Zbrodnie hitlerowskie na ziemi kaliskiej

Zbrodnie hitlerowskie na ziemi kaliskiej

Himelstrasse – Droga do nieba 

Historie wybrane

W naszym filmie:

Florentyna – Zbiorowa mogiła pomordowanych Polaków, oraz Żydów z getta Koźminek w lesie biernackim

Skarszew – Miejsce zamordowania 56 skazańców, Polaków i Niemców w lesie skarszewskim

Winiary – Miejsce masowych rozstrzeliwań  w lesie winiarskim

Kalisz – Cmentarz Tyniecki w Kaliszu – mogiły ofiar z Winiar

Kalisz – Cmentarz Komunalny w Kaliszu zbiorowa mogiła rozstrzelanych Polaków z Kalisza i Żydowa

Gołuchów – Zbiorowa mogiły tysięcy pomordowanych Polaków i Żydów w lesie gołuchowskim

Gołuchów – Głaz narzutowy w lesie gołuchowskim


Las Biernacki

Florentyna (województwo wielkopolskie)

Florentyna – wieś w Polsce położona w województwie wielkopolskim, w powiecie kaliskim, w gminie Żelazków.

W latach 1975–1998 miejscowość administracyjnie należała do województwa kaliskiego.

We wspomnianym powyżej lesie znajduje się mogiła 125 ofiar pomordowanych przez hitlerowców w październiku 1941 roku. Jak wszystkie inne zbiorowe mogiły opisane w tym artykule są niejednokrotnie wzmiankowane czy to w literaturze, czy też w Internecie, o tej mogile nie wiadomo właściwie prawie nic. Wiadomo tylko tyle, ile wyczytacie na tablicy nagrobnej według, której spoczywają tam prochy obywateli polskich. Dotarliśmy do człowieka, który pamięta, że dawniej na owej tablicy była umieszczona informacja, iż leżą tam również zamordowani  Żydzi, prawdopodobnie z getta w Koźminku. Jak pamiętacie w jednym z naszych artykułów opisywaliśmy zagładę Żydów z koźminkowskiego getta, w nim na podstawie różnych przesłanek wysnuliśmy teorię, że właśnie w tym lesie zostali pochowani zagazowani spalinami Żydzi z getta. Dlaczego teraz nie ma informacji o pochowanych tam Żydach? Czy nasz informator

pomylił fakty, czy jednak coś w międzyczasie się zmieniło? Jesteśmy skłonni myśleć, że w owej mogile lub też gdzieś w innym miejscu lasu biernackiego znajdują się również prochy zagazowanych z getta w Koźminku. Prześledźmy daty, być może idziemy błędnym torem ale sądzimy, że hitlerowscy oprawcy w październiku 1941 roku zamordowali mieszkańców okolicznych wiosek, Polaków i tam ich pochowano w zbiorowej mogile.  W listopadzie zaczęła się wywózka z getta w Koźminku tych, którzy  byli „niezdolni do pracy”, czyli starców, ludzi chorych i dzieci do lat 14, oraz często matki niechcące zostawić swoich dzieci, Sonderkommando Lange sprowadziło specjalne auta, w których podczas wywózki uśmiercano spalinami. W ten sposób uśmiercono około 700 osób. Niemcy gdzieś musieli ukryć zwłoki zagazowanych Żydów, las Biernacki i powstała wcześniej mogiła stała się idealnym miejscem do „ukrycia” przed ludzkim okiem popełnionej zbrodni.

Być może Wy posiadacie inne informacje na ten temat, chętnie dowiemy się czegoś więcej. Bardzo byśmy chcieli aby być może za sprawą tego artykułu i filmiku znalazł się ktoś,  kto zaangażowałby się wraz z nami w poszukiwanie mogił zagazowanych Żydów w biernackim lesie.


Las skarszewski 

Las Skarszewski – obszar leśny położony między Skarszewem a Rożdżałami w województwie wielkopolskim, w którym 19 stycznia 1945 roku dokonano egzekucji 56 członków antyhitlerowskiego podziemia.

Wspomnienia okupacyjne Jana Pogorzelca z Opatówka 

Fragmenty

W lipcu 1943 roku zostałem zatrudniony w Zakładach Koncentratów Spożywczych w Winiarach k/Kalisza. Właścicielem Zakładu był Alfred Nowacki. Zakład zatrudniał w tym czasie ok. 1500 osób. Byli to głównie Polacy. Naczelnym dyrektorem był inżynier Karol Gerlicz – były właściciel fabryki „Prosna” w Kaliszu. Był on odpowiedzialny za całokształt produkcji. Dyrektorem do spraw technicznych był jego brat inż. Jan Gerlicz, głównym księgowym – Niemiec Jan Wemer, ale cały zespół księgowych stanowili Polacy. Kierownikami poszczególnych wydziałów produkcyjnych byli także Polacy. Czas pracy był nieograniczony. Jeżeli zachodziła potrzeba pracowaliśmy po 12-14 godzin na dobę, a nawet dłużej.

Zakłady „Winiary” należące dziś do Marki Nestle zdjęcie z http://kalisz.naszemiasto.pl

Las winiarski i Kalisz niemieckie zdjęcie lotnicze z 26 stycznia 1945 roku

 

Alfred Nowacki ps. „Piąty”, „Kapitan Nemo”, „Kwatermistrz” (ur. 13 października 1896 w Łodzi, zm. 19 stycznia 1945 w Skarszewie) – fabrykant, działacz konspiracyjny. 
Założyciel i pierwszy właściciel fabryki przetwórstwa spożywczego „Lebensmittel Fabrik” Winiary koło Kalisza. Niemiec pochodzenia polskiego. Jego rodzice na początku XX wieku wyemigrowali z Łodzi do Niemiec, gdzie się wychował i ożenił. Przez małżeństwo był skoligacony z rodziną marszałka III Rzeszy Göringa. W czasie II wojny światowej żołnierz Armii Krajowej, był jedną z ważniejszych postaci struktur AK w Kaliszu. Prowadzona przez niego fabryka była placówką określaną konspiracyjnym kryptonimem „Podlasie”, w której znalazło schronienie wiele osób poszukiwanych przez Gestapo oraz zdekonspirowanych w Kaliszu członków AK. Uwięziony podczas masowych aresztowań przeprowadzonych przez Gestapo 2 i 3 marca 1944 r. Sądzony wraz z innymi działaczami konspiracji podczas wyjazdowej sesji Sądu Ludowego z Berlina (Volksgerichtshofu) w Kaliszu. Za zdradę narodu niemieckiego i szpiegostwo skazany na karę śmierci.

Alfred Nowacki został rozstrzelany w grupie 56 innych członków antyhitlerowskiego podziemia 19 stycznia 1945 w lasach koło Skarszewa. Po ekshumacji dokonanej 26 kwietnia 1945 i rozpoznaniu zwłok został pochowany w osobnym grobie na cmentarzu Tynieckim w Kaliszu.

https://pl.wikipedia.org

Wśród pracowników było wielu wywłaszczonych chłopów, którzy nie zostali wywiezieni do Reichu, ale ponieważ stracili stałe zameldowanie byli zmuszeni koczować w stodołach, na strychach budynków i na innych podobnych miejscach, ponieważ stracili stałe zameldowanie. Z chwilą otrzymania stałej pracy mogli się zameldować, ale nikt ich nie pytał, w jakich warunkach mieszkają. A warunki te były często fatalne. Wielu pracowników musiało dotrzeć do Winiar z odległych wiosek: ze Smółek, Ksawerowa, Kalinowej i Kobylnik, Sędzimirowic i innych – odległych nawet o 30 km. Na ich prośbę właściciel zakupił dla fabryki 200 rowerów i wypożyczał je dojeżdżającym. Alfred Nowacki udzielał także bezzwrotnej pomocy materialnej robotnikom, których spotkało jakieś nieszczęście. Dawał pracę ludziom, którym groziło wywiezienie do Niemiec na przymusowe roboty, a nawet takim, którzy obawiali się aresztowania.
Zbliżały się imieniny szefa zakładu – Alfreda Nowackiego (polski odpowiednik imienia Alfred – Wojciech). Ktoś zaproponował składkę na prezent dla szefa. Pomysł podchwycili pracownicy wszystkich wydziałów i za zebrane pieniądze zakupiono prezenty. W dniu imienin delegacje wydziałów od samego rana udawały się do domu Alfreda Nowackiego. Solenizant częstował wszystkich ciastem i herbatą. Tak się złożyło, że i ja jako pracownik grupy podwórzowej zostałem wytypowany do składania życzeń. Tego dnia było bardzo dużo pracy. Trzeba było rozładować kilka wagonów soli i kazeiny w magazynie, który mieścił się w kościele św. Mikołaja – dzisiejszej katedrze. Worki z solą i kazeiną były układane w sztaple 5-cio metrowej wysokości i wyżej. Wchodziliśmy z workami po tzw. raflykach. Były to dwie zbite deski, nabite szpagami. Przypominały drabinę. Po zakończeniu pracy wróciłem na plac podwórzowy. Kierownik Stanisław Pilarczyk poinformował mnie, że pójdę razem z Józefem Krzyżaniakiem, Stefanem Waszakiem i Marianem Andrzejakiem. Szybko umyliśmy się, wyczyściliśmy buty i zabraliśmy z magazynu wcześniej zakupioną palmę. Palma była duża, w pięknej drewnianej donicy i do willi szefa mieszczącej się około 50 m od magazynu musiało ją nieść 4 ludzi. Do naszej delegacji dołączył kierownik gospodarstwa rolnego Józef Zimny i sekretarka naszego działu p. Sztark. Przed wejściem do willi czekał solenizant w towarzystwie żony. Kierownik złożył życzenia po niemiecku, ale szef powiedział,by powtórzył je po polsku, bo on zna język polski i tego dnia będziemy rozmawiać po polsku. Następnie zaproszono nas do stołu. Rozmawialiśmy i nasz kierownik często tłumaczył rozmowę żonie szefa, która nie znała języka polskiego. Pamiętam, że Alfred Nowacki powiedział, że jeżeli ta wojna skończy się pomyślnie, to zakład, będzie miał duże możliwości rozwoju. Robotnicy nie będą już tułaczami, bo planuje się nie tylko rozbudowę zakładu, ale także budowę domów mieszkalnych po obu stronach szosy.
Przyjęcie odbyło się w miłej atmosferze, czas biegł szybko, zbliżała się godzina policyjna. Szef już wcześniej przygotował dla wszystkich przepustki, tak, że mogliśmy szczęśliwie dotrzeć do swoich miejsc zamieszkania. Następnego dnia wszyscy rozmawiali o przyjęciu imieninowym. Mogło ono się zdarzyć tylko w Winiaracb, bo Nowacki nie bał się władz zwierzchnich. Tego typu spotkania z Polakami były zabronione, a ich organizatorom groziły ostre sankcje.
W nocy z 25 na 24 października 1943 r. wybuchł pożar w magazynie, który mieścił się przy główny wejściu do zakładu. Mąka znajdowała się parterze, zaś cukier na I piętrze. Ogień rozprzestrzeniał się bardzo szybko. Ponieważ zdarzyło się to w nocy straży zakładowej prawie nie było. Tego dnia panowała gęsta mgła, widoczność była tylko do około 10-20 m., Kiedy rano jechałem rowerem do pracy i skręciłem w lewo do zakładu, zamarłem w bezruchu. Na drodze stało pełno żandarmów i wojska. Wszystkich legitymowali. Jeśli do pracy – to raus, i wpuszczano nas na teren zakładu nie przez portiernię, lecz bramą. Tu byliśmy poddani pod rozkazy straży wojskowej i straży zawodowej. Robiliśmy, co nam kazano. Trzeba było zabezpieczać pomieszczenia przyległe do magazynu.
Ogień z palącego się magazynu przedostał się na dach. Zawalił się strop I piętra, razem ze znajdującym się tam cukrem. Ogień stawał się coraz silniejszy. Tymczasem w studni głębinowej zabrakło wody, co nigdy się nie zdarzało. W gaszeniu ognia brała udział cała załoga, a akcją kierowali żołnierze z jednostki straży wojskowej. Około godz. 11 pożar został stłumiony. Mimo tego nie zwolniono pracowników, którzy pracowali na nocnej zmianie. Zaczęło się przesłuchiwanie kierowników działów i robotników. Jednocześnie przygotowano produkcję, tak, że zmiana popołudniowa rozpoczęła normalną pracę. Po wstępnych przesłuchaniach zwolniono po godz. 16 robotników z nocnej zmiany pod warunkiem, że stawią się do pracy na swoją zmianę. Wszystkich robotników pouczono, że w razie pożaru powinni zachować tajemnicę i nikomu nie rozpowiadać o wypadku.
Do porządkowania zakładu po pożarze została zatrzymana grupa podwórzowa aż do odwołania. Grupie tej zapewniono kolację w stołówce, a o 1 w nocy – obiad i jedną godzinę przerwy w pracy na odpoczynek. Wszystkie przeszkody powstałe podczas pożaru zostały usunięte. Wygospodarowano miejsce na cukier i mąkę w baraku, który znajdował się na placu przyzakładowym. Około godz. 10 nadeszły pierwsze dostawy cukru i mąki do bieżącej produkcji.
W biurze szefa Nowackiego gestapo i specjalna komisja prowadziły przesłuchania w celu ustalenia przyczyn pożaru i wartości powstałych strat. Czasowo zatrzymano kierownika oddziału elektrycznego Stanisława Kościelniaka. Po długich i żmudnych przesłuchaniach komisja ustaliła, że pożar w magazynie powstał na skutek zwarcia instalacji elektrycznej.
Zwolniono wszystkich zatrzymanych, pod warunkiem, że nie będą się oddalali od miejsca zamieszkania.
Pozostało do wyjaśnienia, jakie ilości cukru i mąki znajdowały się w magazynie w momencie wybuchu pożaru. Trzeba było przyjąć stany księgowe, gdyż kartoteki magazynowe również spłonęły. Po stopieniu się dużej ilości cukru, która wg stanów księgowych miała być w magazynie powinna pozostać duża ilość tzw. melasy. Tymczasem było jej niewiele. W końcu ustalono, że duża ilość mąki i cukru spłynęła z wodą podczas gaszenia pożaru.

W czasie śledztwa kierownik zakładu Alfred Nowacki podkreślał, że przyczyną pożaru nie mogło być podpalenie, że pracownicy aa uczciwi i żaden z nich nie zdziałałby na szkodę zakładu. Szybko przystąpiono do odbudowy spalonego magazynu, która trwała 2 miesiące. W odbudowanym magazynie stropy zostały zalane betonem. Produkcja szła normalnie, tak jakby nic się nie stało. Nie zaprzestano także pomocy żywnościowej dla mieszkańców Kalisza poprzez kierowców i zaufanych robotników.

„Opatowianin” 7,8/71,72 Lipiec-Sierpień 1996

W lipcu do Alfreda Nowackiego kontrwywiad niemiecki przysłał swojego człowieka w stopniu majora wojska polskiego. Agent zgłosił się w nocy na portierni i zażądał widzenia z szefem zakładu w pilnej sprawie. Początkowo Nowacki zawiadomiony telefonicznie przez portiera nie chciał przyjąć w swojej willi nieznajomego. Ponieważ jednak tamten był nieustępliwy Nowacki w końcu wyraził zgodę na spotkanie. Agent przedstawił się, jako polski major przerzucony przez dowództwo wywiadu z Londynu w celu organizowania pomocy dla akcji zbrojnej, która była przygotowywana w Warszawie. Nowacki nie zorientował się, że jest to podstęp. Przez 5 dni agent przebywał w jego domu. W tym czasie zastanawiano się, gdzie go umieścić. Proponowano w Opatówku u Wünschego, ale Wünsche nie chciał się zgodzić motywując odmowę tym, że ukrywa się u niego już 2 oficerów. Proponowane majątki w Żydowie i Dębem nie odpowiadały agentowi ze względu na utrudniony kontakt z Kaliszem. Sam agent sugerował, że najlepiej byłoby mu w jednym z magazynów na terenie Kalisza. Magazynier Stanisław Skrzypek zaproponował

katedra św. Mikołaja w Kaliszu

magazyn w kościele św. Mikołaja. W zakrystii kościoła urządzono skromny pokoik z łóżkiem, z biurkiem i kilkoma krzesłami. Wyznaczał tam spotkania z członkami organizacji. Miał doskonałe warunki do działania, gdyż mógł od razu donosić o wszystkim na Gestapo, które miało klucze od magazynu.

My pracowaliśmy w magazynie normalnie. Nie wiedzieliśmy wówczas o agencie. Zastanawiało nas tylko, dlaczego nie wolno się zbliżać do zakrystii. Tymczasem agent w krótkim czasie miał rozpracowaną całą organizację Armii Krajowej na terenie Kalisza.
O wybuchu powstania warszawskiego dowiedzieliśmy się z przecieków, gdyż w niemieckich środkach przekazu nie było ani słowa o tym, że w Warszawie trwają walki i powstańcy odnoszą sukcesy.
Na naszym terenie członkowie konspiracyjnego podziemia oczekiwali rozkazu podjęcia walki zbrojnej. W zakładzie najbardziej zaangażowani w działalność podziemną byli kierowcy – bracia Woźniakowie, Biegański, Owsiak, mechanik – Jarek, niektórzy kierownicy działów oraz główny dyrektor – Karol Gerlicz. Spotkania odbywały się w małych grupkach. Przekazywano informacje, że jeszcze nie nadszedł czas walki zbrojnej, apelowano o szczególną ostrożność, zwłaszcza w kontaktach z nieznajomymi. Alfred Nowacki często wyjeżdżał na spotkania poza teren zakładu. Nie było jednak żadnych konkretnych rezultatów spotkań kierownictwa Armii Krajowej w Kaliskiem. Ktoś umiejętnie blokował wszelkie decyzje i skutecznie wpływał na hamowanie nastrojów antyniemieckich.
Tym kimś był agent niemiecki umieszczony przez samego Alfreda Nowackiego w kościele św. Mikołaja. Agent prawie codziennie organizował spotkania, w czasie, których przekazywał rzekome wytyczne otrzymywane z Londynu o konieczności powstrzymywania akcji zbrojnej na naszym terenie. Potrafił wszystkich przekonać, a jednocześnie miał okazję osobiście poznać przywódców Armii Krajowej, słuchać ich sądów i wypowiedzi a nawet nagrywać je. Uczestnicy spotkań niczego nie podejrzewali. Byli przekonani, że mają do czynienia z oficerem polskim przerzuconym z Londynu. Dlatego niczego przed nim nie ukrywali i w dobrej wierze wykonywali jego polecenia. W ten sposób agent niemieckiego wywiadu rozpracował siatkę Armii Krajowej na terenie kaliskiego. Gdy agent zebrał dostateczną ilość dowodów istnienia i działania organizacji podziemnej przystąpił do akcji jej likwidacji.
25 sierpnia ok. godz. 22 lub 23 Alfred Nowacki otrzymał anonimowy telefon ostrzegający go przed groźbą aresztowania. Anonimowy rozmówca proponował natychmiastową ucieczkę przez płot zakładu do lasu i wyznaczył miejsce spotkania. Rozmowa była prowadzona po polsku. Słyszała ją gospodyni państwa Nowackich – Maria Zimna. Żona Alfreda Nowackiego nie znała języka polskiego i nie została wtajemniczona w treść ostrzeżenia. Nowacki zlekceważył je. Był pewien, że jemu, mającemu powiązania rodzinne przez żonę z marszałkiem Rzeszy Goeringiem, nic nie grozi. Podobne ostrzeżenia otrzymali także inni. I oni także zlekceważyli je, sądząc, że obywatele niemieccy są bezpieczni. Konrad Wünsche – właściciel majątku w Opatówku także został ostrzeżony i mimo że żona radziła mu ucieczkę pozostał w domu. Z ostrzeżenia skorzystali natomiast Polacy. Karol Gerlicz, który mieszkał w starym browarze w Winiarach, uciekł prosto do lasu. Ukrył się Jan Krzywda, Kwiatkowski i inni. Większość z nich przeżyła wojnę. Do dziś nie wiadomo, kim była tajemnicza osoba, która na kilka godzin przed akcją ostrzegała członków konspiracji.
Alfred Nowacki wierzył w swoją nietykalność, a jednak anonimowy telefon zaniepokoił go. Nie położył się spać i czekał na rozwój wypadków. 26 sierpnia między godz.2 a 3 w nocy podjechały pod zakład dwa samochody z gestapo. Portier otrzymał polecenie, by zadzwonić do szefa. Nowacki kazał ich wpuścić. Okazało się, że są to funkcjonariusze z łódzkiego gestapo. Mieli oni nakaz przeprowadzenia rewizji i aresztowania Alfreda Nowackiego, który usiłował tłumaczyć, że jest oddanym obywatelem Rzeszy i musiała nastąpić jakaś tragiczna pomyłka. Chciał także dzwonić do Berlina, ale powiedziano mu, że to nie na sensu, gdyż władze w Berlinie są dokładnie poinformowane o akcji, a powinowactwo z Goeringiem nic mu nie pomoże. Jeden z oficerów nałożył mu kajdanki i odprowadził do samochodu. Następnie wylegitymowano panią Nowacką i gosposię – Marię Zimną.
W tym samym czasie także pod bramę pałacu Konrada Wünschego w Opatówku podjechało gestapo. W pałacu kwaterował niemiecki pułkownik i dwóch majorów. Po krótkiej rozmowie z oficerami, gestapo przedstawiło Wünschemu nakaz aresztowania, nałożono mu kajdanki i brutalnie wypchnięto z mieszkania tak, że nie zdążył się nawet pożegnać z żoną i z dziećmi.
Tej samej nocy aresztowani zostali właściciele majątków w Dębem i Żydowie. Łącznie w Kaliszu i okolicy aresztowano w nocy z 25 na 26 sierpnia 1944 roku 72 osoby. Akcja ta była przeprowadzona na terenie całego Warthegau. Nie stosowano żadnych ulg wobec aresztowanych obywateli niemieckich. Wszystkich zgromadzono w siedzibie gestapo przy ulicy Jasnej w Kaliszu. Nie zdjęto im kajdanek, nie pozwolono usiąść, a gdy domagali się wyjaśnień, do sali wszedł niemiecki agent, ten, który ukrywał się w kościele św. Mikołaja i którego wszyscy znali, jako polskiego oficera. Powiedział krótko, że ma dowody świadczące o zdradzie państwa niemieckiego przez aresztowanych. Wszystkich przewieziono do kaliskiego więzienia.
Tymczasem rodziny aresztowanych zwracały się do władz o uwolnienie swoich bliskich lub choćby o umożliwienie widzenia się z nimi. Prośby te były ignorowane. Polecono rodzinom prowadzenie majątków i zakładów produkcyjnych, na co prawie wszyscy wyrazili zgodę. Pani Wünschowa powiedziała, że będzie prowadziła majątek, bo otrzymała go od swoich rodziców i jest to jej własność. Powiedziała także, że nie wierzy w winę swego męża.
Do zakładu w Winiarach przyjechali przedstawiciele policji i SS. Przewodził im agent wywiadu bez nogi, działający wcześniej w kościele św. Mikołaja, który po zlikwidowaniu siatki AK został, szefem policji i SS w Kaliszu. Zaproponowano pani Nowackiej prowadzenie zakładu do czasu, aż sprawa jej męża wyjaśni się. Pani Nowacka odrzuciła propozycję, oświadczając, że jej mąż padł ofiarą prowokacji i jest niewinny. Świadkiem tej rozmowy była gosposia państwa Nowackich. – Maria Zimna.
Po aresztowaniu właściciela „Lebensmittel Fabrik” Winiary – Alfreda Nowackiego i ucieczce dyrektora Gerlicza w fabryce praca toczyła się normalnie, ale gestapo wzmagało kontrolę pracowników, przesłuchiwano podejrzanych, niektórych zatrzymywano.
Nie znalazł się nikt, kto zechciałby prowadzić tak ważny zakład, dlatego zapadła decyzja, by oddać zakład pod administrację Kreissgenossenschaft (Powiatowy Związek Spółdzielczy) w Kaliszu. Prezes tej instytucji – rzekomy Polak – przed przejęciem zakładu zażądał by żona Alfreda Nowackiego mieszkająca na terenie zakładu wyprowadziła się. Tydzień po aresztowaniu męża Nowacką wyprowadzono z willi i odwieziono na dworzec kolejowy, skąd pociągiem musiała udać się do Berlina. Została internowana we włościach Hermana Goeringa i pozbawiona możliwości jakiegokolwiek kontaktu z mężem. Mieszkanie Nowackich w Winiarach zostało zamknięte i zaplombowane, gospodyni Marii Zimnej polecono stawić się następnego dnia na gestapo. Znajomy kierowca – Stanisław Targański poradził jej, by nie wracała do domu, nie poszła na gestapo i ukryła się, ale ona czuła się niewinna, miała nadzieję, że znając język niemiecki doczeka końca wojny pracując w zakładzie. Następnego dnia rano zjawiło się w domu gestapo. Zabrano ją na ulicę Jasną, potem wywieziono do obozu Gross Rosen, gdzie poddawano ją torturom, ale niczego się od niej nie dowiedziano.
Władzom okupacyjnym bardzo zależało na tym, by rozprawa oskarżonych o zdradę III Rzeszy odbyła się jak najszybciej. Datę rozprawy ustalono na 15 października 1944 r. Pojawiły się jednak trudności z ustaleniem składu sędziowskiego. Sędziowie nie chcieli prowadzić tej sprawy. Wobec tego przysłano trzyosobowy skład sędziowski z Berlina. Byli to młodzi ludzie po studiach prawniczych (sędzia główny liczył podobno 24 lata). Wszyscy wywodzili się z organizacji Hitler Jugend.
Po zapoznaniu się przez sędziów ze wstępnymi aktami oskarżenia wyznaczono nowy termin rozprawy – koniec października 1944 roku. Rozprawa była prowadzona przy drzwiach zamkniętych. Wiadomości, które podaję, pochodzą z przecieków.
Oskarżonym zarzucano współpracę z Armią Krajową, zdradę państwa niemieckiego i przygotowania do wystąpienia przeciw władzom III Rzeszy. Rozprawa trwała 8 dni i po każdym docierały do nas skromne informacje. Podobno jeden z oskarżonych – Henryk Fulde miał powiedzieć, że ani on, ani żaden z oskarżonych nie zdradził swojej ojczyzny, bo ich prawdziwą Ojczyzną jest Polska. W podobny sposób wypowiedział się Konrad Wünsche. Fulde podobno dodał, że morderców i krwiopijców, jakimi są oskarżyciele, nikt z oskarżonych nie będzie prosił o łaskę. W ósmym dniu proces został przerwany.
Po siedmiu dniach miał być ogłoszony wyrok. O ile dobrze pamiętam, było to 15 listopada.
Wyrok, który ogłoszono przy drzwiach zamkniętych brzmiał: kara śmierci.
Do gmachu sądu nie przywieziono wszystkich oskarżonych. Teren wokół gmachu był otoczony przez gestapowców i żandarmów i pilnie strzeżony. Nie powiadomiono rodzin oskarżonych, nie podano także terminu wykonania wyroku.
Tymczasem w środowisku niemieckim, na zebraniach, w których musieli uczestniczyć wszyscy Niemcy, podawano, jaki los spotka każdego Niemca, który ośmieli się współpracować z „polskimi bandytami”. Jako przykład podawano oskarżonych z kaliskiego październikowego procesu.

Więzienie w Kaliszu

Skazani wyrokiem z listopada czekali w kaliskim więzieniu na wolność. Wszyscy byli przekonani, że więźniowie przeżyją. Stało się jednak inaczej. Kalisz opustoszał, rodziny niemieckie wyjechały, pozostało gestapo, żandarmi i wojsko do obrony miasta przed nacierającymi wojskami radzieckimi. W tym czasie oprawcy niemieccy postanowili wykonać wyrok na skazanych. Decyzja zapadła prawdopodobnie 18 stycznia. Wyrok miał być wykonany w wielkiej tajemnicy, bez świadków. A jednak znalazł się świadek, który widział egzekucję. 19 Stycznia rano gajowy – Bąbel wyszedł do skarszewskiego lasu. Nagle zauważył samochody wojskowe, które wjeżdżały na teren leśny. Wdrapał się na wysoką sosnę i z dala obserwował miejsce egzekucji. Słyszał głosy, ale nie mógł rozróżnić poszczególnych słów. Widział, że jeden z Niemców nie miał nogi i chodził o kuli. Niemcy wyprowadzali z samochodu po dwóch, trzech skazanych, podprowadzali do wcześniej wykopanego dołu i strzałem w głowę pozbawiali życia. Gajowy nie umiał określić jak długo trwała egzekucja i ilu ludzi stracono. Był przerażony tym, co widział. Po egzekucji Niemcy zasypali grób i zamaskowali śniegiem, który wówczas padał. Gdy samochody odjechały obserwujący ich człowiek po prostu spadł z drzewa. Wrócił do domu roztrzęsiony, obolały, w podartym ubraniu.

Kilka dni później do Kalisza wkroczyli Rosjanie. Gajowy poszedł do komendanta, opowiedział o egzekucji, jakiej był świadkiem w lesie skarszewskim. Pokazał grób pomordowanych i drzewo, z którego obserwował miejsce mordu. Po ustąpieniu mrozów w marcu 1945 r. władze Kalisza podjęły decyzję o ekshumacji. Ciała przywieziono na cmentarz tyniecki w Kaliszu. Wszyscy pomordowani mieli powiązane ręce drutem. Większość ciał została zidentyfikowana i rodziny starały się zabrać zwłoki swoich bliskich, by pochować na swoich cmentarzach. Pozostałych 16 ofiar zbrodni pochowano we wspólnej mogile na cmentarzu tynieckim.
Tydzień później dokonano ekshumacji w lesie winiarskim. Wykopano 130 ciał ofiar, ułożono je przy drodze w miejscu, gdzie dziś znajduje się przystanek KLA. Widok był straszny, identyfikacja szczątków prawie niemożliwa. Tylko nieliczne zwłoki zostały zabrane przez rodziny. Do dziś nie wiadomo, kim byli ci ludzie i za co zostali zamordowani.

Tych zbrodni dokonali członkowie narodu uważającego się za kulturalny, ludzie noszący na paskach napis „Got mit uns”. W lesie skarszewskim zginęły 72 osoby, w lesie winiarskim – 130, a może więcej. To tylko 2 miejsca straceń, a miejsc takich było wiele i chyba nigdy nie poznamy prawdziwej liczby ofiar tej straszliwej wojny.

Zamieszczane w „Opatowianinie”
od września 1995 do kwietnia 1997

http://www.biblioteka.opatowek.pl

Pewnego listopadowego dnia chodziłem (nie pamiętam, który to był rok) po cmentarzu tynieckim. Zwróciłem uwagę na dwie starsze osoby stojące przy jednej z mogił. Podszedłem bliżej żeby zobaczyć czyj to nagrobek i porozmawiać ze starszymi osobami. Okazało się, że te starsze osoby stoją przy nagrobku Alfreda Nowickiego (został pochowany na tynieckim cmentarzu po ekshumacji ciał w lesie Skarszewskim). – Znaliśmy tego człowieka – usłyszałem od starszego pana. – Był to dobry człowiek, który pomagał nie tylko Polakom, ale też Żydom i ludziom ściganym przez gestapo – powiedziała starsza pani. Widziałem na ich twarzach dumę, że znali tego człowieka.

Paweł Krymarys

http://www.wiadomosci24.pl

Mogiła w lesie skarszewskim zdjęcie Faktykaliskie

W marcu 1944 Gestapo dokonało w Kaliszu masowych aresztowań. Wśród ponad setki aresztowanych znaleźli się Polacy por. AK Bolesław Krawiec ps. „Stach”, Janina Stasiak, Tadeusz Pyzik i Barbara Pawlak oraz członkowie Armii Krajowej pochodzenia niemieckiego Elwira Fibiger (córka Alfreda Fibigera właściciela fabryki pianin Calisia), Alfred Nowacki ps. „Piąty” (właściciel fabryki przetwórstwa spożywczego w Winiarach), Konrad Wünsche (właściciel majątku w Opatówku) , Emil Fulde (właściciel majątku w Żydowie) i jego syn Henryk, Jerzy Dreszer (architekt), Irena Stark, Bruno Lompa, Bożena Deutschmann. Działalność w polskim podziemiu tak dużej ilości osób pochodzenia niemieckiego była dla nazistów wielkim zaskoczeniem. Dlatego też zdecydowano aresztowanych konspiratorów osądzić i skazać w pokazowym procesie podczas wyjazdowej sesji Trybunału Ludowego z Berlina (Volksgerichtshofu). Po trwającym dziewięć miesięcy śledztwie, które prowadziło gestapo w Łodzi, sporządzono dwa akty oskarżenia – osobno dla Polaków, osobno dla grupy Polaków pochodzenia niemieckiego. Proces odbył się w dniach 6–9 grudnia 1944 w obecności namiestnika Rzeszy Niemieckiej w Kraju Warty, gauleitera Arthura Greisera. Za zdradę narodu niemieckiego i szpiegostwo na karę śmierci zostali skazani Henryk Fulde, Konrad Wünsche, Bruno Lompa, Elwira Fibiger, Alfred Nowacki, Jerzy Dreszer, Bolesław Krawiec, Tadeusz Pyzik i Barbara Pawlak. Na karę 10 lat więzienia skazano Irenę Stark, a na 5 lat Emila Fulde. Z zarzutów oczyszczone zostały Bożena Deutschmann i Janina Stasiak. Zgodnie z obowiązującym prawem niemieckim wyrok śmierci mógł zostać wykonany dopiero po upływie stu dni. Jednakże wobec zbliżających się do Kalisza wojsk radzieckich datę egzekucji przyśpieszono i 19 stycznia 1945, na dwa dni przed zajęciem Kalisza przez Armię Czerwoną, grupę 56 członków antyhitlerowskiego podziemia rozstrzelano w lasach koło Skarszewa.

Ekshumacji dokonano 26 kwietnia 1945. Z 56 zabitych osób, udało się ustalić tożsamość tylko 30 pomordowanych. Ciała niezidentyfikowanych osób złożono w wspólnej mogile na cmentarzu Tynieckim. Osobno pochowano w rodzinnych grobowcach na cmentarzu ewangelickim w Kaliszu Elwirę Fibiger, Konrada Wünsche i Henryka Fulde. Na cmentarzu Tynieckim znajduje się też osobny grób Alfreda Nowackiego. W osobnej mogile pochowano też Bolesława Krawca.

LISTA POMORDOWANYCH

Czerwiński Franciszek

Domasiewicz Walenty

Danielak Walenty

Dreszer Jerzy

Dudkowski Sylwester

Dudziak Czesław

Fibiger Elwira

Franka Franciszek

Fulde Henryk

Gozdek Wiktor

Gozdek Władysław

Grześczyk Stanisław

Izydorek Stanisław (I)

Izydorek Stanisław (II)

Jaźwiec Jan

Jaskóła Wincenty

Juszczak Władysław

Kalina Stanisław, Karolak Franciszek

Kmieciak Wiktoria

Kołodziejczyk Roman

Kowalski Feliks

Koziołek Franciszek

Krawiec Bolesław

Kubik Józef

Lamperski Jan

Lompe Bronisław

Łuczak Leon, Majewska Antonina

Majnert Franciszek

Matyjaszczyk Michał

Michalak Czesław

Motyka Stefan

Motylewski Jan

Musiał Alfons

Niesobski Bogdan

Nikiel Ignacy

Nowacki Alfred

Ożegowska Janina

Pers Bolesław

Pieczyński Wojciech

Rzekiecki Władysław

Sobczak Antoni, Sobczak Józef

Sroczyński Antoni

Sroczyński Zygmunt

Urban Józef

Walczak Bolesław

Walczak Bronisław

Waligóra Leon

Warszewski Józef

Włosik Józef

Woźniak z d. Kubert

Wójcik Paulina

Wünsche Konrad

Zielińska Maria

+++++

Koniec przed końcem

O świcie, cztery dni przed opuszczeniem Kalisza, Niemcy rozstrzelali 56 osób. Zbrodni dokonali w lesie pod Skarszewem 19 stycznia 1945 r. Wśród zabitych byli żołnierze Armii Krajowej i Polacy pochodzenia niemieckiego współpracujący z AK.

Działalność konspiracyjna w Wielkopolsce była znacznie trudniejsza niż w pozostałych regionach Polski. Kalisz, w czasie okupacji hitlerowskiej włączony do III Rzeszy, stanowił część Reichsgau Wartheland – Kraju Warty. Już 12 października 1939 r. władze niemieckie wydały obwieszczenie o ujęciu zakładników, którzy mają „odpowiadać za dobre zachowanie się ludności”. Ostrzegały, że
„w razie rozruchów lub oporu przeciwko oddziałom wojsk niemieckich lub władzom cywilnym i ich rozporządzeniom – zakładnicy będą straceni”.
Tymi zakładnikami byli znani w Kaliszu sędziowie Jan Nowak i Fortunat Gzowski. Na Polaków nałożono obowiązek zdejmowania nakryć głowy i składania ukłonów spotkanym na ulicy Niemcom. Pierwszą ofiarą hitlerowskiego terroru był ks. Roman Pawłowski, rozstrzelany 18 października 1939 r. w środku miasta, na placu św. Józefa.
W 1940 r. masowo wysiedlano Polaków z terenu dawnego województwa kaliskiego do Generalnego Gubernatorstwa, opuszczone mieszkania i gospodarstwa oddając Niemcom. W tej sytuacji działalność konspiracyjna, pozbawiona zaplecza, była szczególnie utrudniona. Mimo to powstawały komórki Związku Walki Zbrojnej, a później Armii Krajowej w Kaliszu, Ostrowie Wielkopolskim, Jarocinie, Ostrzeszowie i Pleszewie. W połowie 1943 r., poznański okręg Armii Krajowej liczył osiem inspektoratów, które skupiały ponad 20 tys. zaprzysiężonych żołnierzy.
Do AK w Kaliszu należeli też Polacy pochodzenia niemieckiego. Aby uwiarygodnić swoją lojalność wobec okupanta, za zgodą organizacji, podpisywali oni volkslisty lub przyjmowali obywatelstwo niemieckie.
To byli ludzie powszechnie znani w Kaliszu – adwokaci, lekarze, inżynierowie, właściciele wielkich fabryk i majątków ziemskich: Fibiger, Wunsche, Fulde, Drescher, Schroeder, Stark, Deutschmann. W dworku w Żydowie, którego właścicielem był ziemianin pochodzenia niemieckiego Emil Fulde, mieściła się drukarnia podziemna i punkt kontaktowy AK. Tu prowadzono nasłuchy radiowe. Córka Hanna i jej starszy brat Henryk byli członkami II Oddziału Wywiadowczego Inspektoratu Kaliskiego AK. Henryk Fulde, korzystając z nasłuchów radiowych, redagował gazetki zawierające najświeższe wiadomości z frontu. Kolportowano je w Kaliszu wśród ludzi zaufanych, często też podrzucano Niemcom.
Fulde współpracował z Konradem Wunsche, zarządcą majątku ziemskiego w Opatówku. Wunsche, jako oficer Wojska Polskiego brał udział w kampanii wrześniowej. W czasie okupacji, za wiedzą organizacji podpisał volkslistę, co zapewniało mu duże bezpieczeństwo pracy konspiracyjnej. Fulde odbywał w jego majątku praktykę rolniczą, a jako Niemiec z pochodzenia, żeby nie zostać wcielonym do Wehrmachtu, obciął sobie trzy palce u lewej ręki.
Do tej grupy, współpracującej z wywiadem AK, należał również Jerzy Drescher, syn bardzo znanego i popularnego przed wojną w Kaliszu lekarza dr. Alfreda Dreschera. Z zawodu był architektem i pracował jako kreślarz w niemieckiej firmie budowlanej. Dostarczał głównie powielacze, matryce, farbę i inne rzeczy potrzebne do druku gazetek.

zdjęcie – Faktykaliskie

Drugim ośrodkiem konspiracji była Fabryka Pianin i Fortepianów Arnolda Fibigera. Założyciel fabryki Niemiec Arnold Gustaw Fibiger osiedlił się w Kaliszu w 1847 r. Rodzina Fibigerów przez trzy pokolenia spolonizowała się. W czasie okupacji w fabryce, która zamiast instrumentów produkowała łóżka drewniane i skrzynie na amunicję – powstała komórka AK. W jej działalność zaangażowało się rodzeństwo – Alfred i Elwira Fibigerowie. Ich brat, a wnuk i spadkobierca założyciela fabryki, również Arnold Gustaw Fibier, jako oficer Wojska Polskiego dostał się do niewoli niemieckiej. Po wojnie został pierwszym i długoletnim dyrektorem upaństwowionej fabryki, która przyjęła nazwę Calisia.

 

Alfred Fibiger 

Nadchodząca wojna podzieliła rodzinę. Jak wielu kaliszan pochodzenia niemieckiego Fiebigerowie podpisali volkslistę. Można było to zrobić z przekonania, dla uniknięcia represji, ale także dla działalności konspiracyjnej. W ten sposób swoje niemieckie korzenie wykorzystała grupa osób, sądzona w czasie pokazowego procesu przeprowadzonego w mieście nad Prosną w grudniu 1944 r. z udziałem Artura Greisera, namiestnika III Rzeszy w Kraju Warty. Byli wśród nich m.in. Emil Fulde, który broniąc się przed wcieleniem do Wermachtu, obciął sobie palce dłoni, Alfred Nowacki, właściciel zakładu w Winiarach, Elwira Fibiger, córka właściciela fabryki pianin i fortepianów oraz Alfred Fiebiger. W większości opracowań Elwira i Alfred są łączeni jako siostra i brat. – To nie była ta sama rodzina – podkreśla Edmund Fiebiger. – To był mój stryj, któremu w ostatniej chwili zamieniono wyrok na dożywocie. Alfred trafił do więzienia Waldheim koło Drezna. 
Z AK-owców aresztowanych w marcu 1944 r. dwie osoby otrzymały karę więzienia, dwie zostały uniewinnione. Nie było wśród nich Alfreda, który w bliżej nieznanych okolicznościach trafił do Waldheim. – Mój stryj przeżył wojnę. Umarł z powodu zawału serca w 1974 r., w czasie powrotu z zagranicznej wycieczki – stwierdza pan Edmund. 
Po wojnie Alfred mieszkał na Śląsku, gdzie brał udział m.in. przy powstawaniu Tychów. Został pochowany w Ostrowie Wlkp. na parafialnym cmentarzu katolickim przy ul. Limanowskiego.

Nagrobek 

Jedziemy do Ostrowa. W polu nagrobnym rodziny Andrzejewskich przy głównej alei na prostej kamiennej tablicy czytelny napis wskazuje miejsce pochówku Alfreda (zm. 05.07. 1974) i jego żony Marii (zm. 02. 05. 2009). 
Dlaczego przez lata popełnialiśmy błąd, łącząc Alfreda i Elwirę, wydaje się oczywiste – nazwiska brzmiały identycznie. – Nasze rodziny nie były spokrewnione. Różnie zapisywaliśmy nazwisko. My zostawiliśmy literkę „e” przed spółgłoską „b”, której Fibigerowie od pianin już nie używali. Pamiętam spotkania z panem Gustawem Arnoldem III przed kaplicą ewangelicką w Kaliszu. Ja, mały chłopiec, stałem z moim ojcem Eitlem Adolfem – przypomina sobie pan Edmund. Gustaw Arnold III (1912 – 1989), brat Elwiry, brał udział w kampanii wrześniowej; z pola walki trafił do oflagu. Na rodzinnym nagrobku twórców najsłynniejszej kaliskiej fabryki pianin (cmentarz ewangelicki) wspólną tablicą upamiętniono Elwirę (ur. 1916) i jej mamę Wandę (ur. 1885). Kobiety zginęły w odstępie kilku dni, pierwsza w lesie skarszewskim. Pod ich nazwiskami widnieje napis: „Zginęły śmiercią męczeńską”.

Anna Tabaka, Maciej Błachowicz

http://www.zyciekalisza.pl 

Ważną placówką była Fabryka Koncentratów Spożywczych w Winiarach, określana kryptonimem konspiracyjnym Podlasie. Jej właścicielem był związany z AK Alfred Nowacki, który miał obywatelstwo niemieckie. Jego rodzice na początku XX stulecia wyemigrowali z Łodzi do Niemiec. Nowacki wychował się tam i ożenił. Czuł się jednak Polakiem. W konspiracji w Kaliszu był postacią szczególnie ważną. Miał pseudonim Piąty. W fabryce w Winiarach ukrywał wielu Polaków poszukiwanych przez gestapo oraz zdekonspirowanych w Kaliszu członków AK. W Warszawie działali w konspiracji jego dwaj bracia. Zajmowali się produkcją amunicji. Na początku 1944 r. zostali aresztowani. Alfred Nowacki wykorzystując niemieckie obywatelstwo i swoją pozycję właściciela fabryki produkującej artykuły dla wojska próbował ich uratować. Gestapowiec, z którym nawiązał kontakt, zażądał za ich uwolnienie bardzo dużej sumy. Nowacki pieniądze dostarczył. Niestety, jak się okazało, braci już wcześniej rozstrzelano. Nie przypuszczał, że za rok ten tragiczny los spotka i jego.

grób Alfreda Nowackiego dyrektora „Lebensmittel Fabrik” Winiary na cmentarzu Tynieckim w Kaliszu

2 i 3 marca 1944 r. Niemcy dokonali w Kaliszu masowych aresztowań. W więzieniu znalazło się ponad 100 osób. Wśród nich członkowie Armii Krajowej pochodzenia niemieckiego Alfred i Elwira Fibiger, Alfred Nowacki, Konrad Wunsche, Emil i Henryk Fulde, Jerzy Drescher, Irena Stark, Bruno Lompa, Bożena Deutschmann oraz Polacy – Bolesław Krawiec, Janina Stasiak, Tadeusz Pyzik i Barbara Pawlak. Po trwającym dziewięć miesięcy śledztwie, które prowadziło gestapo w Łodzi, sporządzono dwa akty oskarżenia – osobno dla czwórki Polaków, osobno dla dziesięcioosobowej grupy Polaków pochodzenia niemieckiego. Wszyscy oskarżeni byli o działalność przeciwko III Rzeszy, zdradę narodu niemieckiego i szpiegostwo.
Pokazowy proces odbył się w dniach 6-9 grudnia 1944 r. Była to sesja wyjazdowa Volksgerichtshof (sądu ludowego) z Berlina. Salę przy Hitlerstrasse (obecnie Wyzwolenia) wypełniali Niemcy zamieszkali w Kaliszu. Gmach otoczony był przez policję, a procesowi przez cały czas przysłuchiwał się namiestnik Rzeszy Niemieckiej w Kraju Warty, gauleiter Arthur Greisser. Odbyły się dwie rozprawy. W pierwszej stanęli przed sądem oskarżeni pochodzenia niemieckiego. 9 grudnia, w ostatnim dniu sesji wyjazdowej sądu ludowego z Berlina, sądzono Polaków.
Na karę śmierci zostali skazani Henryk Fulde, Konrad Wunsche, Bruno Lompa, Alfred Fibiger, Elwira Fibiger, Alfred Nowacki, Jerzy Drescher, Bolesław Krawiec, Tadeusz Pyzik i Barbara Pawlak. Irenę Stark skazano na 10 lat więzienia, Emila Fulde na 5 lat, a Bożena Deutschmann i Janina Stasiak zostały uniewinnione.
Zgodnie z obowiązującym wtedy prawem niemieckim, wyrok śmierci mógł być wykonany dopiero po upływie stu dni. Tymczasem zbliżał się front. W więziennych celach słychać już było pomruki radzieckich dział. To rodziło nadzieję.
Oczekująca na śmierć Barbara Pawlak nosiła pseudonim konspiracyjny Baśka. W czasie okupacji pracowała jako ekspedientka u rzeźnika Lindnera, który zaopatrywał w mięso wojsko niemieckie. Pawlak przyjmowała zlecenia i sporządzała rachunki. To pozwalało określić dość dokładnie ilość, wielkość, a także rodzaj niemieckich jednostek przebywających w rejonie Kalisza. Z jej raportów, które dostarczała niejakiemu Leskiemu, można było również wyciągnąć wnioski dotyczące ruchu wojsk. W akcie oskarżenia Barbarze Pawlak zarzucono, że „usiłowała przekazane jej przez agenta wywiadu Leskiego zlecenia szpiegowskie wykonać” i że w konsekwencji „popierała zamierzenia tajnej organizacji wywrotowej w urzeczywistnieniu zdrady głównej, mającej na celu odnowienie państwa polskiego w drodze gwałtu – przez co działała na rzecz państw wrogich, równocześnie z tym uprawiała szpiegostwo”.
Pawlak przebywała w jednej celi z Elwirą Fibiger, którą 19 stycznia przed świtem wyprowadzono z celi. Po dwóch godzinach ta sama Niemka wyprowadziła Barbarę Pawlak z zaskakującą informacją, że „idzie do kuchni po prowiant na drogę”. Nieoczekiwanie, wraz z grupą więźniów znalazła się na dworcu kaliskim, skąd towarowym pociągiem wywieziona została do więzienia w Waldheim (Saksonia). Przebywali tam wyłącznie skazani na karę śmierci i dożywocie. W kwietniu przewieziono ją do Drezna, skąd po kilku dniach, już pieszo, pod eskortą, w kilkudziesięcioosobowej grupie skazanych pomaszerowała do obozu w Litomierzycach (Czechy). Tam zastał ją koniec wojny. Została uratowana. To graniczyło z cudem. Komu i czemu to zawdzięcza, pani Barbara nie wie do dzisiaj.

26 kwietnia 1945 r. w lesie skarszewskim rozpoczęto ekshumację. Z ramienia Urzędu Miejskiego kierownikiem grupy ekshumacyjnej był Tadeusz Martyn, historyk. Wydobyte ze zbiorowego dołu zwłoki w trumnach przewożono na dawny cmentarz żydowski przy ul. Podmiejskiej w Kaliszu. Tam następowała identyfikacja. Na 56 osób zabitych, udało się ustalić tożsamość tylko 30. Ich zwłoki zabrały rodziny. Pozostałe, których nie udało się zidentyfikować, pochowano w zbiorowej mogile na cmentarzu Tynieckim przy ul. Łódzkiej. Na tym cmentarzu znajduje się osobny grób Alfreda Nowackiego, byłego właściciela fabryki w Winiarach. Również osobno pochowano Bolesława Krawca, porucznika AK, ps. Stach, komendanta Inspektoratu w Jarocinie. Na cmentarzu ewangelickim w rodzinnym grobowcu zostali pochowani Elwira Fibiger, Konrad Wunsche i Henryk Fulde.

egzekucja namiestnika Kraju Warty Gauleitera Arthura Greisera w Poznaniu

  

Namiestnik III Rzeszy Kraju Warty Gauleiter Arthur Greiser, który w tragedii kaliskiej organizacji AK miał swój niekwestionowany udział, w latach 30. był prezydentem senatu Wolnego Miasta Gdańsk. Urodzony w Środzie Wielkopolskiej, znany był z okrucieństwa wobec ludności polskiej i żydowskiej. Po wojnie powołany przez władze polskie Najwyższy Trybunał Narodowy na procesie w Poznaniu 9 lipca 1946 r. uznał go za zbrodniarza wojennego i skazał na karę śmierci. Wyrok wykonano na stokach Cytadeli Poznańskiej. Był to pierwszy w Polsce proces zbrodniarza wojennego.

http://wiadomosci.onet.pl

Konrad Wünsche, także Wunsche, Winsze (ur. 30 maja 1907, zm. 19 stycznia 1945 w Skarszewie) – polski właściciel ziemski niemieckiego pochodzenia, oficer i działacz konspiracyjny w czasie II wojny światowej.

Życiorys

Pochodził z rodziny niemieckiej osiadłej w Kaliskiem. Administrator majątku w Opatówku. Po ślubie z córką właściciela Zofią z domu Schloesser odziedziczył cały majątek. Był między innymi właścicielem majątku Winiary k. Kalisza. Służył w Wojsku Polskim, był oficerem 7 pułku Strzelców Konnych Wielkopolskich. Podczas kampanii wrześniowej w 1939 r. uczestnik walk nad Bzurą i obrony Warszawy.
Od 1943 r. działał w konspiracyjnej organizacji wywiadowczej Miecz i Pług, potem w strukturach Armii Krajowej. W swoim majątku prowadził potajemnie szkolenie wojskowe. Za wiedzą podziemia podpisał volkslistę, co miało zapewnić większe bezpieczeństwo w działalności konspiracyjnej. W marcu 1944 wraz z innymi Polakami pochodzenia niemieckiego (min. właścicielem fabryki pianin „Arnold Fibiger” Alfredem Fibigerem i jego siostrą Elwirą, Alfredem Nowackim, Emilem i Henrykiem Fulde, Jerzym Drescherem, Brunonem Lompą, Bożeną Deutschmann) został uwięziony podczas masowych aresztowań przeprowadzonych przez gestapo w Kaliszu. Dla nazistów odkrycie konspiracyjnej działalności osób pochodzenia niemieckiego w polskim podziemiu było tak wielkim zaskoczeniem, że postanowili ich osądzić i skazać w pokazowym procesie. Konrad Wünsche wraz z innymi był sądzony podczas wyjazdowej sesji Trybunału Ludowego z Berlina (Volksgerichtshofu). Proces odbył się w dniach 6-9 grudnia 1944 w obecności namiestnika Rzeszy Niemieckiej w Kraju Warty, gauleitera Arthura Greisera. Razem z Greiserem proces obserwowali przedstawiciele niemieckich miejscowych władz partyjnych i państwowych oraz prezes Sądu Proboss, prokurator Steinberg i kierownik Urzędu Okręgu do spraw Ludnościowych, kurator uniwersytecki, doktor Streit. Prawie wszyscy oskarżeni, w tym K. Wünsche, za zdradę narodu niemieckiego i szpiegostwo zostali skazani na karę śmierci.
Zgodnie z obowiązującym prawem niemieckim wyrok śmierci mógł zostać wykonany dopiero po upływie stu dni. Jednakże do Kalisza zbliżały się wojska sowieckie i w tej sytuacji 19 stycznia 1945 r., na dwa dni przed zajęciem Kalisza przez Armię Czerwoną, Konrad Wünsche został rozstrzelany w grupie 56 innych członków antyhitlerowskiego podziemia w lasach koło Skarszewa. Po ekshumacji dokonanej 26 kwietnia 1945 i rozpoznaniu zwłok został pochowany w rodzinnym grobowcu na cmentarzu ewangelicko-augsburskim w Kaliszu. Symboliczna mogiła jest też na cmentarzu Tynieckim, gdzie pochowano osoby pomordowane w lesie skarszewskim, których nie udało się zidentyfikować.

Konrad Wünsche został odznaczony Srebrnym Krzyżem Orderu Virtuti Militari oraz pośmiertnie Krzyżem Walecznych za działalność konspiracyjną.

Elwira Fibiger (1916–1945), „Piano”, żołnierz NOW-AK

Urodziła się 24 II 1916 r. w Kaliszu w rodzinie przemysłowców, producentów fortepianów i pianin „Calisia”, jako córka Gustawa i Wandy z d. Fulde.
Maturę zdała w 1927 r. w Państwowym Żeńskim Gimnazjum im. Anny Jagiellonki, w 1937 r. ukończyła Wyższą Szkołę Handlową utworzoną przez Izbę Przemysłowo-Handlową w Poznaniu. We wrześniu 1939 r. przebywała z matką i siostrą Wandą w Warszawie i jako siostra PCK pielęgnowała rannych.
Po powrocie do Kalisza w październiku 1939 r. jako obywatelka niemiecka nawiązała kontakt z kierowaną przez por. Antoniego Strzelczyka „Kazika” Organizacją Jedności Narodowej wywodzącą się ze struktur Obozu Narodowego. Po rozbiciu organizacji przez Gestapo nawiązała kontakt z Narodową Organizacją Wojskową − strukturą wojskową SN odtwarzaną w tym czasie przez por. Mariana Kwiatkowskiego „Konrada”.
W 1943 r. należała do siatki wywiadowczej organizacji „Miecz i Pług”, utworzonej w marcu przez rtm. Konrada Wünsche i Henryka Flude. Grupa ta podporządkowana była NOW. W wyniku scalenia NOW z AK została żołnierzem AK. Współpracowała z placówką wywiadowczą w Winiarach pod Kaliszem krypt. „Podlesie”, działającą w ramach Ekspozytury Wywiadu Komendy Głównej AK „Stragan”, a następnie Ekspozytury Wywiadu Komendy Głównej AK „Lombard”. Wykonywała zadania organizacyjne i łącznościowe, wykorzystując na polecenie dowództwa niemieckie pochodzenie swojej rodziny. Została aresztowana w nocy z 3 na 4 III 1944 r., więziona w Kaliszu, torturowana w śledztwie. Na podstawie wyroku Trybunału Ludowego w Berlinie na sesji wyjazdowej w Kaliszu skazano ją na karę śmierci.
Sesja sądu trwała od 6 do 9 XII 1944 r., przewodniczył jej prezydent 5   Senatu dr Albrecht, w obecności radcy sądu ziemskiego dr. Zmecka, sędziego powiatowego NSDAP Rohla, głównego dowódcy SA Maxa Müllera, kierownika urzędu powiatowego Kerkaua oraz przedstawiciela naczelnego prokuratora Rzeszy Niemieckiej, radcy sądu ziemskiego dr. Bacha. Na procesie byli obecni: namiestnik Rzeszy w Okręgu Poznań Artur Greiser, prezydent sądu Proboss, prokurator Steinberg i kierownik Urzędu ds. Ludnościowych, kurator uniwersytecki dr Streit. Ponadto obradom przysłuchiwali się przedstawiciele miejscowych władz partyjnych i państwowych. Rozstrzelana w grupie 55 skazańców w Lasach Skaryszewskich 19 I 1945 r. 26 II 1945 r. została ekshumowana, jej ciało przewieziono do Kalisza i pochowano w rodzinnym grobie na cmentarzu ewangelickim przy ul. Harcerskiej. 

Henryk Mariusz Fulde (1920-1945), syn Emila Wilhelma i Łucji Fibiger. Ukończył Liceum im. T. Kościuszki. Od 1940 r. działał strukturach wojskowych polskiego państwa podziemnego. Aresztowany z dużą grupą członków ruchu oporu został skazany na śmierć i rozstrzelany w 1945 r. w Lesie Skarszewskim pod Kaliszem.

Heniek był moim kolegą z liceum. Był to miły, kulturalny, lojalny kolega. Przyjeżdżał do szkoły polskim fiatem i zaraz po lekcjach jechał do domu, do Żydowa nad Prosną. Ojciec Heńka, Emil Fulde był właścicielem zadbanego majątku ziemskiego oraz młyna. Był to wysoki, postawny, przystojny, elegancki pan, gospodarz i sąsiad cieszący się dobrą opinią w społeczności kaliskiej. Matka, Łucja z Fibigerów niezwykłej urody, bardzo miła, pracująca społecznie w Towarzystwie Muzycznym. Siostra, Hania licealistka, bardzo miła, urocza i elegancka panna. Po obiedzie poszliśmy na spacer. Heniek zwierzył mi się „mam duże zmartwienie, rodzice podpisali Volkslistę – dostali 50%. Jest nacisk, nie tyle ze strony rodziców, co władz, bym ja też listę podpisał. A przecież nie czuję się hitlerowcem. Nie mogę mieć nic wspólnego z tymi zbrodniarzami.
Nie pytał mnie, co ja na to, ale wyczuwałem, że chce bym mu udzielił jakiejś rady, pocieszył go w jego zmartwieniu.
Powiedziałem: „Heniu, uważam, że listę możesz podpisać, jeśli chcesz zostać na miejscu, ale bądź człowiekiem. Jako Volksdeutsch też możesz się przydać i wiele dobrego zrobić”, Heniek to stanowisko zaakceptował i miał gotową odpowiedź: Listę podpiszę, ale do Wehrmachtu nie pójdę. Obetnę sobie „łapę” – jak mnie tutaj widzisz.
Nie sądziłem, że już wkrótce spełni tę groźbę. Ze spaceru wracał Heniek już spokojny, widocznie moje stanowisko w tej sprawie było dla niego pocieszeniem.
Minęło kilka tygodni. W niedzielę, po mszy u kanoników, spotkałem Tadka Pyzika i on zaraz na wstępie powiedział sensacyjną dla społeczności kaliskiej wiadomość, że młody pan Fulde rąbiąc drzewo tak nieszczęśliwie uderzył siekierą, że odciął sobie cztery palce lewej ręki. Tadek wiedział to od Jurka Dreszera, inżyniera, z którym pracował w biurze firmy budowlanej. Jurek Dreszer był kuzynem Heńka.
Było dochodzenie Gestapo w tej sprawie, ale państwu Fulde udało się sprawę zatuszować, choć ich to sporo zdrowia i pieniędzy kosztowało.
Na początku 43 roku Heniek powiedział, że trzeba by pomyśleć o jakiejś organizacji antyhitlerowskiej, że przecież w Warszawie działa Armia Krajowa i że na naszym terenie trzeba by zaktywizować godną zaufania młodzież. Wiadomości z frontu wschodniego po upadku Stalingradu były krzepiące: Niemcy w odwrocie! Trzeba działać.
Na kolejnym spotkaniu był także Jurek Dreszer, Heniek przedstawił nam „Delegata z Warszawy”. Z tego wynikało, że Heniek prowadzi rozmowy z „górą”.
Przy tej okazji trzeba powiedzieć o roli, jaką w tym ruchu antyhitlerowskim odegrali bracia Nowaccy – Reichsdeutsche, którzy założyli i rozbudowali fabrykę środków spożywczych w Winiarach. Z nazwiskiem braci Nowackich spotkałem się w listopadzie 39 roku, gdy wróciłem z wojny. Spotkałem wtedy kolegę szkolnego Jasia Wanata z klasy mego brata Mietka. Jasio zaproponował mi pracę w hurtowni tytoniu u braci Nowackich, którzy według niego, jak na Niemców mieli być przyzwoitymi ludźmi. Z tej propozycji nie skorzystałem, gdyż wkrótce wyjechałem do Generalnej Guberni (powróciłem do Kalisza w sierpniu 1940 roku po śmierci mego ojca – nielegalnie, o czym w innym miejscu).
Bracia Nowaccy zaczęli organizować w końcu 40 roku zakład w Winiarach. Ponieważ zakład produkował przetwory dla wojska, a zbliżała się wojna z ZSRR zakład korzystał ze znacznych przywilejów i ulg. Pracujący w Winiarach byli prawie nietykalni, nie mogli być wysyłani w łapankach, jak inni Polacy, na roboty do Niemiec. Jeśli nawet ktoś uciekł z robót w Niemczech i zgłosił się do Winiar korzystał z prawa azylu.
Bracia Nowaccy chętnie wspierali rodziny żołnierzy znajdujących się w niewoli. Wspierali finansowo lub paczkami. Rozdawnictwo żywności na święta było powszechne, a że musiało brakować potem jej w magazynach, więc co jakiś czas pożary ratowały bilans. Sprawców pożarów nigdy nie wykryto.
To wszystko udawało się braciom Nowackim bezkarnie. Ale do czasu. Kto mógł wówczas wiedzieć to, o czym wiemy dzisiaj, że siostra braci N. była żoną szefa Gestapo w Berlinie – Müllera? A jeśli szef Gestapo w Kaliszu w 1943 roku zaczął „deptać po piętach” braciom N. to go karnie przeniesiono … Kto mógł wówczas przypuszczać, że bracia są agentami wywiadu brytyjskiego? Ale nie byli przecież wszechpotężni bracia N. ze swoją siostrą i szwagrem. W jesieni 1943 roku zostały zakrojone na szeroką skalę aresztowania członków organizacji antyhitlerowskich działającej wśród Volksdeutschów. Aresztowani zostają Heniek, Jurek a przy tym Tadek Pyzik pracujący z nim przy jednym biurku,Jadzia Polówna koleżanka szkolna Hanki, Elwira Fibigerówna, właściciel Opatówka – Schlösser, Dembego – Lompe i wielu innych. Gestapo jedzie po Nowackich. Ktoś dzwoni do Winiar i w ostatniej chwili udaje im się umknąć.
Wydano wyroki. Polacy, uczestnicy tej organizacji, do obozów koncentracyjnych, a Niemcy do więzienia w Kaliszu. Minął rok 1944 pobytu w więzieniu. W czasie ofensywy wojsk radzieckich i wycofywania się hitlerowców z Kalisza, oddział niemieckiej żandarmerii wojskowej wchodzi do więzienia, by zobaczyć, kto pozostał. Oburzeni, że do tej pory nie wydano wyroków na wrogów Hitlera wiążą drutami ręce i nogi więźniów, wywożą do lasu w Skarszewie i tam masakrują wszystkich.

Męczeńska śmierć za ruch antyhitlerowski

Jest początek roku 1946. Odbywają się rozprawy rehabilitacyjne, tych, którzy podpisali Volkslistę, ale zachowali się przyzwoicie. Poszły wnioski w sprawie rodziny, pp Fuldów i Dreszerów. Państwo Fuldowie ledwo żywi. Prócz straty syna, w wyniku reformy rolnej utracili majątek. Proszą, bym zechciał być świadkiem na rozprawie, że Heniek był przyzwoitym Polakiem. Oczywiście pojechałem na rozmowę.
Oskarżyciel publiczny w najgorszych niemal słowach przedstawia sylwetki tych, którzy mają być rehabilitowani. Patrzę na oskarżyciela i wydaje mi się znajomy. W pewnej chwili zauważyłem, że i on jakby sobie mnie przypomniał.
Oskarżyciel prosi przewodniczącego o przerwę. Podchodzi do mnie i mówi:
„Panie Iwankiewicz, co nie poznaje mnie pan? Ja byłem szklarzem w pana grupie budowlanej w Goliszewie w 1943 roku, przyjeżdżałem z Liskowa. Niech pan powie państwu Fuldym, że dostaną wszyscy rehabilitację. Ja muszę tak mówić, bo mnie pilnują ci z UB.”
 
Poszedłem do zapłakanych i powtórzyłem, co przed chwilą powiedział oskarżyciel. Przestali płakać, ale nie bardzo wierzyli.

Uradowali się dopiero po wyroku. Wszyscy zostali zrehabilitowani. Mój głos przyczynił się także do tego.

Cztery  dni, które wstrząsnęły III Rzeszą

– Osobiście nie spotkałem nigdzie w literaturze dotyczącej tego tematu, by gdzieś poza Kaliszem zaistniał przypadek uczestnictwa Niemców lub – jak kto woli – obywateli polskich pochodzenia niemieckiego w polskim ruchu oporu – oświadczył doktor Mieczysław Arkadiusz Woźniak, były członek Głównej Komisji do spraw Badania Zbrodni Hitlerowskich podczas spotkania poświęconego działalności konspiratorsko-wywiadowczej Alfreda Nowackiego (pseudonimy: „Kapitan Nemo”, „Piąty”, „Kwatermistrz”) oraz współpracujących z nim osób, rozstrzelanych 19 stycznia 1945 roku w Lesie Skarszewskim.

Na temat procesu, który odbył się w Kaliszu w dniach 6-9 grudnia 1944 roku, M. A. Woźniak powiedział: – Dla Niemców było to wydarzenie szokujące. Składowi sędziowskiemu przewodniczył sędzia Sądu Najwyższego z Berlina (Sondersgenzhofu). Proces obserwował sam gauleiter Greiser. Z punktu widzenia interesów III Rzeszy była to wielka zdrada. Ja dysponuję egzemplarzami autentycznych gazet, które się zresztą bardzo zdezelowały. Sprawozdanie z procesu ukazało się w „Ostdeutsche Beobachter” z 19 grudnia 1944 roku. Przedruku relacji dokonała następnie „Berliner Zeitung”. Trzeba wspomnieć to, o czym zapewne nie wszyscy wiedzą, że odbyły się w zasadzie dwa procesy, ponieważ Niemców i Polaków sądzono oddzielnie.
A oto fragmenty sprawozdania prasowego, które pod nagłówkiem „SĄD DORAŹNY (DER VOLKSGERICHTSHOF) W KRAJU WARTY. SIEDEM WYROKÓW ŚMIERCI Z POWODU WSPÓŁPRACY Z WROGIEM” publikowały niemieckie gazety:
„W czasie od 6 do 9 grudnia 1944 roku odbyła się rozprawa przed Sądem Doraźnym w Kaliszu przeciwko 10 Niemcom, którzy przygotowali się do zdrady i współpracy z wrogiem. Znaczenie postępowania zostało szczególnie podkreślone obecnością zarządcy Kraju Warty, Greisera. W jego towarzystwie znajdowali się oprócz miejscowych władz partyjnych i państwowych prezes sądu Proboss, prokurator Steinberg i kierownik Urzędu Okręgu do spraw Ludnościowych, kurator uniwersytecki, doktor Streit.Oskarżonymi byli: właściciel majątku Konrad Wünsche, Bruno Lompa, Emil Fulde, syn właściciela majątku Henryk Fulde, niezamężna Irena Stark, architekt Jerzy Drescher, kupiec Alfred Fiebiger, niezamężna Elwira Fiebiger, fabrykant Alfred Nowacki i niezamężna Bożena Deutschmann, którzy zamieszkiwali uprzednio w powiecie Kalisz.
Zostali oni oskarżeni o współpracę z polskim ruchem oporu i zamiar napaści na tyły walczącej społeczności. Po przeprowadzonej rozprawie zostali skazani przez Sąd Doraźny na karę śmierci: Henryk Fulde, Konrad Wünsche, Bruno Lompa, Jerzy Drescher, Alfred i Elwira Fiebiger, jak i Alfred Nowacki. Emil Fulde został skazany na 5 lat więzienia, Irena Stark na 10 lat więzienia, Bożena Deutschmann z powodu braku dowodów winy została uwolniona. Poza tym sąd orzekł w stosunku do części oskarżonych i skazanych na śmierć przepadek mienia.” (…)
 

Arthur Greiser Namiestnik Kraju Warty (Reichsgau Wartheland Reichsstatthalter)

Na jednej z dalszych rozpraw, przeciwko Polakom: Bolesławowi Krawcowi, Barbarze Pawlak i Tadeuszowi Pyzikowi sąd wydał również wyrok kary śmierci za współpracę z ruchem oporu. Jedną z dalszych współoskarżonych, Janinę Stasiak sąd uniewinnił z powodu braku dowodów.” – Był to proces – powiedział M.A. Woźniak – który wstrząsnął Niemcami nie tylko w Wartheland, ale i dalej. Nie wszyscy ze skazanych zginęli; ocalała Barbara Pawlak, ale wyrok nie został wykonany również na Tadeuszu Pyziku, który po powrocie z obozu koncentracyjnego w Saksonii był przez wiele lat głównym księgowym w „Kaliszance”. Miałem okazję długo z nim rozmawiać na te tematy, między innymi na temat zachowania się Greisera na tym procesie. Otóż, przy pierwszym procesie, który odbywał się wspólnie, Greiser wystąpił i powiedział, że to jest bardzo niewłaściwe, jeżeli będzie się sądzić Niemców w towarzystwie Polaków.

Tadeuszem Pyzikiem związana jest taka ciekawostka. Został zwolniony z obozu koncentracyjnego 18 albo 19 kwietnia 1945 roku z absurdalnym poleceniem zameldowania się w miejscowej policji, kiedy Kalisz już jest dawno wyzwolony.

W Niemczech istnieje fundacja o nazwie Akcja „Pokuta”. Miałem częste kontakty z pastorem Kellerem z Hamburga, który w ramach tej akcji zbierał pieniądze na modernizację zbiorowej mogiły akowców na Cmentarzu Tynieckim. Okazuje się, że nawet w Niemczech zdarzają się defraudacje. Dyrektor przywłaszczył sobie znaczne środki z tego, co zdołano zebrać w całych Niemczech, między innymi w Hamburgu. W ubiegłym roku pastor Keller znowu nawiązał kontakt z Mieczysławem A. Woźniakiem informując, że nadal gromadzi pieniądze. Fundacja ma zamiar wyasygnować kilka tysięcy marek na renowację mogiły (na zdjęciu), pod jednym wszakże warunkiem. Pastorowi zależy na tym, by tablice wykonane z mosiądzu miały napisy w językach zarówno polskim, jak i niemieckim. Wszystko po to, by przywożona tu młodzież niemiecka mogła przekonać się, że porządni Niemcy byli nie tylko antyhitlerowcami, ale uczestniczyli również w polskim ruchu oporu.

KRZYSZTOF PIERZCHLEWSKI, Kalisia Nowa nr 3/98

http://www.info.kalisz.pl


Miejsce straceń las winiarski

Las Winiarski – kompleks leśny zlokalizowany we wschodniej części Kalisza na terenie Winiar, przy Jeziorze Pokrzywnickim. Las zajmuje obszar ok. 220 ha.

Kompleks leśny włączono w 1976 w granice administracyjne miasta Kalisza. Przez Las Winiarski przebiega linia kolejowa nr 14 na której funkcjonuje przystanek kolejowy Kalisz Winiary oraz nieużywana, jednotorowa, niezelektryfikowana linia kolejowa o długości 2,5 km biegnąca docelowo do stacji towarowej Winiary Fabryka.

Obiekty na terenie Lasu Winiarskiego

  • Willa myśliwska– posiadłość należąca w przeszłości do dawnych właścicieli Winiar.
  • Obelisk– obiekt pamięci narodowej egzekucji mieszkańców Kalisza i Ostrowa Wielkopolskiego, dokonanej podczas okupacji hitlerowskiej w grudniu 1939; obelisk wzniesiono na początku lat 60. XX wieku.
  • Leśne Centrum Edukacyjne „Las Winiarski”– punkt edukacyjny funkcjonujący od 25 września 2009 wraz z instalacjami dydaktycznymi na specjalnie do tego przygotowanym obszarze lasu (2 ha) wraz z salą edukacyjną do zajęć teoretycznych.

22 grudnia 1939 oraz w styczniu i w lutym 1940, rozstrzelano Polaków przetrzymywanych wcześniej w więzieniach w Kaliszu i Ostrowie Wielkopolskim. Po wyzwoleniu w 1945, w miejscu zbrodni ekshumowano 527 ciał. Według danych z 1962 łączna liczba pomordowanych wyniosła ok. 700 osób

Rocznica grudniowego mordu w Winiarach

Przypadająca 14 grudnia 75. Rocznica zamordowania przez hitlerowców w lesie winiarskim grupy wybitnych obywateli Ostrowa jest okazją do przypomnienia okoliczności towarzyszących tamtej egzekucji. To jedna z największych tragedii w historii miasta.

Już kilka tygodni po wybuchu wojny i zajęciu Ostrowa okupanci postanowili aresztować wybitnych działaczy społecznych i politycznych. Większość spośród nich stanowili powstańcy wielkopolscy i bracia kurkowi. Nie brakowało nauczycieli, rzemieślników, przedsiębiorców, przedstawicieli przedwojennych władz samorządowych, twórców Republiki Ostrowskiej. Większość z nich została zatrzymana w dniu 8 listopada 1939 roku. Po osadzeniu w ostrowskim areszcie początkowo nic nie zapowiadało tragedii. Przetrzymywanym można było dostarczać żywność i papierosy, a drzwi do ich cel za dnia nie były zamykane. Wielu liczyło, więc, że ich zatrzymanie ma charakter przejściowy i wkrótce wrócą do swoich rodzin. Brutalna rzeczywistość zapukała do ich drzwi wczesnym rankiem, 14 grudnia.

Mroźny i ciemny poranek

Ks. dziekan ołobocki Jan Joachimowicz z Sieroszewic do końca życia pamiętał ten dzień. Jesienią 1939 roku razem z tymi, których później rozstrzelano, został aresztowany. Długie dni dzielił los więźnia politycznego wspólnie z nimi. Siedział w samotnej celi. Niezwykłym, szczęśliwym trafem celę jego opuszczono przy wyprowadzaniu uwięzionych. W ten sposób ocalał.

– Pamiętam ten mroźny, ciemny poranek 14 grudnia 1939 roku. Godzinę wcześniej niż zwykle pobudka. Na korytarzach więzienia ruch. Nerwowo podsłuchuję pod drzwiami celi. Wtem pukanie w ścianę. To sąsiad mój, Szlagowski, umówionym znakiem woła mnie do okna. Wspinam się do kraty. ,,Wyjeżdżamy stąd’’. ,,Dokąd?’’ – pytam. ,,Nie wiem’’ – odpowiada. Za chwilę zawarkotały motory samochodów i pod osłoną nocy wywożą  kolegów wspólnej niedoli – mówił po wojnie ks. Joachimowicz.

Więźniowie zostali autobusem przewiezieni do kaliskiego sądu, gdzie o godzinie 11.00 rozpoczął się proces prowadzony przez funkcjonariuszy gestapo. Wszystkim przedstawiono ten sam zarzut – udział w Powstaniu Wielkopolskim. Za dowód posłużyła Złota Księga, wydana przez Towarzystwo Powstańców krótko przed wojną. Niestety, na początku okupacji wpadła ona w ręce Niemców. O godzinie 13.00 przesłuchania były już zakończone, a wyroki wydane. Wszyscy oskarżeni poza Janem Kończakiem zostali skazani na śmierć. Nie mieli zbyt dużo czasu na rozmyślanie o swoim losie. Bezpośrednio z sądu wywieziono ich do lasu w Winiarach i rozstrzelano.

Nieznany los

Przez cały okres okupacji dalszy los więźniów był nieznany dla bliskich. Pogłoska mówiła, że zostali rozstrzelani, ale nikt nie wiedział gdzie i czy na pewno. Toteż niektóre rodziny łudziły się, że zobaczą swoich bliskich żywych. W pierwszych miesiącach po oswobodzeniu miasta nie podjęto sprawy wyjaśnienia ich losu. Wokół tematu zrobiło się nawet ciszej niż w czasie wojny. Na ogłoszenie w ,,Głosie Ostrowskim’’ w sprawie podania wszelkich wiadomych faktów zbrodni niemieckich nie zareagował nikt. Dopiero radny Wacław Rogalewski poruszył ten temat na posiedzeniu Miejskiej Rady Narodowej. 19 czerwca powołano Komitet Honorowy, który wyłonił spośród siebie Komitet Wykonawczy. Ten założył swoje biuro w gabinecie  wiceburmistrza Ignacego Cala przy ul. Starokaliskiej 1 i przystąpił do pracy. Wielu świadków trzeba było  z trudem  wyszukiwać i często tłumaczyć dobro sprawy, aby wydobyć z nich nieraz bardzo ważne szczegóły.

Zeznania świadków

Najwięcej światła na wydarzenia z 14 grudnia 1939 roku rzuciło przesłuchanie Bronisława Grobelnego, który jako szofer zmuszony był przewieźć  uwięzionych z Ostrowa do Kalisza oraz Marii Talarczykowej z domu Kluczyńskiej, która wskazała, że brat jej wspólnie z Leonem Stenclem był w Kaliszu na drugi dzień po egzekucji. Stencel zeznał, że wraz z Kluczyńskim przekupili dozorcę więzienia w Kaliszu, który wygadał im, że grupa ostrowskich  powstańców po osadzeniu przewieziona została do Winiar i tam rozstrzelana.  Dowiedziawszy się o tym obydwaj dotarli do Winiar, gdzie w lasku brzozowym  znaleźli krwawe ślady egzekucji, niedokładnie pozacierane, a obok świeżo  zasypaną mogiłę. Spłoszeni przez wartowników niemieckich z trudem uciekli. Te zeznania pozwoliły dokładnie ustalić miejsce zbrodni.

Komitet udał się do Winiar. Wypytał miejscowych świadków, którzy także nieufnie odnosili się do pytań. Znaleziono cztery masowe mogiły ogrodzone prostymi płotami i naznaczone krzyżami z brzozy. Dokładne dane świadka Stencla pozwoliły ustalić, która z czterech mogił jest grobem ostrowian. Pozostałe kryły mieszkańców innych powiatów naszego regionu.

W piątek, 19 października dokonano ekshumacji. Po zidentyfikowaniu kilku ofiar stwierdzono, że to bez wątpienia mogiła rozstrzelanych powstańców i działaczy  społecznych z Ostrowa. We wspólnej mogile znaleziono ciała 27 osób, wszystkich z transportu z 14 grudnia 1939 roku. Identyfikacji zwłok dokonali najbliżsi. Trumny przewieziono samochodami ciężarowymi do Ostrowa i złożono w udekorowanej sali Domu Katolickiego. Przez cały następny dzień rzesze ostrowian oddawały hołd pomordowanym w tej zaimprowizowanej kostnicy.

Niech te trumny staną się ołtarzem!

Dnia 21 października w manifestacyjnym pogrzebie, w którym uczestniczyło ok. 20 tys. osób, pochowano ekshumowane szczątki rozstrzelanych na cmentarzu przy ulicy Starokaliskiej (obecnie Limanowskiego). Spoczęli oni w zbiorowej mogile powstańców  wielkopolskich. Pogrzeb poprzedziła msza żałobna na dziedzińcu przed ostrowską farą, którą odprawił ks. dziekan Płotka. Jednym z mówców podczas uroczystości był wspomniany ks. Jan Joachimowicz.

– Tam w lasku we Winiarach  polała się krew ostrowskich powstańców i działaczy na śnieg. To urasta do wysokości symbolu. Czerwień i biel. To barwy narodowe Polski. Mogiła porosła trawą, mogiła najlepszych synów Ostrowa. Młodzieży, patrz na te trumny i wiedz, że dla ojczyzny nawet śmierć to nie za dużo. Niech trumny te staną się ołtarzem, przy którym uczyć się będziemy miłości ojczyzny. Te 27 trumien zamyka śmiertelne szczątki nieśmiertelnych synów tej ziemi, poległych w nierównych walkach  zabitych ślepą zawiścią za to jedynie, że kochali ziemie praojców, za to jedynie, że w obronie polskości Ostrowa w roku 1918 chwycili za oręż, za to jedynie, że mimo gróźb i próśb  nie zaparli się Matki – Polski wołając głosem potężnym, że Ostrów był, jest i będzie polskim! – powiedział ks. Joachimowicz.

Msze na miejscu egzekucji

O wydarzeniu sprzed 75 lat każdego roku pamiętają nie tylko rodziny ofiar. Staraniem Kręgu Szarych Szeregów z Ostrowa co roku odprawiane są polowe msze święte na miejscu zbrodni. Każdorazowo biorą w niej udział przedstawiciele władz samorządowych Ostrowa i hufca Związku Harcerstwa Polskiego i okoliczni mieszkańcy. Ciekawostką jest, że na pierwszą mszę w 2006 roku przybyły trzy mieszkające w pobliżu kobiety, które dobrze pamiętały zbrodnię. Jako małe dziewczynki często przychodziły do lasku winiarskiego po chrust. Jak wspominały, często miały wrażenie unoszenia się ziemi, w której zakopano rozstrzelanych.

W roku 2006 w ramach cyklu ,,Biblioteka Ostrowska” na lokalnym rynku wydawniczym ukazała się książka zatytułowana ,,Zbrodnia w Winiarach’’. Jej autorami są dyrektor Muzeum Miasta Ostrowa Wielkopolskiego Witold Banach i Barbara Kowalska – siostrzenica jednego z pomordowanych, która sama zgromadziła wspomnienia, fotografie i dokumenty kontaktując się z rodzinami ofiar. Wcześniej, poza kilkoma nielicznymi biografiami, nie wiedziano zbyt wiele na temat pomordowanych. Publikacja zawiera oryginalne listy pisane do rodzin z ostrowskiego więzienia, będące świadectwem tego, co skazani przeżywali czekając na swój nieznany los. Są też bardzo osobiste i momentami wstrząsające relacje dzieci ofiar. Ci, którzy żyją, do dziś zmagają się z bolesnymi wspomnieniami.

http://gazetaostrowska.pl

Od listopada rozpoczęły się masowe egzekucje na terenie cmentarza żydowskiego przy ul. Podmiejskiej.
– 22 grudnia 1939 roku w lesie pod Winiarami rozstrzelano i pochowano w czterech zbiorowych mogiłach około 700 Polaków przywiezionych z więzień w Kaliszu i Ostrowie Wlkp. Był to początek masowych egzekucji w lesie winiarskim, w którym do lutego 1940 r. rozstrzelano około 1 100 osób. Na miejscu jednej z egzekucji odsłonięto w 1960 r. skromny pomnik.
Należy przyznać, że tym ludziom nie brakowało odwagi, ryzykowali własnym życiem. Wiedzieli o tym dobrze, bo większość widziała na własne oczy konwoje transportowanych Polaków do lasu w Winiarach na stracenie.
Droga do lasu prowadziła obok zakładu. Konwoje wyglądały zawsze tak samo. Na czele jechał samochód z esesmanami w czarnych płaszczach i kapeluszach. Potem jechał samochód z żołnierzami, którzy przygotowywali miejsce egzekucji. Kolejny samochód wiózł skazanych i na końcu samochód osobowy z żandarmami uzbrojonymi w broń automatyczną gotową do strzału. Po dokonanej egzekucji starannie zabezpieczano ślady zbrodni. Ofiary powiązane drutem kolczastym musiały przyglądać się, jak oprawcy kopią im grób. Nie ustalono, ile osób stracono w winiarskim lesie podczas wojny. Egzekucje odbywały się przeważnie dwa razy w miesiącu, prawdopodobnie na ustne polecenie komendy żandarmerii, bez sądu.
Wszyscy widzieliśmy konwoje ze skazańcami, wiedział o nich także Alfred Nowacki. Droga do lasu prowadziła obok jego domu. Słyszał strzały i widział wracających oprawców. Wszyscy byliśmy bezsilni.

W lesie winiarskim okupanci przeprowadzali egzekucje raz lub dwa razy w miesiącu. Odbywały się one do końca 1944 r. Dokładnie nie wiadomo, kim były ofiary: prawdopodobnie członkowie ruchu oporu lub ludzie, którzy ze względu na swoją pozycję społeczną przed wojną mogli nimi być. Na pewno skazywano Polaków także za drobne przewinienia, takie jak posiadanie artykułów żywnościowych bez podania źródła ich pochodzenia czy brak pokory i uniżoności w kontaktach z Niemcami. W okresie od listopada 1939 roku do lutego 40 roku w lesie w Winiarach k/Kalisza rozstrzeliwano więźniów przywożonych z Ostrowa, więzienia kaliskiego, Ostrzeszowa, Krotoszyna i innych miejscowości. Podczas ekshumacji przeprowadzonej w 1945 roku wydobyto szczątki 327 ofiar (dane na podstawie pracy zbiorowej pod redakcją Antoniego Czubińskiego pt. Zbrodnie hitlerowskie na Ziemi Kaliskiej w latach 1939-1945 wydanej w Kaliszu, 1979 r.)

Okupacyjne wspomnienia Jana Pogorzelca mieszkańca Opatówka

http://www.biblioteka.opatowek.pl


Masowe groby pomordowanych w lesie gołuchowskim 

W lesie gołuchowskim mieści się największa w naszej okolicy zbiorowa mogiła pomordowanych podczas II Wojny Światowej, spoczywa w niej około 12 tys. ofiar. Podczas likwidacji okolicznych gett większość żydowskich ofiar zostało zlikwidowanych w Chełmnie nad Nerem( Kulmhof Am Ner), pozostałą część ludności żydowskiej zamordowanej w różny sposób pochowano prawdopodobnie właśnie w lesie gołuchowskim. W owej mogile spoczywają tysiące ofiar, są to również Polacy, nie tylko Żydzi.

Po lesie gołuchowskim lubimy często spacerować, pamiętajmy zatem, że był on świadkiem niewiarygodnych okrucieństw i zbrodni.   


Zbrodnia w lesie skarszewskim 

Aktualizacja 11 lutego 2019 roku

Leon Waligóra 

Leon Waligóra urodził się 8 czerwca 1900 roku w Graboszewie, był synem Franciszki z domu Dodat oraz Melchiora. Miał braci Seweryna i Bolesława oraz siostrę Marię.

Leon był z wykształcenia ekonomem, w związku z czym pracował jako rządca w dużych majątkach ziemskich. W okresie dwudziestolecia międzywojennego pełnił swe obowiązki w Niechanowie, Śmieliniu, Gościeszynie, Kniszynie, Lubiatówku, Kobylepolu, Kotowie, Lewkowie i w końcu w Sadowiu.

W pierwszej połowie lat dwudziestych, w Jarogniewicach poznał Marię Mazurkiewicz. Zostali narzeczeństwem i niedługo później byli już małżeństwem a w 1925 roku urodził się Ich pierwszy syn, Ferdynand i po kolejnym roku drugi syn Aleksander.

W 1935 roku w Lewkowie, w majątku hrabiego Ponińskiego urodził się trzeci syn Karol. Kiedy Maria była już w widocznej ciąży, hrabia Poniński, żywo zainteresowany losami rządcy swojego majątku, spierał się z Marią i Leonem o płeć dziecka. Obiecał, że jeżeli urodzi się syn będzie go trzymał do chrztu i tak został Ojcem Chrzestnym Karola.

Rodzina wkrótce osiedliła się w Sadowiu, w majątku hrabiego Szembeka, gdzie na świat przyszedł ostatni Ich syn – Bogumił.

Sadowie – wieś w Polsce położona w województwie wielkopolskim, w powiecie ostrowskim, w gminie Ostrów Wielkopolski. Leży na Wzgórzach Wysockich, które na terenie wsi sięgają 181 m n.p.m. (wzniesienie Golgota). Liczy około 0,6 tys. mieszkańców.

W starożytności obszar osadnictwa. Odkryto tu cmentarzysko złożone z 19 kurhanów, z II okresu brązu tj. z lat 1500-1200 p.n.e. Sadowie znane jest od 1401 roku jako wieś prywatna, rycerska, przynależąca do parafii w Wysocku. Miejscowość przynależała administracyjnie przed rokiem 1887 do powiatu odolanowskiego, W latach 1975–1998 do województwa kaliskiego, a w latach 1887-1975 i od 1999 do powiatu ostrowskiego. W końcu XIX wieku , według Słownika Geograficznego wieś Sadowie liczyła 38 domów i 301 mieszkańców, a majętność (należąca do hrabiego Stanisława Szembeka 5 domów i 105 mieszkańców. W Sadowiu zmarł ks. Dominik Buszta CP.

Wojna zastała rodzinę Waligórów w owym majątku. Leon przyłączył się do żołnierzy Armii Krajowej. Wraz z cofającymi się wojskami niemieckimi wszystkim zaczęło zagrażać realne niebezpieczeństwo i na prośbę Brata Wacława z Klasztoru Pasjonistów w Sadowiu, przeniesiono do domku Leona całą zawartość tabernakulum. Monstrancje i kielichy były przechowywane w skrytce w kredensie oraz w wydrążonej nodze stołu. Podczas wojny na kredensie w salonie u Waligórów odbyło się ponad 50 mszy. Leon był już wtedy dowódcą oddziału AK w Sadowiu.

wnętrze kaliskiego więzienia za wkaliszu.pl

W 1944 roku został aresztowany i osadzony w więzieniu. Proces odbył się w grudniu 1944 roku a 19 stycznia 1945 na kilkadziesiąt godzin przed nadejściem wojsk wyzwoleńczych został bestialsko zamordowany w Lesie Skarszewskim wraz z 55-ma innymi skazanymi.

 

 

 

las skarszewski dzisiaj za faktykaliskie.pl

 

O wyjątkowym bestialstwie tej egzekucji Maria dowiedziała się dopiero podczas rozmowy z lekarzem sądowym w trakcie identyfikacji zwłok po ekshumacji w kwietniu 1945 roku. Lekarz po zbadaniu zwłok stwierdził, że zmarły nie ma na ciele żadnej dziury po kuli, a na policzku ma odcisk obcasa innego zmarłego. Rodzaj obrzęku wokół odcisku wskazywał jednoznacznie na to, iż zmarły został zakopany żywcem wraz z innymi ofiarami i umierał kilka godzin…

Leon został pochowany w zbiorowej mogile w Wysocku wraz ze swoimi towarzyszami, m. in. Józefem i Antonim Sobczakami oraz Stanisławem Kaliną.

Marii nie było stać na wyprawienie mu innego pogrzebu niż na koszt Państwa. Po ciężkim czasie wojny została wdową z czterema synami a za zasługi Leona w AK Państwo odebrało Jej rentę po zmarłym. W moich oczach też zasłużyła na miano Bohaterki. Przeżyła biedę wojny i biedę powojennego upokorzenia wdowy po AK-owcu. Byli tak ubodzy, że chłopcy marzyli o tym żeby mieć długie spodnie na zimę… Wychowała ich wszystkich pomimo trudności. Ferdynand został marynarzem, Aleksander budowlańcem, Karol milicjantem a Bogumił żołnierzem. Dzisiaj już wszyscy nie żyją, ale Maria wychowała Ich na prawych, dzielnych i dobrych ludzi. W rocznicę tragicznej śmierci Leona, 37 lat później, 19 stycznia 1982 roku Maria zmarła i dołączyła do swojego najukochańszego Męża.

Daria Waligóra wnuczka

to tu, po lewej stronie dokonano tej strasznej zbrodni – za StreetView

Stanisław Grześczyk 

 

Korespondencja własna S.R.G.H.Schondorf 

Temat: Mord w lesie Skarszewskim
 
Treść wiadomości:
Dzień dobry,
 
Czy orientujecie się Państwo może w jaki sposób dokonano identyfikacji osób spoczywających w zbiorowej mogile na cmentarzu tynieckim w Kaliszu?
 
Po wielu latach poszukiwań udało się mojej mamie odkryć, iż to właśnie najprawdopodobniej tam pochowany jest nasz przodem  ( mój pradziadek) Stanisław Grześczyk. Czy istnieją jakieś dowody, na podstawie których stwierdzono tożsamość ofiar? Gdzie szukać takich dowodów?

makieta więzienia w Radogoszczy

Stanisław Grześczyk był (wg relacji mojej mamy) dowódcą oddziału AK w osiedlu Wenecja (lub Czekanów- ponoć różnie ten teren był przez ludzi wówczas nazywany). Prababcia opowiadała mojej mamie ( mama mieszkała u niej przez długi czas), że jak dziadek musiał wyjść, a ona dopytywała, dokąd znowu idzie to głaskał ja po głowie i tylko mówił „Julcia, ty się nic nie martw. Wszystko będzie dobrze”. Po aresztowaniu go w Ostrowie (najprawdopodobniej ktoś na niego doniósł) został przetransportowany do Radogoszczy. Stamtąd przyszły do prababci dwa listy (niestety na chwilę obecną zaginęły i są nie do znalezienia). Nie wiadomo, dlaczego i w jaki sposób znalazł się w Lesie Skarszewskim. Ucieczka? Jakiś transport? Jego życie i śmierć otacza tyle zagadek…. A tak chciałoby się wiedzieć więcej. Może jeszcze się uda. Pozdrawiam serdecznie dziękując za korespondencję.

 
Z poważaniem
Joanna Walczak prawnuczka
Jak wiadomo ekshumacji dokonano 26 kwietnia 1945. Z 56 zabitych osób, udało się ustalić tożsamość tylko 30 pomordowanych. Potomkowie ofiar nadal szukają odpowiedzi jak dokonano tej zbrodni, kto dokonał ekshumacji i jak wyglądały te procedury. Redakcja zwraca się z prośbą do Państwa o wszelkie informację dotyczącą tej okropnej zbrodni.  Wszystkie osoby mogące jakoś pomóc prosimy o kontakt z nami. 
 
Redakcja pragnie gorąco podziękować Pani Darii Waligóra i Pani Joannie Walczak za zgodę na udostępnienie na naszej stronie internetowej tego wpisu. 

Pamięci Leona Waligóry, I Stanisława Grześczyka którzy oddali swe życie za Ojczyznę. Chcemy też oddać swój hołd wdowie po Leonie, Marii za cierpienia przez które musiała przejść po śmierci męża. 

CZEŚĆ ICH PAMIĘCI! 

 
Share Button

Dodaj komentarz