyle zdumiewająca, że wklejamy ją w oryginale! O to, co autor pisze:

Stanisław Szewczyk z Australii fragment pamiętnika „Moje wspomnienia”

„Nadeszła wiosna 1944 roku. Linia frontu zbliżała się, zaczęliśmy swobodniej oddychać. Niemiecka propaganda podawała, że Niemcy są w trakcie wyprodukowania nowej broni, którą to zniszczą wrogów III Rzeszy. W tym też czasie na naszym terenie spadły pociski rakietowe. Początkowo było ich mało, później nasiliły się i któregoś tam dnia naliczyłem kilkanaście wybuchów. Jeden o zmroku spadł jakieś 1,5 km i nasza chata się zatrzęsła! Polacy pobiegli zobaczyć. na miejscu wybuchu utworzył się krater jakieś 10-15 metrów średnicy. Dookoła leżały jakieś kable i urządzenia elektryczne. Marian Szewczyk był jednym z tych, co pierwsi tam dobiegli. Zabrał do kieszeni trochę tych kabli. Przyjechali samochodem Niemcy – wygnali wszystkich. Pozbierali wszystko, co zostało. Były to rakiety V-1, a może V-2, którymi Niemcy bombardowali Londyn, tylko nie wiadomo, dlaczego tyle ich spadło na nas”

Tu się należy trochę naszych wyjaśnień. Zasięg rakiety V-2 wynosił w końcowym okresie 380 km, V-1 240 km. Poligon w Borach Tucholskich w prostej linii to niecałe 190 km. Wiec oba typy V mogły spadać w naszym rejonie. Bystre oko wychwyci jeden mankament. Dlaczego takie różnice w wielkości lejów? Wyjaśniamy, wiemy już czytając wcześniej, że inżynierowie testowali sterowność i napęd samej rakiety. Skutki eksplozji nie były sprawą pierwszorzędną. Dlatego stosowano różne (rzadko pełne) ładunki wybuchowe. Rakieta uzbrojonaw pełni zawierała tonę materiału wybuchowego. W fazach testów było zupełnie niepotrzebne stosowanie pełnego uzbrojenia. Okazało się, że redukowano ilość materiału nawet do 50 kg. Wagę uzupełniano kawałkami metalu, betonem itd. Stąd różnice w wielkości lejów. Najsilniejsza eksplozja miała miejsce w Małgowie. Najsłabsza na Surowym Ługu. Co udowodnimy dalej.


Eksplozje poza gminą

Sierzchów

Przechwytywanie

Jan Pogorzelec z Opatówka pisze:

„Rakieta spadła tam gdzie dziś stoi sklep spożywczy. Eksplozja powyrywała okna z sąsiednich domów, wszędzie powbijane były i porozrzucane kawałki metalu. To były potłuczone kawałki fajerek od pieca, chyba tym rakieta była wypełniona. Niedługo potem przyjechali z pobliskiego Borowa „własowcy” załadowali wszystko, co znaleźli na ciężarówkę i zawieźli to wszystko do magazynów w Borowie”

Borków koło Goszczanowa

Przechwytywanie

Rakieta spada na bagienne tereny i co ciekawe nie eksploduje! Do dziś spoczywa tam w całości. Wrak leży na prywatnym polu Józefa Wojtczaka. Wrak próbował wydobyć Wojskowy Instytut Historyczny i Muzeum Wojska Polskiego, jednak bez powodzenia.

Kraszewice

Świadkowie potwierdzają miejsce wybuchu.

Błaszki

Rakieta zabija śpiącą w nocy rodzinę

Żelisław 

16 października 1944. Eksplozja o 10 rano, rakieta niszczy gospodarstwo Zygmunta Cichockiego.

październik 1944 roku.Zniszczone budynki w gospodarstwie, dwóch gospodarstw własność: Ignacego Śmidowicza i Remigiusza Szyszkowskiego.

Dzięcioły koło Brzezin

7 stycznia 1945. Rakieta zabija Franciszka Deskę lat 45 i jego żonę Władysławę lat 35, dzieci przetrwały (data wydaje się przekłamana)

Rożdżały powiat Kalisz

dane nieznane

Pleszew ( w Lesie)

Świadek eksplozji Zenon Szymkiewicz, krateru nie odnaleziono


Opisując te wydarzenia, zostawiliśmy na sam koniec najciekawsze fakty. Jak pisaliśmy wyżej, najciekawszym dla nas lejem jest Surowy Ług. Jak już pisaliśmy, eksplozja była stosunkowo mała. Zdumiewa opis świadka o dwóch eksplozjach. Przypuszczamy, że rakieta eksplodowała w powietrzu rozpadła się na dwie części i tylko główna głowica wyrwała lej widoczny do dziś. Nadal w koło krateru można znaleźć kawałki rakiety. Świadków przy sprzątaniu terenu nie było. Domyślać się można, że pozbierano tylko te kawałki, które leżały na wierzchu. To pozwoliło dwa lata temu na wyjątkowe odkrycie dokonane przez nas. Surowy ług jak sama nazwa mówi jest nieużytkiem w lasku liściastym. Teren jest bagnisty, niedostępny, pokryty zgniłymi liśćmi i mchem. Tam też znaleźliśmy dziwny niezidentyfikowany wtedy kawał metalu. Po oczyszczeniu metalu zrobieniu zdjęć, trafiły one na forum miesięcznika Odkrywca. Co się okazało? Metal ten został zidentyfikowany, jako ZAPŁONNIK MIESZANINY PALIWOWO – TLENOWEJ! Tych Zapłonników było około 17 sztuk w silniku rakiety V-2. To niezwykłe odkrycie okazało się definitywnym dowodem na prawdziwość opowieści świadków o eksplozjach rakiet V-2 na tym terenie. Część ta znajdowała się w błocie przez 70 lat, dostając tlenu szybko zaczęła nabierać koloru rdzy.  Dlatego by ją uratować, trafiła ona do konserwacji i muzeum na Dolnym Śląsku, gdzie znajduje się do dziś. Niedługo potem kolejne odkrycie, tym razem był to wspornik od steru kierunku rakiety. Kolejne znalezisko i kolejne muzeum przygarnęło od nas ten artefakt. Co jeszcze kryją kratery po wybuchu i gdzie jeszcze się znajdują? Jak coś odkryjemy będziemy informować naszych czytelników.

Pierwsze 4 zdjęcia to znaleziony na Surowym Ługu zapłonnik mieszanki paliwowej. Niżej pokazujemy gdzie taka część znajdowała się w rakiecie i jak wyglądała w rzeczywistości. Na początku myślano, że część pochodzi z V-1. Jednak tam był jeden rząd widocznych na zdjęciach wtryskiwaczy, część posiada dwa rzędy co definitywnie wykluczyło pomyłkę i pomogło określić z jakiego typu rakiety jest ta część.

Źródła : Stefan Ferenc „Dzieje gminy Lisków 1939/45”

                Jan Pogorzelec „Okupacyjne wspomnienia”


03.09.2015

W tym roku nasz rejon doświadczyła susza. Wiele zbiorników wodnych przestało dosłownie istnieć umożliwiając tym samym przeprowadzenie badań na dnie wyschniętych stawów. Kiedy fotografowaliśmy odsłonięte przez susze fragmenty młyna wodnego na Pośredniku, przyszło nam do głowy, by sprawdzić te zbiorniki wodne, do których wcześniej nie mieliśmy dostępu. Wybór padł na krater po eksplozji rakiety V2. Jakie było nasze zdziwienie, kiedy okazało się, że krater jest całkowicie pozbawiony wody! Ten wyjątkowy zbieg okoliczności w postaci suszy, umożliwił nam zejście na dno krateru! Od lata 1944 roku krater był zalany wodą. Mieszkańcy opowiadali o tym, że po wojnie pływały w nim ryby. Ponad 70 razy dno krateru pokrywały opadające jesienią liście z drzew. Dno krateru pokryte jest grubą warstwą mułu. Zapach tego mułu zwala z nóg. Słowo „odór” nie jest wystarczające by określić ten fetor. Jednak nic w życiu łatwo nie przychodzi, zacisnęliśmy gardła i nosy i zanurzyliśmy się w tą cuchnącą breje. Poświecenie nasze jednak się opłaciło. Bagno ma doskonałe właściwości konserwujące. Choć pewnie po powrocie nasze rodziny zastanawiały się czy wpuścić nas do domu z powodu dziwnego zapachu, który się za nami snuł, to muł dla nas okazał się istnym „złotym pociągiem”.

20150903_185817_HDR

Notatka20150904165737DSC_4340DSC_4344

Największy, wydobyty przez nas element to stalowa „szyna”. Element waży kilka kilogramów i ma około 140-150 cm długości. Jego charakterystyczne cechy to – widoczne na zdjęciu otwory i barwa. Nie jesteśmy fachowcami metalurgami, czy konstruktorami. Jednak otwory w elemencie (tak jak w konstrukcjach lotniczych) służyły do obniżeniu wagi stalowej szyny, oraz wzmocnieniu tego elementu. Element, choć powyginany od eksplozji musiał pierwotnie mieć kształt półokręgu. Przypuszczamy, że jest to część obudowy korpusu rakiety. Po usunięciu błota okazało się, że ta szyna ma delikatną zielonkawą barwę. Na początku myśleliśmy, że to efekt utleniania się metalu. Jednak udało się nam wydobyć niedużą śrubę z dwiema nakrętkami. Na niej dokładniej widać zieloną barwę. Wygląda to na to, że niektóre elementy stalowe, mogły być pokrywane farbą. Może producent zabezpieczał w ten sposób swoje wyroby by nie ulegały szybko korozji?

Notatka20150904165955

Kolejne elementy rakiety to stalowa obejma? Podkładka? Trudno nam określić, czemu ta część mogła służyć. Ciekawostką jest widoczna na elemencie cyfra 8.

DSC_4347

DSC_4350

Notatka20150904165553

Kolejny element to metal przypominający żeliwo, jednak jest o wiele lżejszy. Ciekawostką okazał się widoczny (niestety odłamany) napis HS. Być może to logo producenta.

DSC_4351

Notatka20150904165848

Kolejne elementy to kawałki jakieś tarczy z otworami. Metal przypomina aluminium. Element jest porozrywany przez wybuch. Niestety nie ma żadnych napisów. Naszą uwagę przykuł jednak dziwny wżer w elemencie. Czy to efekt temperatury?

DSC_4354

DSC_4355

Kolejne elementy pochodzą z hydrauliki rakiety.

DSC_4356

Kolejne to porozrywane od eksplozji kawałki zbiorników na paliwo.

DSC_4359

Kolejne elementy przypominają rudę żelaza. Rakieta, o czym już pisaliśmy wcześniej, często była wypełniana złomem. Korzyść była podwójna – balast oraz większa siła rażenia odłamkami. Już w tamtym roku w pobliżu krateru znajdowaliśmy różne kawałki potłuczonego złomu.

DSC_4360

Kolejny wydobyty element pochodzi pewnie z instalacji paliwowej rakiety. Z dość masywnej nakrętki wystaje kawałek stalowej rurki. Ta nakrętka mocowała rurkę do czegoś, co odpadło pod wpływem eksplozji.

DSC_4363DSC_4362

Najciekawszym elementem wydobytym w kraterze jest osłona o charakterystycznej barwie. To cienka blacha pokryta jaskrawą niebieską farbą. Barwa zachowała się w tym błocie w tak idealnym stanie, że mieliśmy wątpliwości czy to w ogóle jest część naszej rakiety. Jest tylko jedna poszlaka wiążąca tą osłonę z rakietą. Po odwróceniu elementu okazało się, że jest on pokryty jakaś ceramiką. Ceramika ma silne właściwości ognioodporne. Czyżby pokrycie tego elementu ceramiką właśnie miało go chronić przed ogromną temperaturą? Niżej kolejny dowód na to.

DSC_4364

Notatka20150904170053

Ten element przypomina „ramkę” albo otwór iluminatora. Ramka ma jakieś 30 cm długości i 20 wysokości. W koło niej umieszczono nity. Ranty wewnętrznego otworu ramki są wygięte w górę. To jest jakaś pokrywa, wystarczy odwrócić ramkę by się przekonać. Od spodu od razu rzuca się nam w oczy taka sama ceramika jak na poprzednim elemencie! Oględziny pokazały jeszcze więcej. Ramka była od wewnętrznej stronie pokryta ceramiką i czymś, co przypomina gumową uszczelkę. Te warstwy zanitowano. Czemu służyła? Nie jesteśmy w stanie odpowiedzieć.

DSC_4366

 

DSC_4370 DSC_4367 DSC_4369

Notatka20150904170148 Notatka20150904170316

Notatka20150904170554 Notatka20150904170405

DSC_4369


CAM00159CAM00161CAM00162CAM00166

combustion-chamber-cut-away-medv2_motor_exploz_intenetu


AKTUALIZACJA JESIEŃ 2018 ROKU 

Wydobycie elementów rakiety V2 

artykuł o wydobyciu przez nas elementów rakiety w lutowym wydaniu „Odkrywcy”

Tekst naszego autorstwa z lutowego numeru miesięcznika „Odkrywca” 

LISKÓW JESIEŃ 1944 ROKU

Trzydziestoczteroletnia Małgorzata krząta się po swojej kuchni. Niewielkim nożykiem obiera ugotowane ziemniaki. Jest wojna i tow łaśnie one są podstawowym składnikiem ich codziennej diety. Stawia na stole dwa nakrycia, dla siebie i męża Eugeniusza. Spogląda przez okno na podwórko. Eugeniusz siekierą rozłupuje sosnowe polana. Patrząc na niego, nie potrafi powstrzymać płynących po policzkach łez. Los nie jest dla nich łaskawy, od lat bezskutecznie starają się o dziecko. Łzy jednak płyną z innego powodu. Jej mąż ma okropną ranę na prawym policzku, która ciągle przypomina Małgorzacie, ile cierpień przeszedł. Jak to się stało?

ROBOTY PRZYMUSOWE

Fabryka Cegielskiego w Poznaniu

Już na początku wojny Eugeniusz został wywieziony do Niemiec na roboty. Trafił do Poznania, do fabryki Cegielskiego, sprzedanej koncernowi Deutsche Waffen Und Munitionsfabriken. Tam pracował ciężko przy rozładowywaniu wagonów kolejowych. Pewnego dnia wycieńczeni więźniowie nie mogli otworzyć ciężkiej za-
suwy wrót wagonu towarowego. Zniecierpliwiony, rosły i dobrze odżywiony SS-man, klnąc jak szewc, złapał za uchwyt zasuwy i pociągnął z całej siły, wyłamując ją. Zranił się w rękę, a swoją wściekłość wyładował na stojącym obok Eugeniuszu. Ciężkim zaczepem uderzył go w twarz, wybijając mu cztery zęby i łamiąc szczękę. Z otwartej rany trysnęła krew, a ofiara padła nieprzytomna. Więźniowie zanieśli na własnych plecach Eugeniusza do baraku. Całą noc krzyczał z bólu. Współtowarzysze niedoli próbowali mu jakoś ulżyć w cierpieniu, okładali twarz zimnymi kompresami zrobionymi z jakieś brudnej szmaty, bo tylko to mieli do dyspozycji.Rano musieli się stawić do pracy. Eugeniusz został sam w baraku, bez opieki i okrutnie cierpiący. Na wieczornym apelu Lagerführer sprawdzał stan osobowy. Podczas tych czynności usłyszał dobiegające z baraku jęki rannego i wezwał lekarza obozowego. Ten, nie wiadomo czy z dobrego serca, czy tylko z czystej ciekawości zawodowej podjął się leczenia. Zszył staranie okropną ranę i zatamował krwotok. To jednak nie pomogło, choroba rozwijała się w szybkim tempie. Eugeniusz walczył o życie. Dostał wysokiej gorączki, a infekcja atakowała obrzękniętą do granic niemożliwości głowę. Jego twarz przestała przypominać ludzką. Po wielu dniach w końcu lekarz się poddał, nie warto było marnować czasu na jednego niezdolnego do pracy robotnika. Wystawił pismo zwalniające chorego do domu. Na tym dokumencie, przechowywanym długo jeszcze po wojnie, lekarz obozowy zostawił wpis:

„Kuracja nieskuteczna, kilka tygodni życia. Niezdolny do pracy”.

Nie wiemy, jak Eugeniusz trafił do domu. Kiedy tam dotarł, ważył niespełna 38 kilogramów. Małgorzata poprosiła o pomoc doktora Łuczaka z Liskowa. Rozpoczęła się kolejna walka o życie jej męża. Troskliwa opieka ukochanej żony i być może wiedza doktora Łuczaka sprawiły, że Eugeniusz powoli zaczynał wracać do zdrowia. Infekcja jednak pozostawia trwałe ślady. Mężczyzna słabo widział na jedno oko i stracił niemal wszystkie swoje zęby, ale żył. Minęło wiele miesięcy zanim mógł przyjmować stałe pokarmy.

LISKÓW JESIEŃ 1944 ROKU

z zabudowań gospodarstwa Eugeniusza i Małgorzaty do dziś w całości zachowała się właśnie tylko ta piwniczka

Małgorzata wzięła dzban z wodą ze studni i wyszła na podwórko zawołać męża na obiad. Eugeniusz zobaczył ją i delikatnie rękawem wytarł pot z napuchniętego jeszcze czoła. Kiedy sięga po dzban, staje się coś dziwnego. Ziemia dosłownie zadrżała im pod nogami, nagle słyszą brzdęk tłuczonego szkła. Szyby z okien ich domu rozsypały się w drobny mak, a po niebie rozległ się potężny grzmot. Małgorzata upuściła dzban, rozlewając wodę na ziemię.

– Jezu, Gienek zabiją nas! – Nie zabiją! Szybko schowajmy się do piwniczki na ziemniaki, tam nas bomby nie dosięgną! – krzyknął Eugeniusz do żony i niemal siłą wpychał ją w wąskie wejście. Już miał zamknąć drewniane drzwiczki, gdy zobaczył biegnącego do nich sąsiada.

– Gienek widziałeś?! Szwabski samolot się rozbił w lesie! Kilkaset metrów za ich domem zobaczyli unoszący
się za drzew czarny dym.
– Nie wychodź z piwniczki zaraz do ciebie wrócę! – krzyknął do żony i razem z sąsiadem ruszyli biegiem przez pola do miejsca katastrofy. Biegnąc, trafili na jakieś szczątki porozrzucanej wszędzie blachy. Eugeniusz podniósł jeden z kawałków, był jeszcze ciepły.

– To nie samolot się rozbił, pracowałem przy ich produkcji, ten metal jest za ciężki na poszycie kadłuba, to coś innego – powiedział do sąsiada.

budynek szkoły Hitlerjugend w Liskowie

Ruszyli dalej, w połowie drogi nad ich głowami przeleciał nisko niewielki samolot z czarnymi krzyżami na skrzydłach. Samolot zaczął krążyć tuż nad unoszącym się ku niebu czarnym dymem. Biegnący mężczyźni odnajdywali coraz więcej rozbitych i tlących się jeszcze kawałków czegoś, czego sami nie potrafili rozpoznać. Nagle zobaczyli pędzącą drogą od Liskowa ciężarówkę. Dojechała na miejsce szybciej niż oni. Z auta wyskoczyła grupa młodzieży w mundurach Hitlerjugend.Mężczyźni zatrzymali się gwałtownie. Chłopcom towarzyszyli dwaj żandarmi. Jednym z nich był Franc, znany sadysta, który z uśmiechem na twarzy bił bez opamiętania. Nie było sensu ryzykować i podchodzić bliżej. Z bezpiecznej odległości widzieli jak chłopcy z żandarmami ładują jakieś kawałki metalu na przyczepę ciężarówki. Sprzątali pobojowisko po wybuchu tak szybko, aby nikt niczego nie zauważył. Oni jednak z bezpiecznej odległości obserwowali całe zajście.

SĄSIEDZKA PRZYJAŹŃ

Surowy Ług

Pod koniec lat 60. małżonkowie przeprowadzili się do domku położonego bliżej Liskowa. Pogodzili się już z myślą, że nigdy nie będą mieli własnych dzieci. Jednak w połowie lat 70. los się do nich uśmiechnął. Do budynku obok wprowadziło się młode małżeństwo z kilkuletnią córeczką i młodszym synkiem. Dziewczynka bawiła się pod czujnym okiem mamy na podwórku Eugeniusza i Małgorzaty. Chłopiec był odważny i ciekawski, szybko zdobył sympatię starszej pary, szczególnie Eugeniusza. Młodzi małżonkowie tak zaufali swoim sąsiadom, że często zostawiali chłopca pod ich opieką. Malec robił u nich, co chciał, rozpieszczali go, jak tylko mogli. Im bardziej rósł, tym więcej czasu spędzał u „przyszytych dziadków”. Godzinami przesiadywał na kolanach Eugeniusza, słuchając opowieści o obu wojnach, o Niemcach mieszkających w tym czasie w najlepszych liskowskich domach, o dziwnej dziurze w ziemi pozostawionej przez bombę lotniczą. To było ich ulubione miejsce i bardzo często łowili w tym dole ryby leszczynową wędką. Pod koniec lat 70. młode małżeństwo dostało nowe mieszkanie i cała rodzina ku rozpaczy Eugeniusza i Małgorzaty przeniosła się do nowego domu po drugiej stronie gminy. Jednak przywiązanie chłopca i starszej pary do siebie było silniejsze. Nawet gdy chłopiec poszedł do szkoły podstawowej, to i tak po lekcjach biegł do swoich „dziadków” („przyszywany wnuk” Eugeniusza i Małgorzaty to jeden z uczestników akcji w Liskowie). Historia tych dwojga ludzi kończy się wraz z ich śmiercią. Eugeniusz zmarł 2 grudnia 1988 roku w wieku 88 lat. Całe swoje życie odczuwał skutki rany z czasów wojny. Małgorzata zmarła 2 lata po mężu, 13 listopada 1990 roku. Miała 84 lata. Oboje spoczywają w jednej mogile na cmentarzu w Liskowie. Nie wiemy, co stało się z drewnianym domem Eugeniusza i Małgorzaty. Dziś nie ma po nim nawet śladu. Być może doszło wtedy do pożaru albo dom był w tak kiepskim stanie, że nie warto go było remontować. Dziwnym zrządzeniem losu po zabudowaniach gospodarstwa do dziś zachowała się właśnie tylko ta piwniczka, w której się wtedy oboje schowali. Przez całe swoje życie Eugeniusz nigdy nie dowiedział się, co naprawdę rozbiło się wtedy w lesie niedaleko ich domu. Jeszcze przed śmiercią opowiadał o tym, jak to niemiecki samolot zrzucił bombę, chcąc zniszczyć drogę dojazdową do Liskowa. Dopiero 20 października 2013 roku, 69 lat po tej katastrofie udowodniono ponad wszelką wątpliwość, co naprawdę rozbiło się w lesie jesienią 1944 roku.

LISKÓW: 10 LIPCA 2012 ROKU

Najstarsi mieszkańcy Liskowa, podobnie jak Eugeniusz, opowiadają swoim wnukom o tajemniczych bombach zrzucanych w tych okolicach. Nigdy tak naprawdę nie mieli pojęcia, dlaczego tu, dosłownie na ich głowy, spadały pociski. Niektórzy uważają, że były to bomby lotnicze lub nawet ostrzał z wielkich luf armatnich testowanych w tym rejonie przez Niemców. Wszak niedaleko w 1942 roku pobudowano magazyny broni i amunicji w Borowie. Niektórzy mieszkańcy znali jednak pojęcie Wunderwaffe. Jeden ze świadków wspomina:

mleczarnia w Liskowie

„Pracowałem w mleczarni w Liskowie z moim rówieśnikiem, który był Niemcem. Oni sobie już wtedy zdawali sprawę, że Armia Czerwona jest blisko. Wcześnie rano jak szliśmy do pracy słychać było od wschodu dudnienie. Nam to dodawało otuchy, ale w niemieckich oczach widać było strach. W drugiej połowie 1944 roku w naszej okolicy doszło do dziwnych i bardzo głośnych eksplozji. I my i oni panicznie baliśmy się tych niezapowiedzianych wybuchów. Spadały bezszelestnie jak grom z jasnego nieba. Niemcy szeptali między sobą, jednak nam nie wolno było nawet o to pytać. Po jednej eksplozji gdzieś w okolicy schowałem się ze swoim niemieckim kolegą w piwniczce, gdzie zazwyczaj przechowywano masło. Nie wytrzymałem, widząc większe przerażenie w jego dumnych niegdyś oczach niż w moich i zapytałem z ironią w głosie: »Cóż to za broń, która nie odróżnia wroga od swojego?«. »Mój« Niemiec popatrzył na mnie z pogardą. »To cudowna broń, którą obiecał nam nasz wielki Führer, dzięki niej wygramy wojnę!«”.

Po II wojnie światowej w Liskowie pozostały tylko dwa ślady: tuż za cmentarzem pozostałości po umocnieniach polowych mających powstrzymać uderzenie Rosjan od wschodu i kilka ogromnych lejów. Niektóre kratery zostały zaraz po wojnie zasypane, gdyż przeszkadzały rolnikom w uprawie. Jednak kilka z nich przetrwało w nienaruszonym stanie do dziś. Przez prawie 70 lat w tych kraterach stała woda. Dopiero w 2012 roku, kiedy ogromna susza nawiedziła te okolice, pierwszy raz można było zejść suchą stopą na dno krateru w miejscu nazywanym przez mieszkańców „Surowy Ług”. Jeszcze jako grupa historyczna, a nie stowarzyszenie, postanowiliśmy rozwiązać zagadkę tego miejsca. Zeszliśmy na dno krateru i wśród zgniłych liści odnaleźliśmy kawał zardzewiałego i pogniecionego metalu. Nie mieliśmy pojęcia, do czego mógł służyć. Czy była to część samolotu czy raczej zwykłej bomby? Z pomocą przyszło nam forum „Odkrywcy”. Element zidentyfikowano jako zapłonnik mieszaniny paliwowo-powietrznej silnika rakiety V2. I tak odkryliśmy jedną z lokalnych tajemnic II wojny światowej.

WALKA Z WIATRAKAMI

prace konserwatorskie wydobytych elementów

Jesteśmy pasjonatami historii, więc każda pamiątka z przeszłości jest nam bardzo droga. Postanowiliśmy oddać nasze znalezisko do jakiegoś muzeum, by uratować je przed zniszczeniem. Naszym marzeniem było móc uczestniczyć w dalszych, już profesjonalnych poszukiwaniach elementów rakiety. Szukaliśmy kogoś, kto mógłby nam pomóc w wydobyciu tego, co zostało z V2. Rozsyłaliśmy e-maile do dużych stacji telewizyjnych, do redakcji powszechnie znanych programów o tematyce poszukiwawczej. Pisaliśmy do znanych grup, które na co dzień zajmują się eksploracją. Szukaliśmy także muzeum, które przygarnie od nas artefakt. Niestety wyrażano wielkie zainteresowanie, ale na tym się praktycznie kończyło. Powszechnie sądzono, że znalezienie jednego elementu rakiety nie znaczy, że musi być tam ich więcej. Producenci filmowi zdecydowali, że rozkopywanie pustego krateru na wizji się nie opłaci i grzecznie nam odmawiali. Jak zawsze chodziło tylko o pieniądze. Tylko jedna duża, znana grupa wyraziła chęć pomocy, jednak na tych chęciach się skończyło. W końcu udało nam się odnaleźć prywatne muzeum, które zgodziło się przygarnąć i zabezpieczyć znaleziony element rakiety przed korozją. Obiecano nam też załatwienie wszelkich pozwoleń i wspólne przeszukanie krateru. I na tym się skończyło. Dziś zapłonnik leży na wystawie i rdzewieje. Odwiedzającym licznie to miejsce turystom nawet się o nim nie opowiada.

NADCHODZI POMOC

Ponad 6 lat szukaliśmy pomocy. Było nas zbyt mało i nie byliśmy jeszcze zarejestrowanym prawnie stowarzyszeniem, by starać się w WKZ o pozwolenia na tego typu prace badawcze. Marzyliśmy, by elementy z rakiety pozostały właśnie tu, u nas w Liskowie. W końcu powstała Izba Pamięci, której jesteśmy współzałożycielami. Jakiś czas wcześniej, przed otwarciem Izby, nawiązaliśmy kontakt z o wiele większym od nas i bardziej doświadczonym Ostrowskim Stowarzyszeniem Enigma. Rzadko się zdarza, by takie grupy jak my łączyły swoje siły. Panuje w środowisku eksploracyjnym dziwna zawiść i zazdrość. Zdawaliśmy sobie sprawę, że sami nie damy rady legalnie prowadzić prac badawczych na Surowym Ługu. Mogliśmy tego dokonać tylko, łącząc siły. Postanowiliśmy zaryzykować i zdradzić Enigmie swoje lokalne tajemnice. I szybko się przekonaliśmy, że było warto! Nasze Stowarzyszenia się zaprzyjaźniły i planujemy kolejne wspólne projekty. W 2018 roku uzyskaliśmy wszystkie niezbędne pozwolenia. Do pomocy zgłosili się wszyscy niezrzeszeni z nami przyjaciele i rodzina. OSP Lisków, OSP Kozlątków. Koło Miłośników Dziejów i Tradycji Regionu w Kawęczynie itd.  Udało się sprowadzi koparkę i uzyskać nieocenioną pomoc, jaką okazali nam druhowie z Ochotniczej Straży Pożarnej z Liskowa i pobliskiego Koźlątkowa. Oczyszczenie z gęstych krzaków zajęło nam jedynie 3 godziny, a ocenialiśmy ten etap prac na cały roboczy dzień. Zanim koparka zdążyła dojechać, mieliśmy już oczyszczony teren. Według żyjących jeszcze świadków, krater był głęboki na jakieś 8–10 metrów. Na początku koparka usunęła 70-letnie błoto i warstwy zgniłych liści. Dwa metry pod ziemią dopiero natrafiliśmy na pierwsze jeszcze niewielkie elementy rozbitej rakiety. Na 3 metrach głębokości dokopywaliśmy się do coraz większych metalowych konstrukcji. Niektóre dzięki schematowi udało się nam zidentyfikować. Na głębokości około 4–5 metrów znaleźliśmy zgniecione, zrobione ze sklejki skrzynki z wystającymi przewodami elektrycznymi. Okazało się, że są to skrzynki, w których konstruktorzy montowali nadajniki radiowe. Niektóre elementy konstrukcji na początku uznaliśmy za lekki metal, jednak po dokładnym umyciu nie mogliśmy uwierzyć własnym oczom. Konstruktorzy, ku naszemu zdziwieniu, do budowy rakiety używali zwykłego drewna! W sumie wydobyliśmy z krateru około 300 kg kawałków lub całych części tej cudownej broni Führera. Prace w końcu musieliśmy wstrzymać. Nasza koparka miała swoje ograniczenia i głębiej nie sięgała. Dotarliśmy do około 5 metrów pod ziemię, mimo że nadal nasz najczulszy wykrywacz wskazywał na kolejne, znacznie głębiej ukryte w kraterze metalowe części. Być może na wiosnę wspólnymi siłami uda nam się sprowadzić cięższy sprzęt wydobywczy. Kiedy po konserwacji wydobyte elementy trafiły do Izby Pamięci w Liskowie, stała się rzecz niezwykła. Jeden ze zwiedzających wystawę panów zaoferował nam będącą w jego posiadaniu butlę gazową od rakiety V2, którą znalazł przy jednym z kraterów w okolicach podkaliskich Brzezin. Nasza wystawa została wzbogacona o piękny i zachowany w idealnym stanie zbiornik, jak się potem okazało, na sprężony azot. W tym samym roku odnaleźliśmy dzięki pomocy właściciela działki miejsce, gdzie według świadków rakieta w całości wpadła w bagno i nie eksplodowała. Już po wojnie wrak próbowali bezskutecznie odnaleźć i wydobyć Wojskowy Instytut Historyczny i Muzeum Wojska Polskiego. Wtedy to było bagno, dziś jest to pole uprawne. Prawdopodobnie obie instytucje nie dysponowały jeszcze wtedy nowoczesnymi instrumentami jak georadar czy magnetomert protonowy. Mieszkańcy opowiadają, że długimi tyczkami próbowali tą rakietę znaleźć. Mamy nadzieję, że to nam kiedyś uda się dokładnie określić miejsce, gdzie dziś spoczywa jedyna, bo zachowana w całości rakieta V2.

 

 

Otwarcie ekspozycji wydobytych elementów w Izbie Pamięci w Liskowie

W lutym mieliśmy ogromny zaszczyt gościć na łamach ogólnopolskiego miesięcznika „Odkrywca” Redakcja chce ogromnie podziękować naszemu koledze ze Stowarzyszenia Enigma Pawłowi Olkowi i Redaktorowi Naczelnemu miesięcznika Andrzejowi Daczkowskiemu. 

STOWARZYSZENIE R.G.H SCHONDORF
STOWARZYSZENIE O.S.E.H. ENIGMA

Foto: Daria Olek, Gracjana Herman, Przemysław Frątczak 

 

 

Share Button

2 Odpowidzi na Rakieta V2 – Lisków – Cudowna broń

  1. Andrzej76 pisze:

    Witam. Oglądałem wczoraj lej w lasku pod Cekowem. Ojciec twierdzi,że po wybuchu rakiety latem lub jesienią 1944,co pamięta trochę jako 5-letnie dziecko. Pozdrawiam.

Dodaj komentarz