Od szeregowca do generała – oficer rodem z Koźminka

Generał Franciszek Młokosiewicz z Koźminka 

Od szeregowca do generała – oficer rodem z Koźminka

Ponad 240 lat temu 5 maja 1769 roku przychodzi na świat w miejscowości Koźminek chłopiec, syn rzemieślnika Feliksa urodzony z matki Agnieszki z Szymańskich, który za 40 lat będzie na ustach całej Europy a zwłaszcza na ustach świata wojskowego. O kim mowa, cóż to za zacny człowiek rodem pochodzący z Koźminka potrafił wstrząsnąć całą Europą? Jest to Franciszek Młokosiewicz polski oficer z czasów Stanisława Augusta, wojen napoleońskich i Królestwa Polskiego, jedyny polski oficer pierwszej połowy XIX wieku, który od szeregowca dosłużył się stopnia generała, pochodząc przy tym z niższych warstw społecznych i nie należąc do szlachty, nawet zagrodowej.

Ale od początku, pierwsze nauki pobierał Franciszek w rodzinnym miasteczku a także w położonym niedaleko mieście Kalisz. Po osiągnieciu 20 lat Franciszek wstępuje, jako szeregowiec do 7 regimentu piechoty Piotra Franciszka Potockiego, już rok później uzyskuje stopień sierżanta.

7 Regiment Pieszy Potockiego – oddział piechoty armii koronnej wojska I Rzeczypospolitej.

Powstał w 1776 wskutek spieszenia regimentu dragonii. Jego status długo nie był pewny (pieszy czy konny). Długo nazywany był „Regimentem Spieszonym Dragonów„, a następnie „Regimentem Pieszym szefostwa Potockiego starosty szczerzeckiego.
W 1775 roku ujednolicono uzbrojenie podoficerów i szeregowych, odbierając tym pierwszym broń krótką, a oficerom pozostawiając jedynie szpady.
Sejm roku 1776 ułożył nowy etat wojska, zmieniając znacznie jego strukturę. Regiment miał liczyć 6 kompanii, w sumie 353 żołnierzy, a praktycznie w 1778 roku 350 głów W 1786 roku także liczył 353 żołnierzy. Wchodził w skład Dywizji Wielkopolskiej.
W 1778 przekazany został w szefostwo staroście szczerzeckiemu Piotrowi Franciszkowi Potockiemu, aż do 1793, kiedy to przejęła go Targowica.
W 1786 roku wprowadzono numeracje regimentów piechoty od 1 do 14. Regiment gwardii pozostał bez numeru. Regiment otrzymał numer 7.
Reformy Sejmu Wielkiego zwiększyły stany polskiej piechoty w poszczególnych regimentach. Etaty z października 1789 i maja 1792 roku zakładały istnienie regimentu składającego się z dwunastu kompanii uszykowanych w trzy bataliony, w tym jeden grenadierski i dwa fizylierskie. W praktyce nigdy takiej organizacji nie osiągnięto. Jedynie w 1790 rozbudowano regiment o dwie kompanie. W przededniu wojna w obronie Konstytucji 3 maja 7 regiment piechoty szefostwa Piotra Potockiego liczył 1158 żołnierzy.

Liczebność regimentu w 1792 roku wynosiła 957 osób, w marcu 1794 roku 650, w maju 1045, a we wrześniu 705 żołnierzy.

Bierze udział w przegranej przez Polskę wojnie w 1792 roku i już, jako porucznik w insurekcji kościuszkowskiej. W grudniu roku 1806 wstąpił, jako porucznik do 4 Pułku Piechoty Księstwa Warszawskiego i już rok później awansował na kapitana. Po kampanii r. 1807 otrzymał Order Virtuti Militari.

4 Pułk Piechoty (Księstwo Warszawskie)

Zatrzymajmy się na chwilę przy 4 Pułku Piechoty Księstwa Warszawskiego, który jak podają źródła sformowany był głównie z rekrutów departamentów warszawskiego i płockiego. W 1808 stacjonował w Płocku. Po kampanii galicyjskiej włączono doń dużą grupę rekrutów z departamentu lubelskiego oraz kilkuset Polaków z Galicji, którzy uciekli ze służby austriackiej bądź zostali wzięci do niewoli w 1809. W pułku służyło też kilkudziesięciu Czechów, Węgrów, Ślązaków i Niemców, wziętych do niewoli w walkach z Austriakami w 1809. Według etatu z 1810 roku, pułk składał się ze 27 osobowego sztabu i trzech batalionów piechoty po 6 kompanii. Sztaby batalionów liczyć miały 4 osoby, a kompanie 136 żołnierzy. W sumie w pułku powinno służyć 2487 żołnierzy. Faktycznie stan osobowy oddziału był nieco mniejszy. Żołnierze tegoż pułku posiadali przepiękne umundurowania, co można zobaczyć na obrazie Chełmickiego.Żołnierze umundurowani byli w granatowe kurtki z żółtymi rabatami, pąsowymi kołnierzami, nosili białe pasy, czarne ładownice, mosiężne guziki z czwórką. Na głowach mieli rogatywki z czarnego filcu z czarnym pomponem u fizylierów, z przodu biały orzeł. Spodnie białe (zimą granatowe).

Saper Legii Nadwiślańskiej oraz trębacz, dobosz i dwaj saperzy 4 Pułku Piechoty Księstwa Warszawskiego.

Od lewej: fizylier, grenadier, woltyżer. Umundurowanie wz. 1807, wyk. Nikolay Winer

Od lewej: saper, dobosz, kapitan. Umundurowanie wz. 1807, wyk. Nikolay Winer

 

Wróćmy jednak do samego Młokosiewicza, był to człowiek bardzo waleczny i sprawy ojczyzny były dla niego zawsze najważniejsze. Brał udział w wielu bitwach: pod Stopcami, Brześciem, Zelwą i nad Narwią pod Serockiem, pod Pułtuskiem, przy oblężeniu Grudziądza, pod Monte – Almaraz, Cuidad Real i wiele innych, ale bitwa pod Fuengirolą była bitwą, która przyniosła mu ogromną sławę.

Fuengirola dzisiaj

Fuengirola jest miastem położonym na południowy zachód od Malagi, na wschód od Kadyksu w Hiszpanii. Na północ od Fuengiroli znajduje się Sierpa Mijas. Miasto Fuengirola było ważnym miastem handlowym od czasów średniowiecza. Aby bronić je od inwazji od strony morza Maurowie wybudowali kamienny zamek na wzgórzu pomiędzy Morzem Śródziemnym a rzeką Fuengirola. W czasie wojny na Półwyspie Iberyjskim rejon Costa del Sol był uważany za drugorzędny. Został on zajęty przez francuskie siły z niewielkim wysiłkiem i aż do 1810 partyzancka aktywność w tym rejonie była bliska zeru. Dlatego właśnie po dużych stratach w walkach w centrum Hiszpanii, niektóre polskie jednostki Księstwa Warszawskiego zostały tam wysłane, jako garnizon, aby odpocząć w październiku 1810.

Bitwa pod Feungirolą

Bitwa pod Fuengirolą – jedna z bitew wojny na Półwyspie Iberyjskim podczas wojen napoleońskich. Bitwa miała miejsce 14 i 15 października 1810, pomiędzy małym polskim garnizonem zamku (średniowiecznej fortecy Maurów) w Fuengiroli a połączonymi siłami hiszpańsko – brytyjskimi pod dowództwem lorda Blayneya. Zakończyła się zwycięstwem wojsk polsko – francuskich oraz upokarzającym odwrotem wojsk brytyjskich na okręty.

Przyczyny

Bezpośrednią przyczyną brytyjskiego desantu w tym rejonie była sytuacja strategiczna na Półwyspie Iberyjskim. Naród hiszpański był w trakcie powstania przeciwko królowi Józefowi Bonapartemu lub jak go wtedy nazywano „Pepe botella” (Józek Butelka) lub „el rey intruzo”, czyli obcy król, król intruz. Wojska napoleońskie miały ogromne trudności z okupowaniem terenów w całej Hiszpanii, ponieważ każdy konwój z zaopatrzeniem musiał być chroniony przed atakami partyzantów przez pokaźną siłę militarną. Mimo to tylko Kadyks i kawałek Portugalii były w rękach hiszpańsko-angielskich i pętla stopniowo się zaciskała. Zdecydowano się na inwazję w rejonie Costa del Sol, aby odciążyć siły walczące w innych rejonach walk i zdobyć Malagę, która po klęsce floty francuskiej pod Trafalgarem stała się siedliskiem francuskich korsarzy, stanowiących zagrożenie dla floty handlowej Wielkiej Brytanii na Morzu Śródziemnym.

Przed bitwą

Zamek Sohail Andaluzja

Zamek Sohail miał załogę złożoną z ponad 100 polskich żołnierzy z 4 pułku piechoty dowodzonego przez kpt. Franciszka Młokosiewicza, 11 francuskich dragonów (kawaleria) oraz 4 bardzo starych dział i trzech hiszpańskich kanonierów, którzy uciekli po pierwszych wystrzałach. Podobnie małe garnizony były rozmieszczone w sąsiednich miastach takich jak Mijas (60 piechurów pod dowództwem porucznika Eustachego Chełmickiego) i Alhaurin (200 piechurów i 40 dragonów pod majorem Ignacym Broniszem). Wszystkie te siły tworzyły część francuskiego korpusu generała Horace’a Sebastianiego stacjonującego w Maladze. Cały Korpus liczył ok. 10 000 żołnierzy. Był on umieszczony w południowej Andaluzji aby odciąć hiszpańskich partyzantów od dostaw broni z Gibraltaru.

Jesienią 1810 brytyjski generał-major lord Blayney zdecydował się poprowadzić korpus ekspedycyjny z Gibraltaru do portu w Maladze i zdobyć go przez zaskoczenie. Plaże w pobliżu małej fortecy Fuengiroli wydawały się idealnym miejscem lądowania. Hiszpańscy partyzanci informowali Brytyjczyków o słabości obrońców i braku rezerw. W październiku 1810 Blayney zgromadził siły lądowe i morskie składające się z następujących oddziałów i statków:

  • brytyjski I batalion / 89 pułku piechoty (353 piechurów)
  • brytyjski II batalion / 82 pułku piechoty (932 piechurów)
  • batalion zagraniczny (509 piechurów), złożony z dezerterów oraz pojmanych i siłą wcielonych do wojska koalicji żołnierzy
  • hiszpański regiment Toledo (650 piechurów)
  • duża grupa guerillas (partyzantów, milicji)
  • 5 dział (wliczając jedno olbrzymie 32 funtowe) obsługiwane przez 69 brytyjskich kanonierów
  • brytyjski okręt liniowy HMS Rodney z 74 działami na pokładzie i podobnej klasy okręt hiszpański
  • trzy fregaty: HMS Circe, HMS Topaze i HMS Sparrowhawk, kilka brygów, pięć kanonierek i kilka slupów transportowych

Bitwa

4 pułk piechoty, rekonstrukcja Pułtusk 2006

14 października brytyjska flotylla dotarła do zatoki Cala Moral, około 2 mile na południowy zachód od Fuengiroli. Brytyjczycy zeszli na brzeg i połączyli się na plaży z hiszpańskimi partyzantami. Blayney poprowadził swoje siły na północny wschód wzdłuż linii brzegowej, a jego flota podążała za nim. O godzinie 13:00 duża grupa hiszpańskich guerillas zaatakowała Polaków, łapiąc ich bydło, zabijając i raniąc dwóch polskich strażników. 40 Polaków chwyciło za karabiny i rzuciło się w pogoń za Hiszpanami, ale gdy Młokosiewicz zobaczył brytyjskie okręty wojenne – odwołał pościg. Około 14:00 Brytyjczycy dotarli do podnóża zamku, gdzie brytyjski generał wysłał emisariusza, aby przekonał polskiego dowódcę do poddania zamku. W odpowiedzi usłyszał słowa: Chodźcie i weźcie go sobie. Do tego momentu lord Blayney miał bardzo niską opinię o polskich żołnierzach, twierdząc, że nie można na nich polegać, bo mają bardzo niską wartość bojową.

GRH Pułk 4 Piechoty, rekonstrukcja bitwy pod Raszynem z 2006 r.

Brytyjskie fregaty i kanonierki otworzyły ogień. Polacy byli zmuszeni do obsługi swoich czterech starych dział po tym, jak hiszpańscy kanonierzy uciekli. Mimo to, sierżantowi Zakrzewskiemu udało się zatopić jedną kanonierkę i spowodować straty na pozostałych. Wkrótce Brytyjczycy wycofali się poza zasięg i tylko dwie fregaty nieprzerwanie ostrzeliwały zamek.

Tymczasem brytyjsko-hiszpańska piechota rozpoczęła szturm na zamek. Polacy otworzyli ogień, zabijając majora Granta – dowódcę II batalionu 89 pułku piechoty Connaught Rangers i wielu innych Anglików, zmuszając ich w ten sposób do odwrotu. Po polskiej stronie ranny był Młokosiewicz oraz 13 innych żołnierzy; były też 3 ofiary śmiertelne. Lord Blayney, który dał rozkaz do odwrotu, podczas nocy kazał swoim inżynierom przenieść działa na brzeg i zbudować baterie, które następnego dnia miały umożliwić zniszczenie ścian zamku. W tym samym czasie polski garnizon z Mijas pod dowództwem porucznika Chełmickiego, zaalarmowany wcześniej przez huk wystrzałów, prześlizgnął się przez brytyjskie linie wokół zamku i połączył się z obrońcami. Garnizon Bronisza z Alhaurin został również uprzedzony o ataku i wczesnym rankiem 15 października maszerował do Mijas, gdzie starł się z 450-osobową, hiszpańsko-niemiecką jednostką wysłaną przez Blayneya i rozbił ją w starciu na bagnety.
Rankiem 15 października artyleryjski ostrzał zamku stał się bardzo ciężki, niszcząc jedną z wież zamku. Około 14:00 HMS Rodney i podobny okręt hiszpański dotarły do Fuengiroli i przywiozły następnych 932 żołnierzy z I batalionu 82 pułku piechoty. Aby zapobiec zagrożeniu, kapitan Młokosiewicz zdecydował się wykonać zaskakujący atak na pozycje brytyjskiej artylerii, i pozostawiając obronę zamku głównie rannym, poprowadził pozostałych 130 żołnierzy do ataku. Oblegający zostali całkowicie zaskoczeni i pomimo ogromnej przewagi ilościowej w ludziach (około 10:1), hiszpański regiment chroniący wzgórze artylerii został całkowicie rozbity i zmuszony do odwrotu. Polscy żołnierze odwrócili działa i zaczęli ostrzeliwać brytyjskie pozycje. Mimo że ich ogień nie był zbyt celny, ponieważ nie było między nimi oficerów artylerii, ostrzał spowodował duży zamęt i ogromnie utrudnił przegrupowanie brytyjskich oddziałów.

porucznik Eustachy Chełmicki w mundurze Wojska Królestwa Polskiego

Po około 30 minutach lord Blayney zdołał zreorganizować swoje oddziały na plaży i rozkazał uderzyć na baterię opanowaną przez siły polskie. Wobec przewagi liczebnej wroga, obrońcy wysadzili zapasy prochu i wycofali się do zamku. Jednak zanim brytyjsko-hiszpańskie siły mogły ruszyć naprzód, ich lewą flankę zaatakował polski garnizon z Alhaurin, który właśnie pojawił się na polu bitwy. Około 200 wypoczętych i dobrze wyposażonych Polaków pod dowództwem I. Bronisza odwróciło uwagę Brytyjczyków na wystarczająco długo, aby pozwolić wycofującemu się kapitanowi Młokosiewiczowi na przegrupowanie swoich pozostałych sił i uderzenie na prawą flankę brytyjskiej linii piechoty. Ten prawie jednoczesny atak polskich jednostek, wspierany przez około 40 francuskich dragonów z 21. regimentu, zaskoczył brytyjską piechotę. Mimo że w międzyczasie na plaży wylądował 82 pułk piechoty, jego obrona także się załamała. Blayney walczył do końca, zanim został znokautowany; polscy żołnierze chcieli go zabić, ale francuski dragon Frederic Petit ocalił mu życie. Po tym jak lord Blayney został wzięty do niewoli, jego piechota dała sygnał do odwrotu i zaczęła chaotyczny odwrót na statki pod ogniem swoich własnych ponownie zdobytych dział. W tym czasie Blayney razem z innymi jeńcami w liczbie ok. 40 mężczyzn został zaprowadzony na zamek, gdzie musiał wejść na mury i zasygnalizować flocie, aby przerwała ogień.

Lord Blayney tak opisał swoich zwycięzców:

Scena, która się wydarzyła w tym momencie nigdy nie zostanie wymazana z mojej pamięci, zarówno polscy oficerowie i żołnierze mieli wszyscy wygląd tych zdesperowanych rozbójników opisanych w romansach; ich długie wąsy, ich twarze poczerniałe od dymu i prochu strzelniczego, i ich zakrwawione i podarte ubrania, nadające im wygląd nieopisanie groźny.

Tak bitwę opisuje Stefan Przewalski w Światowidzie z 1962 roku

„Kpt. Młokosiewicz miał pod swymi rozkazami 150 ludzi z 4 p. p. i około 10 artylerzystów Hiszpanów, co, do których — jeśli chodziło o ich nastroje i wierność dla francuskich sztandarów — nie można było mieć większych złudzeń. Z ich pomocą kpt. Młokosiewicz miał poprawić zamek, zaopatrzyć w żywność i w ogóle przygotować do ewentualnej obrony. Z atakiem znajdujących się w Gibraltarze wojsk angielskich nie liczono się zbytnio. Najbardziej zagrożona wydawała się sama Malaga. Było to największe miasto w tym rejonie, liczące około 40 000 mieszkańców, miasto otwarte. Prócz cytadeli Gibralfarol, panującej nad częścią portu i częścią miasta, nie miało innych fortyfikacji. Atak, więc w tym kierunku był możliwy. W otaczających Malagę górach grasowali hiszpańscy powstańcy, utrzymujący łączność z głównymi siłami gerylasów w górach Ronda, gdzie dowodzili głośni partyzanci Laque, Yaldibia i inni. Wywód lorda Blayney, że desant pod Malagą był trudny, nie miał żadnych podstaw realnych. Samo ukazanie się Anglików ośmieliłoby mieszkańców i gerylasów do wystąpienia. Francuzi natomiast nie mieli wystarczająco dużych sił do opanowania sytuacji. Ewentualne powodzenie angielskie pod Fuengirolą przecięłoby wprawdzie francuskie linie komunikacyjne, lecz alarmowałoby inne garnizony, a nie likwidowałoby poważniejszych sił francuskich ani też żadnego większego punktu oporu. Dowództwo angielskie nie zdecydowało się jednak na atak w tym kierunku, sądząc nie bez pewnej słuszności, iż właśnie w Maladze zostały skoncentrowane poważniejsze siły francuskie. Na miejsce, gdzie miała być przerwana francuska linia komunikacyjna, została wybrana o wiele słabsza, a więc łatwiejsza do opanowania Fuengirolą. Po jej zdobyciu miano dopiero uderzyć na Malagę, co przekreślałoby szanse powodzenia ataku francuskiego na Gibraltar, a jednocześnie dawałoby pomoc powstaniu na południu Hiszpanii.

GRH Pułk 4 Piechoty, rekonstrukcja bitwy pod Raszynem z 2006 r.

Dnia 14 października, zaledwie kpt. Młokosiewicz zajął zamek, pojawiła się flota angielska złożona z dwóch okrętów liniowych, 3 brygów, 4 szalup kanonierskich (lub może fregat?) i 20 statków przewozowych. Równocześnie z okolicznych gór wyłoniły się grupy powstańców hiszpańskich w sile do 2000 ludzi. Obecność ich dawała do myślenia, iż polskie kolumny ruchome nie spełniły swego zadania i nie zdołały wytropić nieprzyjaciela. Natomiast projekt dokonania desantu został z pewnością uzgodniony między angielskimi i hiszpańskimi partnerami, skoro pod Fuengirolą znaleźli się jednocześnie.! Na miejsce lądowania lord Blayney wybrał miejscowość Puenta del Cella Morał, punkt osłonięty od Fuengirołi wzgórzami i głębokim parowem, a odległy od niej mniej więcej o 1/2 mili, dający przeto pewną gwarancję bezpieczeństwa na wypadek jakiejś przeciwakcji ze strony Polaków. Zresztą z możliwością tej przeciwakcji — biorąc pod uwagę stosunek sił — nie można się było liczyć poważnie. Desant angielski, dokonany pod osłoną dział z okrętów, można oceniać na 1000 ludzi w pierwszym rzucie. Następnie siły te zapewne wzrosły, lecz nie dają się ująć ściśle liczbowo. Całość zaangażowanych na lądzie sił angielskich i hiszpańskich można ocenić na około 4000 ludzi, w czym 82 i 89 p. p. liniowej i jakiś hiszpański pułk z Toledo. Wysunięty w morze półwysep tworzył dogodną przystań dla okrętów. Hiszpanie od razu zagarnęli 40 sztuk bydła, pasącego się w pobliżu zamku, przeznaczonego na żywność dla załogi polskiej. Dwóch żołnierzy polskich pilnujących bydła zostało zabitych. Kpt. Młokosiewicz wysłał 40 ludzi pod dowództwem por. Jana Ubysza z zadaniem odebrania bydła i rozpędzenia partyzantów. Nasuwa się pytanie, czy gerylasi zapuścili się pod zamek w pełnej liczbie podanej powyżej, gdyż uderza dysproporcja sił przeznaczonych na ich zwalczenie, czy też było to lekceważenie o tyle liczniejszego przeciwnika. Dopiero, gdy kpt. Młokosiewicz zobaczył na wzgórzach otaczających zamek mundury piechoty angielskiej, polecił oddziałowi por. Ubysza cofnąć się do zamku. Tyralierzy angielscy obsadzili dwie góry panujące nad zamkiem i wyrządzili Polakom poważne szkody. Przybył wkrótce parlamentariusz angielski, lecz kpt. Młokosiewicz nie przyjął go, gdy zaś się zjawił po raz drugi, zagroził mu strzelaniem, gdyby się odważył pojawić jeszcze. Słońce silnie przypiekało, gdy o godz. 13 piechota angielska w sile I batalionu, rozsypawszy się w tyralierkę, wszczęła dobrze mierzony ogień karabinowy. Równocześnie eskadra angielska poczęła ostrzeliwać zamek z dział. W bombardowaniu wzięły też udział lekkie działa angielskie z lądu. Według opisu kpt. Młokosiewicza można byłoby sądzić, iż bateria została usypana nocą 15 października, w związku, z czym część żołnierzy angielskich, zatrudnionych przy pracach ziemnych, nie spała w nocy. Gdyby jednak tak było, por. Chełmicki nie mógłby przekraść się w nocy przez

Fuengirola i zamek Sohail 3D

obóz angielski bez wywołania alarmu. Toteż należy raczej przyjąć, iż Anglicy usypali barierę w odległości 150 sążni od zamku i wtoczyli w nią 6 dział, (w czym jeden moździerz i jeden granatnik) już wcześniej, a więc w pierwszym dniu walki pod Fuengirolą, czyli 14 października. Jak wynika z mapy kpt. Młokosiewicza, miejsce na baterię zostało wybrane fatalnie: głęboki parów oddzielał ją od stanowisk głównych sił angielskich, co utrudniało współdziałanie między oddziałami. Tym też tłumaczy się stosunkowo łatwe opanowanie baterii przez Polaków, a po części i załamanie się angielskiego kontrataku. Kpt. Młokosiewicz znalazł w zamku dwa żelazne działa 16 funtowe i dwie spiżowe 2-funtowe armatki polowe, bez lawet. Brakło przy tym kanonierów, gdyż Hiszpanie przy pierwszych strzałach znikli. Znalazło się jednak dwóch żołnierzy polskich, którzy służyli niegdyś w artylerii rosyjskiej, a sierżant Józef Zakrzewski zdradził wyjątkowy talent, gdyż, mimo że z artylerią nigdy nie miał do czynienia, począł strzelać jak stary rutynowany kanonier i odniósł na tym polu wcale znaczny sukces. Zaraz też po bitwie został przedstawiony do awansu na podporucznika. Po dwóch godzinach przygotowań improwizowana artyleria polska zaczęła strzelać. Sierżant Zakrzewski zatopił z miejsca kanonierkę angielską. Intensywny ogień trwał do późnej nocy. Dopiero gwałtowna burza przerwała bitwę. Polacy stracili tego dnia trzech zabitych i dwunastu rannych. M. in. poległ od angielskiego kartacza jeden z improwizowanych artylerzystów polskich. Kpt. Młokosiewicz otrzymał lekki postrzał. Straty po stronie angielskiej nie są znane, wiadomo jednak, iż poległ major dowodzący tyralierami. Tymczasem por. Chełmicki, widząc z wysoko położonego Mijas zbliżające się okręty angielskie, zawiadomił o tym szefa Bronisza w Alhauvin de la Torre (dwukrotnie) i gen. Sebastianiego w Maladze, jako głównodowodzącego w Królestwie Granady, sam zaś z niepokojem wsłuchiwał się w huk dział dolatujący od strony Fuengiroli, czekając ewentualnych rozkazów i nadejścia problematycznej pomocy. Lecz rozkazy i pomoc mogły nadejść dopiero po rozstrzygnięciu się losów Fuengiroli, a więc na własną odpowiedzialność opuścił powierzony mu posterunek. Pod osłoną nocy (z 14 na 15 października) i szalejącej burzy postanowił się przekraść ze swym malutkim oddziałem do Fuengiroli. Solidarność wobec będącego w niebezpieczeństwie towarzysza broni wyszła mu zresztą na dobre, gdyż lord Blayney ze swej strony wysłał oddział w sile I batalionu, czyli około 600 ludzi, w celu zajęcia Mijas. Wobec olbrzymiej przewagi sił mógł — zdawało się — pozwolić sobie na dzielenie swych wysiłków. Anglicy minęli w drodze por. Chełmickiego, nie zauważywszy go nawet. Dnia 15 października o godz. 6 oddział angielski stanął w Mijas, lecz o godz. 5 był tam już szef Bronisz z oddziałem ludzi 200 z 4 p.p. i 60 dragonami z francuskiego 21 p. Otrzymawszy meldunek por. Chełmickiego, wyruszył on 14 października o godz. 21 z Alhauvin de la Torre i zajął opuszczony zamek w Mijas. Nie dał się zaskoczyć nieprzyjacielowi i okazał pełną gotowość odparcia ataku. Anglicy przypuścili szturm. Wdzierających się na mury Polacy przyjęli bagnetami. Anglicy stracili około 20 zabitych i rannych, 40 jeńców i po krótkiej walce na bagnety — pierzchli. Do Fuengiroli wiodły z Mijas dwie drogi: dłuższa, w ostatnim swym odcinku biegnąca brzegiem morza, druga, krótsza — na przełaj przez lasy i górskie przepaści. Por. Chełmicki wybrał tę ostatnią i dlatego nie natknął się na oddział angielski, idący drogą dłuższą, lecz znacznie wygodniejszą. Por. Chełmicki przebył w bród kilka wezbranych potoków górskich i nad ranem znalazł się w obrębie obozu angielskiego. Było jeszcze ciemno, padał deszcz i żołnierze angielscy spali otuleni w derki. Por. Chełmicki przeszedł wraz z całym swym oddziałem przez obóz nieprzyjacielski przez nikogo niezauważony. Sądzić, więc można, że Anglicy nie wystawiali wcale wart, pomimo iż znajdowali się na linii bojowej. A może warty posnęły i przez nikogo nie były kontrolowane? Kpt. Młokosiewicz, obawiając się jakiegoś podstępu ze strony nieprzyjaciela, nie chciał w pierwszej chwili wpuścić por. Chełmickiego do zamku, gdyż wobec panujących ciemności nie mógł go poznać ani dojrzeć, w jakich mundurach jest jego oddział. Dopiero, gdy por. Chełmicki dał mu słowo honoru, iż przyprowadził ze sobą wyłącznie oddział polski, kpt. Młokosiewicz otworzył bramę. Załodze Fuengiroli nawet tak drobna pomoc dodała otuchy. Mimo odniesionego zwycięstwa szef Bronisz ze względu na szczupłość swych sił i braku wiadomości od gen. Sebastianiego nie odważył się zrazu ruszyć do Fuengiroli. Dopiero w dniu 15 października koło godz. 14 wobec przedłużającego się braku wieści z Malagi i wobec stałego huku dział spod Fuengiroli, naradziwszy się z podkomendnymi, dał hasło do wymarszu. Udał się tam drogą krótszą, wertepami górskimi, czyli tym samym szlakiem, jakim szedł przed nim por. Chełmicki. Jedynie dragoni pojechali dalszą drogą brzegiem morza, gdyż konie nie mogłyby przejść wertepami. Chwilami jeźdźcy brodzili w wodzie morskiej sięgającej koniom po brzuchy. Wobec tego, że jazda pierwsza dotarła do Fuengiroli, odnosiło się wrażenie, że tworzy awangardę idących za nimi znaczniejszych sił francuskich. Do opuszczonego ponownie Mijas dopiero 0 godz. 19 przybyło 400 Francuzów z 32 p.p. 1, lecz w tej bitwie nie brali oni już udziału. Bombardowanie Fuengiroli trwało tymczasem od samego rana. Mury zamku poczęły się kruszyć. Jeden z bastionów runął. Zginęło 9 ludzi, a wielu było rannych. Zachodziła obawa, iż w razie przedłużania się walki Anglicy zrobią w murach wyłom i będą mogli przypuścić szturm. Załoga zamku, utrudzona przewlekającą się, a jak się zdawało — beznadziejną walką, poczęła upadać na duchu. Kpt. Młokosiewicz, obawiając się wybuchu amunicji, dla której nie było odpowiedniego pomieszczenia, polecił paki z nabojami złożyć w jednej z izb zamkowych i przykryć je mokrymi płachtami. Zobaczywszy przez lunetę jadących dragonów Bronisza, kpt. Młokosiewicz zorganizował wycieczkę. Por. Chełmicki z 90 ludźmi uderzył na angielską baterię. 40 ludzi stanowiło odwód gotowy w każdej chwili do wsparcia walczących. Według relacji lorda Blayney, Polacy atakowali siłą 600 piechoty i 60 jazdy. Co do jazdy miał rację, lecz piechota bardzo mu się jakoś rozmnożyła. W zamku pozostało wówczas zaledwie 50 ludzi polskiej załogi. Przy pomocy nabiegłych dragonów angielska bateria została zdobyta, mimo że bronił jej cały batalion piechoty 1 artyleria. Do niewoli dostał się wówczas oficer angielski, adiutant lorda Blayneya, i 40 szeregowych. Por. Chełmicki z kolei w czasie pościgu za ustępującym nieprzyjacielem dostał się także do niewoli, lecz niebawem został odbity przez swych żołnierzy, którzy pośpieszyli mu z odsieczą. Trafili na moment, gdy Anglicy obdzierali go ze szlif oficerskich. Przy tej okazji znowu kilkunastu Anglików zostało zabitych bądź wziętych do niewoli. Podczas rozpoczęcia ataku polskiego lord Blayney siedział właśnie przy obiedzie. Żołnierzom angielskim również wydawano żywność. Lord przerwał obiad i osobiście poprowadził atak 3—4 tys. ludzi, czyli że uruchomił wszystkie siły znajdujące się na lądzie. Polacy tymczasem zdążyli już obrócić zdobyte działa i powitali kolumny angielskie dobrze mierzonym ogniem kartaczowym. Sekundowały mu działa zamkowe. Anglicy nie zachwiali się i parli naprzód, ponosząc duże straty. Przeszli w poprzek zagradzający im drogę parów, dopadli baterii i opanowali ją. W posiadaniu Polaków działa były zaledwie 1/2 godziny. Zamieszanie wzrosło dzięki wybuchowi jaszcza z prochem, przy czym zginęło 3 Polaków. Ogień pod proch podłożyli sami Polacy licząc się z faktem, iż nie będą w możności utrzymania dział, a z powodu braku zaprzęgów do armat i amunicji nie mogli wprowadzić ich do zamku. Zobaczywszy nadjeżdżających dragonów, kpt. Młokosiewicz osobiście powiódł nowy atak na prawe skrzydło Anglików na czele na nowo sformowanego oddziału por. Chełmickiego, do którego dołączył 40 ludzi rezerwy. Na lewe skrzydło od tylu poprowadził przybyły w tym czasem szef Bronisz. Atak doprowadził do opanowania owej 6-działowej baterii. Anglicy bronili się słabo. Część sił angielskich, około 250 ludzi pod wodzem naczelnym lordem Blayney’em, i kilkunastu oficerów poszło w niewolę. Por. Franciszek Lalewicz z komendy szefa Bronisza dopadł dział, ponownie skierował je przeciw nieprzyjacielowi i rozpoczął ogień kartaczowy. Anglicy w popłochu rzucili się ku miejscu desantu. Podczas ucieczki na okręty część ich utonęła. Lord Blayney podczas kontrataku stracił konia. Odcięty od swoich żołnierzy, bronił się, ciął kilku atakujących go Polaków, w końcu jednak dostał się do niewoli i został odprowadzony do zamku. Przed wejściem do zamku lord Blayney, a za jego przykładem wzięci do niewoli oficerowie obnażyli głowy, a generał rzekł: „Jestem jeńcem W. Pana”. Na to kpt. Młokosiewicz odsalutował pałaszem i zapytał, dlaczego Blayney przysłał drugiego parlamentariusza. Ten odrzekł, iż sądził, że Młokosiewicz, mając 50 razy mniejsze siły, nie będzie prowadził beznadziejnej walki. W tym momencie nadszedł żołnierz cięty w głowę przez lorda Blayney’a i przyniósł jego pałasz. Po latach, gdy wyszedł z niewoli francuskiej, lord Blayney opublikował swe pamiętniki, w których się skarżył, iż Młokosiewicz goszcząc go w Fuengiroli podstępnie chciał go spoić. Naprawdę poczęstował go tylko wódką hiszpańską i winem Socco Malaga do wyboru — przez zwykłą gościnność, a żadnych innych produktów spożywczych w zamku nie miał. Flota angielska w dalszym ciągu ostrzeliwała zamek, Młokosiewicz poprosił swego dostojnego jeńca, by ukazał się na murach zamkowych i nakazał, by flota zaniechała dalszego bezcelowego bombardowania. Opanowanie floty angielskiej było oczywiście niemożliwe, również jak i jej dalsze działanie, przy którym mogli ucierpieć zresztą i jeńcy angielscy. Gdy na okrętach zorientowano się w fakcie przerwania walki na lądzie, zaniechano dalszej strzelaniny. Tak, więc próba desantu i przecięcia linii komunikacyjnych armii francuskiej została radykalnie zlikwidowana. Eskadra brytyjska podzieliła się na dwie części, z których jedna odpłynęła do Gibraltaru, druga — ku wybrzeżom Afryki. Tak, więc zakończyły się działania wojenne, w których łącznie 410 Polaków i 60 Francuzów nie tylko oparło się, ale zwyciężyło 4000 Anglików i Hiszpanów (nie licząc załóg okrętowych)15. Zresztą udział floty w dwudniowej bitwie nie był zbyt wybitny ani zaszczytny. O dalszych losach oddziałów hiszpańskich źródła milczą; schroniły się one wraz z resztkami Anglików na okręty lub też, — co pewniejsze — wycofały się w góry Ronda. Szef Bronisz po odpoczynku odmaszerował wraz ze swym oddziałem na noc, zabierając ze sobą jeńców. Kpt. Młokosiewicz, wydawszy rozkazy, co do zaopiekowania się rannymi, zarówno Polakami, jak i Anglikami, zasiadł do pisania raportów: jednego — dla gubernatora Malagi, drugiego — dla dowódcy 4 p.p.l., przebywającego również w Maladze. Goniec wiozący te raporty został zatrzymany na pół drogi do Malagi w Villa Modena przez przednią straż gen. Sebastianiego, zdążającego właśnie z odsieczą do Fuengiroli. Gdy ten generał przechodził przez Torre-Molino, dowódca miejscowego garnizonu poinformował go, iż kpt. Młokosiewicz wraz z zamkiem został wysadzony w powietrze przez Anglików. Toteż przeczytawszy raport dla siebie przeznaczony, gen. Sebastiani nie chciał mu dać wiary i kazał będącemu przy nim oficerowi polskiemu przetłumaczyć jeszcze raport skierowany do dowódcy 4 p.p.l. Ale i tego było mu mało: dla sprawdzenia wiadomości wysłał przodem oddział ułanów polskich pod dowództwem pułkownika inżynierii Cossiniego i swego adiutanta Lavoistina. Oddział ten w dniu 16 października podszedł pod mury Fuengiroli. P o wysłuchaniu opowiadania kpt. Młokosiewicza teraz dopiero uwierzono w faktyczny przebieg wydarzeń. W trzy godziny później nadjechał gen. Sebastiani, a obejrzawszy zdobyte działa angielskie wysłał szwadron jaz – d y do Mijas wraz ze swym adiutantem z poleceniem sprowadzenia nieszczęsnego lorda Blayney’a. Posłał mu nawet swego konia dla łatwiejszego odbycia drogi. A więc odsiecz francuska przybyła do Fuengiroli mniej więcej w dobę po zakończeniu działań wojennych. Siłą rzeczy, nie odegrała w opisanych tu wypadkach absolutnie żadnej czynnej roli. Nie można też stwierdzić zbytniego pośpiechu w daniu pomoc y Fuengiroli ani też ustalić, kiedy mianowicie gen. Sebastiani dowiedział się o ataku angielskim. Po obejrzeniu na wpół zrujnowanego zameczku uwierzył on nareszcie w prawdziwość raportu kpt. Młokosiewicza i by w przyszłości nikt inny nie podawał w wątpliwość tego wydarzenia, wydał kpt. Młokosiewiczowi odnośne zaświadczenie”

Generał Sebastiani, głównodowodzący polskich oddziałów, nie mógł uwierzyć w doniesienia o odparciu ataku i dopiero po przybyciu na miejsce rankiem 16 października 1810 pochwalił Polaków i wysłał raport do Napoleona, skutkiem czego 18 grudnia 1810 Młokosiewicz, Bronisz i Chełmicki zostali odznaczeni krzyżami Legii Honorowej.

A tak ową bitwę na płótnie uwiecznił January Suchodolski, który stworzył jeszcze wiele innych batalistycznych scen z okresu napoleońskiego.

January Suchodolski, Bitwa Pod Fuengirolą.

A tak ruiny zamku wyglądają dziś: 

Po bitwie polskim żołnierzom przypadła chwała, która rozprzestrzeniła się w świecie, z powodu proporcji walczących przeciwko sobie wojsk. Współcześni nie mogli zrozumieć, jak mając przewagę 10: 1 można było przegrać bitwę. Tego dokonać może tylko waleczny Polak. Do dzisiejszego dnia możemy podziwiać w Muzeum Czartoryskich w Krakowie, szablę Lorda Blayneya, jako trofeum zdobyczne podczas bitwy.

Szabla Lorda Blayneya w Muzeum Czartoryskich w Krakowie.

Kapitan Młokosiewicz był na ustach całej Europy, zwłaszcza w świecie wojskowym i negatywny wizerunek Polaków, jako żołnierzy nie mógł być już wykorzystywany w propagandzie brytyjskiej. Co było czynione w propagandzie brytyjskiej wcześniej. Jego fanem był na przykład młodszy brat cara rosyjskiego wielki książę Mikołaj Romanow, przyszły car Mikołaj I.

Ludwik Aleksander Młokosiewicz (ur. 25 sierpnia 1831 w Warszawie, zm. 4 sierpnia 1909 w Dagestanie) – zoolog i botanik Kaukazu oraz podróżnik, odkrywca i alpinista. Syn Generała Franciszka Młokosiewicza

Kapitan Franciszek Młokosiewicz walczył jeszcze „pod Napoleonem” m.in. w odwrocie pod Berezyną i w Bitwie Narodów pod Lipskiem w 1813 r. Następnie służył w 1815 r. w stopniu majora w Korpusie Inwalidów Królestwa Kongresowego. Potem zaś dwa razy się żenił i dochował gromadki dzieci, nie zapominając jednak o kraju, brał również czynny udział w Powstaniu Listopadowym gdzie otrzymał stopień pułkownika. Miał wtedy 62 lata. W bitwie pod Kałuszynem brał udział w ataku na prawą flankę wojsk rosyjskich, po którym uzyskał nominację na generała. Kiedy już Paskiewicz atakował Warszawę, Generał Młokosiewicz bronił Woli. Następnie złożył dymisje i wrócił do majątku żony do Omiecina, otrzymał wówczas tytuł szlachecki i herb o nazwie Fuengirola i podobno (wg Szenica):

„… w polu czerwonym kamienna baszta sześcioboczna z blankami, w bramie baszty złoty lew w prawo spięty, miecz w prawej łapie do cięcia trzymający, w szczycie hełmu pół lwa jak w tarczy, w prawo paszczą w tył obrócony…”.

Przed śmiercią w roku 1845 wydał swoje wspomnienia, jako odpowiedź na dzieło generała lorda Blayneya, 23 marca 1845 w Warszawie i jest pochowany na cmentarzu powązkowskim.

Nagrobek przez lata uległ zmianie gdyż na rycinie z 1855 roku wyglądał nieco bardziej okazale.

Napis na jego nagrobku brzmi:

Franciszek Młokosiewicz, dawny wojskowy polski, urodził się dnia 5 maja 1769 r., umarł w Warszawie 23 marca 1845 r. Usługom własnego kraju swe życie poświęcił, żył bez bojaźni wyrzutu. Cześć jego pamięci! Wieczne odpocznienie”.

Bibliografia
Światowid , wyd rok 1962
Wikipedia, zdjęcia internet
Share Button

Dodaj komentarz