Walka Kościoła z „Zaraniem”

Nr. 20                                                                                                                     Warszawa, 19 maja 1910 r.

ZARANIE

PISMO TYGODNIOWE

OGÓLNO-KSZTAŁCĄCE, SPOŁECZNE, ROLNICZE I PRZEMYSŁOWE

Cena „Zarania” rocznie rb. 3, z przesyłką rb. 4, półrocznie z przes. Rb. 2, kwartalnie z przesyłką 1. Rb.

CENA OGŁOSZEŃ : 20 kopiejek za wiersz jednoszpaltowy drobnem pismem.

Adres Redakcji : Warszawa ulica Nowy Świat Nr. 21

Z parafji Lisków, w gub. kaliskiej.

 Donoszę Wam, że i nas dotknęło to, co innych. Oto był w naszych stronach ks. Biskup. Myśmy się spodziewali jego błogosławieństwa, tymczasem… zabroniono nam czytać „Zaranie” i proboszcz nasz spełnił rozkaz Biskupa i my teraz będziemy mieli wielką stratę czasu, bo po „Zaranie” sami będziemy musieli chodzić na pocztę o 8 wiorst. Ale gdyby było jeszcze raz 8 wiorst, to też pójdziemy. Wysyłajcie nam te trzy egzemplarze: dla mnie, dla St. Nowakowskiego i dla nowego przedpłatnika, Feliksa Walasa z Zakrzyna. Życzymy Wam jak najlepszego zdrowia w tej ciężkiej i mozolnej pracy, a my ze swej strony, ile możności będziemy swoją własną sprawę popierali.

Andrzej Ignaszak z Koźlątkowa.

+++

Ponieważ zawiadomiony zostałem przez ks. Blizińskiego, że już „Zarania” niedostane z powodu zakazu biskupa Zdzitowieckiego, który wizytował naszą parafię, więc proszę mi „Zaranie” przesłać na moje własne nazwisko

Stanisław Heresztyn ze Skarżyna par. Lisków.

Listy powyższe drukujemy dla wiadomości potomnych.

zaraniezaranie1

WO JNA KSIĘŻY Z „ZARANIEM”.

Jesteśmy świadkami historycznej walki. Lud polski, do niedawna jeszcze niewolnik pańszczyźniany, stal się nie tylko pod względem prawno-formalnym współobywatelem innych stanów, ale poczyna wyłaniać z siebie inteligencję celem zdobycia sobie współobywatelstwa w dziedzinie myśli. Ruch ten, młody jeszcze, błyszczy u nas całą świętością idealizmu i niepokalaności. Jeżeli w Galicji zdołały pokusy życia politycznego ten lub Ów liść drzewa ludowego zwarzyć szronem deprawacji, na gruncie naszym nie było nawet do grzechu okazji, gdyż żadne pokusy nie wabiły typów gorszych w to szeregi młode, czyste, idealne. Ruch ten nie ma dotąd na sobie ani jednej plamki, posiada niewinnego pięknie chowanego młodzieńczyka i prawdopodobnie długo jeszcze przeżywać będzie tę fazę, zawsze najpiękniejszą. Tak powstawał i taki miał charakter każdy ruch o zakroju dziejowym. Ale też zawsze stare potęgi oskarżały go o przewrotność, szerzenie demoralizacji i wszelakie bezeceństwa. Ważąc na szalach sprawiedliwego sądu oskarżenia i oskarżycieli, moglibyśmy, jako pewnik dla wszystkich podobnych wypadków ustalić, iż oskarżyciele ci zarzucali zawsze oskarżanym tylko jedno — swoje własne winy. W czasach ostatnich do walki z tym ruchem zmobilizowali się szczególniej księża. Zagrzmiały wszystkie ambony przeciwko „Zaraniu” i „zaraniarzom”, czyli czytelnikom tego pisma ludowego. Sprawa szkoły gospodarstwa wiejskiego w Kruszyn ku przekonała księży, że inteligencja ludowa jest dziś już siłą, z którą bardzo poważnie liczyć się muszą. Kazalnicom tedy sekundowały ludowe pisma klerykali styczne, jak np. „Polak, Katolik”. A wreszcie wystąpili biskupi z listami pasterskiemi. Widzimy więc, że na okopy Św. Trójcy zostały zawleczone działa kalibru najcięższego. Kanonada nie ustaje. Inteligencja ludowa odpowiada. Ze wszech miar warto przysłuchać się tej historycznej strzelbie. O liście pasterskim biskupa kieleckiego, ks. Augustyna Łosińskiego, pisaliśmy już w N 165 na str. 429-431. Przypominamy na wszelki przypadek strzał kapitalny tego listu:

„były zbrodnie, świętokradztwa, kazirodztwa… Lecz samego grzechu (!) Nie było… Niedowiarstwa nie znajdziesz”.

Kursyw oryginału. A więc grzesznikiem właściwym nie jest jakiś Damazy Macoch, który, mordując brata stryjecznego, przerywa na chwilę, aby go dysponować na śmierć, a potym dusi go dalej aż do skutku; tym grzesznikiem właściwym będzie każdy uczciwy, szlachetny, rozumny, nawet poświęcający się dla bliźnich człowiek ukształcony, który do kościoła nie chodzi i w naukę księży nie wierzy. To jest kwintesencja ETYKI biskupa Łosińskiego. Nie tylko jego, ale wszystkich księży.  Lecz biskup Łosiński ujął tę zasadę w zdanie wyraźne. Leon XIII powiedziałby mu: jesteś, biskup, w pisaniu trochę nieopatrzny! Z drugim listem pasterskim wystąpił biskup płocki, ks. Nowowiejski. Tekst tego listu rąk naszych nie doszedł, więc mówić o nim nie możemy. Natomiast możemy mówić o trzecim liście pasterskim, którego autorem jest osławiony ksiądz Zdzitowiecki, biskup włocławski. Tekst tego listu znajduje się w N 181, Polaka-Katolika”. Biskup Zdzitowiecki nie wymienia pisma, przeciwko któremu wydal swoje orędzie, Iecz dodaje „wiecie zapewne, kogo mam na myśli”, zaś redakcja „Polaka Katolika” objaśnia w przypisku: „Zaranie”. Ludzie ci, powiada biskup i drukuje kursywem,

„przychodzą w odzieniu owczym, a wewnątrz są wilkami drapieżnemi. Pięknie, wymownie i na pozór przekonywująco prawią o szczytnej nauce Chrystusa, o miłości, braterstwie”, ale „obrzucają błotem oszczerstwa instytucje kościelne, kapłanów katolickich, podburzają przeciw nim opinję”, „postępują bardzo przebiegle”, „gdy bowiem zaniknie, zamrze w sercach waszych przywiązanie i zaufanie (!), Jakim się zawsze odznaczaliście dla kapłanów-pasterzy swoich, niewiele (!) Ponieść trzeba będzie wysiłków, aby i samą wiarę (!) Zabić, wyrwać z serc waszych”.

Zdanie to jest tak kardynalne, że Leon XIII na pewno schwyciłby księdza- biskupa za rękaw i zawołał: Ależ, biskupie! Albowiem zważmy: czy lud może mieć zaufanie do Damazego Macocha i Izydora Starczewskiego oraz mnicha Bazylego, wszystkich z Jasnej Góry a obecnie z więzienia piotrkowskiego? Czy może mieć zaufanie do o. Rejmana, który „o niczym nie wiedział”? I czy mole mice wreszcie zaufanie do samego księdza biskupa Zdzitowieckiego, który miał ich dozorować? Wszak biskup Zdzitowiecki bywał na Jasnej Górze dość często. Czy nie dziwiło go to, co uderzyło delegata rządowego, że mnisi żyją z salonach a nie celach klasztornych? A czy teraz lud może mieć zaufanie do takiego kapłana-pasterza”, jak biskup Zdzitowiecki, który zwraca się z prośbą do sądu, aby proces kryminalny, wytoczony zbrodniczym księżom-mnichom, odbył się przy drzwiach zamkniętych?

„Wy, rodzice”, pisze dalej ksiądz biskup Zdzitowiecki, „ileście gorzkich łez wylali, ile może złorzeczeń posłali ku niebu na tych, co dzieci wasze z drogi prawej zwrócili”

No, posłuchajmy, co na to odpowiada myśląca garść ludu polskiego. W N 40 „Zarania” pojawił się „List otwarty do J.E. Ks. biskupa djecezji kujawsko-kaliskiej, ks. Stan. K. Zdzitowieckiego”, podpisany imionami i nazwiskami 29 „zaraniarzy” z kaliskiego. To wystąpienie imienne zasługuje na baczną uwagę.

„W niedzielę, dnia 17-go zeszłego miesiąca (sierpnia), we wszystkich kościołach w Kaliskim księża odczytali list pasterski ks. biskupa Zdzitowieckiego, a potym go tłumaczyli i rzucali pioruny na „Zaranie” i na nas, zaraniarzy, a nawet zakazywali nas pozdrawiać „pochwalonym”. To też my, zaraniarze, za ów list pasterski i za taką pieczę o nas, która nam przypomina wieki średnie, kiedy to za każde śmielsze wypowiedzenie się palono na stosach lub zamykano po ciemnicach — za to właśnie prześladowanie nas składamy Waszej Ekscelencji staropolskie: „Bóg zapłać” A dalej: „My, włościanie polscy, dorośliśmy już do tyla, by poznać, gdzie jest fałsz, a gdzie jest prawda, i że papier na wszystko jest cierpliwy”. My nie chcemy być takiemi, by nam narzucano, co czytać mamy, lub wzbraniano coś czytać. Księga wiedzy jest już otwarta dla wszystkich jednako. Dziś nie to czasy, żeby siłą, nakazem lub zakazem utrzymywać fanatyzm i wstecznictwo, jak to chce uczynić Wasza Ekscelencja względem chłopa. Ileż to zbrodni, jak częstochowskie, powstaje z winy „uczonych w piśmie”. A czy który ludowiec-zaraniarz popełnił, już nie coś podobnego, ale mniejszej wagi świętokradztwo?” „Niech bracia kapłani wejdą na naszą drogę”. „Ale dziś, niestety, duchowieństwo nasze opanowała pycha, zazdrość, wyzysk”, są między niemi tacy właśnie, którzy przychodzą do nas „w odzieniu owczym, a wewnątrz wilcy drapieżni”. Wasza Ekscelencja w swym liście pasterskim broni podwładnych sobie księży, ale my wiemy, czym oni bywają po parafjach”, po wyjściu z seminarjum „z początku, ku jest, jaki taki, ale jak tylko opanuje go władza rubla, to już jest inny”. To też my, chłopi, nie możemy brać przykładu z księży, ani ślepo słuchać i wierzyć im, bo w czynach ich zbyt często nie znajdujemy dobra, ale zło”, „w kościołach naszych swemi bezcelowemi kazaniami wywołują też nieraz pusty śmiech, albo rozgoryczenie i żal, że tak jest”. „Stanowczo też powiadamy, że jeżeli duchowieństwo dzisiejsze nie zmieni kierunku swego myślenia i postępowania, to nastanie czas rzeczy nieprzewidzianych”. Dalej znajdujemy wykazanie, iż nie jest zgodne z prawdą, co głosi biskup, iż księża wychodzą z „zaraniarzami” z miłością. Takie jest zaprzeczenie, jakoby kościół kiedykolwiek zajmował się popieraniem i szerzeniem nauki. Takie jest surowa krytyka oświaty rzekomo przez księży szerzonej. „Pytamy, gdzie są skutki tej oświaty? Kraj w upadku, więzienia, jak nigdzie, przepełnione… Człowiek niepewny jest swego życia… Więc cóż z tej Waszej oświaty? Kogo i jak ona oświęciła? Wielkich magnatów? Duchowieństwo? A nauczaliście panów tak, że dziś ziemia polska przechodzi w ręce niemiecko-żydowskie, a chłop polski musi emigrować za morze. Fabryki w rękach Żydów lub Niemców, a „oświeceni” magnaci wyjechali lub wyjadą za granicę, wywożą z Polski pieniądze i pozostawiają je po Montekarlach, Rywierach, Paryżach, Berlinach, Wiedniach”; „duchowieństwo nauczyło się zdzierać… strzydz wełnę z owiec-ludu”, księża „nauczyli się używać rozkoszy, drwić sobie ze wszystkiego, czego nauczają, i tylko ciemnemu ludowi każą się modlić i nie ubiegać się za groszem, bo to — powiadają wszystko marność nad marnościami”. “Prawda, znajdą się księża dobrzy, ale to bodaj na stu jeden. Do tego przywiodła Wasza nauka”. A teraz o biednym chłopie w tych szkołach Waszych, któreście dawniej w swych rękach mieli, zapomniano; dopiero go dziś postrzegają jako ostoje swojego bytu, gdyż na tamtych, na Panow, niema co liczyć, bo już zwyrodnieli i pobankrutowali”. Odezwa kończy się zapewnieniem, że lud będzie to czytał, co uzna dla siebie za pożyteczne. Oto jest historyczne, jak czytamy w odezwie, „wypowiedzenie swego sądu” przez inteligencję ludową biskupowi w oczy. Na ową inteligencję ludową i jej Pismo, sekundując biskupom, strzela ze swych armatek „Polak-Katolik”. A nabija je paradnemi frazesami. Redaktor „Zarania” jest to „Anarchista” (patrz artykuł pod tym nagłówkiem w N 179). Pismo jego jest „Bojówką przeciw wierze ludu” (patrz tak zatytułowane artykuły w 155-157. Jest to „żydowsko-bezwyznaniowa rekrutacja” (N4′ 157, str. 2). Znany brutal, ksiądz Charszewski, w 202 „Polaka, Katolika” zaczął drukować artykuł p. n. ,N’ 37 Zarania”. Artykuł ten jest skierowany specjalnie przeciwko Tomaszowi Nocznickiemu. Znajdujemy tam taki kwiatek:

„Proponuję, ażeby mądrali temu z „Zarania” dano przydomek „Czyjaktam” (Czy jak tam). Panie Nocznicki-Czyjaktam, zgoda?”

Jeżeli już chodzi o przydomki, to przecież swego czasu ks. Charszewski, zaszczycając nas niespodzianie swoją wizytą i przynosząc egzemplarz swej sławetnej „Wtórej podróży do Ciemnogrodu”, którą i tak już mieliśmy, sam nam opowiadał, jaki przydomek jemu, księdzu Charszewskiemu, zaproponował zmarły niedawno ksiądz biskup Niedziałkowski. Przydomka tego nie powtórzymy, ale przypomnimy ks. Charszewskiemu, że go bardzo zabolał. W każdym razie to nie było jakieś nieokreślone „czy jak tam”, ale owszem, określone nawet co do gatunku, zadzierżystego a skomliwego. Ale mniejsza o to. Nas tu interesuje ów ton butny, arogancji, pychy, fanfaronady. Ba, dotąd widziało się tylko „chamstwo” chłopskie, chylące się do ziemi i obejmujące księdza za nogi, a ksiądz, stojąc w ganku plebanji, tylko „hepał”. Nagle ten lud prostuje się, patrzy bystro w oczy onemu księdzu zaperzonemu i powiada: ej, coś mi się zdaje, że jegomość ani nie jest tak bardzo poczciwy, ani tak bardzo mądry… W odezwie, inteligencji ludowej jest jedno zdanie, które należy dobrze wziąć pod uwagę. Podyktowała je samowiedza głęboka obserwacja: „NASTANIE CZAS RZECZY NIEPRZEWIDZIANYCH”. To też dla bacznego umysłu, który bierze pod uwagę nie tylko słowa pieśni, ale przedewszystkiem jej ton, ów list otwarty inteligencji ludowej do księdza biskupa Zdzitowieckiego ma wszystkie cechy manifestu. NASTAJE CZAS RZECZY NIEPRZEWIDZIANYCH. Fala, która idzie, przyjść musiała. „Ślepi nie widzą, źli zohydzą, lecz ona sunie a sunie”. Taka fala w XVI wieku wyszła była z łona szlachty. Lecz Rzym wystawił swe jezuickie tamy i fala bezsilnie sic rozprysła. Druga fala wyszła z inteligencji polskiej i tej już nie dala sic zatamować. A teraz idzie fala trzecia. (…)

 

Share Button

Dodaj komentarz