W dolinie rzeki Pilicy

Tomaszów Mazowiecki – Inowłódz – Zakościele – Konewka – Jeleń – Skansen Rzeki Pilicy

Hmm, …od czego by tu zacząć? Może od tego, że znów nie zamykała mi się gęba, ale nie jak zawsze od gadania, tym razem ze zdziwienia, zachwytu i czegoś, czego nie umiem ubrać w słowa a to naprawdę rzadko mi się zdarza. To, co zobaczyłam powaliło mnie na kolana, fakt mało jak się okazuje do tej pory widziałam, ale zapewne to nadrobię z tak dociekliwymi i zapalonymi do szukania i zwiedzania ludźmi. Bo wiecie, zabrało mnie! Dokumentnie mnie zabrało a może raczej zabrała, bo przecież chodzi o historię, ale nie tylko. Fakt, że zostało mi dane i sama sobie również ( nareszcie!) na to pozwoliłam, aby robić to, co kocham i to, co daje mi przyjemność napawa mnie taka radością i daje takiego kopa w tyłek, że trzeba to było zrobić dawno temu. Szukanie historii, podążanie jej tropem, trzymanie w dłoni monety, która ma niespełna 300 lat…ech. Wyobraźcie sobie szczere pole gdzie zamierzamy szukać artefaktów, bo wiemy, że akurat na tej linii przebiegał front, wystarczy na chwile zamknąć oczy i uruchomić swoje pokłady wyobraźni a jestem albo w trakcie bitwy, albo też patrzę na zmęczonych walką żołnierzy odpoczywających i zbierających siły na kolejne odparcie ataku. Wystarczy byle sadzawka na tym polu a moja skądinąd wybujała wyobraźnia widzi ułanów pojących zmęczone od walki konie. Odbieganie od tematu to chyba też moja specjalność, bo przecież miało być o mojej zdziwionej gębie podczas ostatniej naszej krajoznawczo- historyczno- poznawczej wyprawy doliną rzeki Pilicy, wiec ad rem.

17 października, wyjazd umówiony na godzinkę 8 rano a ja od 6 snuje się po domu, bo nie mogę się doczekać. Pogoda za oknem zaczyna nieciekawie wyglądać, ale kto by się tym przejmował, z cukru nikt nie jest to się nie roztopi. Z małym poślizgiem, bo kwadrans po umówionej pakuje razem z chłopakami swoje niecne gabaryty do naszego nieocenionego wozu bojowo- wyprawowego – pięknego Żuczka ,,Żurkiem” zwanego i ruszamy nad Pilice.

Żuczek

Żuczek

Dlaczego bojowy? O tym będzie później, warto poczekać i wytrzymać moją paplaninę żeby się dowiedzieć. Do celu mamy prawie 200 km, więc umilamy sobie trasę piciem kawy i rozmowami na wszelkie tematy, to mało istotne sprawy, więc je lepiej pominiemy . Im bliżej celu tym bardziej cieszy mi się gęba, mniej gadam, bo częściej się uśmiecham do tego, co widzę. Co mnie tak urzekło? Piękno starych drewnianych domów, których w naszej okolicy jak na lekarstwo, tam jeden po drugim jak grzyby po deszczu. Co jeden to ładniejszy, niektóre nadgryzione zębem czasu, ale jakieś magiczne, posiadające nieodparty urok, który ciągnie mnie do tego, żeby do nich podejść i pogładzić stare deski, które tak wiele widziały. Wsłuchać się w ich skrzypienie z nadzieją na usłyszenie ciekawej historii. Mam wrażenie, że gdyby nie fakt, że pada deszcz to pod każdym z tych domków, na małej ławeczce siedzieliby dziadziuś lub babcia z laseczką, którzy chętnie opowiedzieliby mi niejedną przepiękną opowieść jak to zawżdy bywało…Lubię stare drewniane domki, maja swój charakter, urok i czar. W mojej wyobraźni pachną świeżym pieczywem, konfiturami i posiadają ciepło rodzinnego domu, opatulają mnie szczelnie bezpieczeństwem i epatują  taką bajkową jasnością. Wiem, to pewnie dziecinne, ale całe moje dorosłe życie walczę uparcie o uchronienie w sobie dziecka. Dość rozczulania, wracam do rzeczywistości.

schron kolejowy

schron kolejowy

Pierwszym miejscem, na które dojeżdżamy to miejscowość Jeleń (opisujemy to miejsce w tym temacie), gdzie mamy zwiedzić bunkier. Droga do niego wiedzie przez las, który o tej porze mami mój wzrok ciepłymi kolorami. Z opowieści kolegi wiem, że mam się spodziewać dużego schronu, ale to, co zobaczyłam przeszło moje wyobrażenie. Staje, więc przed wręcz ogromnym jak dla mnie schronem, którego zewnętrzne ściany są porośnięte mchem. Jak wiadomo jest to schron kolejowy dla pociągu więc wjazd do niego też jest duży, nasz ,,Żurek” wygląda w tym wjeździe jak robaczek.

Żuczek w Jeleniu

Żuczek w Jeleniu

DSC_1806Nie będę Wam opisywać dokładnych parametrów schronu, choć jego długość robi wrażenie, 355 metrów to jest jednak nie mało, opisze jednak, co widziałam. Zaopatrzona w latarkę przy obstawie kolegów wchodzę w te czeluści. Bunkier jest niezagospodarowany, jeśli chodzi o jakiekolwiek wygody związane ze zwiedzaniem, ba nawet rzekłabym, jeśli chodzi o bezpieczeństwo. Na ziemi jest pełno pułapek, otworów, w które bardzo łatwo można wpaść , skręcić nogę ale również wpaść, dolecieć dużo niżej i skąpać się w brudnej i zapewne DSC_4417zimnej wodzie. Dlatego też latarka to nieodzowny atrybut przemarszu przez schron w Jeleniu. Na ścianach jest pełno graffiti, czasem dość dosadnego, to dlatego, że w chwili obecnej schron służy zapewne nierzadko jako noclegownia, imprezowania i być może jeszcze ,,meta narkotyczna”. To niestety pewne prawo natury, że obiekty niezagospodarowane przez gminę czy miasto bardzo szybko zostają zagospodarowane przez innych. Schron w Jeleniu w pewnym momencie zakręca, więc jestem w totalnych DSC_4418ciemnościach, tylko migające światełka latarek dają ulgę. Im dalej idę tym bardziej odczuwam chłód na karku. Nie boje się bo nie mam czego, mam przecież świetną obstawę w postaci 4 mężczyzn ale sama bym tam nie weszła, nie dlatego, ze boje się duchów przeszłości, tam raczej teraźniejszych ,,duchów” należy się bać. Przyświecając sobie latarką można zauważyć boczne wejścia po obu stronach tunelu, ale niestety nie bardzo chce mi się tam wchodzić, odpycha bród, śmieci i śmierdząca woda. Zaglądam jednak oczywiście, bo wrodzona DSC_4419babska ciekawość nie pozwala mi tego nie zrobić. Nasze głosy dudnią w środku i gnane echem cichną gdzieś przed nami odbijając się o tony betonu. Moja wyobraźnia oczywiście pracuje i prawie słyszę nadjeżdżający pociąg i niemieckie komendy…achtung!, Zum befehl! „Gruppe- In Linie zu einem Gliede -Angetreten!“

Jeleń to nie tylko schron sztabowy, to również budynki infrastrukturalne. Te nie robią już takiego wrażenia jak sam schron, jednak ich przeznaczenie rodzi w głowie setki domysłów. I to samo zdziwienie na grubość murów i pozostałości po kratach, które ciężko nazwać kratami ze względu na ich gabaryty.

DSC_4422

image003

Oczywiście to tylko pozostałości po tej konstrukcji, złomiarze zrobili swoje. Cały kompleks w Jeleniu jest zostawiony sam sobie, tkwi tak w lesie przykryty liśćmi o tej porze już pożółkłymi. Cała ta ,,masywność” kompleksu robi na mnie niesamowite wrażenie a podobno jeszcze dużo zobaczę, tak mi obiecuję kolega, który już tam kiedyś był- no i zobaczyłam! Bliźniaczy schron w Konewce ale o tym za kilka zdań, bo najpierw zabrano mnie do miejscowości Inowłódz, gdzie chyba doznałam najdziwniejszego z uczuć ,,pomieszania wrażeń” tych pozytywnych i jednak trochę rażących.

DSC_4438

Mówię o Synagodze, w której wnętrzu jest sklep spożywczy. Może i dzięki temu przetrwał zabytkowy budynek, ale mimo wszystko sklep w tym miejscu jest jednak pewnego rodzaju profanacją. Zobaczyłam też stary kirkut żydowski, którego spokój zakłócają kopalne chalcedonitu, ot ekspansja wydobywcza…szkoda tylko, że nikt nie pomyślał o zabezpieczeniu cmentarza, bo ludność pamięta, o czym świadczą kamyki pamięci na macewach. O tych dwóch miejscach możecie przeczytać na naszej stronie https://www.schondorf.pl/wyprawy/zydzi-w-inowlodzu/

DSC_4474Te dwa miejsca zostawiły we mnie dziwne poczucie żalu, smutku. Dotykając kamiennych macew, zniszczonych przez czas żal mi tego właśnie, że nie potrafimy zabezpieczyć tych kamiennych historii przed zniszczeniem. Ja szczególnie cenie sobie cmentarze, nieważne czy to żydowski kirkut czy ewangelicki cmentarz czy też nasz katolicki, każdy z nich zasługuje na uchronienie od zniszczeń i zapewnienie spokoju oraz pamięć. Niezależnie od tego czy to macewa, marmurowy pomnik czy zielona darnina, w każdym z tych grobów jest jakaś historia i jakieś niegdysiejsze ,,tchnienie” proszące o modlitwę.

DSC_1927W Inowłodzu zobaczyłam także przepiękny stary kościół.  Wchodzi się tam po dość dużej ilości schodów pnąc się po nich na wzgórze gdzie przywitał mnie kościół, który skojarzył mi się z dawnym zamkiem warownym, nie wiem czy to przez wieżę kościelną czy przez respekt wieków, który bije od kościoła. Półmrok panujący we wnętrzu i chłód dalej podszeptywał mi obrazy rodem z średniowiecznych miniatur. Jest zresztą ów kościółek owiany legendami.  Według jednej z nich to właśnie dzięki kąpieli w cudownym źródle, wytryskującym spod góry w Inowłodzu, żona Władysława Hermana – Judyta wyleczyła się z bezpłodności i urodziła długo oczekiwanego syna, późniejszego księcia Bolesława Krzywoustego.

Pozwoliłam sobie pokazać wam, co o tym niezwykłym miejscu mówi nam Wikipedia

DSC_1942Świątynię według nowożytnej płyty inskrypcyjnej wybudowano w 1082 roku z fundacji Władysława Hermana, jednak w rzeczywistości pochodzi ona prawdopodobnie z XII w. (najpóźniej z 1138 roku) i jest fundacją Bolesława Krzywoustego. Świątynię wymienia również Jan Długosz, podając rok 1086 jako datę fundacji. Równocześnie z kościołem powstał na tej samej górze klasztor Benedyktynek, który został w 1241 roku zburzony podczas najazdu tatarskiego. DSC_4501Nosi on cechy typowe dla architektury obronnej. Po powstaniu kościoła pw. św. Michała w 1520 roku starsza świątynia straciła znaczenie i zaczęła podupadać. Pierwszą próbę odnowienia kościoła podjęto w 1790 roku, sprowadzając do niego z kapliczki w Giełzowie cudowny obraz Matki Boskiej Bolesnej.

W 1793 roku został ograbiony przez żołnierzy DSC_1929pruskich, a następnie zamieniony na magazyn zbożowy. Na początku XX wieku świątynia była zniszczona, a jej dach pokryty był słomą. Prace restauracyjne rozpoczęto z inicjatywy cara Mikołaja II. Kolejne zniszczenia zostały spowodowane przez I wojnę światową. Pierwsze, nieukończone prace rekonstrukcyjne prowadzono w latach 1924-1926. Ostateczny wygląd nadała mu restauracja prowadzona z inicjatywy prezydenta Ignacego Mościckiego, według projektu Wilhelma Henneberga. Wprowadzono wtedy wiele elementów obcych wcześniejszej architekturze kościoła – m.in. podwyższono o jedną kondygnację wieżę, a w nawie od strony zachodniej na miejscu otwartej arkady wybudowano emporę z tryforyjnymi przezroczami. Świątynię ponownie poświęcono 1 listopada 1938 roku.

DSC_1930 DSC_4504 DSC_4503 DSC_4502 DSC_4500 DSC_1938 DSC_4492 DSC_4493 DSC_4499

Przy kościele znajduje się cmentarz w Inowłodzu.

Świątynię stanowi osiowe zestawienie cylindrycznej, zachodniej wieży z jednoprzestrzenną prostokątną nawą zakończoną od wschodu apsydą. Istotnym elementem jest oparcie wieży na zachodniej ścianie nawy oraz otwarcie jej wysoką arkadą na emporę. Na emporę prowadzą kręte schody a sama wieża w górnych kondygnacjach, przeprutych biforiami, pełni funkcję dzwonnicy. Podobny, do inowłodzkiego, układ kościoła można spotkać w hrabstwach wschodniej Anglii, gdzie datuje się je przeważnie na na XI wiek. W każdym razie do Polski, która nie miała w tym czasie bezpośrednich kontaktów z Anglią, wzorzec świątyni mógł dotrzeć z Saksonii lub poprzez Saksonię. Datowanie kościoła na schyłek wieku XI potwierdza wątek muru z płaskich ciosów piaskowca układanych starannie w niskie warstwy, miejscami zaś w rybi szkielet (opus spicatum), jak również brak artykulacji ścian zewnętrznych (w formie charakterystycznych dla romanizmu lizen). Szczególnie istotnym elementem wystroju kościoła jest głowica, zapewne relikt przeźrocza biforium, ozdobiona ornamentem plecionkowym zamkniętym w ósemkę, z wolutami po bokach, stanowiąca dalekie echa kapitela klasycznego. Swoimi charakterystycznymi formami należy budowla inowłodzka do wczesnoromańskiej, jedenastowiecznej fazy pierwszego ogólnoeuropejskiego stylu.

ślady po kulach

ślady po kulach

Obok kościoła jest cmentarz, na którym jest wiele starych grobów zasłużonych tego miasteczka. Zaraz za brama cmentarną można wyjść na poszukiwanie kolejnych bunkrów ukrytych jakby celowo przez naturę w ostrych kłujących krzewach. Jeśli o bunkrach mowa to z kościoła ruszyliśmy właśnie na poszukiwania kolejnych tego typu umocnień.

DSC_4494 DSC_4495 DSC_4496

Panowie zaprawieni w bojach wiedzieli, czego szukają, ja laik nie bardzo, ale dzięki chłopakom zobaczyłam wreszcie schron typu Regelbau 668, a tuż obok Ringstand 58c.

miejsce na karbin maszynowy

miejsce na karbin maszynowy

Betonowy stwór czaił się tuż przy drodze w zaroślach. Niestety przez te zarośla ciężko pokazać go w całej okazałości, jednak wnętrze robi wrażenie. Prostokątne wejście wołało, aby wejść do środka i bliżej się zapoznać z całością. Dziś już, jak w większości tego typu budowli, nikt tam poza pasjonatami i tymi, którzy chcą się napić w tajemnicy, nie zagląda. Zobaczyłam, więc w środku dość sporo śmieci, ale odrobina wyobraźni i opowieści kolegów znów mnie zaprowadziły sporo lat wstecz. Niemieckie napisy informujące gdzie wyjście także zrobiły swoje i prawie widziałam w wyobraźni kawałek historii.

 

regelbau 668 - Internet

regelbau 668

Ausgang - Wyjście

Ausgang – Wyjście

Rauchrohr - Przewód spalin

Rauchrohr – Przewód spalin

DSC_4514

DSC_4526 DSC_4505 DSC_4506 DSC_4507 DSC_4508 DSC_4518

Anlage Mitte

Anlage Mitte

Pogoda nas nie rozpieszczała, kapało z nieba i sączyło czas, ciężko chodzić na otwartym terenie.  Mokre czapki i kurtki powoli dają się we znaki jedziemy, więc do kolejnego miejsca, bliźniaczego schronu w Jeleniu- do Konewki (tu mamy opis tego miejca). Cały kompleks w Konewce robi ogromne wrażenie, jednak główny schron kolejowy chyba największe. Jest tam zorganizowane muzeum gdzie można zobaczyć całą masę eksponatów dotyczących wojny, co ciekawe większość z nich jest wydobyta z rzeki Pilicy. Główny schron jest oświetlony, więc swobodnie się poruszamy i zwiedzamy eksponaty, jedne od drugich coraz

Wejście

Wejście

ciekawsze.  Schron posiada boczne korytarze, do których można wejść i zobaczyć na przykład starą pompę w pełni działającą, sprawdziliśmy – działa! Można również wąskim zejściem po drabinie udać się do podziemi schronu gdzie niestety trzeba kucać, kręgosłupa tam nie wyprostujesz. Z racji tego, że należę do tych ciętych z metra nie miałam takiego problemu jak niektórzy koledzy, ale to dzielne chłopaki no i zresztą być tam a niej wleźć to byłaby ogromna strata.

wejscie do piekła

wejscie do piekła

moi koledzy i ja

moi koledzy i ja

Na dole nieodzowne są latarki i jednak ciepłe okrycie, chłód zewsząd panujący robi swoje. Masywne rury, żeliwne uzbrojenia i tony betonu robią wrażenie. Jeśli zgasić na chwile latarki, wyobraźnia zaczyna pracować, podszepty kolegów sprawdzających jak zareaguje na hasło szczur, bezcenne! Nie dali rady szczurów i myszy nie bardzo się boje, gorzej z pająkami… Ale o dziwo tych nigdzie nie widziałam, albo się pochowały albo ich tam nie ma.

DSC_4559 DSC_4560 DSC_4561 DSC_4557 DSC_4558

Jak przebrnie się ten kawałek, prawie na czworakach można wstać i wędrować dalej w pozycji wyprostowanej, co nie powiem daje już pewna ulgę.

wyjście na powierzchnię

wyjście na powierzchnię

Teraz możecie sobie porównać mój metraż, z metrażem kolegów, no i stwierdzić, komu na czworakach było najwygodniej. Przez całe zwiedzanie Konewki miałam nieodparta ochotę dotykania ścian, jakby z nadzieją na to, że natrafię na coś, co jeszcze nieodkryte. Ogólnie to jak się na to wszystko patrzy z dystansem to ,,kopara opada” na ten bezmiar betonu i zbrojenia. Jak ważne to były budowle skoro tak dobrze zabezpieczone, ile czasu i pracy rak, zapewne też rąk więźniów, zostało włożone w te budowle.

DSC_4532 DSC_4539 DSC_4541

DSC_4542 DSC_4538

Skansen

Skansen

Z Konewki ostatnim tchem przed zamknięciem dojeżdżamy do Muzeum Rzeki Pilicy. Zanim jednak tam dojechaliśmy był malutki problem z ,,Żurkiem”, nie chciał zagadać…szaro się robi, 200 km do domu a on nic. Już myśleliśmy, że to przez kolegę, który sprawdzał jego moc w kopalni szarżując biednym żurkiem bez opamiętania na błocie. Bo przecież bojowy to po błocie idzie jak z nut. Poszedł jak widać na załączonym zdjęciu, błoto nawet na szybach miał ale rade dał!

DSC_1801 DSC_1751 DSC_1753 DSC_1771 DSC_1775 DSC_1789 DSC_1793

ubłocony Żuczek

ubłocony Żuczek

I owszem, po krótkim namyśle i staraniach chłopaków maszyna ruszyła. Znalazłam się muzeum, częściowo pod otwartym niebem a częściowo zabudowanym. Makiety okopów, czołg tego samego typu co ,,Rudy 102” i wiele innych ciekawych maszyn. Ogromne młyńskie koła, różnorakie ciężko leżące i sprawiające wrażenie zmęczonych od mielenia ziarna. Przepiękne wystawy w starym młynie dotyczące I i II wojny światowej, ale nie tylko. Co jeszcze zrobiło na mnie wrażenie? Wystawa młynków do kawy, od największego mieszczącego się na ścianie do takiego tyciego jak paczka zapałek czy papierosów. Dosłownie chyba na jedno ziarenko kawy! Przecudne! Ot się we mnie baba odezwała, stałam tak i patrzyłam na te cudeńka z nadzieją, że może jakiś spadnie z półki…nie spadł.

w drodze

w drodze

Ciemno się już robiło, muzeum zamykano a i nam czas było w drogę powrotną, podczas której cały czas analizowałam w myślach, co widziałam uśmiechając się do siebie. To był piękny dzień, podczas którego wiele się dowiedziałam i uśmiech oraz mina zdziwionego dziecka nie znikała mi z gęby. Jeszcze raz powtarzam historia to dziedzina, której pokłady są ciągle do odkrycia a możliwość zobaczenia jej naocznie a nie tylko czytania jest bezcenna! Z niecierpliwością czekam na kolejne wyprawy turystyczno poznawcze nie zaniedbując oczywiście błądzenia po polach, lasach, okopach i innych miejscach naznaczonych historią. Nie trzeba mi Majorek, Egiptów i innych urokliwych miejsc w obcych krajach, doskonale się bawię i poznaję to, co w naszym kraju ważne dla nas, zwłaszcza w tak doborowym towarzystwie.

my w schronie kolejowym w Jeleniu

my w schronie kolejowym w Jeleniu

Dodaj komentarz