Zagłada Żydów w Koźminku

ZAGŁADA ŻYDÓW W KOŹMINKU

OD REDAKCJI: 

Chcielibyśmy serdecznie podziękować osobom, które pomogły nam w tłumaczeniu tekstu do artykułu. Bez pomocy tych życzliwych Pań nie dalibyśmy sobie rady.

Dziękujemy za tłumaczenie Paniom :  

z jezyka angielskiego : Pani Gracjanie Herman i Pani Roksanie Maciejewskiej  

z języka niemieckiego : Pani Karinie Ździebło

Oficjalnie źródła podają, że koźmińscy Żydzi zostali wywiezieni, i zamordowani  w obozie „KULMHOF” w Chełmnie nad Nerem. To tam, w tym strasznym miejscu, życie straciło tysiące Żydów z Wielkopolski. To tam, mieli zostać zamordowani niemal wszyscy Żydzi z Koźminka. Czy jednak tak naprawdę się stało? Otóż nie, Żydzi z Koźminka, przynajmniej ich część została poddana okrutnym testom. To zabiło około 500-700 osób! Wyjawiamy wam, co udało nam się w naszym śledztwie odkryć. Ujawniamy wam, co stało się jesienią 1941 roku. Wyjawiamy, co w styczniu 1942 roku robił jeden z największych zbrodniarzy, dowódca Sonderkommando Herbert Lange. Prawda, którą udało się nam odkryć, opis zbrodnii jest przerażający. Prawdopodobnie odkryliśmy miejsce ogromnej tragedii. Najpierw jednak trochę suchych faktów.

Koźminek to miasteczko dość mocno związane z kulturą żydowską. Jak podają źródła już od XV wieku datuję się bytność Żydów w Koźminku. Żydzi w Koźminku należeli aż do XIX wieku do gminy w Kaliszu. W 1719 roku wznieśli oni w północnej części miasta (obecnie tyły parceli przy ul. Kilińskiego) drewnianą synagogę.  W owym czasie był też już cmentarz żydowski, po którym dziś już nie ma śladu. W 1809 roku Koźminek zniszczył pożar, spłonęła również drewniana synagoga. Na jej miejsce powstała nowa murowana synagoga, dane podają, że powstała ona po 1883 roku. Gdzie przez okres około 70 lat modliła się społeczność żydowska? Nie wiadomo, być może były to prywatne domy modlitwy. Wiadomo, że w 1921 roku mieszkało tu 729 Żydów.  W każdym razie po 1883 roku powstaje nowa synagoga inaczej nazywana również Bożnicą oraz budynek mykwy, który był podobno użytkowany do 1939 roku. Jak opowiada pewien starszy mieszkaniec Koźminka mykwa mieściła się nieco dalej na ulicy Kilińskiego. Mykwa, wyjaśnienie dal tych, którzy nie wiedzą to-

,,w judaizmie zbiornik z bieżącą wodą (niekiedy basen) dla osób i naczyń, które zaciągnęły jakiegoś rodzaju nieczystość rytualną. Obmycie w mykwie dokonuje się przez całkowite zanurzenie. Obmywane są także naczynia nowo nabyte. Kąpiel w mykwie odbywali także neofici, jako element obrzędu przyjęcia do synagogi. Od średniowiecza łączona była z łaźnią – również określaną tą samą nazwą: mykwa”. Właściwy zbiornik powinien zawierać przynajmniej 40 sea wody (ok. 270 litrów) tak, żeby możliwe było zanurzenie całego ciała. Woda nie może być „czerpana” tzn. być uzupełniana wiadrami, ma pochodzić bezpośrednio z rzeki lub źródła, lub wody deszczowej bezpośrednio doprowadzonej do zbiornika.

Ciekawe jak Żydzi w Koźminku uzupełniali wodę, rzeka wszakże, obok, ale wedle zasad nie powinna to być woda czerpana. No cóż pewnie się o tym nie dowiemy.

Trzeba tutaj jeszcze wyjaśnić znaczenie Synagogi, która jest dla wyznawców Mojżeszowych miejscem świętym. Jest to najważniejsza instytucja judaizmu, pełniąca jednocześnie kilka zasadniczych funkcji, jako miejsce: gromadzenia się wspólnoty lokalnej, nauczania, odprawiania publicznych modłów z udziałem, co najmniej dziesięciu dorosłych Żydów. Synagoga nie jest „świątynią”, choć w pewnym uproszczeniu bywa tak nazywana, bowiem w zasadzie miano owo i funkcje (zwł. miejsca obecności Boga) są w judaizmie zastrzeżone wyłącznie dla Świątyni Jerozolimskiej.

Jeśli chodzi o architekturę synagog to zazwyczaj, poza tym, że były nieco większe od reszty budynków, architektonicznie nie odbiegały od charakteru zabudowy danej miejscowości. Tak, więc na wsiach i małych miasteczkach często była to zwykła drewniana budowla, a w miastach większe lub mniejsze budynki od stylu romańskiego do klasycystycznego czy popularnego na początku XX wieku neogotyku. Od średniowiecza w architekturze synagog pojawił się babiniec. Było to osobne pomieszczenie dla kobiet przylegające do głównej sali i oddzielone od niej ścianą nazywaną mechica, w której mieściły się okna, lub w większych bożnicach umieszczone w galerii na piętrze, z którego kobiety mogły obserwować całe wnętrze. Według zaleceń religijnych było to spowodowane troską o modlących się mężczyzn, gdyż podczas modlitwy nic nie mogło rozpraszać ich uwagi.

Ściana wschodnia synagogi była jednym z najważniejszych miejsc, bowiem w wewnętrznej przestrzeni znajdował się aron (ha-) kodesz, a znajdujące się tam miejsca – uważane za najbardziej zaszczytne.

Aron (ha-) kodesz to szafa ołtarzowa (zarówno wolno stojący mebel, jak i nisza w ścianie) przeznaczona do przechowywania rodałów (Tory), umieszczona w głównej sali modlitwy w synagodze. Aron (ha-) kodesz sytuowany jest na osi ściany skierowanej w stronę Jerozolimy (w Europie ściana wschodnia). W Polsce wykonywano szafy jedno- i kilkukondygnacyjne, zazwyczaj bogato zdobione ornamentami roślinnymi, symbolicznymi, zwierzęcymi, z miejscem na rodały w dolnej kondygnacji, zamykanym dwuskrzydłowymi drzwiami przesłoniętymi parochetem( zasłona) i kaporetem. Parochet składa się z centralnego kawałka materiału zwanego lustrem oraz dwóch pasów z innej tkaniny po bokach, które symbolizują kolumny w Świątyni.

Aron (ha-) Kedesz. Rodał (zwoje Tory).

Aron (ha-) Kedesz.

Rodał (zwoje Tory).

Rodał (zwoje Tory).

 

 

 

 

 

 

 

 

W Koźminku w synagodze mogło to wyglądać podobnie, tego niestety nie wiemy, ponieważ nie zachowały się żadne zdjęcia synagogi, w każdym razie my do żadnych nie dotarliśmy. Zdjęcie poniżej przedstawia ścianę wschodnią synagogi w Koźminku, gdzie od wewnątrz musiała się znajdować wnęka na Aron (ha-) kodesz.


Koźminek synagoga

Synagoga dzisiaj

Z opowiadań miejscowej ludności można się dowiedzieć, że synagoga w Koźminku miała piękne gotyckie okna, na suficie była namalowana gwiazda Dawida. Jeden mieszkaniec opowiadał, że w oknach były witraże a na suficie pełno gwiazd.

Inna osoba, której opowieść możemy przeczytać w publikacji Gminnej Biblioteki w Koźminku, opowiada, że w Synagodze

,,stały ławki, sufit był pomalowany na niebiesko, a na nim duża, sześcioramienna Gwiazda Dawida. Chodzili tam tylko mężczyźni. Na środku było wzniesienie, na którym modlili się Żydzi. W soboty przyjeżdżał odprawiać nabożeństwo rabin z Kalisza”.

Wzniesienie, o którym tutaj mowa to centralne miejsce synagogi – bima – podium lub podwyższenie, na którym znajduje się pulpit służący do czytania Tory. Z kolei w innych źródłach czytamy, że

,, Synagoga w Koźminku była zbudowana pierwotnie o typowym układzie sali głównej, poprzedzonej przedsionkiem z umieszczonym nad nim babińcem”.

Czyli z tej informacji wynika, że jednak była część przeznaczona dla kobiet.

Jak opowiadają starsi mieszkańcy przed wybuchem wojny, cała społeczność miasteczka żyła w zgodzie. Razem koegzystowali Katolicy, Ewangelicy i Żydzi. Ewangelicy prowadzili gospodarstwa rolne a Żydzi trudnili się przede wszystkim handlem. Żydzi obchodzili swoje święto Szabat. Szabat zaczyna się o zmierzchu w piątek i trwa do zmierzchu w sobotę, jego godziny są, więc ruchome i zależą od pory roku i szerokości geograficznej. Tradycyjnie przed szabatem gospodyni zapala dwie świece. Do obowiązków należy dwukrotna recytacja modlitwy kidusz. W sobotę wyznawcy judaizmu mają obowiązek zaprzestania większości codziennych obowiązków, a zwłaszcza powstrzymania się od szczególnych czynności określonych mianem ,,melachot”. Zakazana jest praca zarobkowa, sprzątanie, rozniecanie ognia (i używanie elektryczności), a także podróżowanie na większe odległość. Dlatego też w szabat mieszkanki Koźminka, jak można wyczytać w źródłach:

,, przychodziły pracować, żeby oni sami nie wykonywali żadnych czynności. Paliły w piecach, zapalały im świece, sprzątały, a oni w ten dzień nie robili nic, ale to tylko ortodoksyjni, pozostali już nie”.

Z opowiadań o Żydach zamieszkujących miejscowość Praszka można wyczytać, że w około 1900, może 1910 roku rabinem w Koźminku był Herszlik Zilberman, urodzony w 1877 roku w Warcie. Generalnie Żydzi z Koźminka podlegali Rabinowi z Kalisza.

W przedwojennym Koźminku życie toczyło się w miarę normalnie, wszystkie wyznania koegzystowały ze sobą, ba, zdarzały się nawet mieszane małżeństwa.

Wojna wszystko zmieniła…..Nastały ciężkie czasy dla Żydów oraz całej reszty społeczeństwa…


DZIEŃ ZAGŁADY 

Sonderwaggen

Sonderwaggen

Szukając informacji o tym, co stało się w tamtych strasznych dniach w Koźminku. Udało nam się spisać wywiad udzielony nam przez Panią Paczesną z Koźminka, oraz znaleźliśmy zapis nagrania rozmowy z Panem Józefem Nowakiem. Obie te osoby opisują jak wyglądało gazowanie Żydów w Koźminku, widziane ich oczyma. Z ich opisów wynika, mieszkańcy Koźminka zdawali sobie spawę, że ciężarówki wywoziły Żydów na śmierć. Zbrodniarze rozpowszechniali fałszywe plotki o tym, że cieżarówki służą tylko do przewozu osób do innego obozu. Mieszkańcy wiedzieli, że zabierają tych ludzi na śmierć. Pan Józef opisuje słyszalne krzyki wydobywające się z obitych blachą cieżarówek. A także twierdzi, że widział rure wydechową doprowadzoną do środka paki. Auta te miały przyjechać z Kalisza. Wedłóg Pani Paczesnej, samochody wracały puste po około dwóch godzinach. TO BARDZO WAŻNE, GDYŻ CZAS ODKRYWA TU WAŻNĄ ROLĘ! Niżej wytłumaczymy dlaczego, nie uprzedzajmy jednak faktów. 

Świadek nr. 1 Pani Paczesna z Koźminka

W getcie w Koźminku było ogrom ludzi, to nie była tylko ludność żydowska z Koźminka, ale z innych miejscowości. Cały teren był ogrodzony a miejscowa ludność wysiedlona do innych budynków. To było naprawdę sporo ludzi. W jedną noc, Niemcy zorganizowali taką akcję, ja byłam wtedy małą dziewczynką mogłam mieć 10 może 12 lat, chyba wszyscy, którzy żyją jeszcze to pamiętają. Z obszaru getta zabrali samych staruszków i dzieci, jak któraś z matek nie chciała oddać dziecka to ja zabrali razem z dzieckiem, umiesili ich w Bożnicy. Sporo ich tam było, w ciasnocie tej Bożnicy stali. Przyjechało wtedy dwóch esesmanów, takich na czarno ubranych, do dziś pamiętam ich surowy i okrutny wyraz twarzy. Było też takie czarne auto, ciężarówka czarna z paką zamkniętą z tyłu na takie zasuwy. Ci esesmani dyrygowali, a inni Niemcy zapędzali i kazali wchodzić tym Żydom do tej ciężarówki na pakę, zamykali i gdzieś z nimi jechali. Obracali tak może ze trzy razy, nie było ich około 2 godzin i znów wracali po kolejny transport ludzi. Nikt głośno z mieszkańców tego nie mówił, ale wszyscy szemrali, że pewnie gdzieś ich zabili i zakopali, bo przecież nie zdążyliby ich do innego obozu wywieźć, takie przypuszczenia ludzie wtedy mieli, bo przecież nikt nie wiedział, co z tymi staruszkami i dziećmi zrobili. Nikt też o nic się nie pytał ani zbytnio nie przyglądał, wszyscy się bali, że zostaną zabici albo wywiezieni do obozu jakiegoś. To nie było łatwe życie. W getcie po tej akcji zostali tylko młodzi zdolni do pracy a i ich potem wywieźli, mówiono, że do innego obozu.

Pomnik ku czi ofiarom zamordowanym przez okupanta w 1942 roku Las w Gołuchowie

Świadek nr 2 Pan Józef Nowacki – wywiad nagrany 10/02/2004 dla Jeff and Toby Herr Collection. Tekst wstawiamy w oryginale!

Nasza Czytelniczka słusznie zauważyła, że data urodzin tego świadka musi być błędna. Nie mógł być świadkiem w 1941 roku skoro urodził się 1939. Tekst jest oryginalny, więc przepisany z błędem. Niestety nie znamy daty urodzin świadka.

NOWACKI, Józef

Polish Withnesses to the Holocaust Project

Polish

RG-50.488*0211

Kaseta 1, Taśma 1

W tym wywiadzie Józef Nowacki ur. 09.02.1939 (błąd!) r. w Koźminku wspomina lata wojny, które spędził w rodzinnym mieście i we wsi Smółki. Opowiada o przedwojennych kontaktach z miejscową ludnością pochodzenia żydowskiego. Następnie opisuje wygląd przeludnionego Getta w Koźminku i przebieg gazowania znajdującej się w nim ludności. Dalej opowiada o ucieczkach ludzi z Getta i o pomocy, jaką udzielił poszczególnym osobom.

[01:] 00:20:00 – [01:] 08:20:59

Pan Nowacki wspomina ludność pochodzenia żydowskiego zamieszkującą przed wojną Koźminek. Opowiada, że miejscowi Żydzi trudnili się przede wszystkim handlem lub rzemiosłem. Kontakty pomiędzy ludnością Żydowską i Polską określa, jako bardzo dobre. Żydzi dawali miejscowym możliwość zarobku. Rozmówca wspomina mieszkającego w sąsiedztwie Rabina, zaprzyjaźnionego z jego ojcem. Zarówno Rabin jak i jego ojciec, z zawodu brukarz, w wolnym czasie grali na skrzypcach w zespołach muzycznych..

[01:] 08:21:00 – [01:] 16:26:59

Józef Nowacki opisuje wygląd Getta w Koźminku, które zajmowało dużą część miasta. Wyloty ulic odgrodzono drutem kolczastym pozostawiając tylko jeden wjazd. W Getcie więziono, oprócz miejscowych również ludzi z Sieradza, Warty, Błaszek i Stawiszyna. Getto było przeludnione, znajdowały się w nim tysiące ludzi, niektórzy spali na chodnikach. Z jednej strony Getto graniczyło z łąkami, przez które przepływała rzeka. Następnie pan Nowacki relacjonuje przebieg ucieczki żony rabina z Chocza, która z jego pomocą wraz z sześciorgiem dzieci wydostała sie z Getta. Kobieta ta, z pochodzenia Polka wydostała się wraz z dziećmi opuszczając teren Getta korytem rzeki. Pan Nowacki przeprowadził uciekinierów do Emilianowa, a następnie do Morawina, skąd trafili do Chocza. Zarówno kobieta jak i dzieci przeżyli wojnę i wyemigrowali do Australii. Pan Nowacki utrzymuje z nimi kontakt. Rabin z Chocza został zamordowany, rozmówca nie zna okoliczności i miejsca jego śmierci. Pan Nowacki opisuje dalej przebieg gazowania ludności żydowskiej. Opowiada, że codziennie do Getta przejeżdżały po 3-4 samochodów, do których ładowano więźniów. Najpierw gazowano dzieci, następnie kobiety i na końcu mężczyzn. Wypędzaniem z domów i ładowaniem na samochody zajmowało się ok. 8 – 15 uzbrojonych w kije żydowskich policjantów.

[01:] 16:27:00 – [01:] 24:40:59

Pan Nowacki kontynuuje relację z przebiegu gazowania, które przeprowadzano w samochodach. Rura wydechowa skierowana była do wnętrza i spalinami duszono znajdujące sie tam osoby. Opowiada, że samochody, w których duszono ludzi przyjeżdżały z Kalisza i nie wie, czy kierowali nimi Niemcy czy Polacy. Pan Nowacki przypomina sobie, że po wyruszeniu jeszcze przez jakiś czas z samochodów wydobywały się krzyki mordowanych. Transporty te powtarzały się codziennie. Na końcu na samochody zgonieni zostali biorący udział w zbrodni żydowscy policjanci. Ostatecznej likwidacji Getta dokonali miejscowi żandarmi, m.in: Summer (Sommer), Łodziak, Othe i Bymś i oraz cywilni Niemcy z SA.

Pan Nowacki był świadkiem ucieczek z Getta. Niektórzy ze znajomych ukrywali się podczas wojny, m.in. bracia Bruks (Brux).

[01:] 24:41:00 – [01:] 34:00:59

Pan Nowacki wspomina, że samochody z zamordowanymi jechały w stronę Kalisza. Dopiero po wojnie odkryto w lesie pod Kaliszem groby mieszkańców Getta. Ludność żydowska w gettcie wiedziała o zbrodni. Rozmówcy nadmienia, że na polecenie ojca przeprowadził do Opatówka trzy dziewczyny pochodzenia żydowskiego, które zjawiły się u nich w domu. Pan Nowacki nie zna dalszych ich losów.

Następnie opowiada o aresztowaniu i ucieczce z więzienia w Kaliszu, po której schronił się u wuja w Smółkach, gdzie przebywał do końca wojny. Pan Nowacki przypomina sobie, że jeden z sąsiadów, Jaśkiewicz przyprowadził wtedy 9-10 letnią dziewczynkę pochodzenia żydowskiego. Dziewczynka, którą nazywano Marysia oficjalnie była krewną rodziny i uczęszczała na lekcje religii. Za przechowanie dziecka wujek pana Nowackiego otrzymał pieniądze. Po zakończeniu wojny po dziewczynkę zgłosili się Bruks  i Wołek. Rozmówca nadmienia, że Marysia wstąpiła później do jednego z zakonów duchownych we Wrocławiu.

[01:] 34:01:00 – [01:] 42:48:00

Pan Nowacki opowiada o przypadkach denuncjacji, nie ma jednak dowodu na to, że ktoś z mieszkańców miasta przyczynił się do jego aresztowania. Następnie wspomina, że w Koźminku znajdował się duży cmentarz Żydowski z Synagogą. Podczas wojny część cmentarza została zlikwidowana i przeznaczona na plac ćwiczeń dla Służby Robotniczej (Arbeitsdienst). Pan Nowacki nadmienia, że po wojnie Polacy wydobywano piasek z terenu cmentarza i sprzedawali do budowy, jako materiał budowlany.


AKTUALIZACJA 17.04.2018

Od Redakcji: Dokument odnaleziony i przesłany nam w Żydowskim Instytucie Historycznym przez Pana Krzysztofa Bielawskiego z www.kirkuty.xip.pl za co nasza Redakcja serdecznie dziękuje!

Koźminek. Traube Hersz, syn Mojżesza Wolfa i Ghany z Ickowiczów, urodzony w roku 1913 w Koźminku.

Zawód kupiec.

Ukończył szkoły religijne w Warszawie w 1934. Kawaler. Obecnie mieszka w Łodzi, przy Gdańskiej 23.

W czasie wojny przebywał w obozie w województwie poznańskim, w Szpatenfelde (Opatówek).

W czasie okupacji niemieckiej stracił całą rodzinę – 17 osób.

Mieszkałem w Koźminku, w powiecie kolskim do 1939 roku, do wkroczenia Niemców. Ich wejście do Koźminka rozpoczęło się spaleniem synagogi i pozostawieniem po niej ruiny. Na rynku zastrzelili dwóch Żydów: Barucha Klifmana, Maronowicza Barucha. W maju 1940 roku Żydzi się zebrali u Wilczyńskiego, powołali Komitet Żydowski i natychmiast otrzymali od Gestapo polecenie dostarczenia 100 silnych mężczyzn. Ja dostałem zawiadomienie o stawienictwie i wyjeździe do obozu Szpatenfeld, tak jak inni, w ramach żądanych 100. Towarzyszył nam w drodze do obozu jeden z członków komitetu. On nas pilnował, ale innej ochrony nie mieliśmy. Pierwszego dnia po przybyciu do obozu, szef obozu o godz. 9 rano zwołał ludzi na apel. Ze wszystkich pracujących wybrał 10 silnych mężczyzn i wydał im polecenie, by w ciągu dnia oczyścili pomnik Piłsudskiego i przymocowali mu głowę. W trakcie pracy przy pomniku przyszli do nas Polacy i powiedzieli nam, że jeśli znajdziemy butelkę z nazwiskiem budowniczych pomnika, w której będzie spisany życiorys Piłsudskiego, to mamy tę butelkę schować, nie oddawać szefowi obozu. Zrobiliśmy to, o co nas Polacy prosili, za co dostaliśmy podziękowanie.1

1. Od Redakcji: Z tego zapisku wynika, że pracujący przy pomniku Żydzi nie mieli pojęcia o prawdziwej treści listu. Dopiero później wyjaśnił się prawdziwy powód ukrycia przed Niemcami zawartości butelki, o czym pisze Jan Pogorzelec. Jednak Traube Hersz zapisał w swych zeznaniach, że to Polacy prosili ich o ukrycie butelki i, że nie otrzymali oni  żadnej za to zapłaty. Mało tego Żydzi zostali wysłani by naprawić pomnik a nie zniszczyć. Jest wiele niejasności w tym tekście. Być może tłumaczenie z języka hebrajskiego było niedokładne. 

Niemcy postanowili rozebrać pomnik z popiersiem Józefa Piłsudskiego, który został zbudowany dla upamiętnienia odzyskania niepodległości przez Polskę. Pracę tę wykonali Żydzi. Jednym z inicjatorów budowy tego pomnika był Niemiec Herman Feicht. Dlatego obiecał Żydom nagrodę za odnalezienie i przekazanie w jego ręce butelki zamurowanej pod pomnikiem, w której znajdował się akt erekcyjny z jego podpisem. Żydzi znaleźli i oddali mu „kompromitującą” butelkę. „Okupacyjne wspomnienia Jana Pogorzelca mieszkańca Opatówka”.

Pracowaliśmy przy budowie linii kolejowej i szosy. (szosa i linia kolejowa prawdopodobnie biegła do nowobudowanego obiektu kompleksu Borgdorf przyp. Redakcji) Przez nasz obóz każdego dnia przechodzili jeńcy francuscy. Za każdym razem dostawaliśmy coraz cięższą pracę, a za to otrzymywaliśmy 1/2 kg chleba na dzień. Kiedy przechodzili francuscy jeńcy 2, rzucaliśmy im chleb, a to zauważył Niemiec o nazwisku Brauer i zameldował szefowi – Brake.

2. Alianccy jeńcy wojenni byli dość dobrze traktowani przez Niemców. To oni budowali drogę do przyszłych magazynów broni i amunicji w Borowie. Czy aż tak głodowali, że to Żydzi musieli ich dokarmiać? przyp. Redakcji.

Szef nas ukarał i od tego dnia dostawaliśmy tylko 20 dkg chleba dziennie. Nocny stróż zameldował szefowi, że zbyt często kręcimy się po nocy po podwórzu. Szef obozu wydał zarządzenie, że jak tylko robi się ciemno, jest zakaz wychodzenia na podwórze. W przypadku wychodzenia za swoją potrzebą, każdy musiał być wyprowadzany pod eskortą współkierownika obozu żydowskiego – Jechimowicza. Wartownik poskarżył się szefowi, że kierujący obozem siłą wyrwał drzwi celem wyprowadzenia za swoją potrzebą człowieka. Po upływie 10 minut szef obozu przybył ze swoją świtą, wszyscy spaliśmy już, ale on kazał wszystkim wyjść na apel. Musieliśmy wyjść w samych koszulach, w silny mróz stanąć na bosaka. Przetrzymał nas na korytarzu około 1/2 godziny, a wszystko skupiło się na Jechimowiczu, bo skarga była na niego. Zarzucono mu, że bił wartownika. Kierownik tłumaczył, że usłyszał szum, więc poszedł sprawdzić, co się dzieje? Spotkał kobietę z wartownikiem, która była akurat na dziedzińcu obozowym, bo przyszła po drzewo. Wystąpiliśmy i powiedzieliśmy, że ta kobieta, co noc przychodzi po drzewo do obozu, czego jej nie wolno było robić. To wyjaśnienie było wystarczającym wytłumaczeniem dla szefa, który pozwolił nam wracać do łóżka. Nazajutrz poprosił do siebie kierownika obozu, a zdarzenie z wartownikiem zostało załatwione. Mieliśmy rację, a wartownik stracił posterunek.

Na początku 1942 roku, nie mając czym palić, pracując w nocy na kolei przy załadunku węgla, byliśmy zmuszeni zabierać trochę węgla do obozu, żeby nagrzać w domu. Zauważyli to żandarmi i zaraz nas oskarżyli przed szefem. Razem z szefem i jego obstawą urządzili w nocy na nas obławę. Obstawili cały obóz i kto wracał z pracy, był oblany krwią. Ci, którzy byli w obozie, zostali aresztowani na całą noc. Nazajutrz po pobiciu każdy musiał pójść do roboty bez śniadania.

W tym samym czasie w Kaliszu zaczęły się wysiedlenia. W czarnych autach Gestapo wywiozło wszystkich pozostałych Żydów z obozu. Wysłani zostali wszyscy starzy, dzieci i niezdolni do pracy. Zostali oni odwiezieni do Gołuchowa, w kazimierzowskie lasy i tam zamordowani. Wywieziono wówczas ponad 500 Żydów. W powiecie kaliskim miałem rodzinę, pragnąłem wracać do domu do Koźminka i ratować rodzinę, kiedy będzie to konieczne. Interweniowałem u kierownika obozu, u Jechimowicza, żeby mnie przesłał do innego obozu za Tajchanę, który podlegał pod tego samego komendanta – Brake. Przybyłem do Tajchany 3, przekupiłem niemieckiego kierownika – Adamskiego, żeby mnie odesłał do Koźminka, gdzie wtedy zostały utworzono warsztaty zbrojeniowe.

3. Nie znaleźliśmy żadnych informacji o obozie w Tajchanie. Jest tylko krótka wzmianka o zbrodniach nazistowskich i sprawach sądowych wytoczonym oprawcom, gdzie tylko wzmiankuje się o Tajchanie. Warsztaty zbrojeniowe w Koźminku? A to ciekawe! przyp. Redakcji

Starsi ludzie, którzy nie mogli pracować w warsztatach, zostali odesłani do obozu za Koźminkiem, ale był to tylko blef, pułapka. Już wtedy Koźminek był planowany do wysiedlenia. Inspektor powiatu kaliskiego (Ferdinand Göhler przyp. Redakcji), gestapowiec, chciał starych Żydów ze wszystkich obozów wprowadzić do Koźminka, a stąd podczas wysiedlenia odesłać wszystkich starych czarnymi autami. Zostały sporządzone listy kobiet, które były bez mężów lub były wdowami, zostały też sporządzone listy dzieci do 10 roku życia, także listy mężczyzn powyżej 50 roku życia. Wszyscy oni musieli być wywiezieni równocześnie z wysiedleniem. Inspektor zarządził, żeby wszyscy podlegający wysiedleniu zabrali ze sobą żelazne łóżka i obuwie różnorodne, bo to im się przyda tam, dokąd jadą. Żydzi wszystko to przygotowali. Po wysiedleniu Żydów z Koźminka okazało się, że te rzeczy pozostały. Zostały one później załadowane na ciężarówki, przewiezione do Kalisza i tam wyrzucone na kupę, leżało to bez pożytku. Pakunki zostały przesłane do Kalisza, a po przejrzeniu rzeczy bardziej wartościowe Niemcy wzięli dla siebie, a resztę zostawili.

Wyrwałem się z obozu, by pojechać do Koźminka i próbować ratować swoją żonę. W Koźminku dowiedziałem się, że Komitet Żydowski zapewniał Żydów, że nic się im nie stanie, nie będzie żadnego wysiedlenia. W tym czasie do Judenratu przybył inspektor i zapowiedział, że wszyscy muszą miasteczko opuścić. Wszyscy Żydzi byli ciekawi, po co do Judenratu przyszedł powiatowy inspektor? Ja sam stałem przed zegarem, przed oknem, chciałem się dowiedzieć, o czym oni mówią. Nie było możliwości usłyszeć, o czym rozmawiają. Judenrat wyjaśnił, że inspektor przyszedł z propozycją, a tymczasem zapadła decyzja, których Żydów zabierać najpierw. Członkowie Judenratu później usprawiedliwiali się, dlaczego tak mówili, okazało się, że im tak nakazano.

Dzień zagłady 

budynek szkoły w Koźminku

Pewnego dnia listopadowego 1941 roku Judenrat chodził z listami, było ich 75.  Listy te zostały rozdzielone między Żydów, którzy mieli się przeprowadzić. Tych 75 było mocno zakłopotanych. Ci ludzie imiennie wzywani byli na miejsce zbiórki i zostali odtransportowani. Pozostali doszli do wniosku, że wręczenie imiennych wezwań nie jest dobre. Zorganizowali zebranie Żydów z Koźminka i na nim podjęto dyskusję. Była tam też moja żona i matka. Ja byłem jeszcze zarejestrowany, więc do dyskusji nie zostałem dopuszczony. Ale wywołani z paczkami stawili się przed  Judenratem. Zostali oni zaprowadzeni do szkolnego budynku. Szkoła była mała, a została zapchana 900 ludźmi. Postanowiłem jechać razem z moją rodziną i wszedłem do szkoły. Panowała straszliwa ciasnota, ludzi było dużo, na dziedzińcu także.  Atmosfera była ciężka, w pomieszczeniu nie było czym oddychać. Żona moja i matka zaklinały mnie, bym opuścił szkołę. Trudno, my pojedziemy, mówiły, a ty ratuj się. Wyjście ze szkoły nie było już możliwe, drzwi wyjściowe zostały zamknięte na klucz, a pilnowało Gestapo i policja żydowska. Szukałem drogi wyjścia, ale nie znalazłem. W międzyczasie przyszedł mój kolega, który pracował razem ze mną w obozie. Został on przywieziony z obozu, bo chciał swoją matkę ukryć w obozie, w którym pracował. Przyjechał samochodem, na którym pakowano Żydów do zastrzelenia 4.

4. Trzeba zwrócić uwagę na to ostatnie zdanie, autor nie mógł wtedy wiedzieć, że setki ludzi załadowanych na ciężarówki nie zostanie wywiezionych i rozstrzelanych gdzieś w ukrytym miejscu, ale zostaną oni tu na miejscu zagazowani spalinami z ciężarówki. Czyżby autor wspomnień nie zauważył rury spalinowej doprowadzonej do skrzyni załadunkowej? Wygląda na to, co potwierdza wielu świadków, że Żydzi nie wiedzieli do końca, co ich czeka. przyp. Redakcji.

Jego matka nie została do szkoły wpuszczona przez Gestapo, była już w czarnym wozie. On wszedł do szkoły i gdy mnie zobaczył, to mi od razu powiedział, że w szkole zostanie i proponował byśmy się próbowali wydostać z budynku szkolnego. Nie było żadnej drogi ucieczki.  Siedzieliśmy tak w szkole do poniedziałku. Od czwartku każdego dnia ciężarówki zajeżdżały i gestapowcy wyciągnęli najpierw tych 75 Żydów, którzy zostali wepchnięci do samochodu. Ponieważ do jednego samochodu się nie zmieścili, kazano im zejść, a przy okazji dostali lanie, byli bici po głowie, a potem ponownie wpychani do tego samego samochodu. Gestapo chciało, by jak najwięcej ludzi zmieściło się jednej ciężarówce. Kiedy okazało się, że nie sposób wszystkich wepchnąć do jednego samochodu, Niemcy sznurami przywiązywali ludzi z obu stron auta, plecami do auta, i na siłę nogami wpychali do ciężarówki. Kiedy starzy byli już załadowani, gestapowcy zabrali się za dzieci. Dzieci zostały usadowione na kolanach tych starych ludzi, którzy byli już ściśnięci do ostatnich granic. Byli tak stłoczeni, że w samochodzie nie było żadnego wolnego miejsca, nawet między jedną a drugą głową.  W niedzielę gestapowcy ponownie pojawili się ze swoim czarnym samochodem (skrzynką) i znów zaczęli wrzucać ludzi ze szkoły do samochodu. W tym czasie oni mnie potrzebowali postarałem się znaleźć między ostatnimi, których wsadzi się do skrzyni. Przebywając w szkole zmarł Żyd o nazwisku Bernsztajn ze Stawiszyna. On leżał w innym pomieszczeniu. Gestapowiec poprosił mnie i jeszcze jednego, żebyśmy pomogli go wynieść, auto było już zapchane ludźmi, a gestapowcy wrzucili tam dodatkowo ośmioro dzieci na ludzkie głowy, zaczynają nas zmuszać, żebyśmy wrzucili jeszcze tego trupa, wrzuciliśmy go. 5

5. Załadowanie zwłok na ciężarówkę razem z żywymi było wystarczającym dowodem na to, iż ciężarówki dowoziły ciała prosto do zbiorowych mogił. przyp. Redakcji

Gaswagen wurden anfangs eingesetzt, um behinderte Menschen zu töten – Samochody gazowe były początkowo używane do zabijania osób niepełnosprawnych

Dla nas miejsca już nie było i wszedłem z powrotem do szkoły. Mój kolega podszedł do mnie i zapewnił mnie, że do „pudła” w żadnym wypadku nie wejdzie, a jeżeli zechcą go wziąć siłą, to pójdzie do gestapowców, niech padnie trupem, albo zabije gestapowca. Umówiłem się z nim, że ewentualnie zginiemy razem. W szkole byli jeszcze dwaj młodzieńcy: Szaja Kolton i Misza Hendler. Zwróciłem się do nich mówiąc, że nadzieja jest, że pojedzmy tym „pudłem” na pewną śmierć. Musimy, więc coś zrobić, żeby się coś wydarzyło, między innymi po to żeby ludzie się rozbiegli. Zaproponowaliśmy, by podpalić szkołę. Byli z naszej propozycji zadowoleni i życzyli nam szczęścia.  W kąciku, w szkole, na słomie leżało dziecko. Wieczorem podpaliliśmy słomę. Zrobiło się zamieszanie, ludzie zaczęli uciekać, łapali swoje pakunki i palta, rzucali na ogień i w krótkim czasie ogień został ugaszony.  Nasz pomysł nie udał się. Gestapo tym razem postawiło straż wewnątrz szkoły. Zaczęli przeszukiwać pomieszczenia i zarekwirowali zapałki. Ja i mój kolega ponownie powróciliśmy do naszego postanowienia uratowania się i napadnięcia na wartowników, kiedy będą chcieli wsadzić nas do ciężarówki (pudła). Mój kolega przygotował już sobie nawet nóż i klucz francuski. Ja zaś nie miałem nic, z czym mógłbym się pokazać. W szkole był Josif Kojfman, u niego zobaczyłem taki wyjątkowy nóż, więc poprosiłem go, by mi dał ów nóż. Josif nóż mi podarował. W piątek wieczorem wraz kolegą zostaliśmy wybrani do kuchni, aby przynieść kawę dla zatrzymanych w szkole. Idąc do kuchni mój kolega zbuntował się i walnął towarzyszącego nam gestapowca francuskim kluczem w głowę. Gestapowiec upadł, więc dobiliśmy go i uciekliśmy do obozu dla Żydów. Tam powiedzieliśmy żydowskiemu kierownikowi obozu, Arkowi Pilcowi ze Stawiszyna, co zrobiliśmy. Arek załatwił nam polskie dokumenty, żebyśmy mogli odjechać do protektoratu. Pojechaliśmy za Wartę. Nie miałem żadnych pieniędzy, więc postanowiłem jechać do Koźminka, do getta, gdzie jeszcze coś posiadałem z mojego majątku. Nabrałem trochę towaru i z tym chciałem iść dalej. Gdy tak szedłem, na drodze zatrzymał mnie volksdeutch. On złościł się na polskiego furmana, który wiózł Żyda. Wepchnął mnie na Gestapo, gdzie mnie bito pejczem do krwi, tak, więc nie byłem w stanie dać sobie rady. Dowiedział się o moim pobycie na Gestapo i mojej sytuacji starosta do spraw żydowskich w kraju Warty, zadał sobie trud i podjął starania, by mnie uwolniono. Gestapowcy wszystko mi zabrali, ściągnęli  ze mnie oficerki i mnie wypuścili. Mój kolega Natan wszedł do Koźminka.  Tam sobie budował kryjówkę, ja zaś poszedłem przez Turek do obozu dla Żydów. Kiedy wyszło zarządzenie, że wszyscy Żydzi z Koźminka muszą wyjść do Łodzi, mój kolega dołączył do nich, by razem z innymi odjechać z Koźminka. Ja jechałem z Żydami z Turka. W Łodzi spotkałem się ponownie z moim kolegą.

                                                                                  Tłumaczyła: Julia Jakubowska.


 

Dzięki opisom świadków, wiemy już jak mogła przebiegać ta zbrodnia. Jednak nam te skąpe informacje nie wystarczyły. Spróbowaliśmy doszukać się o wiele więcej. To, co znaleźliśmy ujawniło fakty, o wiele bardziej przerażające! Pani Paczesna mówi w wywiadzie o dwóch SS-manach. Kim byli? Na ślad tych osób doprowadziła nas informacja z anglojęzycznej książki:

Chelmno and the Holocaust: The History of Hitler’s First Death Camp

Autor: Patrick Montague.

 

Eksterminacja I okres 1941 – 1943

 

SS-Hauptsturmführer Herbert Lange

SS-Hauptsturmführer Herbert Lange

Podczas gdy obóz w Chełmnie był w trakcie budowy w listopadzie i w pierwszym tygodniu 1941 roku. SS-Hauptsturmführer Herbert Lange wysłał część Sonderkommando z powrotem do Kalisza, aby przeprowadzić kolejną operację (w październiku Sonderkommando Lange zagazowało pacjentów „Domu Spokojnej Starości w Kaliszu) (kolejna ciekawostka dla nas!). 26 listopada Ferdinand Göhler – szef Gestapo w Kaliszu, przeprowadził selekcje w Koźmińskim geccie (Bornhagen), w którym zarówno 700 starszych i schorowanych dorosłych jak i dzieci do wieku lat 14, zostało załadowanych do czarnej hermetycznie zamkniętej (uszczelnionej) ciężarówki i przetransportowanych do lasu na obrzeżach GOŁUCHOWA i tam pochowanych. Operacja ta została przeprowadzona przez kilka dni. Naoczny świadek tej operacji spisał później swoje wspomnienia z tych wydarzeń.

 

W listopadzie 1941 roku Göhler przyjechał do Koźminka i przygotował listę żydowskiej populacji. Każdy wiedział, że to nie wróży dobrze. Kilka dni później do Koźminka przyjechała duża liczba ludzi z Gestapo i Policji Wojskowej razem z Göhlerem i otoczyła getto. To on rozkazał wszystkim starszym ludziom, i tym niezdolnym do pracy (według jego listy), aby zgłosili się do Synagogi. W międzyczasie przyjechała czarna ciężarówka. Göhler rozkazał wszystkim zebranym w synagodze wsiąść do ciężarówki. Mieli zostać zabrani do specjalnego obozu dla ludzi niezdolnych do pracy. Göhler stał przy otwartych drzwiach ciężarówki i uderzał każdą osobę wchodzącą do pojazdu pałką policyjną w ten sposób około 70 osób zostało odesłanych do ciężarówki. Jako, że pojazd był już pełny po około 40 osób, Göhler zaczął bić tych, którzy w niej stali, póki nie zrobili miejsca dla inny. Nawet kopał ostatnich wchodzących. Pojazd był ekstremalnie zatłoczony. Kiedy wszystkie 70 osób zostały zapakowane w środku, Göhler wrzucał dzieci ponad głowami tych, którzy byli już w środku. Wtedy drzwi zostały zamknięte i zabezpieczone. W ten sposób osoby niezdolne do pracy zostały zagazowane w dwóch pojazdach na drodze do Gołuchowa i gdzieś tam pochowane.

 

Ta operacja stała się potem modelową akcją używaną do czyszczenia getta, w którym to ofiary musiały najpierw wejść do budynku, zwykle kościoła lub synagogi. Ofiary po zamknięciu były zmuszane do czekania w przeładowanych budynkach przez wiele dni, bez jedzenia, wody i zapewnienia podstawowych warunków sanitarnych. Z tego powodu wielu z tych ludzi załamanych psychicznie z ulgą opuszczali budynek i nie sprzeciwiali się, kiedy kazano im wsiąść do czekających pojazdów.

Nie jest zaskakujące, że SS-Hauptsturmführer Herbert Lange wybrał Chełmno, jako miejsce założenia obozu śmierci. Lokalizacja była oczywistym czynnikiem w podjęciu tej decyzji. Chełmno było usytuowane centralnie w odniesieniu do populacji żydowskiej (Warthegau). Co więcej, było odizolowane, nie było tam dużych miast w sąsiedztwie, a jednak było łatwo dostępne drogą transportu kolejowego i drogowego. SS-Hauptsturmführer Herbert Lange  uważał Chełmno za idealne miejsce na przeprowadzenie projektu (….)

Kolejne źródło : 

Prawdopodobnie były to zabójstwa przez siły bezpieczeństwa i szwadronów śmierci traktowane jako eksperyment w celu wyeliminowania praktyk, które powinny być stosowane na szybko znacznie większą skalę w getcie łódzkim. 

Pomnik w Gołuchowie

Pomnik w Gołuchowie – źródło internet

Mamy teraz szczegółowy opis akcji gazowania Żydów w Koźminku. Proszę zauważyć, świadek twierdzi, że zwłoki trafiały na obrzeża Gołuchowa. Pewnie do istniejącego, do dziś lasu. Jest tam zbiorowa mogiła pomordowanych w czasie wojny. Czy to w niej pochowano zagazowanych? Nie jesteśmy przekonani! Zbrodniarze zawsze ukrywali swoje zbrodnie, więźniów, którzy pomagali w grzebaniu zwłok rozstrzeliwano, teren dokładnie maskowano. Na domiar wszystkiego tablica na pomniku upamiętniającym zbrodnie hitlerowskie w lesie gołuchowskim, informuje,o zamordowanych w 1942 roku. Więc jak to się ma do opisu naszej zbrodni w listopadzie i grudniu 1941 roku? A może zwłoki pochowano zupełnie gdzie inndziej? Mamy poszlaki, że tak się stało…

 

 

Der Judenmord in Polen und die deutsche Ordnungspolizei 1939-1945

 Autorz Wolfgang Curilla

Pod koniec listopada 1941 roku, żandarmeria otoczyła Getto w Kozminku. Tego samego dnia Sonderkommando Lange zabiło 75 mieszkańców Getta w samochodzie – komorze gazowej. Następnego dnia policja porządkowa zapędziła 500 Żydów do Małej Synagogi. Każdorazowo 75 osób było wyprowadzanych z synagogi i wpędzanych do samochodu – komory gazowej. W pierwszej kolejności ofiarami stawali się ludzie starzy, chorzy, niedołężni i dzieci. Ogólnie komendant specjalny Lange zabił do 1.12.1941 600 Żydów z Kożminka i dalszych stu z Kalisza , których sprowadził do Kozminka. Ofiary zostały zagazowane i pogrzebane w lasach w Biernatkach i Gołuchowie”

wyzinek

W Biernatkach??? Czy w Biernatkach jest zbiorowa mogiła prawie 700 osób? Spróbujmy to przeanalizować. Pani Paczesna zeznała:

Obracali tak może ze trzy razy, nie było ich około 2 godzin i znów wracali po kolejny transport ludzi. Nikt głośno z mieszkańców tego nie mówił, ale wszyscy szemrali, że pewnie gdzieś ich zabili i zakopali, bo przecież nie zdążyliby ich do innego obozu wywieźć (…)

Las biernacki (skarszewski)

Las skarszewski – plan drogi przez las

Około 2 godzin? Idźmy tą drogą. Z Koźminka jest około 40 km drogi, zakładając rozmieszczenie dzisiejszych dróg. Trzeba pamiętać, że asfaltu wtedy nie było. Cieżarówka przypuszczamy poruszała się mniejszą prędkością niz 60 km na godzine, a może nawet i 40 km\h. Do Gołuchowa i spowrotem bedzie zatem 80 km, nie licząc drogi przez las. Załóżmy, że ciężarówki jechały około 40 km na godzinę, wtedy droga do Gołuchowa i spowrotem po nową dostawę zajeła by 2 godziny. Jednak musimy wziąć pod uwagę jeden dodatkowy czynnik. W oparach spalin nie umierało się od razu. Trudno sobie nawet wyobrazić jak wyglądało wnętrze ciężarówki po otwarciu drzwi. Całe wnętrze musiało być wypaprane ludzkimi ekstrementami, krwią, płynami ustrojowymi. Takie auto zanim wróciło musiało zostać porządnie wysprzątane. Komory w Oświęcimiu po każdym użyciu sprzątano, by wchodząca nowa grupa ludzi nie zorientowała się, co tu naprawdę się stało. Doliczyć musimy czas potrzebny na rozładunek zwłok. Taka podróż w obie strony trwała by minimum 3 godziny. Może faktycznie, auta (przynajmniej nie wszystkie) nie dojeżdzały do Gołuchowa, ale do lasu w Biernatkach? Do lasu w Biernatkach jest prawie 15 km. Może las biernacki kryje w sobie zbiorową ukrytą do dziś mogiłę mieszkańców Koźminka wyznania mojżeszowego? Kiedy ktoś z was bedzie przejeżdzał drogą na Kalisz koło lasu w Skarszewie (bo o niego zapewne chodzi) popatrzcie na drzewa. One były świadkami ogromnej tragedii żydowskich dzieci. My wierzymy, że kiedyś ktoś odnajdzie miejsce spoczynku Żydów koźmińśkich w lesie między Biernatkami a Skarszewem, i takie miejsce zostanie upamiętnione. 

Redakcja Stowarzyszenia Schondorf


 

Aktualizacja 25.04.2020

Mojżeszowe Unikaty z Koźminka

W Polsce dopiero w XIX wieku powstały obecne dzisiaj „urzędy stanu cywilnego”.Gminy żydowskie początkowo nie prowadziły własnej rejestracji zdarzeń czy stanu cywilnego. Osobna rejestracja została wprowadzona na mocy przepisów państwowych za czasów zaborów. Po raz pierwszy pojawiły się na ziemiach zaboru pruskiego w 1874. Urzędnikami stanu cywilnego byli burmistrzowie lub wójtowie. Przedmiotem rejestracji były trzy rodzaje zdarzeń: urodzenia, śluby i zgony. Każdy urząd prowadził równolegle dwa rejestry: rejestr główny (unikat, pozostawiany w siedzibie urzędu) i rejestr poboczny (duplikat, corocznie przekazywany do sądu obwodowego).

W Urzędzie Gminy w Koźminku do dnia dzisiejszego zachowały się właśnie tytułowe UNIKATY aktów urodzenia wyznania mojżeszowego okręgu Koźminek z lat 1901- 1941.

Tuż przed wybuchem powstania styczniowego miasteczko Koźminek liczyło 1422 mieszkańców, w tym 980 katolików, 182 ewangelików i 260 Żydów. Gminy żydowskie początkowo nie prowadziły własnej rejestracji zdarzeń czy stanu cywilnego. Imię dziecku nadawano prawdopodobnie ósmego dnia po urodzeniu (por. obrzezanie). Nazwiska zaczęły się upowszechniać dopiero w XVIII w. Postanowienie Namiestnika Królestwa Polskiego z 27 III 1821 roku nakazywało Żydom w ciągu sześciu miesięcy zadeklarować i udowodnić spisami ludności używane poprzednio imię i nazwisko, oraz używać ich odtąd w niezmienionej formie. Nakazy te dotyczyły także kobiet. Osobna rejestracja została wprowadzona na mocy przepisów państwowych za czasów zaborów. W zaborze rosyjskim rejestrację ludności żydowskiej wprowadzono od roku 1825 (prowadzili ją burmistrzowie lub zastępujący ich urzędnicy). Od 1830 r. mojżeszowe księgi metrykalne prowadzą rabini. Natomiast już na początku XX wieku rejestrację ludności żydowskiej — odrębną od katolickiej czy ewangelickiej, które miały własne księgi — prowadziły magistraty (urzędy miejskie). W Urzędzie gminy w Koźminku do dnia dzisiejszego zachowały się właśnie tytułowe UNIKATY aktów urodzenia wyznania mojżeszowego okręgu Koźminek z lat 1901- 1941.

Księgi metrykalne (dla każdego z wyznań) prowadzone były w języku polskim, a w wyniku ograniczenia autonomii Królestwa Polskiego od 1868 r. wyłącznie w języku rosyjskim. Każda księga na ostatniej stronie posiadała szczegółowy opis, w jakim celu została założona, przez kogo, kiedy i dla jakiego rejonu. Przystawiano lakową pieczęć. W okresie pierwszej wojny światowej w księgach metrykalnych ziem przejmowanych przez prusaków na terenie zaboru rosyjskiego pojawia się z powrotem w użyciu język polski. W naszym przypadku pierwszy taki zapis pojawia się w księdze zgonów. (fot 24, 25) Akt zgonu nr.10 sporządzony jest po Rosyjsku, natomiast akt nr.11 z dnia 6.XI.1914 Roku w całości napisany jest w języku polskim. Na początku wieku społeczność wyznania mojżeszowego w gminie Koźminek liczyła około 500 osób. Dzięki dokumentom możemy dokładnie określić śmiertelność tej grupy:

-rok 1910 – 12 zgonów

-1911 – 11 zgonów

– 1912 – 14 zgonów

– 1913 – 4 zgony

– 1914 -14 zgonów

 

Rok 1914 jest rokiem przełomu, rokiem wojny. Wraz z nią nadchodzą choroby, głód i zniszczenia. O ile tych ostatnich udało się miasteczku w większym stopniu uniknąć (ucierpiał kościół katolicki ostrzelany jesienią przez prusaków), to pod datą 25.XI. 1914 pojawia się pierwszy przypadek Tyfusu. Kolejny rok 1915 przynosi 15 zarejestrowanych zgonów, ale wśród nich pojawiają się przyczyny śmierci takie jak; zapalenie płuc, astma, udar serca, gorączka, śmierć z wycieńczenia, cholera, angielska choroba(krzywica dziecięca), tyfus brzuszny, szkarlatyna. Jednocześnie urodziło się szczęśliwie trzynaścioro maluchów.

Rok 1914 w księdze urodzin wyznania mojżeszowego po raz pierwszy kończy się wpisem w języku polskim:

„Działo się w mieście Koźminek dnia trzydziestego pierwszego grudnia tysiąc dziewięćset czternastego roku. My, Wójt Gminy Koźminek utrzymujący Akta Stanu Cywilnego wyznań niechrześcijańskich tegoż okręgu niżej podpisany, stosownie do artykułu siedemdziesiątego czwartego Kodeksu Cywilnego, w dniu dzisiejszym o godzinie dziewiątej w wieczór księgę Aktów urodzeń zamknęliśmy, a znalazłszy w niej przyjętych w roku bieżącym Aktów urodzenia trzynaście, liczbę tą umieszczam, zaświadczamy i księgę tym protokołem kończymy, po którym żaden już Akt zapisanym być nie może.

Utrzymujący Akta stanu Cywilnego

 Wójt Gminy Koźminek”


Po odzyskaniu niepodległości gminy izraelickie weszły w skład Żydowskiego Związku Religijnego utworzonego 1 XII 1916 r., a zalegalizowanego dekretem naczelnika Państwa (7 II 1919 r.). Rozporządzenie Prezydenta Rzeczypospolitej z 14 X 1927 r. rozciągnęło moc obowiązującą tego dekretu na wszystkie województwa. Konstytucja marcowa z 1921 r. zagwarantowała gminom żydowskim zrzeszonym w związku prawo rządzenia się uznanymi przez państwo własnymi ustawami, które w dużej mierze oparte były na XIX-wiecznych statutach. Obowiązujące zasady funkcjonowania gminy nie uległy zmianie aż do wybuchu drugiej wojny światowej. W gminach działali funkcjonariusze wyznaniowi, którymi mogli być tylko obywatele polscy, zamieszkali w obrębie gminy. Należeli do nich rabini gminni, asesorowie rabinatu, kantorowie, nauczyciele religii. Zobowiązani oni byli spełniać wszelkie rytualne i religijne funkcje, zgodnie z przekazanym im zakresem działania. (fot. 20) na dokumentach pojawiły się polskie pieczęcie z Urzędu Gminy oraz Starostwa Powiatowego.  Kolejna ciekawostkę przynosi nam „Unikat Aktów Urodzenia Gminy Wyznaniowej Żydowskiej„ z roku 1934. Oprócz brulionu o typowo kaliskim rodowodzie (Fot. 3, 4) znajdziemy w niej dość nietypowe jak na dzisiejsze czasy akty urodzenia. Są to mianowicie ‘ Spóźnione Akty Urodzenia”  Jak przewidywało ówczesne prawodawstwo , fakt narodzin dziecka należało zgłosić w ciągu 8 dni. Jednakże spisanie aktu po upływie ośmiodniowego terminu jest także możliwe, gdyż na mocy art. 97 k.c.p. i w razie spóźnienia akt też winien być spisany, a tylko przyczyna spóźnienia wyrażona być powinna. Jak bardzo opieszali potrafili być mieszkańcy Koźminka świadczy fakt, iż chłopiec o imieniu Hersz (heb. Uczeń) został zgłoszony, jako narodzony w wieku 14 lat! Jako powód spóźnienia wpisywano najczęściej lakonicznie „opóźnienie w sporządzeniu aktu nastąpiło z winy ojca/rodziców”. Być może czekano aż do uroczystości zwanej Bar Micwa (z hebr. syn przykazania) przełomowego momentu dla dorastającego chłopca. Tradycja obrzędu sięga, co najmniej XIV w. Od kiedy młodzieniec kończy 13 lat, uważany jest za dorosłego.

Wśród kart księgi zgonów znajdują się także nieliczne, osobne pozwolenia na pochówek. Nadszedł rok 1939 i niemiecka okupacja.Jednym z ostatnich dokumentów sporządzonych w języku polskim wpis z 31 XII 1939 roku. Jest to zamknięcie księgi aktów śmierci. Na okupowanych terenach powstały Judenraty, tzn. rady żydowskie stojące na czele gmin, tworzone zgodnie z dyrektywą szefa Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy Reinharda Heynricha z 21 IX 1939 r. oraz zarządzeniem generał – gubernatora Hansa Franka z 18 XI 1939 r. Judenraty nie miały jednolitej struktury, niektóre obejmowały poszczególne społeczności żydowskie, inne zaś całe regionalne grupy. Wszystkie zachodnie terytoria Polski, w tym Koźminek zostały wcielone do Rzeszy.

W dniu 26 października 1939 r. utworzono Okręg Rzeszy Poznań (niem. Reichsgau Posen), przemianowany 29 stycznia 1940 r. na Kraj Warty (niem. Reichsgau Wartheland ).

Zmieniono nazwę miejscowości Koźminek na Bornhagen. I taki też stempel począwszy od 1940 roku pojawia się na wszystkich aktach prowadzonych dla gminy żydowskiej. Wprowadzono nowy wzór dokumentów, zunifikowany z Rzeszą niemiecką. Księgę urodzin i zgonów połączono w jedno. (fot 17, 15). W okresie okupacji władze hitlerowskie utworzyły w Koźminku getto, do którego zwieziono Żydów z okolicznych miejscowości. W 1941 r. rozpoczęto likwidację getta, a jego mieszkańców w większości wywieziono do obozów straceń. Ostatni wpis niemieckiego urzędnika stanu cywilnego pochodzi z dnia 4 I 1942 roku. Zamyka on symbolicznie księgę urodzin i śmierci dla społeczności żydowskiej Koźminka. 

Ostatnią aktualizację opracował Karol Matczak 

 

 

Share Button

Dodaj komentarz