I wojna światowa – Bitwa nad Rawką

 

I wojna światowa – Bitwa nad Rawką, zwana też Bitwą pod Bolimowem

Specjalne podziękowania od naszej Redakcji dla Pana Jacka S za życzliwą pomoc w realizacji tego artykułu – Dziękujemy! 

 
 
Bitwa nad Rawką, zwana też Bitwą pod Bolimowem była kontynuacją walk, które toczyły się na wschód od Warszawy od września 1914 roku. Po wielkiej manewrowej bitwie pod Łodzią (zw. Operacją Łódzką), w końcu listopada 1914 roku, Rosjanie postanowili skrócić front i oprzeć go na solidnych przeszkodach terenowych. Pomiędzy Łodzią i Warszawą taką przeszkodę stanowiły m.in. wysokie brzegi rzek Rawka i Bzura, oraz rozciągające się wzdłuż nich mokradła.
Na wschodnim brzegu rzeki Rawki Armia Rosyjska zbudowała, co najmniej trzy linie umocnień. Miedzy wsią Mogiły, a rzeką Bzurą na wysokości wsi Zakrzew, gdzie podmokłe tereny nie pozwoliły na zbudowanie solidnych okopów, front przebiegał przez umocnione wsi: Wola Szydłowiecka, Humin, Dołowatka i Borzymów (dziś Borzymówka), a dalej opierał się na rzece Suchej.
Wojna pozycyjna nad Rawką w latach 1914 i 1915 roku, na którą składały się liczne krwawe starcia bezpośrednie, ataki artyleryjskie oraz użycie przez stronę niemiecką broni chemicznej – spowodowała śmierć kilkudziesięciu tysięcy żołnierzy Armii Carskiej i Armii Cesarskiej. Wśród poległych było wielu Polaków.

Aktualnie przyjmuje się, że w Pierwszej Wojnie Światowej, w sumie walczyło ponad 3 miliony Polaków, z czego ok. 500 tys. straciło życie. Żołnierze obu armii, którzy polegli nad Rawką zostali pochowani na okolicznych cmentarzach wojennych lub wciąż spoczywają na byłej linii frontu.

rosyjskie umocnienia polowe

01.08.1914 – Data uznawana za początek Wielkiej Wojny:

Cesarstwo Niemiec wypowiada wojnę Carskiej Rosji.

Styczeń – luty 1915 – Zimowa Bitwa nad Rawką

Miała odwrócić uwagę Rosjan od Prus Wschodnich, gdzie szykowaną wielką zimową ofensywę. W wyniku walk pod Bolimowem straty Rosjan sięgały 40 tys. ludzi (zabitych, rannych, zaginionych). To równowartość 10 rosyjskich pułków. Do niewoli strona niemiecka wzięła ok. 7 tys. jeńców.

31.01.1915 – pierwsze użycie broni chemicznej na Froncie Wschodnim

Nad Rawką strona niemiecka wystrzeliła na pozycje rosyjskie 18 000 pocisków artyleryjskich wypełnionych gazem łzawiącym. Atak nie przyniósł spodziewanych rezultatów.

Marzec – maj 1915 – Kompania Wiosenna nad Rawką

Ataki minowe strony rosyjskiej (tzw. Wojna pod ziemią)

Maj – lipiec 1915: Letnia Bitwa nad Rawką

31.05.1815 – pierwszy atak gazowy:
Miedzy Majdanem Bolimowskim a Zakrzewem z 12 000 butli wypuszczono 240 ton chloru. Atak zaskoczył stronę rosyjską, która nie miała żadnych środków ochronnych. Od razu zginęło ponad 1000 żołnierzy, a kilka tysięcy zostało ciężko zatrutych.
12.06.1915 – drugi atak gazowy

Miedzy wsiami Sucha i Zakrzew nad Bzurą, przy użyciu chloru, strona niemiecka wdarła się 3 km w głąb pozycji rosyjskich na 6 kilometrowej szerokości frontu. Gaz zatruł ponad 3100 żołnierzy armii rosyjskiej i ok. 350 armii niemieckiej

6-7.07.1915 – trzeci atak gazowy

Między Wolą Szydłowiecką, a Zakrzewem gaz zatruł ponad 5000 żołnierzy rosyjskich. Chmura chloru, pod wpływem wiatru, zmieniła kierunek, zatruwając także 1450 żołnierzy niemieckich, 139 z nich zmarło.

16-17.07.1915 – koniec walk nad Rawką
Armia rosyjska wycofała się aż za Wisłę, w ślad za nią podążyła armia niemiecka. 
 

BROŃ CHEMICZNA

 

atak gazowy

Broń chemiczną po raz pierwszy zastosowano na większą skalę w trakcie I wojny światowej. Pierwsze użycie przez Niemców miało miejsce już 17 października 1914 roku na froncie zachodnim, gdzie w okolicach Neuve-Chapelle ostrzelali pozycje aliantów granatami z gazem łzawiącym. Niemcy, w celu wsparcia piechoty, wystrzelili ok. 3000 sztuk artyleryjskich pocisków 105 mm wypełnionych o-dianizyną (oznaczonych jako Nischrapnell). Atak był zupełnie nieudany, zajmujący ten odcinek frontu Anglicy nie zauważyli nawet obecności tego gazu.

Fritz Haber 1868-1934

Fritz Haber 1868-1934

Nikłe skutki użytych wcześniej gazów łzawiących spowodowały, ze Niemcy zwrócili uwagę na koncepcję użycia chloru, złożoną jesienią 1914 roku szefowi Sztabu Generalnego gen. Erichowi von Falkenhaynowi przez profesora Fritza Habera (opisujemy go na naszej stronie w innym artykule o tytule: Fritz Haber – Geniusz czy morderca?). Haber twierdził, że chlor to nowa broń, która potrafi przełamać najlepiej umocnione pozycje obronne i przyniesie zwycięstwo w wojnie pozycyjnej. Powinien szybko się rozwiewać, umożliwiając natarcie piechoty bezpośrednio po ataku chemicznym. Chlor ma jeszcze tę „zaletę”, że będąc cięższym od powietrza wnikał w zagłębienia terenu i wolniej się z nich ulatniał, skutecznie eliminując żołnierzy przebywających w okopach i ukrywających się. Haber opracował też technologię zastosowania tego gazu. Kilka tysięcy metalowych butli z płynnym chlorem ustawionych równolegle do pozycji nieprzyjacielskich miało być otwartych jednocześnie. Wydobywający się gaz niesiony wiatrem miał nie tylko porazić, ale i uśmiercić żołnierzy przeciwnika. Liczono także na olbrzymie znaczenie psychologiczne, panikę i rozprężenie w szeregach wroga.Na froncie wschodnim na linii rzek Bzura i Rawka 31 grudnia 1914 roku pod Bolimowem w rejonie nieistniejącej obecnie wsi Borzymów i Humin Niemcy ostrzelali pozycje rosyjskie artyleryjskimi pociskami o symbolu 12-T (tzw. T-Granaten), wypełnionymi mieszaniną bromku ksylilu i ksylenu, substancją chemiczną wywołująca łzawienie. Oprócz normalnych pocisków artyleryjskich do wsparcia piechoty Niemcy przygotowali ok. 18 tys. pocisków wypełnionych gazem łzawiącym. W rejonie natarcia skoncentrowano 100 baterii (ok. 500 dział, w tym ok. 150 ciężkich). W każdym pocisku znajdowało się ok. 4 kg środka łzawiącego, łącznie 72 tony. Przygotowanie artyleryjskie rozpoczęto o godz. 7.00 przy temperaturze –20 °C. Natarcie rozpoczęto o godz. 11.00. Z powodu niskiej temperatury nie doszło jednak do uwolnienia skutecznych ilości gazów. 

Max Wild, który eskortował na front pod Bolimowem samego profesora Fritza Habera, twórcę „cudownej” broni tak wspominał ten dzień:

Po zajęciu wygodnej pozycji do obserwacji ataku zapytałem profesora, czy nie uważa, że atakowanie ludzi w ten sposób jest głęboko nie humanitarne? Na to profesor odpowiedział mi w poważnym, ale lekko pobłażliwym dla mnie tonem >ma pan rację ze swego punktu widzenia. Ale w tej wojnie, którą toczy cały świat, skrupuły moralne nie liczą się. My nie możemy postępować inaczej, jeśli chcemy uratować naszych ludzi<„.

Atak gazowy poprzedzono przygotowaniem artyleryjskim. Po ustąpieniu gazu, na milczące rosyjskie okopy ruszyła niemiecka piechota. W bezpiecznej odległości za piechurami szedł strzeżony przez oficera prof. Haber. Eskortujący go Wild wspominał:

(…) To, co zobaczyłem idąc, to była suma grozy, która urągała ludzkiej wyobraźni. Ludzie zmagający się w śmiertelnej walce wlekli się na czworaka i jak w obłąkaniu rwali na ciele odzież. Jeden leżał wczepiwszy palce w ziemię, drugi obok z szeroko rozwartymi źrenicami. W oczach jego tkwiło przerażenie przed niepojętym. Świszczące, zatrute oddechy mówiły o niezmiernej męce konających. (…) W dalszej drodze widzieliśmy grozę śmierci gazowej w jeszcze straszliwszej postaci. Nigdzie tchnienia życia. Martwi oficerowie, martwi żołnierze leżeli skuleni jeden obok drugiego. W twarzach ich zastygła męka cierpienia. Śmierć zaskoczyła jednych czuwających, innych we śnie”.

Niemieccy żołnierze, porażeni widokiem pola walki, nieśli Rosjanom natychmiastową pomoc. Zbierając zatrutych z pola walki odnosili jak najszybciej na bezpieczne tyły.

To nie było natarcie ale współczucie i pomoc dla haniebnie potraktowanego przeciwnika, dla umęczonego człowieka. Te akty litości były jedyną rzeczą, która im w tym dniu nie pozwoliła zwątpić w ludzkość”.

Butle z I wojny światowej odnalezione w forcie w Warszawie. fot. tvn24

W drugiej połowie kwietnia 1915 roku rozpoczęły się niemiecko–austro-węgierskie przygotowania do operacji w Galicji. Tam też planowano przeprowadzenie siłami 36 pułku saperów (tzw. „pułku gazowego”) ataku z użyciem chloru. Jednak szef sztabu 11 Armii płk. Hans von Seeckt zrezygnował z tej opcji, gdyż obawiał się uzależnienia od warunków pogodowych, które mogły uniemożliwić rozpoczęcie ofensywy w planowanym terminie 2 maja. W tej sytuacji pułk gazowy przydzielono do 9 Armii i wysłano w rejon Bolimowa. W ten sposób rozpoczęto przygotowania do ataku gazowego nad Bzurą i Rawką.

atak gazowy na froncie wschodnim – być może zdjęcie pochodzi z walk nad Rawką

Na kilkunastokilometrowym odcinku frontu (ok. 12 km w linii prostej) od tartaku w Bolimowie do Białyń (według innych źródeł do Suchej) 36 pułk saperów umieścił 12 tys. butli z 264 tonami chloru. Saperzy umieścili butle na przedpiersiach okopów, przykrywając je workami z piachem. Butle ustawiono pojedynczo lub łączono po kilka, a od zaworów odprowadzono 3 metrowe rury, z których wydobywał się ciekły chlor zmieniający się w gaz. Niemcy czekali na sprzyjający kierunek wiatru. 30 maja ukształtowała się sprzyjająca cyrkulacja i 31 maja nad ranem (między godz. 2.00 a 3.00) Niemcy rozpoczęli wypuszczanie chloru. Po otwarciu butli z wiatrem sunęła 6-metrowej wysokości fala gazu, która szybko dotarła do odległych o 80–600 kroków Rosjan. Zaskoczenie Rosjan w okopach było pełne (Rosjanie nie posiadali masek przeciwgazowych, 6 pułk wyposażony był w aparaty tlenowe). Nie wiedzieli, jak się zachować. Sądząc, że jest to zasłona dymna, chowali się do okopów, a tam stężenie gazu było największe. Gdy chmura opadła, rozpoczęło się natarcie niemieckie. Na szczęście dla obrony rosyjskiej gaz przeszedł nad żołnierzami na pierwszej linii okopów i wraz z posiłkami Rosjanie powstrzymali atak niemiecki. Liczba zagazowanych osiągnęła ok. 11 tys. (inne źródła podają 9100 żołnierzy). Rosyjskie publikacje twierdzą, że życie straciło 1500–2100 żołnierzy. Rosjanie pochowali swoich żołnierzy po ataku gazowym w mogiłach zbiorowych w Wiskitkach, Miedniewicach i Guzowie.

„ Mdły, słodkawo-cierpki gaz tamował oddech w gardle wywołując u ludzi duszenie się. W ustach zjawi się cierpki, metalowy smak, błony śluzowe dróg oddechowych uległy zapaleniu, wszystkie wewnętrzne organy trawienia męcząco paliły. Ci żołnierze, którzy więcej od innych wciągnęli do płuc śmiercionośnego gazu (…) wkrótce tracili przytomność i umierali. Twarze ich stawały się sine i puchły, zaś twarze innych sczerniały jakby zostały zwęglone. U innych z gardła, nosa i uszu trysnęła krew, z ust sączyła się krwawa piana. Równocześnie ciekły łzy, bolały oczy pojawiały się mdłości i wymioty a następnie bolesny kaszel i plucie krwią” .

 

Ocalała niemiecka butla po gazie bojowym – Butla służyła strażakom jako gong pożarowy w Bolimowie. Zdjęcie z www.odkrywca.pl

Po raz drugi użyto chloru nad Rawką i Bzurą 12 czerwca 1915 roku, na krótkim – czterokilometrowym – odcinku frontu od Kozłowa Biskupiego po Suchą. Atak ten nie spowodował tak dużych strat jak poprzednio. Wypuszczenie gazu poprzedziło przygotowanie artyleryjskie. Po przejściu chmury gazu nastąpił atak piechoty. Żołnierze niemieccy, widząc ogrom strat i męczarnie zagazowanych, samoczynnie nieśli pomoc Rosjanom, zbierając z pola walki zatrutych i wynosząc poza pole walki i na tyły. Użycie „cudownej broni” i tym razem nie przyniosło oczekiwanych sukcesów militarnych.

Cesarstwo Niemieckie intensywnie rozwijało prace nad bronią chemiczną. Trzeci i ostatni atak nastąpił w nocy z 6 na 7 lipca 1915 roku na froncie o szerokości 12 km, kończąc się tragicznie dla samych Niemców. Początkowo wiatr przesuwał się w stronę pozycji rosyjskich. Za chmurą szło natarcie niemieckiej piechoty, które zdobyło pierwszą linię rosyjskich okopów. Wtedy wiatr zmienił kierunek i zepchnął obłok gazowy na Niemców. Około 1200 żołnierzy zginęło zatrutych gazem. Aby ukryć ten fakt przed własnym wojskiem, trupy pochowano bezpośrednio w okopach. Dopiero po przejściu frontu Niemcy ekshumowali poległych żołnierzy. Po tym wydarzeniu sztab armii zrezygnował z dalszego używania gazów.

http://naukawpolsce.pap.pl

 


 
Położenie beznadziejne. Rozkaz jest brutalny i twardy – WYMARSZ!
W pułku od walk w Woli Szydłowskiej zostało nas nie więcej niż 500 ludzi, a i ci zmęczeni nieludzko – fizycznie i psychicznie. Nawet wesz nie zdążyliśmy wyciskać i znowu błoto.
W tym stanie bezwolnie przestajesz wierzyć w świetlaną przyszłość – wydaje się ona beznadziejna i ciężka.

Jak ciemna noc. Czasem smutek, jak dziki zwierz chwyta za gardło – aż czuć fizyczny ból, gdy tamuje oddech. Lekarz obiecał znaleźć mi zajęcie w punkcie medycznym, ale na razie to wielka niewiadoma i okropnie mnie to męczy. Bo takich jak ja jest wielu. Każdy kombinuje po swojemu i mogą mi tę pracę z rąk wyrwać.

Z pamiętnika spisywanego nad Rawką przez rosyjskiego żołnierza Andrieja Gieorgijewicza Kuzniecowa.


Leśniczówka Joachimów – Mogiły

Na przełomie 1914 i 1915 roku w tych okolicach toczono ciężkie walki. Przeciwnikiem rosyjskiego 218. Gorbatowskiego Pułku Piechoty byli żołnierze niemieccy z 225. Rezerwowego Pułku Piechoty. W odległości kilkunastu metrów na prawo od leśniczówki znajdują się pozostałości transzei stanowiących drugą linię rosyjskiej obrony. Warto zwrócić uwagę na okop biegnący zygzakiem. Jest to tzw. Okop łącznikowy, którym żołnierze rosyjscy docierali na linie obronne. Na lewo od leśniczówki, po przejściu kilkudziesięciu metrów, zobaczyć można okopy pierwszej linii rosyjskiej obrony.

Systemy okopów o głębokości 1.50 – 1,170 m miały zapewnić osłonę przed ogniem karabinowym oraz lekkim ogniem artyleryjskim przebywającej w nich piechocie. W systemie okopów możemy wyróżnić przegrody, tzw. Trawersy, oddzielające obsadę karabinów maszynowych, ziemianki dla obsady okopów, podręczne magazyny, stanowiska dowodzenia, łączności, latryny oraz biegnące zygzakami okopy łącznikowe.

Zachowane do dziś relikty okopów rosyjskich i niemieckich nie różnią się zbytnio od siebie rozmiarami czy budową. Pozycje niemieckie są zbudowane i wykonanie nieco staranniej niż rosyjskie, zawierają więcej połączeń z zapleczem oraz wyraźnie więcej pomieszczeń o różnym, aktualnie trudnym do zidentyfikowania przeznaczeniu.

Po obydwu stronach ziemi niczyjej miejsca, z których miała być prowadzone obserwacja przedpola, wzmacniane były stalowymi tarczami strzeleckimi, z umiejscowionym pośrodku otworem strzelniczym. Obserwację prowadzono często za pomocą peryskopów okopowych. W samych okopach obowiązywało zaciemnienie, gdyż każdy błysk światła, choćby z papierosa, jeśli został dostrzeżony przez wroga, ściągał nieuchronnie nadlatującą kulę. Przed okopami wystawiano tzw. hiszpańskie kozły, był to rodzaj stelaża ustawionego na nogach w kształcie litery X, odrutowanego drutem kolczastym w sposób uniemożliwiający jego łatwe pokonanie.

Okopy obu stron walczących znajdowały się czasami już w odległości 30 metrów od siebie. Była to odległości pozwalająca na wzajemne słuchanie głosów ze strony przeciwnej, oraz na skuteczne używanie granatów ręcznych. W spokojniejszych okresach działań wojennych Rosjanie i Niemcy przekrzykiwali się nowymi wiadomościami z frontu, słuchali wzajemnie utworów wygrywanych na harmonijkach. Kwitła różnego rodzaju twórczość: od rysunków, a nawet obrazów po rzeźby. Żołnierze wykonywali z łusek karabinowych i artyleryjskich przedmioty ozdobne oraz brakujące przedmioty codziennego użytku. Dochodziło też do przypadków wymiany handlowej, dokonywanych na ziemi niczyjej pomiędzy okopami. Wymieniani buty, alkohol, jedzenie. Przypadki takie zostały opisane w oficjalnych historiach pułkowych.

Warunki życia oraz codzienność w okopach na froncie wschodnim wciąż są dla w nas w dużej mierze tajemnicą. O ile po prowadzonych w tym samym czasie działaniach wojennych na froncie zachodnim pozostało wiele źródeł historycznych (liczne pamiętniki żołnierzy, korespondencja frontowa, raporty, księgi pułkowe itp.), o tyle po działaniach zbrojnych na wschodzie pozostało bardzo niewiele zapisów. Zniszczone pozostałości fortyfikacji polowych, których przykłady są dostrzegalne gołym okiem choćby z tego miejsca, są doskonałą, niekiedy jedyną skarbnicą wiedzy na temat minionej rzeczywistości.

Linia okopów i widoczny doskonale na skanie laserowym potężny ostrzał artyleryjski

Łączone z frontem zachodnim ckliwe sceny bratania się żołnierzy stron ze sobą walczących, zwłaszcza w okresie Świąt Bożego Narodzenia 1914/1915, są w odniesieniu do frontu wschodniego trudne do zweryfikowania. Choć nie można wykluczyć, że do takich spotkań pomimo zaciekłych walk dochodziło. Jest to prawdopodobne, zwłaszcza z udziałem Polaków walczących po obu stronach ziemi niczyjej. Brak jednak dowodów na to, że takie spotkania rodaków mogły mieć miejsce nad Rawką. Pewne jest natomiast, iż w jednym ze źródeł napisano, ze niemieccy artylerzyści posłali w Wigilię do Rosjan szczególne życzenia – 150 pocisków artyleryjskich podpisanych: „Fröhliche Weinhnachten” (Szczęśliwego Bożego Narodzenia) – tak wspominał noc wigilijną ochotnik z 232. Pułku Rezerwowego Artur Thormahlen. W Wigilię trwały również niemieckie szturmy na umocnione pozycje rosyjskie w Kurabce i Dołowatce.


Joachimów – Mogiły

 Deutscher Soldatenfriedhof Joachimow Mogily

Cmentarz wojenny Joachimów – Mogiły został założony w 1915 roku, tuż po zakończeniu działań wojennych nad Rawką. Pierwsze pochówki żołnierzy poległych w walkach nad Rawką były składane doraźnie na pobojowiskach, na polach, w nieużywanych ziemiankach, a nawet wprost w okopach. Największym problemem były ciała zabitych żołnierzy, zalegające na ziemi niczyjej pomiędzy wrogimi okopami. Te bardzo często można było pochować dopiero po przejściu frontu.

Trudności z grzebaniem zmarłych w czasie walk w ten sposób opisał niemiecki oficer 227. Pułku Rezerwowego walczącego w styczniu 1915 w rejonie Woli Szydłowskiej, a następnie w rejonie Mogił :

Grzebanie zmarłych leżących przed okopami było ciężkie. Musieli je wykonywać najsilniejsi i to w nocy, ponieważ w dzień każdy by został zastrzelony. Próbowano nawet ściągać zabitych sprzed okopów przy pomocy rosyjskich jeńców, ale do nich również strzelano.

wskazane strzałką Mauzoleum w Joachimowie – Mogiła. Obszar zaznaczony żółtą kreską to teren prawdziwego cmentarza wojennego

Po tymczasowym uspokojeniu działań wojennych, na wiosnę 1915 roku zaczęły powstawać polowe cmentarze znajdujące się na tyłach umocnionych pozycji, w pobliżu polowych szpitali i punktów opatrunkowych. Większość z nich nie przetrwała do dnia dzisiejszego – znajdowały się na polach uprawnych, w lasach i często wewnątrz wielu wsi. Dlatego też po wojnie wielu rolników i właścicieli gruntów zabiegało o ich przeniesienie (skomasowanie). W okolicy dzisiejszego mauzoleum w Joachimowie – Mogiłach, znajduje się kilka dużych obiektów rozpoznawanych wstępnie, jako mogiły zbiorowe. Odnaleziona dokumentacja fotograficzna z 1915 roku ujawniła istnienie grobów indywidualnych, których dotychczas precyzyjnie nie zlokalizowano. Obiekty cmentarne, które wyjściowo zajmowały obszar 1 hektara, z biegiem lat uległy zniszczeniu, i gdyby nie nowoczesne metody badawcze i fotografie archiwalne, nie wiedzielibyśmy dziś, jak wielki to był cmentarz. Jego ślady wciąż można odnaleźć – wzdłuż drogi do Bolimowa, po lewej stronie mauzoleum i na jego tyłach.

W latach 1915 – 1917 władze niemieckie likwidowały rozproszone polowe cmentarze, a szczątki poległych przenoszono do przeznaczonych na ten cel kwater. Okres największych prac przypadał na lata 1916 – 1917, kiedy uporządkowano najwięcej cmentarzy wojennych. Z ugai na to, iż na obszarze dawnego Generalnego Gubernatorstwa Warszawskiego znajdowało się najwięcej mogił żołnierskich, prace tutaj trwały dłużej i nigdy nie zostały ukończone. Na tym terenie, według dostępnych dokumentów niemieckich, odnaleziono 245 tysięcy poległych, z czego 80 tysięcy zidentyfikowano jako żołnierzy niemieckich, a 157 tysięcy jako żołnierzy rosyjskich.

Obecne, powstałe w latach 90. XX w. Mauzoleum, zdominowało elementy założenia cmentarnego z okresu Wielkiej Wojny, które powstało dla żołnierzy rosyjskich i prawdopodobnie niemieckich poległych w rejonie Tartaku Bolimowskiego do Woli Szydłowieckiej. Dotychczas nie udało się niestety odnaleźć żądnych dokumentów (źródeł pisanych, fotografii) dotyczących personaliów żołnierzy z Wielkiej Wojny i ogólnego kształtu cmentarza z 1915 roku. Nie można jednak wykluczyć ich obecności w archiwach niemieckich czy rosyjskich. Polska dokumentacja PCK dotycząca cmentarzy pierwszowojennych na terenach Rzeczypospolitej została spalona przez Niemców wraz z innymi archiwaliami w czasie Powstania Warszawskiego. Dopiero badania archeologiczne pozwolą ustalić, kto spoczął na tym cmentarzu.

Po przesunięciu się frontu na wschód, organizacją pochówków żołnierskich na terenie byłem Gubernatorstwa Skierniewickiego zajmował się 2. Batalion Piechoty Landszturmu „Glewitz”. Żołnierze batalionu nadzorowali i organizowali prace tzw. kolumn grabarskich składających się z opłaconej lokalnej ludności. Prace te wykonywały w dużej mierze kobiety, a nawet nastoletnie dzieci. Ich potomkowie, m. In. Dzisiejsi mieszkańcy Woli Szydłowieckiej czy innych okolicznych wsi wokół Bolimowa wspominają, że była to praca okropna i ciężka, która wyryła się głęboki piętnem niechęci nie tylko do zaborów i przyszłych okupantów, ale także do materialnych pozostałości po Wielkiej Wojnie.

Jest to miejsce dotknięte w sposób szczególny niepamięcią o Wielkiej Wojnie:

We wrześniu 1993 roku na terenie cmentarza z Pierwszej Wojny światowej pochowano szczątki żołnierzy niemieckich, którzy zginęli w czasie II wojny światowej. Zostali oni ekshumowani z terenu przylegającego do Cmentarza Powązkowskiego w Warszawie. Większość spośród 2 566 żołnierzy pochowanych wówczas w Joachimowie – Mogiłach zginęła w latach 1943 i 1944. Jednocześnie Soldatenfriedhof Joachimow Mogily potraktowany został, jako miejsce upamiętnienia 5 156 żołnierzy, których ciał nigdy nie odnaleziono. W ten sposób na tym cmentarzu połączono dwa pokolenia niemieckich żołnierzy walczących na terenie Polski.
Niestety, w trosce o pamięć 7 722 żołnierzy, którzy ponieśli śmierć w czasie II wojny, nie towarzyszyła refleksja, by uszanować pamięć wcześniej tu złożonych żołnierzy z okresu Wielkiej Wojny. Na oficjalnych granitowych tablicach informacyjnych nawet nie wspominano o żołnierzach z poprzedniej wojny, na których szczątkach spoczęli ci z ostatniej.
O ich obecności świadczyła do 2014 roku jedynie cementowa tabliczka znajdująca się pod krzyżem na szczycie mauzoleum, wykonana z prywatnej inicjatywy przez Pana Andrzeja Lewandowskiego. Jest na niej krzyż i napis:

„CMENTARZ Z WOJNY 1914 – 15”

archeologiczne wykopy w poszukiwaniu zbiorowych mogił – rejon Ziemiary

archeologiczne wykopy w poszukiwaniu zbiorowych mogił – Wola Szydłowiecka

Od Redakcji : 

Chcielibyśmy zwrócić Waszą uwagę na pewną niewielką tabliczkę umieszczoną obok jednej, z wielu płyt nagrobnych. Wzruszyła nas ta powleczona pleksą kartka papieru ze zdjęciem. Tekst jest w trzech językach. Ktokolwiek tłumaczył go na język polski popełnił wiele błędów (domyślamy się, że tłumaczenia dokonał po prostu Internet). Poprosiliśmy naszą koleżankę o tłumaczenie okazało się, że też miała problemy z odpowiednią interpretacją tego tekstu. Słowo Enfin nie zostało przetłumaczone, być może było to imię spoczywającego tu żołnierza.

Tęskniłam za Tobą. Chciałabym chętnie spotkać się z Tobą. Nikt nie mówi o Tobie. Enfin, cieszę się wiedząc, gdzie na zawsze spoczywasz. Chciałabym opowiedzieć Tobie swoje bardzo bolesne życie, ale teraz jestem szczęśliwa dzięki człowiekowi, z którym dziele swoje życie. Ja żyje daleko od Ciebie, ale zawsze myślałam, że zarówno mojemu ojcu jak i mnie powiodło się. Kocham Cię Ojcze, na zawsze pozostaniesz w moim sercu.

Twoja córka Karin

Wpis Pana Zbigniewa Malinowskiego na naszym profilu internetowym z 7 listopada 2016

Trafiłem na wszej stronie dotyczącej Bitwy nad Rawką zdjęcie tabliczki umieszczonej przy grobie przez córkę jednego z niemieckich żołnierzy. Mieliście problem z przetłumaczeniem tekstu, który jest prosty ale wzruszający. Nie znam niemieckiego, ale wydaje się, że orginalnym tekstem jest tekst francuski, zważywszy właśnie na słowo „enfin”. Z tym, że nawet tekst francuski jest pisany z błędami, co sugeruje, ze nie pisała go rodowita Francuska.

Poniżej moje tłumaczenie z francuskiego:

„Przez całe życie brakowało mi Ciebie. Tak bardzo chciałam Cię poznać. Jestem wreszcie szczęśliwa wiedząc, gdzie spocząłeś na wieczność. Chciałabym móc opowiedzieć Ci moje życie, które było bolesne, ale dziś jestem szczęśliwa, że Cię odnalazłam i dzięki mężczyźnie, z którym dzielę życie jestem tu przy Tobie. Żyję daleko od Ciebie, ale zawsze jesteś w moich myślach Tato, którego mi zawsze tak brakowało. Kocham Cię, Tato, i zawsze pozostaniesz w moim sercu.

Twoja córka, Karin”.

Starałem się zachować styl bliski oryginałowi, choć tekst jest mocno nieporadny więc w kilku miejscach nie dało się nie wygładzić, bo musiałbym pisać z błędami.

Słowo „enfin”, którego nie potrafiliście przetłumaczyć, jest słowem francuskim i faktycznie nie jest wprost przetłumaczalne dlatego translator, którego ktoś najwidoczniej użył, nie poradził sobie. „Enfin” zależnie od kontekstu może znaczyć „wreszcie”, „w końcu”, „jednak”, „jednakże”, „ależ”, „ba” albo być takim nic nie znaczącym zagajeniem.

Bardzo ciekawa tabliczka, do tych kilku zdań można sobie dopisać całą historię w wyobraźni.

Pozdrawiam


Wojna minerska nad Rawką 

krater po eksplozji miny saperskiej

W okolicy tego miejsca, 22 lutego 1915 roku o godzinie 6.15 rano saperzy armii rosyjskiej odpalili minę pod pozycjami niemieckimi. Wysadzone pozycje zajmowała 7 kompania II batalionu 227 Rezerwowego pułku Piechoty należąca do 49 Rezerwowej Dywizji z ( Armii niemieckiej. Podkop poprowadzono z pozycji zajmowanych przez 62 Suzdalski Pułk Piechoty należący do IV Korpusu z 1 Armii Rosyjskiej.

Nad Rawką chodniki minowe drążono pod ziemią w kierunku pozycji nieprzyjaciela, zależnie od warunków geologicznych i głębokości wykopu, wzmacniając go stemplami. Mina, umieszczana na końcu chodnika minowego, była „przebijana”- czyli uszczelniana – co miało na celu odpowiednie ukierunkowanie siły eksplozji. Ziemię z wykopów wynoszono najczęściej w workach, umacniając nimi pobliskie okopy. Miny odpalano przy pomocy lontów lub elektrycznie. Obronę przed atakiem minowym stanowiły tzw. kamuflety (z franc. Camouflet – zmyłka) – ładunki wybuchowe odpalane w pobliżu wrogiego tunelu minowego, powodujące jego zniszczenie, ale nie powodujące naruszenia ziemi na powierzchni.

Według meldunku kapitana Brodersena z II Batalionu, 227 rezerwowego Pułku Piechoty zdarzenia miały następujący przebieg:

„około 6 rano Rosjanie wysadzili przez podkop minę, pod częścią stanowisk 7 Kompanii i natarli natychmiast na szerokości 100-200 metrów, dużymi siłami kilku batalionów na stanowiska II Batalionu. Znajdująca się na prawym skrzydle 8 Kompania opuściła nagle swoje stanowiska prawdopodobnie przez złe zrozumienie rozkazu. Nakazałem natychmiast 8 Kompani zatrzymać i okopać nad Rawką oraz utrzymać pozycje. W rezultacie stanowiska II Batalionu znajdujące się na prawym skrzydle pułku cofnęły się o 50-60 metrów i leżą teraz na skraju lasu. Nowe stanowiska zostały natychmiast rozbudowane. Część I Batalionu została przesunięta na pierwsza linię. Wielu ludzi zostało zabitych, w tym dowódca 8 Kompanii kandydat na oficera Fenchel, wielu zostało lekko i ciężko rannych. Tornistry 7 i częściowo 8 kompanii zostały utracone”.

Wojna minowa, zwana tez wojna pod ziemią, ma długą tradycje. Zarówno w czasach antycznych, jak i w średniowieczu, najeźdźcy wykonywali podkopy i podkładali ogień, aby zdobyć cel. Jedna z wczesnych prób użycia tzw. chodników minowych i konrtmin miała miejsce podczas oblężenia Sewastopola w 1855 roku. Wojna minowa powszechnie kojarzona jest oczywiście z frontem zachodnim i południowym. Najwięcej ładunków minowych odpalano właśnie w zachodnim teatrze działań. Największa koncentracja działań minowych nastąpiła w sektorze Vauquois, we Francji, gdzie pomiędzy wrześniem 1915 roku a sierpniem 1916 obie strony odpaliły blisko 100 ładunków minowych i kamufletów.

W okolicy Bolimowa można do dzisiaj znaleźć ślady prowadzonych tu w roku 1915 działań minowych. Mimo iż wody gruntowe znajdowały się przeważnie płytko pod powierzchnią ziemi, rosyjscy saperzy dokonali tu udanych i dobrze opisanych ataków minowych. Sam fakt wykonania podkopów w miejscach, które z pozoru się do tego nie nadawały, pokazuje, iż saperzy wykonywujący podkopy musieli dysponować wiedzą z zakresu geologii.

Praca żołnierzy zajmujących się walką minową nie ograniczała się wyłącznie do kopania chodników minowych i umieszczania w nich ładunków. Minerzy budowali również chodniki przeciwminowe oraz zajmowali się nasłuchem otoczenia, pozwalającym na wczesne wykrycie prac minowych przeciwnika. Precyzyjne rozpoznanie przebiegu chodników minowych jest możliwe w wyniku nieinwazyjnych badań archeologicznych. Największy z zachowanych do tej pory kraterów znajduję się w linii prostej około 1,5 km stąd, pośrodku prywatnego pola między wsią Joachimów – Mogiły a drogą prowadzącą do cmentarza wojskowego w Joachimowie – Mogiłach.


Niemieckie zaplecza walk 1914 – 1915

Po stornie rosyjskiej obozowiska tyłowe wyglądały podobnie i spełniały podobne funkcje. Rzadkie wspomnienia rosyjskich żołnierzy pokazują jednak, ze warunki ich bytowania różniły się od tych po stronie przeciwnej. Na przykład 1 stycznia 1915 roku szeregowy Andriej Kuzniecow walczący w okolicy Woli Szydłowieckiej pisał w swoim pamiętniku:

Wczoraj cały dzień nic nie jadłem i od rana do teraz też nic nie jadłem i nie piłem. Nastrój podły. Siedzę nic nie mówię a w żołądku straszny bałagan. Oficerowie najwidoczniej czują się bardzo dobrze. Celowo i bez celu łażą i bardzo czepiają się żołnierzy. (…) Oni piją i jedzą a ja siedzę głodny jak pies, w szynelu czapce i basztyku* i czuję jak po ciele w różnych miejscach łażą mi insekty, one mnie jedzą, bo śpię gdzie popadnie w pyle i brudzie…

*rodzaj płóciennego lub wełnianego kaptura połączonego z szalikiem

W tej okolicy znaleźć można wciąż widoczne pozostałości ziemianek, w których mieściły się żołnierskie kwatery oraz punktu opatrunkowe. Ziemianki te stanowiły zaplecze dla oddalonej o około kilometr stąd niemieckiej linii bojowej przebiegającej nad brzegiem rzeki Rawki na odcinku Budy Grabskie – Ziemiary. W kierunku północnym (przesieką w stronę Wółki Łasieckiej) w odległości około kilometra od tego miejsca, dobrze zachowały się pozostałości dużego obozowiska żołnierzy niemieckich. W jego skład wchodziło też wiele zagłębionych w ziemi schronów- ziemianek.
Ziemianki różniły się w zależności od pory roku, w której były budowane – zimą były płytsze, zaś latem głębsze. Nie bez znaczenia dla głębokości wykopu pod ziemiankę pozostawał poziom lokalnych wód gruntowych. Pozostałości po ziemiankach znajdujące się wokół tego miejsca wskazują, że były one zagłębione w grunt najczęściej do połowy swojej wysokości.  
Ziemianki budowano z niekorowanych bali drewnianych, spinanych u podstawy metalowymi klamrami. Ściany stawiano, łącząc kolejne bale na ucios. Stanowiące element ziemianek drzwi i okna najczęściej były zagrabione z rozbieranych okolicznych domostw. Ich mieszkańcy albo uciekli przed nadchodzącym frontem, albo byli przesiedleni przez Niemców na zachód, dalej od linii frontu i wykorzystywani do pracy na rzecz wojska.

Stropy ziemianek wykonywano z kilku warstw bali drewnianych, często przekładanych warstwą worków z piaskiem. Miało to chronić żołnierzy je zamieszkujących przed skutkami bezpośredniego trafienia pociskiem artyleryjskim. Wewnątrz, centralną część ziemianki zajmowało przejście, zaś miejsca do spania znajdowały się po lewej i prawej jego stronie. W ziemiance w zależności od rozmiarów, mogło spać jednocześnie od 10 do 30 osób.

Przeglądając się dziś tym ginącym w ziemi reliktom życia frontowego sprzed stu lat, warto mieć na uwadze, że żyły w nich setki żołnierzy przez siedem miesięcy – od surowej zimy po upalne lato. Pozostały po tym subtelne ślady pamięci materii.

ZATROSZCZMY SIĘ O NIE. NIE NISZCZMY ICH!

wykopaliska archeo w rejonie zaplecza niemieckiego

wykopaliska archeo – niemieckie zaplecze wojenne


Z pamiętnika eksploatora 

Jacek S

Mam Wam tyle do opisania, że nie wiem, od czego zacząć, więc zacznę od początku. Obecnie mam 50 lat, a swoją przygodę z poszukiwaniem „skarbów” przeżywałem w latach 1995 -2000, a moim pierwszym wykrywaczem był zaostrzony drut z rączką od pilnika na końcu. Niestety, znalazłem tylko różnej wielkości kamienie, ale potem powstał z nich skalnik.
W tym czasie zamieszkałem na działce pod Wodzieradami i tam zetknąłem się pierwszy raz z tematem I Wojny Światowej, najpierw był to cmentarz w Wodzieradach z krzyżem i datą 1914, a w pomieszczeniach gospodarczych mojego teścia było pełno mosiężnych łusek dużego kalibru i…długi bagnet niemiecki, z zachowanymi drewnianymi okładzinami, który mój teść wyorał z gleby i którym grzebano w piecu.
Zainteresowałem się tematem, poczytałem wiedzę fachową i w tedy wpadła mi w rękę książka „Z dziejów Bolimowa” w, której opisywano przebieg walk 1914 -15 i pierwszego na świecie ataku gazowego dokonanego przez Niemców -ostrzał pozycji rosyjskich pociskami z bromkiem ksylitu. Potem był atak chlorem, także podobno dwa dni wcześniej niż to miało miejsce pod Ypres.
W tym czasie wykrywacz metali był tak drogi, że pozostawał w sferze marzeń, ale kolega miał kolegę, który był hydraulikiem i miał wykrywacz do szukania rur wodociągowych w ziemi. Zorganizowałem, więc pierwszą wyprawę i pojechaliśmy na Bolimów.
Trafiliśmy w okolice Joachimowa, na prawym brzegu Rawki, gdzie już z drogi widać było głębokie okopy. Gdy tylko kolega zmontował „wędkę” i przyłożył do ziemi, od razu pojawił się sygnał – nie wierzyłem, ale za chwilę trzymałem w ręku trzy całe naboje od Mosina, z sygnaturą 08 na denku. Leżały dosłownie 10 cm. pod powierzchnią. Zawyłem z radości, no i się zaczęło!!!
Teren był łatwy i co chwila -łuski, kulki od szrapnela, całe naboje, odłamki pocisków, czerepy od szrapneli…. TO BYŁY PRAWDZIWE SKARBY!!!
W przyszłym roku zakupiliśmy z kolegą własny wykrywacz -GDX 2000 zwany „klozetowcem”, bo był zrobiony z rurek PCV, które stosuje się w hydraulice – konkretnie do spłukiwania kibla. Wyprawy na Bolimów organizowaliśmy w wakacje prawie, co tydzień, uczestniczyły w nich nasze dzieciaki, a całą akcję poszukiwawczą traktowaliśmy, jako przygodę, poznanie historii i jej  artefaktów. Nigdy nie spodziewaliśmy się znaleźć jakieś skarby w postaci złotych monet zakopanych w garnku itp.
Im bardziej wgłębiałem się w teren walk pozycyjnych nad Rawką tym więcej znajdowałem pamiątek bardziej związanych z samymi walczącymi stronami a nawet im osobistych. Były to: mosiężna głęboka menażka z dorobioną rączką z drutu (najpierw pomyślałem, że zgubił ją jakiś charcyrz), zaśniedziała  łyżka aluminiowa, druga mosiężna i przerdzewiały widelec, nóż z zachowanymi drewnianymi okładzinami, portmonetka, aluminiowe etui do okularów, mosiężna kwaterka przebita rosyjskim bagnetem, szyjka od butelki i cała butelka z zachowanym sprężynowym korkiem,  modlitewnik z resztkami zaśniedziałej figurki.  Wystrzelone łuski od Mosina były pomieszane z niemieckimi, a były to okopy rosyjskie, co świadczyło o walkach w natarciu na pozycje. W jednym miejscu, w wyschniętym bagienku znalazłem pięć wystrzelonych łusek od Mausera i łódkę nabojową do kompletu, co świadczyło o tym, że jakiś żołnierz wystrzelał w tym miejscu cały magazynek.
Oczywiście teren zasłany był kulkami od szrapnela i ich czerepami, które były wbite w ziemię pionowo i też pod kątem ok. 45 stopni w kierunku do pozycji niemieckich.
Pewnego dnia natknęliśmy się na umocnienie, które nazwałem redutą. Był to głęboki okop w formie koła, o średnicy ok. 30 metrów, dokładnie taki sam jak na Waszym skanie laserowym z okolic Inowłodza.  Dno zasłane łuskami i oczywiście kulkami.
Pobliski lej po bombie jakiegoś wielkiego kalibru był tak głęboki, że prawie zmieściłem się w nim na wysokość.  Cały teren pokrywały leje mniejszych rozmiarów i mnóstwo odłamków.
Atak gazowy pociskami z bromkiem ksylitu nie zdał egzaminu, gdyż gaz rozrzedził się w mroźnym powietrzu. Przeprowadzony atak niemiecki na pozycje rosyjskie, które miały być unicestwione w wyniku działania gazu nie powiódł się. Niemcy myśleli ze okopy rosyjskie są martwe, tymczasem…ruskie przypuściły ich blisko, a potem tak ich prały ze aż szynele podskakiwały a lufy czerwone były ” (cyt.)
120 mm. pociski z gazem były oznaczone namalowanym na obwodzie niebieskim paskiem. Jakaż była moja radość, kiedy wyciągnąłem z gleby duży przerdzewiały odłamek, z wyraźnie widocznym niebieskim paskiem!  Oto trzymałem w ręku namacalny dowód operacji wojskowej z przed 80 – lat, o której mało, kto wie!
Ze skarpy okopu wyjąłem guzik. Po oczyszczeniu okazało się, że jest razem z kawałkiem materiału –mundur! – Z archeologiczną precyzją rozkopałem teren i wydobyłem resztę -kilkanaście guzików wraz z resztkami płaszcza zimowego i munduru zasadniczego, plastikowy guzik od spodni, sczerniałą bieliznę, klamrę od paska a w tym wszystkim tkwił pocisk z Mosina.
Mundur miał czerwoną lamówkę, więc należał do żołnierza niemieckiego, który prawdopodobnie poległ w natarciu na okopy rosyjskie.
Którejś niedzieli postanowiliśmy poszerzyć wiedzę terenową w postaci „języka” Akurat ludziska wychodzili z kościoła i trafił nam się dziadek na rowerze, który chętnie zgodził się pokazać nam ciekawe rzeczy.
I faktycznie pokazał – niemiecki bagnet wbity w drzewo aż po rękojeść, do którego dziadek przywiązywał krowę, bronę rolniczą wykonaną domowym sposobem z wbitych w podłużną belkę bagnetów rosyjskich w liczbie 20 szt i najciekawsze -miejsce, w którym podczas działań wojennych był dół z wapnem do budowy domu. W ten dół (dziadek był świadkiem) wrzucili cały stos niepotrzebnych już karabinów poległych Rosjan, a dół zasypano.
Wykrywacz pokazywał w tym miejscu dziwny odczyt, jakiego wcześniej nie miałem -duży przedmiot na dużej głębokości, na całym obszarze. Nie kopaliśmy, bo teren był prywatny i ryzyko oberwania widłami w plecy!
Wszystkie zebrane artefakty oczyściłem jedynie z ziemi i innych zanieczyszczeń i w ten sposób eksponowałem w moim osobistym muzeum Pierwszej Wojny Światowej, mieszczącym się w tzw. dużym pokoju. Nigdy niczego nie polerowałem, lakierowałem itp. Jedynie ślad czasu w postaci rdzy i śniedzi. Kolekcja była naprawdę imponująca, zwłaszcza, że uzupełniłem ja 'znaleziskami” z bazarów, giełd staroci i militariów a także od znajomych.
Zastawione było wszystko, co tylko posiadało powierzchnię poziomą -półki, regały kominek, telewizor, wieża a nawet pokrywa od gramofonu Dynamic Speaker, który jeszcze do niedawna był moją dumą i nikomu nie pozwoliłem się doń dotykać! Na szczęście mam tolerancyjną żonę:)
Niestety, świat się zmienia a z nim ludzie, dzieciaki podrosły i ich zainteresowanie skierowane zostały bardziej  na płeć przeciwną niż chodzenie po polach i zbieranie pamiątek historycznych, kolega otworzył własny interes i nie miał na nic czasu, mnie samemu się nie chciało a nikogo o podobnych zainteresowaniach nie spotkałem (nie  istniał jeszcze w tedy internet)  a na koniec zepsuł się klozetowiec.
W pewnym czasie w mojej okolicy zaszły pewne niefortunne wydarzenia, które sprawiły ze musiałem moją kolekcję ukryć przed wścibskim okiem ludzkim, aż nadszedł ten dzień…
Przyjechał kuzyn mojej żony, człowiek młody, ambitny,  zainteresowany tematyką militarystyczną (sam wykonał miecz średniowieczny i japońską katanę), była impreza, wypiło się nieco % no i w przypływie wyższych uczuć….

Podarowałem mu większość mojej kolekcji, czyli praktycznie wszystko, co najatrakcyjniejsze, a to, co zostało leżało długo na strychu. Dziś po nich nie pozostał nawet ślad. 

 
 

Żródła :

  1. Wikipedia
  2. Tekst i niektóre zdjęcia pochodzą z tablic informacyjnych Przydrożnych Lekcji Historii
  3. http://naukawpolsce.pap.pl
  4. http://myvimu.com
  5. http://www.archeomemory.pl
Share Button

Dodaj komentarz