Tajemnica Góry Sobiesz

Od Redakcji : Artykuł ma charakter wyłącznie informacyjny. Chcemy czytelnikom opowiedzieć tą ciekawą legendę, nie próbując jej w żaden sposób rozwikłać. 

Polecamy również artykuł Jakuba Matusiaka o Górze Sobiesz 

Góra Sobiesz – Tajemnica zniknięcia

pociągu widma

Cała sprawa dla nas zaczęła się 3 lata temu. Znowu zwykły przypadek naprowadził na kolejną, do dziś niewyjaśnioną tajemnice. Jeden z członków grupy, będąc prywatnie z rodziną na wakacjach w Piechowicach, zupełnie przypadkiem trafia do bardzo pięknego zakątka Góry Sobiesz, do „Cichej Doliny”. Cicha Dolina słynie ze swej urody. Jest to głęboka dolinka, na której dnie płynie mały, urokliwy i cichy górski strumyczek. Przez tysiące lat strumień rzeźbił skałę, tworząc ten niezwykły krajobraz. Miejsce wyjątkowo urokliwe, kto będzie w tamtych stronach naprawdę warto zobaczyć.

Cichy Potok Sobiesz Cichy Potok

DSC_0012Jednak nie uroda tego miejsca nas przyciąga, ale legenda do dziś żywa, związana z wydarzeniami z czasów II wojny światowej. W tym miejscu, które miejscowi nazywają „Skałkami” można zobaczyć wykute przez więźniów sztolnie. Więźniowie, przybyli z obozu, który był filią słynnego obozu w Gross Rossen w Rogoźnicy. Od razu ma się wrażenie oglądając je, jakby nigdy nie zostały ukończone. Wykutych wejść jest około sześciu. Jednak „wejście” to nie do końca dobra nazwa. Pierwsza sztolnia od strony miasta jest zasypana. Druga (patrz schemat) jest głęboka na kilka metrów. Sztolnia ta jest „ślepa” jakby nie została ukończona, kończy DSC_9436się po prostu, albo jak głosi legenda może to specjalnie zakamuflowane wejście w głąb góry? Podobno wejście zostało zamurowane w taki sposób, by imitowało prawdziwą skałę. Nie uprzedzajmy jednak faktów. Kolejna sztolnia jest płytka, może ma 2 metry głębokości, stoi tam ławeczka dla zmęczonych turystów. Po co ją wykuto? A może rzeczywiście nie została ukończona? A może ma zmylić wzrok ciekawskich? Kolejne wejścia są wykute dużo głębiej, zaglądając w tą czarną otchłań ciężko określić, co w sobie kryją. Dziś są zakratowane i służą żyjącym tam nietoperzom. Nietoperze są pod ochroną i kraty mają zapewnić im spokój. Nasz prowizoryczny schemat pokazuje układ rozmieszczenia korytarzy sztolni wykutych w skale. Nasz plan DSC_9437jest tylko prowizorką, jednak rozmieszczenie jest bardzo podobne. Jak widać na załączonym rysunku, te sztolnie też są „ślepe” . Po co, więc zmuszono więźniów do wykucia tych korytarzy? Dlaczego przerwano prace i nie skończono tych sztolni? A może prace zostały skończone i miały inny cel? „Skałki” kryją w sobie znacznie więcej, zaraz przy szlaku doliną strumyka można spotkać zasypane studnie ceglane. Podobne studnie znajdują się na szczycie Skałek a od strony miasta, można zaleźć budynek, który nazwano „domkiem ogrodnika”. Można też znaleźć studzienki ( na zdjęciu) z metalowymi drabinkami, niestety zalane wodą. Czemu to wszystko służyło? Spróbujemy trochę to wyjaśnić.

Skan laserowy Skałek

Skałki – Skan laserowy

Plan tuneli

Szkic sztolni

Żeby opisać legendę musimy się cofnąć w tamte niespokojne czasy do roku 1944. Legenda powstała wraz w wyjazdem z Breslau (Wrocław) tzw. „Złotego Pociągu”. Nikt nie wie, co naprawdę wiózł ów pociąg. Poszlaki kierują poszukiwaczy do Strzegomia. Skład został zestawiony z trzech różnych transportów. Podobno zawierał 3 wagony Geöringa z Prus Wschodnich, trzy wagony Ericha Kocha Gauleitera Prus, oraz „Złoto Wrocławia”,a nawet mógł wieźć Bursztynową Komnatę! Pociąg trafia do Piechowic 7 listopada 1944. Zatrzymuje się w fabryce torped Karelma. Od niej miano ułożyć około 400 metrów torów kolejowych, skład po torze wtacza się do wnętrza góry. Świadków zastrzelono, wejścia zakamuflowano, tory rozebrano i zatarto wszelkie ślady po tym wydarzeniu. Czy ta opowieść jest prawdziwa?

Cała sprawa zaczęła się w 1995 roku od człowieka o nazwisku Podsibirski. On to posiadał narysowany plan podziemi pod górą Sobiesz, oraz tajne notatki gdzie, jak twierdził, ukryto ten niezwykły pociąg. Złoto, które miało znajdować się w wagonach wyceniono na 40 miliardów dolarów. Sprawę nagłośnił tygodnik „Głos”, który opublikował artykuł, że Polski rząd szuka „Złota Wrocławia”. Pan Podsibirski miał podpisać z przedstawicielami rządu umowę 10% znaleźnego, gdyby ten skarb dzięki niemu udało się odkopać.  Pan Podsibirski twierdził, że ma dowody na to, że w wnętrzu góry Sobiesz, ukryto złoty pociąg.  Rozpoczęto badania, pierwsze wykazało Szkic Podsibirskiego podziemny, około 15 metrowej szerokości, otwór z torami kolejowymi. Jednak w sprawę zaangażował się Urząd Ochrony Państwa. Podsibirski zarzucił im przywłaszczenie dokumentów, oraz planów dotyczących „skarbu”, oraz niedotrzymanie umowy ze strony rządu. Rozpoczął się konflikt ciągnący się niemal do dziś. Ówczesny rząd przegrywa wybory, i sprawa góry Sobiesz zostaje odsunięta. Rozgłos jednak spowodował masowy najazd ekip poszukiwawczych. Wiercono i rozkopywano bez żadnej kontroli górę Sobiesz. Jednak przynajmniej oficjalnie, nic nie znaleziono. Ostatnie badania wykazały, podziemne, ogromne pomieszczenia wypełnione wodą, jednak uważa się, że właśnie takie było ich pierwotne przeznaczenie. Czyli są to rezerwuary wodne, służące jako zbiorniki retencyjne. Szkic Podsibirskiego Przeprowadzono badanie georadarowe. Georadar nie pokazał żadnych anomalii w ziemi, czyli teren nie był zmieniany, co za tym idzie nie udowodniono istnienia rozebranej linii kolejowej pod górą Sobiesz. Jednak czy na pewno nic tam nie ma? Na zdjęciu pokazujemy wam „domek ogrodnika” jest to swoisty bunkier. Obok niego stały ule. Plotka głosi, że to była strażnica, a ule miały ukryć to, do czego naprawdę służył ten budynek. Ot zwykłe gospodarstwo. Najnowsze przeprowadzone niedawno oględziny terenu, pokazały, że ten fragment góry Sobiesz to tak naprawdę tysiące ton urobku wydobytych z niewidocznych na powierzchni sztolni. Tysiące ton! To obrazuje jak potężne prace górnicze przeprowadzono wewnątrz góry! Może pociągu tam nie ma, ale jest nadal nieodkryta podziemna fabryka zbrojeniowa? Od 1998 roku w Internecie można znaleźć ten stale powtarzający się tekst. Wklejamy go w całości, nawet, jeśli to wszystko jest tylko legendą miejsce nadal jest ciekawe. Warto jednak zwiedzić Górę Sobiesz i piękną Cichą Dolinę. Polecamy!

Notatka20150313164404 Notatka20150313164828 Notatka20150318150546 Notatka20150318150716

Zdążyć przed Niemcem 

Gutek prowadzi do Dzidka, mieszkającego obok sobieszowskiego pałacu. Dzidek chwieje się i opowiada o skarbach. – W murach skarpy, na której ten zamek stoi, są zamurowane dwa garaże – mówi. – Wiem o tym od Niemca, któremu naprawiałem samochód. Są w tych garażach mercedesy i skarby… I pyta: – Masz na piwo? Bo suszy. Według relacji okolicznych mieszkańców – skarby ukryte są też w willi generała niemieckiego i w kilku innych miejscach. Według Podsibirskiego dwa wagony zakopane są pod kasztanowcem przed dworcem w Szklarskiej Porębie. I też trzeba będzie do nich dotrzeć. Na razie istnieje pilna potrzeba odkopania skarbów piechowickich. Bo mówi kiedy Polska wejdzie w struktury Europy, to skarby przechwycą Niemcy. Trzeba się więc spieszyć. Pisał w tej sprawie do prezydenta Kwaśniewskiego, przewodniczącego Krzaklewskiego, premiera Cimoszewicza . Próbował Podsibirski kopać sam w oparciu o badania naukowców z Krakowa. Zrezygnował, gdyż nie na trafił na tunel. A może mnie wprowadzono umyślnie w błąd? – zastanawia się. Andrzej, mieszkający najbliżej domniemanego tunelu, którego ojciec w czasie wojny był strażnikiem w fabryce, twierdzi, że wszyscy kopią w złych miejscach. On wie, gdzie są skarby ukryte, bo ojciec przed śmiercią zdradził mu tajemnicę. Najgorsze, że są tam potężne ładunki dynamitu. Źle trafisz, to Piechowice i Sobieszów wyleci w powietrze przepowiada. Kopta więc, chłopy – zwraca się do Podsibirskiego , ale ostrożnie, by szyby i moja chałupa zostały.

Adam Lewandowski Gazeta Pomorska 24/11/1997

Co kryje góra Sobiesz? 

Za kilkanaście dni zostaną otwarte podziemne labirynty pod górą Sobiesz w Piechowicach, gdzie pod koniec 1944 roku Niemcy ukryli zrabowane w czasie wojny skarby – dowiedziało się „Życie Warszawy”. Przeprowadzane w ubiegłym tygodniu wiercenia potwierdziły istnienie w górze Sobiesz podziemnej fabryki, w której Niemcy prawdopodobnie zgromadzili skarby – powiedział ZW Władysław Podsibirski, który od lat ich poszukuje. Z relacji świadków oraz z dokumentów, do jakich dotarł Podsibirski, wynika, ze w Piechowicach znajduje się nie tylko poszukiwany od zakończenia wojny tzw. Skarb Wrocławia, ale również cześć depozytów Centralnego Banku Rzeszy. A według żyjących żołnierzy z obsługi fabryki, jest tam także bursztynowa komnata. „Skarb Wrocławia” to oddane przez ludność Dolnego Śląska do depozytu cenne przedmioty, zgodnie z wydanym w 1944 r. zarządzeniem ministerstwa finansów III Rzeszy. Na górze Sobiesz przeprowadziliśmy badania termowizyjne, radarowe, elektrooporowe i manometrem protonowym. Końcowym etapem były wiercenia. Teraz wiemy, gdzie i jak możemy wchodzić do podziemia. Ostateczne wyniki zostały przekazane najwyższym władzom RP – mówi Podsibirski. Podczas wierceń w miejscach, gdzie według świadków, jak i wcześniejszych badań, znajdują się wjazdy do fabryki, wydobyliśmy na powierzchnie obok urobku skalnego także beton. W pewnym momencie wiertło natrafiło na taki opór, ze grunt, na którym staliśmy, zaczął drgać. Miało się wrażenie, ze stoimy na stropie. Prawdopodobnie wiertło trafiło na zbrojenie i nastąpiło zaklinowanie sztangi. Zaczęliśmy wiercić obok, ale znowu strąciliśmy wiertło. Taka sytuacja powtarzała się kilka razy i jedynie tam, gdzie wcześniej radar zlokalizował betonowy tunel. W sumie wykonaliśmy kilkadziesiąt wierceń, w tym 90% trafionych – mówi Podsibirski. Te przeszkody chcą pokonać poszukiwacze, którzy wierzą, ze pod góra są skarby warte setki miliardów marek. Z dokumentów, które zostały udostępnione ZW, wynika, ze koło tzw. skałek przy drodze z Piechowic na Cicheą Dolinę i koło Grzybowca znajdują się dwa wejścia, zamykane stalowymi bramami. Odchodzące od nich tunele (obecnie zasypane) łączą się w odległości 40 metrów z poprzecznym korytarzem. Od korytarza odchodzi kilka odgałęzień. Jedno, biegnące w stronę szczytu, po kilkunastu metrach dociera do tzw. magazynu. Z olbrzymiej podziemnej pustki wychodzą następne korytarze. Jeden z nich biegnie w linii prostej do miejsca, gdzie w czasie wojny znajdował się drewniany budynek, służący za koszary wartowników. Tu znajduje się szyb, którym można wydostać się na powierzchnie. Następne wejścia zlokalizowano pod oddaloną około 100 metrów od skałek laką oraz w znajdującym się obok parowie. Przypomnijmy – Władysław Podsibirski od ponad dwudziestu lat poszukuje ukrytych w górze Sobiesz w woj. jeleniogórskim zrabowanych w czasie wojny przez Niemców skarbów. W połowie lat dziewięćdziesiątych rząd RP podpisał z nim umowę na ich wydobycie, z której rząd się nie wywiązał. Przy okazji podpisania umowy UOP zabrał Podsibirskiemu całą dokumentacje dotyczącą Piechowic.

Jerzy Szostak Życie Warszawy 21/X/1998


 

Piechowice – Petersdorf – Miasto na Dolnym Śląsku. Założone na przełomie XIII i XIV wieku, prawa miejskie uzyskało dopiero w 1967 r.(przy czym sąsiednie wsie jako osiedla znalazły się w obrębie nowopowstałego miasta). Geneza miasta wiąże się z Hansem Paterem, który zbudował młyn na terenie dzisiejszych Piechowic na początku XIV w. – stąd też nasiębierne koło młyńskie we współczesnym herbie miasta. Późniejsze wieki przyniosły rozwój tradycji szklarskich, podobnie jak w sąsiedniej Szklarskiej Porębie. Nowoczesny przemysł pojawił się w Piechowicach w XX w., co wynika z doprowadzenia kolei (w grudniu 1891 r., przedłużona do Szklarskiej Poręby i Korzenova w czerwcu 1902 r.) i budowy zakładów. Z uwagi na brak działań wojennych w czasie II wojny światowej przeniesiono do Piechowic produkcję z niektórych zakładów Berlina.


Karelma przed wojną

Karelma przed wojną

Zakłady Karelma – Zakład powstał w 1009 roku otrzymał nazwę „Glanzfäden AG” Petersdorf, jako fabryka chemiczna. 1933 roku zostaje przemianowany na „Dynamit Nobel AG” Untersuchstation Werk Petersdorf. (Zakład Doświadczalny) . Z informacji wynika, że zakład produkował dynamit, bomby lotnicze i napędy do torped. Testowano torpedy w widocznych do dziś basenach. Na terenie zakładu znajduje się 8 schronów. Znaleźliśmy też informacje o ludziach, którzy znaleźli na jego terenie podziemne tunele, jeden z nich miał być ukierunkowany w stronę pobliskiej góry Sobiesz. Na terenie miasteczka znajdowały się trzy obozy pracy. W obozie kobiecym pracowały kobiety z powstania Warszawskiego. Legenda mówi, że Niemcy przenieśli zakład do podziemi góry Sobiesz, a tunele mieli kopać właśnie więźniowie. Zakład miał własną bocznice kolejową, co sugeruje, że produkcja musiała być duża. Do dziś widać ślady po instalacji odwadniającej biegnącej z głębi góry.

Widok na baseny

Widok na baseny

Główny wjazd do Karelmy

Główny wjazd do Karelmy


Złoto Wrocławia – Szukając informacji, natknęliśmy się na wiele przekazów często wzajemnie się wykluczających. Dlatego opiszemy ten temat krótko. W czasie wojny Wrocław (Breslau), zostaje na rozkaz Adolfa Hitlera ogłoszony Twierdzą (Festung Breslau). W 1944, na mocy zarządzenia wydanego przez ministerstwo finansów III Rzeszy, nakazano Breslauczykom oddanie cennych przedmiotów w depozyt. W Listopadzie 1944 roku załadowano 12 wagonów kolejowych. Pociąg rusza w kierunku Wałbrzycha. Opisów, co miały zawierać te 12 wagonów jest kilka, od bursztynowej komnaty, po depozyty bankowe, dzieła sztuki zrabowane w czasie wojny, aż po tajne archiwa III Rzeszy. Legenda mówi, że pociąg nazwany „Złotem Wrocławia” trafia w końcu na bocznice kolejową w zakładzie Karelma.


Tajemnica Góry Sobiesz – Aktualizacja

Piechowice lipiec 2015 rok.

Plan rozmieszczenia lini kolejowych

Plan rozmieszczenia lini kolejowych

Cudownym przypadkiem udaje się nam zdobyć nocleg w Piechowicach u stóp góry Sobiesz, 4 km przed Szklarską Porębą. Choć plan był nieco inny, postanowiliśmy założyć właśnie w Piechowicach naszą bazę wypadową. Jako, że byliśmy już zmęczeni by iść w góry, padł pomysł by udać się do pobliskiego pubu, gdzie przy kufelku piwa „zaciągnąć języka”. Miejscowi okazali się bardzo uczynni, kiedy się przedstawiliśmy, kim jesteśmy i czego szukamy. Po rozdaniu naszych wizytówek chętnie odpowiadali na nasze pytania. Oczywiście od razu pokazywali nam górę Sobiesz, którą można podziwiać pijąc piwo pod parasolem przed wejściem do pubu. Interesowało nas to, co sądzą mieszkańcy o słynnej legendzie złotego pociągu. Interesowały nas zakłady Karelma, którą miejscowi nazywają Dynamitką. Interesowały nas wszystkie lokalne ciekawostki, prawdziwe czy nie. Opowieści ludzi, z którymi rozmawialiśmy przez cały nasz pobyt, są naprawdę wyjątkowo interesujące!

Tajemnica góry Sobiesz i „złota Wrocławia” jest silnie związana z Panem Podsibirskim, o którym pisaliśmy wam już w naszym artykule. Osobiście ta sprawa nas nie interesuje, jednak byliśmy ciekawi, co na ten temat sądzą okoliczni mieszkańcy, a także, w jaki sposób, i co najważniejsze gdzie szukał skarbu ów Pan. Mieszkańcy dobrze go pamiętają, był osobą dość znaną w Piechowicach. Tu w miasteczku sprawa ta była dość głośna. Co dziwne, nie mówią o nim źle. Nie wyśmiewają go. Choć jedni twierdzą, że marnował czas, inni stali po drugiej stronie barykady twierdząc, że góra nadal skrywa w swoim wnętrzu niezbadane tajemnice. Byliśmy świadkami takiej sprzeczki, gdzie padały różne argumenty, co do tego czy góra Sobiesz naprawdę skrywa coś w swoim wnętrzu czy nie. Wymiana zdań między zwolennikami a przeciwnikami była dość ostra. Padały nazwiska osób, które widziały najwięcej, padały nazwy miejsc gdzie można znaleźć dowody na istnienie nie tyle złota, co całego kompleksu podziemnego we wnętrzu góry. W końcu po burzliwej dyskusji zostaliśmy sami z kilkoma świadkami i tych argumentujących za istnieniem podziemi, i tych, co uważają, że ta cała sprawa to bajki. Na spokojnie już usiedli na wprost nas i tak rozpoczęliśmy nasze śledztwo.

studnia

studnia

Czy są dowody na to, że góra kryje w sobie jakieś tajemnice? Tak, są, i to namacalne! Zapytaliśmy naszych informatorów o słynny pociąg z wrocławskim złotem. Uśmiechają się, mało, kto wierzy w to złoto czy Bursztynową Komnatę, jednak wierzą, ba! Nawet są głęboko przekonani o istniejących poniemieckich podziemnych konstrukcjach! Czy pociąg mógł wjechać w te podziemia? Ostatnie badania georadarowe ujawniły, że nie. Ziemia u podnóży Sobiesza nie wykazała żadnych anomalii, czyli jej powierzchnia nie była zmieniana, co za tym idzie nie pobudowano tam linii kolejowej, więc po wjechaniu pociągu, nie rozebrano i nie zatarto śladów po torach kolejowych. Jednak, co dziwne! Mieszkańcy doskonale pamiętają linię kolejową z Karelmy biegnącą w stronę góry! Dzisiejsza nowoczesna droga z Piechowic do Sobieszowa zatarła wszelkie ślady po tej linii kolejowej. Pozostałości po niej było widać jeszcze w latach 60-tych! Zapytaliśmy gdzie kończyła się ta linia, jedni twierdzili, że urywała się nagle zaraz za drogą od strony góry, inni, że ciągnęła się w inną stronę a te ostatnie poszukiwania śladów po pociągu były prowadzone nie w tym miejscu. Gdzie leży prawda o linii kolejowej? (patrz plan wyżej) Jest tylko jedna możliwość. Być może błędnie założono przebieg linii torów? Ustalenia są takie, że linia biegła wprost, od Karelmy do góry Sobiesz. Jest jeszcze inna droga, dziś to wąska uliczka prowadząca wprost do „Skałek” i wykutych sztolni. Tu badań nie prowadzono! Idźmy jednak dalej. Opisywaliśmy już wam miejsce, które mieszkańcy nazywają „Skałkami”. Postanowiliśmy spenetrować dokładnie ich teren. Widocznych wejść do wnętrza „Skałek” jest kilka. Zostały one wykute przez więźniów (nie wiadomo po co) w skale, zdaje się jest to twardy gnejs. Trzy sztolnie są dziś zamknięte dla ochrony żyjących w ich wnętrzu nietoperzy. Dwie sztolnie są o tyle ciekawe, że zostały rozpoczęte a potem nagle przerwano ich drążenie. Nie dziwne to?

schronisko nietoperzy

schronisko nietoperzy

płytka sztolnia

płytka sztolnia

sztolnia bez śladów odwiertów

sztolnia bez śladów odwiertów

jedyna dostępna sztolnia

jedyna dostępna sztolnia

wiercenia poszukiwaczy

wiercenia poszukiwaczy

ślady kucia

ślady kucia

widok struktury skały

widok struktury skały

zarys zasypanej sztolni

zarys zasypanej sztolni

W tych wnękach dziś stoją ławeczki, które jak widać na zdjęciach służą, jako miejsce do libacji alkoholowych. Drugie, podobne wejście jest jeszcze ciekawsze, kończy się po może dwóch metrach i prace przerwano. A może nie przerwano? Jeśli ktoś z was był w jakiejkolwiek sztolni z czasów wojny, zauważy na ścianach miejsca po świdrach. Nawiercano świdrami otwory, wpychano w nie materiał wybuchowy, wysadzano skałę i wynoszono urobek. Tu na ścianach nie widać żadnych śladów. Czy te sztolnie wykuwano ręcznie? Praktycznie niemożliwe. Żaden więzień nie ma szans z siłą dynamitu, a i nie sądzimy, by Niemcy tracili czas na to by kuć takie ściany dłutami. Podsibirski twierdził, że tu w tych sztolniach, użyto w czasie wojny tzw. „Francuskiego cementu”, imituje on niemal doskonale prawdziwą skałę. Może patrząc na tylne ścianki sztolni patrzymy na cement? Kto wie. Przy projekcie Riese w górach Sowich, urobek ze sztolni był wywożony na zewnątrz kopalni, tam instalowano potężne kruszarki. Mieliły one urobek na drobny żwir, dodawano potem do tego żwiru cement i już, jako beton mieszanina ta wracała z powrotem pod ziemię. Pokazywano nam ten beton w górach Sowich, dla nas geologicznych laików był nie do rozróżnienia! Idźmy jednak dalej. Pokazywaliśmy już wam plan rozmieszczenia sztolni w „skałkach” tym razem mieliśmy latarki, wchodzimy do jedynej, dostępnej dziś sztolni, głęboka jest na jakieś może 10 metrów, też jest zakończona „ślepą” ścianą. Mamy wrażenie, jakby jakiś olbrzym robił sobie bez sensu otwory w skale. Po co drążono te sztolnie? Czemu kolejny raz przerwano prace? Choć powszechnie naśmiewano się z poczynań Podsibirskiego, to zobaczcie sami, śmiać powinniśmy się z bardzo wielu poszukiwaczy! W tej sztolni widać wiele otworów wywierconych i wykutych przez poszukiwaczy skarbów! Niemal cała grota tej sztolni jest podziurawiona jak ser szwajcarski! Przyjrzyjcie się jednak strukturze skały, na tylnej ścianie. Wygląda jakby była mieszaniną kruszcu z cementem. Może to przyciąga tych wszystkich ludzi, którzy albo chcą się szybko wzbogacić, albo chcą odkryć coś, czego nikt przed nimi nie odkrył. Jeszcze coś przykuło naszą uwagę. Po lewej stronie tej najgłębszej sztolni widać kolejną. Zdjęcia nie odzwierciedlają rzeczywistości trójwymiarowej. Dlatego często sięgamy po grafikę komputerową by pokazać wam jak to miejsce mogło wyglądać. Tu gołym okiem widać zasypaną (wysadzoną?) kolejną sztolnie. Podsibirski twierdził, że ten szyb został przez Niemców wysadzony. Skoro tak, czemu tu nie kopał? Czemu jej nie odkopał? Uparliśmy się zobaczyć miejsce gdzie prowadził swoje prace poszukiwawcze. Jeden z mieszkańców zgodził się być naszym przewodnikiem. Jednak zanim opuściliśmy „Skałki” pokazał nam wymurowaną na litej skale ceglaną studnie. Wyobraźcie sobie, na dość stromym zboczu, dość wysoko nad ziemią, wykuto w twardej skale studnie, i wymurowano ją czerwoną cegłą, oraz wmurowano w niej metalową drabinkę! Ktoś tu po wodę chodził? A może zamontowano w górach melioracje, gdzie 8 metrów niżej płynie sobie urokliwy strumień? Po co robić sztuczny odpływ skoro można było odprowadzać bez problemu wodę do potoku. Nasz informator mówi, że ze studni, co doskonale pamięta zionęło powietrzem. Nikt tam nie właził, bo mówiono o minach. Studnia, a raczej „wentylacja” została zasypana dla bezpieczeństwa. Studnia na zboczu twardych skał to jak „drzwi do lasu”. Zupełnie jest tu nie na miejscu. Więc, co kryje się na jej dnie? Nasz przewodnik prowadzi nas wąską ścieżką coraz wyżej i wyżej, omijając popularne turystyczne szlaki. Opowiada nam, że jest tu wiele miejsc gdzie widać ślady po różnych poszukiwaczach. Nie do końca mu dowierzamy. Oj jak mocno nasza niewiara dostała po nosie!

widoczna zasypana sztolnia

widoczna zasypana sztolnia

urobek od wiertła

urobek od wiertła

mała sztolnia

mała sztolnia

zasypany otwór po wierceniach

zasypany otwór po wierceniach

amatorska próba dokopania się

amatorska próba dokopania się

tablica ostrzegawcza

tablica ostrzegawcza

Sztolnia Podsibirskiego

Sztolnia Podsibirskiego

Informator pokazuje nam coś ręką. Trzeba się dobrze przyjrzeć by zobaczyć to, co bez niego byśmy nie zauważyli! Pełno śladów odwiertów w skale! Są zasypane, ale dzięki przewodnikowi, który umie wypatrzyć te ślady, fotografujemy całą masę zasypanych otworów po wiertnicach. Odnajdujemy też sztolnie, zastawioną deskami. Pytamy przewodnika czy to Podsibirski. Przewodnik się śmieje, i mówi, że to amatorzy kopali. Niektóre próby kopania są żałosne, jakby ktoś próbował kilofem przekuć się w litej skale. Otwory po odwiertach łatwo zauważyć, choć są zasypane. W koło nich leży dużo urobku powstałego podczas wiercenia. Odnajdujemy nawet tablice z napisem ROBOTY ZIEMNE ZAKAZ WSTĘPU! Nasz przewodnik pokazuję nam kolejną jak twierdzi, wysadzoną sztolnie. Schodzimy ze zbocza nieco w stronę widocznego komina Karelmy. Nasz przewodnik tłumaczy nam, co warto zobaczyć, gdzie iść i znika w lesie (ma nocną zmianę w pracy, a może bał się naszych pytań?). Pierwsze co, to odnajdujemy „sztolnie Podsibirskiego” jak ją sami nazwaliśmy. Teraz rozumiemy, czemu przewodnik się zaśmiał na nasze pytanie czy tamtą sztolnie kopał właśnie Podsibirski. Tamten wykop był niewielki, ten jest ogromny, widać, że drążony maszynowo. Nie mogliśmy podejść za blisko, groziło to niemiłym upadkiem do wody. Woda dość przejrzysta, a dna nie widać. Musi być bardzo głęboko! Niewiele wiemy o tym miejscu, robimy zdjęcia i idziemy dalej w stronę Karelmy. Już na pobliskiej polanie odnajdujemy kolejny szyb poszukiwawczy. Jest ogrodzony palikami, by jakiś turysta nie wpadł przypadkiem w ten zalany wodą wykop. Na łące nieopodal odnajdujemy kolejny odwiert. Pomysł opuszczenia w otwór linki i zmierzenia głębokości odwiertu padł, gdyż jakieś 50 cm w otworze widać było kawałek skały. Fotografujemy wszystko. Schodzimy w dół do drogi. Trafiamy na staw. Nie mamy pojęcia, czemu służył. Na pewno został wykopany, bo w koło widać całe zwały urobku skalnego. Rura wystająca jest dość nowoczesna. To jakaś wentylacja? Śmieci? Może to kolejna sztolnia?

Tędy miał przejechać pociąg i i prowadzono badania

Tędy miał przejechać pociąg i i prowadzono georadarowe badania

DSC_4221 DSC_4222 DSC_4224

Udajemy się w stronę Karelmy. Choć zakład od lat nie istnieje, jej terenu nadal pilnuje ochrona. Miejscowi mówią, że jest tu firma produkująca luksusowe jachty. Wiele byśmy oddali móc zwiedzić „Dynamitkę”. Nie ma szans wejść na jej teren. Jednak postanowiliśmy obejść ją dookoła w nadzieji zobaczenia czegoś ciekawego. Idąc od strony torów kolejowych, trafiamy na niemal zasypaną linię kolejki wąskotorowej prowadzącej w stronę zakładu. Prawdopodobnie tymi torami dowożono materiały do produkcji torped i bomb lotniczych. Zakłady w czasie wojny zajmowały się testowaniem i prawdopodobnie produkcją amunicji  na potrzeby wojenne. Miejscowi twierdzą, że na terenie zakładu nadal leżą resztki korpusów torped i betonowe bomby. Idąc tą wąskotorową linią trafiamy na zniszczony budynek z rampą przeładunkową. Pewnie działała ona jeszcze za czasów funkcjonowania zakładów Karelma. Oficjalnie produkowano tu silniki elektryczne. Jednak nie do końca…

DSC_4231 DSC_4233 DSC_4234 DSC_4235 DSC_4236 DSC_4237 DSC_4227

DSC_4241

Tu obok zakładu na ścianie budynku widać jeszcze poniemieckie ślady. Czy to był dom turystyczny dla ówczesnych mieszkańców Petersdorfu? (taką nazwę nosiło miasto do 1945 roku) czy to budynek przyzakładowy? Nie wiemy. Ten rejon jest dla nas historyków wyjątkowo ciekawy. I nie tylko za sprawą legendy.  Zobaczcie, co opowiadali nam mieszkańcy Piechowic!

„ Pytacie o Podisbirskiego, mówili, że przerwał pracę, bo okazało się, że dokopał się informacji, o tym, że cała góra jest zaminowana, a eksplozja spowodowałaby zalanie wodą całe miasteczko” (woda tam rzeczywiście jest, ale czy aż tyle?)

„Ja tam jestem pewien, że on coś wykopał, pamiętacie tego jego wspólnika? Podobno jeździł do Ameryki Południowej, rozmawiał z byłymi nazistami. Dostał od nich plany podziemi. Przerwali kopanie, Podsibirski wrócił z niczym, a tamten się ogromnie wzbogacił!”

„Mieszkam z moją matką staruszką, w latach 70-tych ze wschodnich Niemiec, wartburgiem czy trabantem przyjechali do nas trzej mężczyźni. Poprosili o możliwość zwiedzenia domu i podwórka, gdyż przed wojną mieszkała na tej posesji ich rodzina. Oferowali niezłą sumkę w markach za możliwość postawienia namiotu w ogrodzie i spędzenia tu weekendu. Matka się chętnie zgodziła, bo pieniądze były nam potrzebne. Gotowała nawet im obiady, bo bardzo lubili polską kuchnie. Rozbili dość pokaźny namiot pod starą gruszą. Byli bardzo mili i hojni. Wieczorem w niedzielę pożegnali się z nami, gdyż o 3 rano mieli wyjeżdżać. Rano zostałem obudzony przez moją matkę. Wyjechali, zabrali namiot a w jego miejscu zastaliśmy wykopany mniej więcej metrowej głębokości otwór w ziemi! (…)”

„ Panowie interesują was ciekawostki z przeszłości? Tu było dość głośno swego czasu w Piechowicach, podczas remontu chodnika znaleziono około 200 monet w glinianym dzbanie”

„W pobliskim Sobieszowie, pewni Niemcy zakupili stary przedwojenny budynek. Polski właściciel się ucieszył, gdyż budynek był w dość kiepskim stanie. Nowy właściciel zamierzał w tym budynku zrobić hotel i restauracje. Pewnego dnia były właściciel zauważył w czasie burzy szeroko otwarte okna, poszedł, więc ostrzec nowego właściciela. W środku zastał zerwaną podłogę i wykopany otwór w ziemi pod nią”

„ Pytacie o Karelmę… ja tam pracowałem, podpisałem „lojalkę” nie wolno mi było przez 5 lat ani o niej mówić, ani wyjeżdżać za granicę bez powiadamiania władz. Wiecie panowie, jaka to była krzywda? Blisko Czechosłowacja, blisko DDR a ja mogłem tylko żonę podwieźć pod granicę, by tam zrobiła zakupy”

„Ja miałem praktyki w Karelmie, co robiłem? Bomby składałem! nie pytajcie o więcej”

„ Panowie nie macie pojęcia, co kryje w sobie ta okolica! Widzicie ten dom z czerwonym dachem? Tam mieszkał Pan C, to był Niemiec tylko po wojnie przyjął nazwisko polskie od żony. On wiedział wszystko o tajemnicach Petersdorfu! Znał każdy zakamarek, wiedział jak wejść do podziemi. Kiedyś, jako dzieciaki śledziliśmy go. Znikał nam „przy Skałkach” po prostu zniknał! Nigdy nie udało nam się wyśledzić gdzie, i jak to robił. Umarł ze starości, jego żona niedługo po nim, o leży tu na naszym cmentarzu. Tajemnice swoje nie ujawnił nikomu. Dlaczego? W latach 60-tych w tych lasach po nocach było słychać strzały. Czy to był Werwolf? Nie sądzę, raczej to były potyczki miedzy poszukiwaczami skarbów”.

„Panowie zaprowadziłbym was w ciekawe miejsce, bo sami nigdy nie traficie. Jednak pracuję stale i nie mam na to czasu, a i siły już nie te, bo to kawał drogi trzeba iść piechotą. Tam w tym rejonie (pokazał ręką) jest miejsce gdzie jeszcze widać pozostałości baraków. Są tam do dziś tory kolejki wąskotorowej. Miejsce mało znane i mało odwiedzane, bo kompletne odludzie, do tego trudna i wyczerpująca droga. Najciekawsza to ta kolejka. Tory biegną do pionowej ściany, znikają jakby w skale. Nie ma tam sztolni, tylko lita skała (czyżby francuski cement??). Ja już się nie nadaje w moim wieku iść tam taki kawał. Chcecie koniecznie to zobaczyć? Sami pobłądzicie, tam żaden turystyczny szlak nie prowadzi” (a szkoda!)

Najciekawsza relacja ujawniła się zupełnie przypadkiem. Właścicielka naszego pensjonatu, jak dowiedziała się, że szukamy historii, zaprowadziła nas w jedno miejsce. O to, co pokrótce nam opowiedziała.

„To było zdaje się dwa lata temu wiosną. Tu gdzie patrzycie, ta polana należy do mnie. Po prawej jest słupek graniczny mojej posesji, po lewej sąsiadujemy z innym właścicielem. Ten sąsiad z lewej przyszedł do nas oburzony, bo ktoś prowadził jakieś wykopy w nocy na naszych działkach. Poszłam tam z mężem. Na słupku granicznym znaleźliśmy ślady, namalowany krzyż jaskrawą farbą, to samo na pobliskich drzewach. Od tych śladów rozciągnięte były jakieś taśmy. Całość wyglądała jakby ktoś nanosił punkty odniesienia. Trafiamy w końcu na dwa wykopy, mniej więcej 2 metry długości na metr szerokości, i koło metra głębokości. Znaleźliśmy takie trzy. Ktoś czegoś tu poszukiwał i chyba nie miał dokładnych danych, skoro kopał trzy razy w różnych miejscach. Co ciekawe! Sąsiadka z naszej prawej strony przyszła do nas z informacją, że na jej ziemi rosło stare drzewo. Na korze drzewa wyryto bardzo dawno temu jakieś znaki. Pod drzewem leżała duża płaska skała. Przechodziła ona tamtędy i zauważyła, że skała została przesunięta a pod niej widać było pustą ziemną skrytkę! Ktoś, coś, z niej wyjął i doskonale wiedział gdzie tego szukać!”

Historia prawdziwa, dzięki uprzejmości tych ludzi zrobiliśmy zdjęcia. Na słupku granicznym farby już nie widać. Na drzewach owszem, ale nie mamy pewności czy ten znak nie jest namalowany ostatnio przez leśnika. Doły w ziemi są nadal widoczne, choć czas i przyroda zrobiły swoje.

DSC_4249 DSC_4252 DSC_4255 DSC_4256


AKTUALIZACJA 2016 

Rozmowa z mieszkańcem Piechowic. Jesień 2016 roku

Petersdorf – lata czterdzieste ubiegłebo wieku

Pytacie mnie o górę Sobiesz. Nigdy się specjalnie nie interesowałem jej tajemnicami. Wychowałem się w tym mieście i jako dzieciak wielokrotnie bawiliśmy się na Skałkach. Legendy o ukrytych skarbach we wnętrzu góry znam z opowieści swoich nieżyjących rodziców, sąsiadów czy znajomych. Ile w tym wszystkim jest prawdy nie umiem powiedzieć. Jednak skoro chcecie tego słuchać…

 

Ja pamiętam jak pod karą rózgi zakazano nam dzieciakom przebywania w rejonie Sobiesza po zmierzchu. Sam miałem się przekonać na własnej skórze, ze groźba ta nie była tylko pustym słowem. Ja, mój brat i dwóch kolegów oberwaliśmy ostre lanie od naszych ojców za wałęsanie się po lesie po ciemku. Ludzie opowiadali, że w tym rejonie kręcą się jacyś obcy ludzie, że czasem słychać było po nocach strzały. Okoliczne góry i lasy uchodziły za bardzo niebezpieczne. Wy młodzi nie wiecie o tym. Polscy osadnicy nie mieli żadnej pewności czy te ziemie zostaną już na stałe w naszych granicach. Długo po wojnie w naszych domach panował strach, że Niemcy wrócą. W miasteczku zostało trochę autochtonów. Nie ufaliśmy im a oni nie ufali nam. Puste, niezamieszkałe jeszcze domy były po nocach szabrowane. Często rano na śniegu zostawał ślad po butach i saniach. Widziałem niejednokrotnie pootwierane skrytki w ścianach czy na podwórkach. Byli mieszkańcy wracali do swoich domów po ukryte w różnych miejscach rzeczy. Wiecie, że do dziś się tak dzieje? Nie tak dawno mój znajomy opowiadał, że do jego domu zapukało jakieś starsze małżeństwo z Niemiec. Podobno ten pan urodził się w tym domu i ze łzami w oczach pokazywał gdzie stała jego kołyska itd. Kiedy właściciel wyszedł do kuchni, ci zaczęli palcami opukiwać ściany. Skończyło się awanturą i goście zostali wyproszeni. Ja sam wielokrotnie spotykałem w lesie pewnego pana. Przyjeżdża autem na zachodnich numerach dsc_8046rejestracyjnych. Niby to nic niezwykłego, jednak ta osoba fotografuje stale te same skały. Potem wypala papieroska i odjeżdża. Kolejna grupa przyjeżdża na motorach z Niemiec. Stale ten sam rytuał. W tym samym miejscu robią postój. Oglądają te same kamienie, czy drzewa, fotografują i odjeżdżają. Nie dziwne to? Dlaczego tak się dzieje? Panowie, nie tylko ja tak uważam, oni czegoś pilnują a raczej upewniają się, że my miejscowi tego jeszcze nie odkryliśmy. Sprawdzają czy miejsce wygląda tak jak poprzednio. Udawają zwykłych turystów, upewniają się, że wszystko jest w porządku i odjeżdżają. Wydaje się to być zbyt fantastyczne, jednak czy ich zachowanie nie jest dziwne? Słyszałem, że na skałach można czasem znaleźć wyryte znaki. Wersje są dwie, ukryte skrytki lub depozyty broni dla niemieckich partyzantów. Ja pamiętam wyryte znaki na drzewach. Jestem w stanie nawet dziś pokazać wam niektóre z nich. Musicie wiedzieć, że las, który widzicie tu za miastem po wojnie nie istniał. Tu były pola uprawne. Jeśli byliście za skałkami w cichej dolinie, na samym końcu doliny idźcie w prawo ścieżką pod górkę a potem w stronę miasta. Tam na drzewach spotkacie powycinane na pniach znaki. Nikt nie wie, czemu służyły, Ja pamiętam powycinane trójkąty czy kwadraty. Nie mam pojęcia, kto i po co je tam wycinał.

O Dynamitce mogę wam coś powiedzieć, bo pracowałem w tym zakładzie ładnych parę lat. Budowaliśmy silniki głębinowe i to bardzo dobre! Jednak wiem, że was interesują ciekawostki historyczne. Widzieliśmy już kalermowskie bunkry? Nie? Koniecznie musicie je zobaczyć o ile da się teraz do nich dojść, ten teren jest strasznie zarośnięty roślinnością. Wiecie, że w jednym z bunkrów zginęli ludzie? Jednak najciekawszy jest basen, w którym Niemcy testowali torpedy. Już po wojnie nie było pomysłów na to, co z nim zrobić. Próbowano wodę wypompować jednak, mimo ogromnej wydajności tych pomp nie udało się nawet obniżyć lustra wody. Był pomysł na miejski basen kąpielowy. Jednak okazało się, że w wodzie jest pełno metalowych korpusów torped i betonowe bomby ćwiczebne. Swego czasu basenem zaopiekowali się wędkarze. Jednak ciężko łapać tam ryby skoro są wodne przeszkody. Zasypywano basen ziemią i śmieciami. Prace przerwano i dziś to tylko relikt przeszłości. W zakładach zaraz po wojnie długo stacjonowali Rosjanie. Wywozili, co tylko się dało. Interesowali się także Sobieszem. Co jest dziwne i zastanawiające. Nie szukali wejścia do sztolni tu gdzie Podsibirski i inni poszukiwacze przygód. Ale od strony Jagniątkowa. Wykuli około 700 metrów sztolni. Nikt nie wie, czemu prace przerwali i skąd mieli informację by dokopywać się do wnętrza góry z tej strony a nie z tej, o której mówi legenda. Tajemnice swych prac czerwonoarmiści wywieźli z sobą na wschód. Przyjedźcie kiedyś latem pokaże wam więcej.

Wszystkie zdjęcia zimowe pochodzą z : http://hydroxideoxi.blogspot.com

droga do znaków na drzewach. Ciekawostką jest zaznaczony strzałką cmentarzyk

Bogaci w opowieść naszego informatora postanowiliśmy sprawdzić miejsca, o których mówił. Zainteresowały nas zwłaszcza znaki na drzewach i przyzakładowe bunkry oraz basen. By móc odnaleźć te drzewa trzeba dojść Cichą Doliną do miejsca, w którym prace archeologiczne odkryły pozostałości po średniowiecznej hucie szkła. Tuż za polaną po prawej stronie zauważycie wąską ścieżkę na zbocze góry oznaczone nazwą „Młynik”. Mniej więcej w połowie wysokości odnajdujemy leśny trakt w stronę miasta. Oglądamy każde napotkane drzewo tak jak radził nam nasz informator. Trafiamy na wycięte cyfry 1925, nieco dalej 1944, kolejne bez cyfr, ale wycięty kwadrat. Wszystkie wydają się być bardzo stare, drzewa niemal całkiem je zabliźniły. Czy cyfry to daty? Czemu akurat w tym miejscu? Był tu jakiś szlak turystyczny? Czy jakiś turysta wycinałby rok 1944, kiedy już było wiadomo, że Niemcy wycofują się przed nawałą czerwoną na wschodzie a od czerwca alianci utworzyli drugi, zachodni front? Fotografujemy te napisy (niestety w domu się okazało, że zdjęcia zostały prześwietlone) Jednak te napisy istnieją i mamy nadzieję, że kiedyś je pokażemy w tym artykule.

Skan laserowy pokazał nam 6 schronów. A jest ich 8. Zakładamy, że jeden z nich jest rozbity przez eksplozję z 1948. gdzie w takim razie jest ten ostatni?

Ruszamy w stronę Karelmy. Jest środek lipca 2016 roku. Nasz informator miał rację. Myśleliśmy, że odnaleźć te bunkry to już będzie cud ale my nawet do basenu nie możemy trafić! Przedzieramy się w koszulkach przez ponad dwumetrowe pokrzywy. Jest lato, upał. Pokrzywy parzą, ból jest nie do zniesienia. Docieramy do brzegu basenu. Jesteśmy cali poparzeni. Fotografujemy basenową śluzę i lustro wody. Teren dziki, zaniedbany. Informator mówił prawdę basen jest częściowo zasypany. Woda nie jest mocno brudna. Pływają w niej miliony żab, mają tu świetne warunki bytowania, bo basen zarośnięty jest obficie wodną roślinnością. Tuż za basenem mamy spotkać pierwszy bunkier. Już wiemy, mimo naszych prób, że nie damy rady tam dojść. Pokrzywy, komary i różne robactwo dopadło nas i próbuje dosłownie zjeść żywcem. Nadchodzi burza. Musimy odpuścić do następnej wyprawy. Jednak jak mówi przysłowie „nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło” znajdujemy w Internecie zdjęcia tych bunkrów zrobione przez kogoś zimą. Wystarczy, że je pokażemy na tych zdjęciach.

Jeszcze na jedną rzecz chcemy zwrócić uwagę. W naszej korespondencji zapodział się e-mail wysłany do nas po naszej publikacji artykułu o tajemnicach góry Sobiesz. Ta wiadomość jest niezwykle ciekawa i zastanawiająca. Wnioski pozostawiamy czytelnikom.  

Korespondencja własna Regionalnej Grupy Historycznej 2015

„Drodzy Państwo! W Cichej Dolinie w średniowieczu była mała huta szkła. Znaleźliśmy resztki oraz rycerską ostrogę średniowieczną. W „skałkach” zaź, byłem w tych sztolniach, jest tam na ścianie zafałdowany szlir biotytowy, jedno z b.ciekawych zjawisk geologicznych. Ścian nie oglądałem pod kątem „francuskiego betonu”, ale nie zauważyłem nic podejrzanego, typowy granit porfirowaty. Natomiast, co jest ciekawym, że ponad 12 lat temu, pojawiła się grupa niemieckich żołnierzy, którzy metalowymi rurami zamykali wejście do sztolni. To samo zrobili w sztolniach Sowiej Doliny, nad Karpaczem. Zgłosiłem to do dyrektora Karkonoskiego Parku Narodowego, z pytaniem czy wie, że po parku buszują niemieccy żołnierze. Nic nie wiedział. Niemieckich żołnierzy widziałem z grupą studentów z Uni. Wrocławskiego, z którymi prowadziłem ćwiczenia terenowe, więc mam świadków. Po paru tygodniach skontaktował się ze mną młody góral, funkcjonariusz wywiadu. Opowiedziałem mu rzecz jeszcze raz. I tyle. Dyrektor KPN powiedział, że Niemców pewnie zaprosił badacz nietoperzy z Krakowa, i oni przyjechali na jego prośbę. Mało przekonujący kamuflaż. Życzę powodzenia. Michał M. emerytowany geolog.

Miejsce tragedii z 18 listopada 1948 roku

 

 

Historia przedsiębiorstwa Początki zakładu KARELMA S.A. Związane są z datą zakończenia II wojny światowej. 4 lipca 1945 roku przystąpiła do pracy grupa operacyjne z Jeleniej Góry, której zadaniem było przejęcie, zabezpieczenie i uruchomienie tutejszych zakładów przemysłowych. W listopadzie 1945 r. władze polskie przejęły niewielki zakład produkcji i remontów silników do napędu pomp głębinowych położony w Górzyńcu koło Piechowic. Do 1947 roku działalność fabryki oznaczonej symbolem M-6 ograniczała się jedynie do napraw silników i produkcji silników małej mocy. W 1947 roku została uruchomiona produkcja silników głębinowych i silników 3 fazowych zwartych małej mocy. W tym okresie zatrudnionych było 109 osób. W 1949 roku zakład został podporządkowany Fabryce Wielkich Maszyn Elektrycznych we Wrocławiu (późniejszy “Dolmel”). Utrata samodzielności zahamowała rozwój zakładu, tym bardziej, że profil produkcji odbiegał od ówczesnej produkcji Fabryki Wielkich Maszyn Elektrycznych we Wrocławiu. Dopiero ingerencja władz politycznych i gospodarczych powiatu spowodowała ponowne usamodzielnienie zakładu – Zarządzeniem Ministra Przemysłu Maszynowego powstały z dniem 1 stycznia 1951r. Dolnośląskie Zakłady Wytwórcze Specjalnych Silników Elektrycznych M13 w Piechowicach. Od tego momentu datuje się dynamiczny rozwój zakładu, osiągający przy pełnym zagospodarowaniu przyjętych w 1945 roku obiektów przemysłowych w Górzyńcu swój punkt kulminacyjny. W międzyczasie wzrosło zapotrzebowanie na silniki głębinowe, których zakład był i jest nadal jedynym producentem w kraju. Obiekt w Górzyńcu przestał być wystarczający, toteż fabryka M-13 zmieniła lokalizację i została przeniesiona na teren, który zajmuje do dnia dzisiejszego, przy ulicy Świerczewskiego 11 w Piechowicach Dolnych. Przejęte obiekty stanowiły do 1945 roku niemiecką fabrykę pod nazwą “Warsztaty Zbrojeniowe” (popularna “Dynamitka”). 17 września 1945 roku grupa operacyjna przejęła od saperów radzieckich fabrykę po rozminowaniu. W 1945 roku fabrykę przejęła administracja cywilna. Wiosną 1946 roku, po usunięciu największych zniszczeń wojennych, w bardzo trudnych warunkach uruchomiono produkcję części do maszyn do szycia. W następnych latach zajmowano się rozbrojeniem bomb lotniczych, torped morskich, pocisków artyleryjskich oraz robotami remontowymi i przewijaniem silników. Stan załogi w okresie rozpoczęcia działalności wynosił 41 osób w tym 14 Polaków. W tym czasie pracowali także Niemcy, którzy w końcu 1946 roku zostali całkowicie z tych terenów wysiedleni. Właściwy rozwój i uprofilowanie zakładu położonego w tych obiektach datuje się od przeniesienia doń fabryki M-13. W latach 1955-56 produkowane jest kilkadziesiąt silników głębinowych rocznie oraz suwnice w oparciu o dokumentację radziecką w większości dla potrzeb Nowej Huty, drzwi paroszczelne, oraz zajmują się produkcją wyrobów drewnianych. W 1956 roku załoga liczy 350 osób i produkuje pierwsze zgrzewarki doczołowe o mocach od 2 do 20 kVA, stopniowo też zwiększa produkcję silników głębinowych i wykonuje pierwsze zespoły spalinowo – elektryczne i przejmuje produkcję transformatorów olejowych o mocy 50 kVA z Miłkowa. Po roku 1960 następuje dynamiczny wzrost produkcji silników głębinowych, zwiększa się udział typów urządzeń grzewczych i spawalniczych oraz zespołów prądotwórczych. W roku 1962 zakład przyjmuje nazwę “Karkonoskie Zakłady Maszyn Elektrycznych ”Karelma”, otwiera własną szkołę zawodową i technikum dla pracujących.

http://www.wypracowania24.net

Rocznica tragicznego wybuchu

 INFORMATOR PIECHOWICKI PAŹDZIENIK 2008

18 listopada minie 60 lat od największej tragedii w powojennej historii Piechowic. Podczas rozbrajania bomby w zakładzie zwanym Dynamitką ( obecna Karelma) doszło do wybuchu w wyniku, którego zginęło 6 pracowników. Na teren Dynamitki zwożono bomby i miny z całego regionu. Tu były rozbrajane. Wyciągano z nich zapalniki, wysypywano trotyl, a metalowe obudowy trafiły na złom. Dokładne okoliczności listopadowej tragedii sprzed 60 lat nie są dokładnie znane. Wiadomo, ze ośmiu pracowników zakładu zaczęło w bunkrze rozbrajać kolejną bombę. Prawdopodobnie w jednej z nich pozostał zapalnik. Nie zauważono tego i w pewnej chwili bomba wybuchła. Eksplozja miała niespotykaną siłę.
  – Wybuch był tak potężny, że płyty betonowe latały w powietrzu.. Po dziadku został tylko jeden but oficerek – wspomina Zbigniew Kalinka z Piastowa, który w wybuchu stracił dziadka i wujka. Stanisława i Władysława Chochelów.
Kalinka podobnie jak wielu innych mieszkańców Piechowic okoliczności tragedii zna z opowieści.
  – Głównie mamy i babci. Babcia wracała wówczas do Piechowic z Francji. Nie zdążyła dojechać do dziadka – wspomina Zbigniew Kalinka.
Jego wujek Władysław zginął dosłownie kilka dni po swoim ślubie. Miał 20 lat. Dziadek Stanisław miał wówczas 47 ( na grobie napisano 52. przyp redakcji) lat. Dziś wszystkie ofiary tragedii spoczywają we wspólnej mogile na piechowickim cmentarzu.

Ocalały wówczas dwie osoby: Jan Jakubowski i Ksawery Piasecki. Do naszych czasów jednak nie dożyli.

Mogiła ofiar z 18 listopada 1948 roku na piechowickim cmentarzu

+++

Jak widzicie tajemnica ukrycia „złota Wrocławia” to tylko legenda. Po prawdziwych „skarbach” być może deptaliśmy tam nie raz, nie zdając sobie nawet z tego sprawy. Czy góra Sobiesz ukrywa w sobie te wszystkie skarby, które tak namiętnie poszukuje tak wiele poszukiwaczy z różnych krajów? Osobiście uważamy, że nie. Jednak góra Sobiesz może w sobie ukrywać coś, o wiele cenniejsze dla nas pasjonatów historii, niż złoto i dzieła sztuki. Góra może ukrywać niezwykłą historię, bo tajemnice być może poniemieckich instalacji podziemnych, jak dotąd nadal nieodkrytych! Osobiście jesteśmy przekonani, że coś pod ziemią jest. To nie muszą być skarby, czy bezcenne dzieła sztuki. To może być miejsce nieodkryte, które skutecznie ukrywa swoją tajemnicę od przeszło 70 lat! I to jest ten największy i bezcenny skarb Góry Sobiesz!  

CDN…


Share Button

Dodaj komentarz