Tafefobia – Historia prawdziwa

 

Żywcem pogrzebani – Historia prawdziwa

 

Edgar Allan Poe

Niektórzy się pewnie wzdrygną czytając artykuł, ale problem śmierci dotyka nas wszystkich czy tego chcemy czy nie. Problem, który chcemy wam przybliżyć dotyczy tafefobii. Cóż to takiego? Otóż moi drodzy, jest to paniczny lęk przed pogrzebaniem żywcem. Trudno jest sobie wyobrazić coś bardziej przerażającego, niż obudzenie się we własnej trumnie. Lęk taki szczególnie towarzyszył ludziom w wieku XIX, ale i wcześniej odnotowywano już przypadki pogrzebania ludzi będących w letargu. Nie są to przypadki nagminne, ale te, które się zdarzyły potęgowały strach u innych. Błędna diagnoza lekarska, bo łatwo pomylić było w ówczesnych czasach śmierć z katatonią, lub też nadmierny pospiech związany z pochówkiem były przyczyną owych przypadków. Śmierć była mylona nader często z omdleniami w przypadku epidemii cholery, ospy czy też dżumy. W XVI wieku w Anglii wykopano z ziemi trumny w celu przeniesienia cmentarza na inne miejsce i okazało się, że wiele z nich nosi ślady zadrapań na wewnętrznych stronach wiek a kości zastygły w nienaturalnych pozach. Taka sama sytuacja miała miejsce w na cmentarzu w Fort Randall Cementary w 1896 roku, po rozkopaniu grobów znaleziono dowody na pochowanie ludzi w letargu.

Jednym z ludzi, którzy panicznie bali się pochowania za życia był Poeta Edgar Allan Poe. W 1844 roku opublikował nawet opowiadanie „ Przedwczesny pogrzeb”, w którym opisał odczucia człowieka pochowanego żywcem.

„Być pogrzebanym za życia jest niewątpliwie najostateczniejszą okropnością, jaka może przydarzyć się człowiekowi śmiertelnemu. Że zdarzała się często, bardzo często – temu zapewne nie zaprzeczą ludzie myślący. Rubieże, które dzielą życie od śmierci, są, co najmniej mroczne i nieokreślone. Któż może powiedzieć, gdzie pierwsze się kończy, a drugie zaczyna? Wiemy, iż istnieją choroby, w których przejawia się zupełny zastój wszystkich widomych czynności życiowych, wszelako jest on tylko tym, co zwykliśmy nazywać zahamowaniem. Są to tylko chwilowe przerwy w niedocieczonym mechanizmie. Po pewnym czasie jakiś nieuchwytny, tajemniczy czynnik znów wprawia w ruch magiczne sprężyny i zaklęte koła. Srebrny wątek nie rozsnuł się na wieki i nie roztrzaskała się bezpowrotnie złota czara. Lecz co podówczas działo się z duszą?”

Potrzeba jest matką wynalazku jak mówią, więc mnożyły się testamenty z adnotacjami dotyczącymi samego pochówku. Dość często spędzano trochę czasu ze zmarłym zanim go pochowano, ale nie było to wystarczające rozwiązanie. Wynajdywano mnogość udziwnień i wynalazków, które miały pomóc „nieboszczykowi” wydostać się z czeluści grobowych. Pojawiały się całe systemy dzwoneczków, gwizdków i różnych innych akcesoriów umożliwiających kontakt nieboszczyka ze światem zewnętrznym.

Oto przykłady patentów na gruncie angielskim owych wymyślnych trumien umożliwiających kontakt nieboszczyka ze światem.

Franz Vestee

 

ALBERT FEABNAUGHT – Grave signal

 

Nie tylko Anglicy bali się przedwczesnego pogrzebania żywcem, nasi rodzimi wielcy i mniejsi stanem też odczuwali takowy strach. Jak podają źródła jednym z tych, którzy panicznie bali się śmierci był Fryderyk Chopin, który za życia zażyczył sobie, aby po śmierci wyjęto mu serce, które jak wiemy do dziś spoczywa w specjalnej wnęce na pierwszym filarze kościoła pw. św. Krzyża przy Krakowskim Przedmieściu w Warszawie.

W 1930 Thomas Pursell zaprojektował specjalne trumny, których klapy można było otworzyć od wewnątrz.

W naszym kraju też nie brakowało wynalazców chcących pomóc tym, którzy za życia panicznie bali się przedwczesnego pochowania w stanie letargu. Jednym z nich był Kajetan, Michał hrabia Karnice – Karnicki, który zaprojektował specjalne urządzenie zainstalowane w trumnie. Składało się ono z rury łączącej wnętrze trumny ze znajdującym się na powierzchni pojemnikiem i umożliwiało „nieboszczykowi” zasygnalizowanie światu za pomocą chorągiewki, że żyje oraz dostarczało mu świeżego powietrza. Jak podaje „Kurier Warszawski” z października 1898 roku:

„Pan Michał Karnicki wynalazca aparatu zapobiegawczego na wypadek pochowania żywcem, przedstawił swój wynalazek tutejszej akademji lekarskiej do oceny. Akademja zbadawszy przyrząd orzekła, że ma on dużo zalet i jest bardzo dowcipny, ale nie można go polecać zarządom miejskim urzędowo do wprowadzenia z dwóch powodów: po pierwsze, dlatego, że nie jest wyłączona możliwość wprawienia dzwonka alarmowego w ruch nie przez ruchy budzące człowieka, lecz przez nabrzmienie rozkładającego się ciała trupa, po wtóre dlatego że przed zakopaniem żywcem, daleko lepiej zabezpiecza porządna organizacja kontroli lekarskiej w wypadkach śmierci i umiejętność obserwowania objawów rozkładu”.

Nie tylko Warszawa oferowała pomysły z zapobiegawczymi trumnami, także na Pomorzu już w 1883 roku znana firma pogrzebowa  J. Kaulbacha, mająca wyłączność na sprzedaż takich trumien w Słupsku i okolicy tak reklamowa swoje wyroby:

reklama trumien z dzwonkami

Warszawa czy Pomorze to dość odległe nam tereny ale całkiem niedaleko nas bo również w Wielkopolsce można odnaleźć ludzi, którym ów problem nie był obcy.

Friederike Kempner (1828-1904) Pisarka i działaczka społeczna zwana „śląskim słowikiem”.

Friederike Kempner – śląski łabędź i żydowski słowik, pisarka. Urodzona w Opatowie koło Kępna w 1828 roku także żywo zajmowała się tym tematem. Całe swoje życie zajmowała się przestrzeganiem praw człowieka i temat „pozornej śmierci” także nie był jej obcy. Domagała się precyzyjnego zdefiniowania śmierci klinicznej oraz budowy domów przedpogrzebowych, w których niedoszły denat mógłby się obudzić w razie śmierci klinicznej. Sama również wymyśliła misterny system dzwoneczków w zasięgu ręki nieboszczyka, który mógłby powiadomić zarządcę domu przedpogrzebowego o wybrudzeniu się z letargu. Friederike została pochowana w swoim rodzinnym grobowcu na Starym Cmentarzu Żydowskim we Wrocławiu, ów grobowiec posiada otwory wentylacyjne. Zażądała również spalenia, aby mieć pewność, że nie będzie przeżywać horroru przebudzenia.

 

rodzinny grób Kempnerów – Cmentarz żydowski we Wrocławiu

Dużo wcześniej strach przed „pozorną śmiercią” nasilił się w Poznaniu. Fala strachu przybrała dość niebotyczne rozmiary w 1828 roku, za sprawą budowy Cytadeli. Otóż podczas budowy na Wzgórzu Winiarskim dojść miało do odkrycia specyficznych pochówków zlokalizowanych na terenie likwidowanego przez władze pruskie cmentarza parafialnego św. Leonarda, w ówcześnie stanowiących podpoznańską wieś Winiary. Szkielety były odwrócone twarzą ku dołowi, co zinterpretowano, jako dowód pogrzebania żywcem i późniejszego przebudzenia ofiar tej pomyłki. Informacje te wywołały psychozę strachu umiejętnie zresztą podsycana przez ówczesne media.

Edward Raczyński herbu Raczyński, hrabia (ur. 2 kwietnia 1786 w Poznaniu, zm. 20 stycznia 1845 w Zaniemyślu) – ziemianin wielkopolski, wnuk starosty wielkopolskiego, Kazimierza, brat Atanazego. Z Konstancją z Potockich 1 voto Potocką miał jednego syna Rogera Maurycego.

Owej psychozie uległ także niejaki hrabia Edward Raczyński z Rogalina, który chcąc się uchronić przed taką ewentualnością, zawarł wówczas układ ze swoim sekretarzem Gottlobem Conradem. Raczyński postanowił również ufundować zakład chroniący mieszkańców Poznania przed pochówkiem za życia. Pod koniec marca 1843 zwrócił się do C. M. Maya, radcy miejskiego w Eisenach w Turyngii, z prośbą o przesłanie mu dokumentacji podobnej, działającej tam instytucji. Otrzymawszy w ciągu dwóch tygodni dokumenty, Raczyński zlecił Karolowi Libeltowi opracowanie instrukcji dla pracownika planowanego domu, zwanego kopaczem. Przetłumaczoną i zmodyfikowaną przez Libelta instrukcję hrabia przekazał władzom miejskim, zobowiązując się do wzniesienia budynku oraz jego utrzymywania przez 6 lat, po czym fundacja przejść miała na własność miasta. Do realizacji owego przedsięwzięcia wówczas nie doszło. Otwarto go w 1848 roku 1 stycznia, już po samobójczej śmierci hrabiego, ( strzelił sobie w twarz z armatki), otwarcia dokonał jego syn Roger. Nazwano go „przysionkiem śmierci” lub tez mniej poetycko „domem przedpogrzebowym”.  

Umiejscowiono go na terenie Cmentarza Starofarnego należącego do parafii św. Marii Magdaleny. W budynku znajdowały się dwie sale, osobno dla kobiet i mężczyzn oraz mieszkanie dla dozorcy. W salach tych ustawiono szereg katafalków położonych na trzystopniowej podstawie. Na nich umieszczono wyłożone pościelą kosze przeznaczone do składania ciał. Dozorca domu zobowiązany był na palcach rąk i nóg pozornie zmarłych umieszczać pewien rodzaj naparstków połączonych sznurkiem z dzwonkami. W momencie usłyszenia dźwięku dzwonka wywołanego, jak zakładano, poruszeniem spoczywającej osoby, dozorca miał wzywać mieszkającego w pobliżu lekarza, który poddawał zmarłego reanimacji– tak ją wówczas rozumiano – wlewał na język odrobinę nafty, podsuwał pod nos pachnący spirytus i smarował naftą okolice serca.
Ze względu na rozładowanie nastrojów paniki wśród mieszkańców Poznania, budynek był niewykorzystany. Ostatecznie w 1852 roku rozebrano go, zaś pieniądze ze sprzedaży budulca przeznaczono na pomoc dla ubogich. 

Cmentarz Zasłużonych Wielkopolan

Poznań to nie tylko Hrabia Raczyński, jeśli chodzi o pomysłowość w obronie przed pozorną śmiercią. W 1892 roku Wojciech Kwiatkowski, ogrodnik z przy Górnej Wildzie opatentował swój wynalazek „trumnę ratunkową” w Drezdeńskim Biurze Patentowym.  Kwiatkowski otrzymał nawet od paryskiej Académie des Inventeurs, Industriels et Exposants dyplom członka honorowego i złoty medal. Paryżanie wyrazili także chęć współpracy z polskim ogrodnikiem. Jego projekt różnił się tym od innych, że oprócz dostępu świeżego powietrza „pozornie zmarły” mógł również zakomunikować o swoim przebudzeniu. Według projektu Kwiatkowskiego do spodu wieka trumny należało przymocować rurę. Jej koniec powinien wystawać kilka centymetrów nad mogiłą. W środku rury ogrodnik zakładał umieszczenie zaciągniętej sprężyny podtrzymującej drążek z krążkiem, do którego miał być przyczepiony kłębek nici, włosia lub pęczek piór w czerwonym lub innym jaskrawym kolorze. Niestety według wielu zachwaleń i nagród nikt z wynalazku nie skorzystał. Tak natomiast przedstawiał się projekt Wojciecha Kwiatkowskiego na rysunku:

Projekt trumny według Wojciecha Kwiatkowskiego.

No cóż, może nie było potrzeby, choć ów problem długo jeszcze zajmował ludzi. W dzisiejszych czasach temat ten wcale nie jest obcy ludziom, mimo posuniętej techniki medycznej także zdarzają się przypadki przebudzeń. Niektórzy nadal panicznie się boją „pozornej śmierci”, czego dowodem są pomysły wkładania do trumien telefonów komórkowych i innych urządzeń, przez które „nieboszczyk” mógłby się porozumieć z bliskimi. Jak widzimy odwieczne „memento morii” prześladuję w każdej epoce a tematyka śmierci jest wpisana w nasze życie od zarania dziejów.

 

 

Share Button

Dodaj komentarz