Goszczanowskie Turczynki

Goszczanowskie Turczynki – Tajemnica morderstwa sprzed 400 lat

Portal schondorf.pl pragnie podziękować panu organiście z Parafii św. Marcina i św. Stanisława w Goszczanowie,oraz jego synowi, za udostępnienie nam możliwości zrobienia zdjęć, oraz ciekawie opowiedzianą historię kościoła. Dziękujemy!

O kościele w Goszczanowie piszemy także w tym temacie Goszczanów – tajemnica podziemi  


Goszczanówwieś w Polsce położona na ziemi sieradzkiej, w województwie Łódzkim, w gminie Goszczanów.


   Historia ta przypomina wschodnią baśń choć opowiada szczerą prawdę . Miłość i nienawiść tworzą wybuchową mieszankę… szczególnie gdy nie wiemy kto kocha a kto nienawidzi. Dawno, dawno temu, przed 300 laty, na niespokojnych Dzikich polach został wzięty w jasyr młodziutki towarzysz pancerny. Był nim Stanisław Poniatowski, syn Adama Poniatowskiego chorążego Ziemi Sieradzkiej, dziedzica Poniatowa, Goszczanowa i innych wsi okolicznych. Stanisław , oszczędzony ze względu na swój młody wiek, dostał się do pałacu jakiegoś dostojnika nad Morzem Czarnym. Tam szybko zdobył szacunek władcy i jeszcze ważniejszą miłość jego dwóch córek. Młodzieniec często przekradał się do haremu i tam toczyły się długie rozmowy o ojczyźnie Stanisława. Snuło się wspomnienia o kraju nadwiślańskim, gdzie kobiet nie zamyka się w haremie. Płynęły lata ale tęsknota chorążyca za Polską i Ziemią Sieradzką nie malała, lecz rosła. Dzięki zdobyciu pewnej swobody, znajomości obyczajów i sprytowi sióstr- Turczynek panu Stanisławowi i dziewczynom udało się pewnego dnia zbiec z pałacu. Jakich przygód zaznali w drodze do Lechistanu nikt nie potrafi powiedzieć . Wiadomo tylko, że ciężko ranny w jakimś starciu został uratowany z narażeniem życia przez obie kochające go Turczynki. Pewnego dnia trójka wędrowców dotarła do Ziemi Sieradzkiej , do Poniatowa. Jednak tu na młodego dziedzica czekał szok. Wspominając ojczyznę nie wziął pod uwagę upływających lat i zmian jakie musiały zajść podczas jego nieobecności. A zmiany zaszły i to wielkie.Adam Poniatowski, ojciec Stanisława, długo rozpaczał po utracie syna. Zwyczajem ówczesnym ślubował ufundować w pobliskim Goszczanowie kościół murowany- pod wezwaniem św. Marcina i św. Stanisława. Pan Adam sprowadził z Włoch architekta i rzemieślników, którzy rozpoczęli budowę świątyni. Wkrótce potem chorąży sieradzki stanął po raz drugi na ślubnym kobiercu. Jego wybranką była pani Anna Łętkowska. Budowa goszczanowskiego kościoła dobiegała końca, gdy pan Adam zachorował nagle i umarł. Ale wdowa prowadziła jego dzieło dalej…W tym właśnie czasie Stanisław zapukał do wrót dworu. Jednak nie został dobrze przyjęty – jego macocha, obawiając się o dziedzictwo swoich dzieci, poszczuła go psami. Chorąży byłby zgubiony, gdyby nie rozpoznała go jago mamka-opiekunka z dzieciństwa i nie potwierdziła jego tożsamości. Dzięki pomocy chłopów Stanisław odzyskał swoje dziedzictwo. Osiadł na dworze swego ojca, ale to nie oznaczało końca jego kłopotów. Pozostawała jeszcze sprawa dwóch sióstr- Turczynek. Dziewczyny przybyły do Polski z nadzieją na małżeństwo ze Stanisławem. Niestety polskie prawo nie pozwalało na poligamię. Jedna z sióstr musi zostać oddalona. Nowy dziedzic Poniatowa musiał dokonać wyboru.Niedługo potem odbyły się gody. Wyprawiono huczne prawdziwie sieradzkie wesele. Przygrywała żydowska kapela, tańczono „chodzonego”, „trzęsionego”, „wyrwasa”. Potem nadszedł czas na oczepiny i gościom podano słodki wywar miodu i korzeni. Nagle po wypiciu trunku obie siostry dostały nagłych boleści. Oblubienica umarła na rękach pana młodego, a siostra u ich nóg… Nikt na pewno nie wie kto dokonał zbrodni: czy odtrącona i chora z zazdrości siostra, czy też pełna nienawiści, żądzy bogactwa i władzy macocha. Możemy tylko snuć domysły. Turczynki zostały pochowane w podziemiach goszczanowskiego kościoła. Ludzie mówią, że nieraz widziano na polach Poniatowa dwa cienie w powłóczystych szatach, tańczące dziwny taniec. Według legendy są to dwie siostry Turczynki, którym okrutny los nie pozwolił zaznać szczęścia na ziemskim padole.

TAJEMNICA ŚMIERCI 

Czy ta legenda jest prawdziwa? Tak. W jakieś części na pewno. Wszelkie jednak dokumenty zaginęły w czasie wojny. Nie ma niczego, co mogłoby potwierdzić tą niezwykła opowieść.  Jednak, co tak naprawdę wtedy się wydarzyło? Jest wiele tajemnic do wyjaśnienia. Historia nie ich życia, ale właśnie śmierci jest prawdziwą, i nadal niewyjaśnioną dotąd tajemnicą. I to nie dawało nam nigdy spokoju…

Poduszka

Poduszka

Kilkanaście już lat minęło jak byłem w tej krypcie.  Siostry leżały obie w niedużej piwniczce, pod ołtarzem głównym. Jedna siostra po prawej stronie krypty, druga po lewej. Ta po lewej jest, nazwę to „zdemolowana” i w nieładzie. O ile pamiętam głowa w nienaturalnej pozycji. Ta po prawej natomiast wygląda zupełnie inaczej. Leży dumnie w białej niegdyś sukni (panna młoda?) Miała jeszcze wtedy widoczne długie czarne włosy i zadbane nadal paznokcie,  do tego długie,  czarne rzęsy i brwi. Mimo, że ciało wysuszone na wiór wyglądała jakby spała.

Mumia kobiety

Mumia kobiety

Czemu taka różnica między nimi? Czy były zabalsamowane? Przypominam, że legenda mówi, że zmarły w tym samym niemal momencie. Mieszkańcy twierdzą, że to Niemcy zniszczyli tą jedną mumie. Czemu to zrobili? Z ciekawości? Chcieli ją zbadać? Czemu drugą oszczędzili? Podobno pijany Niemiec z pobliskiej plebani gdzie mieścił się posterunek żandarmerii miał tańczyć z mumią i wkrótce umrzeć. Klątwa czy bakterie? A może było trochę inaczej? Uważa się za oficjalną przyczynę zgonu obu sióstr śmierć przez podanie trucizny. Tym samym w grę wchodzi morderstwo, winą obarcza się albo macochę, która miała motyw jak i jedną z sióstr, której motywem miała być zazdrość o męża. Obie miały,  jak głosi legenda umrzeć na tym samym weselu prawie w tym samym momencie. Czy tak miało być? Jeśli jedna z sióstr przygotowała truciznę to dlaczego sama wpadła we własną pułapkę,  skoro wiedziała, że wino jest zatrute? A może jej nie przygotowała? Może nie miała zamiaru truć własnej siostry?
Stopy

Stopy

Osobiście w to nie wierzę by zabójczynią była jedna z sióstr. Bardziej skłonny jestem uwierzyć w winę macochy. Miała ogromny motyw. Stanisław wracając po latach do domu automatycznie stawa się jedynym spadkobiercą po ojcu, a więc dzieci macochy i Adama traciły prawo dziedziczenia i schodziły na drugi plan. Stanisław żeniąc się mógł mieć swoje dzieci i to jego dzieci dziedziczyłyby dwór w Poniatowie a dopiero w razie braku potomka majątek należałby się dzieciom zrodzonym z małżeństwa macochy i Adama. Myślę, że to ona właśnie podała truciznę
brak palca lewej ręki

brak palca lewej ręki

albo samej pannie młodej albo obie chciała uśmiercić w końcu zależało jej na śmierci obu sióstr.  Z drugiej strony choć to też tylko domysł, było to bez sensu bo przecież po śmierci sióstr, pan młody zostałby wdowcem i mógł się ożenić drugi raz! A może trucizna była przeznaczona nie dla nich? Przecież nie ich śmierć była korzystna dla macochy, ale śmierć Stanisława, spadkobiercy i dziedzica Poniatowa. Stanisław mógł przecież z inną żoną spłodzić swojego potomka i  kolejnego pana na Poniatowie i Goszczanowie. Jedynie to jego śmierć była macosze
zbliżenie stóp

zbliżenie stóp

na rękę! Dla mnie to wydaję się bardzo logiczne. Trucizna była przygotowana dla Stanisława, bo tylko jego śmierć a nie bliźniaczek rozwiązałoby problemy macochy! Czemu obie siostry zostały otrute? Tego bez dokładnych badań się nie dowiemy, może piły i jadły przed Stanisławem to, co on miał spożyć? W tamtych niespokojnych czasach było to powszechnie stosowane. Każdy władca miał swojego „testera”. Co do trucizny, jest też coś ciekawego.

Napoleon Bonaparte umiera 5 maja 1821 roku. Oficjalna
oznaczenia na trumnie

oznaczenia na trumnie

przyczyna zgonu rak żołądka. Jednak 19 lat później, kiedy otwarto trumnę cesarza oczom ich ukazały się nienaruszone zwłoki Napoleona! Zmarły wyglądał jakby dopiero, co był pochowany! Wtedy też narodziła się teoria, że Napoleon został otruty a użyta trucizna to arszenik, który już wtedy znany był właśnie ze swych właściwości konserwujących. W 1955 roku ukazały się wspomnienia służącego Napoleona, który opisując ostatnie chwilę życia Cesarza ujawnił objawy zatrucia arszenikiem. Dopiero w 2001 Pascal Kintz badając próbki włosów napoleona udowodnił
Adam albo Stanisław

Adam albo Stanisław

niezwykły poziom trucizny przekraczający od 7-38 razy przewyższające normy! Łowcy teorii spisku byli w swoim żywiole, udowadniało to, że Napoleon został zamordowany. Jednak czy aby na pewno? W tamtych czasach medycyna stosowała np. arszenik np. na choroby weneryczne np. kiłę. Czy Cesarz był zarażony tą chorobą? Możliwe, w końcu słynął z rozpustnego stylu życia. Jednak obronić go może jeszcze jeden fakt. Arszeniku używano także do pomady do włosów, którą używał Napoleon. Wiec do organizmu mogła sie dostać ta trucizna kilkoma sposobami. Jedno jest pewne,
XVII buty

XVII buty

taka dawka (nie była śmiertelna, ale podawana systematycznie) niezwykle trwale zakonserwowała zwłoki.

Czy nasza siostra Turczynka została arszenikiem otruta i przez to doskonałe zakonserwowana? Myślę, że jest to bardzo możliwe, stąd te niebywale dobrze zachowane zwłoki. A może pójdę w swoich domyslach dalej, ta zakonserwowana została otruta a druga (w stanie rozkładu ) nie? Bez badań nigdy sie tego nie dowiemy, a tak wyjątkowa i ciekawa jest ta historia!  Siostry leżą w spokoju i nie mogą ujawnić tajemnicy sprzed kilkuset
Herb

Herb Korczak

lat.

Choć nie widziałem sióstr od lat, słyszałem, że poprzedni proboszcz chętnie wpuszczał zainteresowanych tematem do środka krypty. Nie pozwalał tylko fotografować twarzy. I tak naprawdę nie znalazłem ani jednego zdjęcia żadnej z sióstr. Jedyne zdjęcie to to na, którym widać odwróconą trumnę. W krypcie pod nawą na prawo od ołtarza leżą Poniatowscy. Pewnie i macocha i dzieci jej, oraz Stanisław i Adam. Bliźniaczki leżą w innej krypcie i jedyne zdjęcie to takie,  na którym widać tylko stopy i suknie tej najlepiej zachowanej siostry. Tak legenda nadal pozostaje uśpiona…

13.12.2014

DSC_2297_fhdr„Niezbadane są ścieżki przeznaczenia” jak to ktoś poetycko napisał. Człowiek sobie nie zdaje sprawy jak pewne wypadki w życiu wydają się dziwnie ze sobą splatać.

Tak było o tym razem, wybraliśmy się za Sieradz na były poniemiecki poligon. Wracając już po ciemku, padł pomysł czy nie spróbować i nie poprosić Proboszcza Goszczanowa o pokazanie nam kościoła i z cichą nadzieją na zobaczenie słynnych sióstr. Już pod plebanią okazało się, że księdza DSC_2298_fhdrProboszcza nie ma, ale oprowadzi nas pan Organista. Zanim weszliśmy do kościoła, policzyłem sobie w myślach, okazało się, że właśnie mija 32 lata jak ostatnio widziałem te wyjątkowe księżniczki! To już 32 lata jak legenda siedzi w moim sercu i aż skręca by, choć trochę odkryć tajemnice tej zagadki z przed 400 lat! Otwierając kryptę miałem mieszane uczucia, 32 lata zrobiły swoje, bo niewiele mogłem poznać. Dałbym głowę za to, że siostry leżały nie w tej krypcie,  i nie w tym miejscu. A może po prostu moja pamięć DSC_2308_fhdrjuż nie taka.?Wchodzimy do środka, jest tu zwykła żarówka,  więc oświeca nagim światłem półkolistą kryptę. Zaraz po prawej stronie stoi zakryta trumna. W niej właśnie spoczywa mumia tej bliźniaczki, która najbardziej została zniszczona. Nasi przewodnicy pan Organista i jego syn nie otwierają jej, gdyż jest w takim stanie, że nie warto jej oglądać. Po lewej w głąb krypty stoi trumna ze zwłokami siostry najlepiej zachowanej. Ciało leży z lekko pochyloną głową spoczywającą na lewym ramieniu, na poduszce wypchanej jakimś materiałem, który wygląda,  że to DSC_2315_fhdrjakieś wióry. Znowu coś się zmieniło, a może moja pamięć, bo byłem pewny, że 30 lat temu mumia leżała nieco inaczej. Pamiętam jeszcze te włosy, brwi, dziś nie ma już po nich śladu. Była też białą suknie, dziś widzę jakieś jej szczątki, kawałki materiału. Miała twarz bez śladu rozkładu, dziś niemal czaszka prześwituje przez skórę. Widziałem bardzo wyraźne paznokcie u nóg i rąk, dziś są, ale niemal się w proch rozpadły. Nie wiem czy to wina rozkładu ciała,  czy może kiedyś chowało się zmarłych z rękami w jakimś nieładzie. Dziś splata DSC_2317_fhdrsię palce jak do modlitwy, ona ma dłonie jakby trzymała coś w rękach, może kiedyś miała w nich świecę? Zaraz przed łokciami na obu rękach związane jej jakieś wstążeczki. Ma długie delikatne palce, nadal widać w nich piękno, śmierć nie zabrała im jednak urody. Była drobna i pewnie szczupła, musiała być pewnie bardzo piękna. Nie wiem czy buty czas zniszczył czy była pochowana boso. Stopy są dobrze zachowane jednak już nie takie jak widziałem 32 lata temu. Jednak z biegiem lat powoli dziewczyna zamienia się w pył. Trumna ma DSC_2325_fhdroznaczenia, jakieś nierozpoznane dekoracje, choć jest stosunkowo skromna. Jednak widać na niej jakby tapicerskie gwoździki, więc musiała być pewnie obita jakimś materiałem, który dziś już nie istnieje. Widać na trumnie jakby inicjały, może herb rodu Poniatowskich. Taki herb dziś stoi oparty o ścianę. Co zauważyłem, ma 9 palców u rąk, brakuje serdecznego palca od lewej ręki, nie wiemy czy odpadł przez te wszystkie wieki,  czy go za życia już nie miała. Mimo 400 lat, mimo rozkładu, mimo śmierci,  nadal jest piękna w swoim rodzaju.

Przed trumną z lewej strony jest wejście do następnego pomieszczenia. Istnieje legenda, że dziedzic Poniatowa miał tu tajne przejście od tej krypty do swojego Dworu w Poniatowie, to około 2 km. W tej bocznej krypcie na ziemi walają się drobne ludzkie kości. Świadczy to o tym, że nie tylko siostry były tu pochowane. Na ścianie ktoś wypalił świecą napisy, krzyż, czaszkę i rok 1976. Jest też widoczne wyjście z podziemi na górę. Kto wie, co jeszcze skrywa w sobie ta krypta. Wychodzimy z niej i udajemy się pod nawę boczną. Tu leży rodzina Poniatowskich, ciężko stwierdzic ile kobiet i mężczyzn. Uwagę zwraca największą,  centralnie położona postać dość wysokiego człowieka. Czy to Adam czy Stanisław? Już nikt tego nie wie, ale jak na XVII wiek musiał być bardzo wysoki, i to jego zwłoki są najlepiej zachowane. Zwróciłem uwagę jednak na to, że mumia nie jest tak zniszczona jak ta obok, być może to jego żona. Ciała są w dużym rozkładzie, jednak można zobaczyć kawałki ubrań, butów, ozdób. To wielka ciekawostka mówiąca jak żyli ci ludzie,  jak się ubierali. Rodzina Poniatowskich zabrała do grobu tajemnice i swojego życia, i niezwykłej zbrodni sprzed niemal 400 lat.

Tajemnica śmierci obu kobiet pewnie nigdy nie zostanie wyjaśniona. Nas martwi jednak to, że te piękne i ciekawe mumie powoli znikają. Szkoda, że nikt nigdy nie zadbał o to by zachowały się w dobrym stanie na wieczność. „Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz” jak podaje Biblia.  I tak ta niezwykła legenda i tajemnica zbrodni sprzed 400 lat obraca się powoli w proch…

 


 

To, co udało się nam dowiedzieć o rodzinie Poniatowskich :

Mikołaj Poniatowski (- 1644)- ( notka-herbu Szreniawa 5453 (Nr. 13) 1644G. Mikołaj Poniatowski, dziedzic części wsi Skalmierz, całe cz. wsi Skalmierz p. sier. G. Mikołajowi z Iwanowic Koźmińskiemu, burgrabiemu ziemsk. kaliskiemu, sprzedaje za 18. 000 zł. (f. 111v). Anna z Bużenina Pstrokońska, żona zezn. kp.25.2 kanonik płocki Piotr Poniatowski (Wywód genealogiczny w: Akta kapituły katedr. płockiej 10 f. 183 z roku 1633 – wypisał Adam Pszczółkowski) żona Anna Poraj Pstrokońska – dzieci Mikołaj, Adam, Aleksander, Maciej i Piotr)

Syn Mikołaja – Adam Poniatowski – śmierć 1666 (notka-herbu Szreniawa, sekretarz królewski 1647 r., stolnik sieradzki 1649 r., chorąży sieradzki 1650 r., dziedzic Strachanowa, Parafia Zadzim Akta urodzeń, małżeństw, zgonów 1577-1683 Rok 1650 Roku, jak wyżej, dnia 28 lutego, którym był poniedziałek po niedzieli ?, pominąwszy zapowiedzi ? Przewielebnego Macieja Iwańskiego? nie znajdując żadnych przeszkód, ja Maciej ? proboszcz kościoła parafialnego zadzimskiego Urodzonego Pana Jana Micielskiego z Milejowa parafii z Zadzima i Urodzoną pannę Annę Zaleską córkę Wielmożnego Pana Aleksandra z Otoka Zaleskiego Referendarza Koronnego w kościele św. Małgorzaty ? zapytałem obydwoje a mając ich wzajemną zgodę przez uroczyste słowa przysięgi, połączyłem małżeństwem. Świadkowie Jaśnie Wielmożny Pan Jan Wężyk starosta sieradzki ?, Urodzony Pan Adam Poniatowski chorąży sieradzki, Urodzony Pan Maciej Bielski pisarz trybunału sieradzkiego, Urodzony Pan Roman Sulmierski, Urodzony Pan Maciej Pieczorowski i wielu innych ?

569 (Nr. 126) 1665 Adam Poniatowski, chorąży sier., Małgorzacie z Potoka wd. po ol. Mac. Starzyńskim komor. zs. kal. i pis. gr. wieluń. za 6. 870 zł. zast. zast. wś. Strachanow na l. 3 (p. 783). Anna Poniat., c. o. Adama P. dziedzica Strachanowa zona Anna Lipska h. grabie (dzieci Stanisław i Anna -1664))

Syn Adama, Stanisław Poniatowski ,( – 1714)– zona jak mówi legenda Turczynka, plus II żona Marianna Łętkowska h.Jastrzębiec  ( 1714) ( dzieci Maciej – 1730 oraz Andrzej 1741), ślub Stanisława z Marianną przed 1764

Maciej( notka- herbu Szreniawa, podczaszy łęczycki 4172 (Nr. 159) 1713Maciej Poniatowski, s. Stanisł. z ol. Marjanny Łętkowskiej, w im. Św. i żony Marjanny Radolińskiej c. o. Andrzeja R. klanica krzywińskiego, wdowy 1-o v. ol. po Michale Sierakowskim podczaszym łęczyckim, 2-o v. swojej, kwit. Józefa podkomorzego wschow. i Andrzeja, braci między sobą rod. Radolińskich ol. Andrzeja R. klanica krzywiń. synów, żony swej braci rodz., z 12. 000 zł. przysądz. żonie dekretem T. Piotrk. z r. 1712 (p. 307) On to żonie jako pos. zap. (p. 308)) ożeniony z Marianną Radolińską wdową po Michale z Bogusławic Sierakowskim, dziecko z I małż.- Anna z Bogusławic Sierakowska

Andrzej( notatka–herbu Szreniawa,  dziedzic wsi Miłaczew i Miłaczewek p. sier. ) ożeniony z Marianną Zielonacką (notatka–5583 (Nr. 178/180) 1742Marianna Zielonacka, c. o. Andrzeja Z. z Joanny Kowalskiej, po ojcu obok siostry swej rodz. Heleny Z. żony Jakuba Rościszewskiego podwojewodz. dobrzyń. spadkobierczyni, żona Andrzeja Poniatowskiego z I i Michał Niwski z II, kwit. się z 75 zł. w. (p. 312) And. Poniat., s. o. Stan. P. z ol. Mari. Łętkowskiej, dziedzic wsi Miłaczew i Miłaczewek p. sier. (p. 313)


Goszczanowskie Turczynki – Narodziny legendy 

Hipoteza

Aktualizacja 18.09.2016

Serdeczne podziękowania dla księdza Proboszcza z parafii św. Marcina i św. Stanisława Biskupa w Goszczanowie za zgodę na nasze badania, oraz specjalne podziękowania dla księdza Grzegorza Kaczorkiewicza za ogromną pomoc i życzliwość. To dzięki księdzu Grzegorzowi powstał ten materiał. Dziękujemy.

„Bogu Trójjedynemu, Najlepszemu, Najwyższemu. Zważ przechodniu, co płyta marmurowa donosi o Mikołaju Poniatowskim, Dziedzicu Poniatowa, członku bardzo starego rodu Szreniawitów. W blasku czystości i uczciwości obyczajów wytrwałym Obywatelu. Względem Boga religijnym, względem Ojczyzny obowiązkowym (wiernym). Przyjaciołom oddanym, sąsiadom przychylnym. W stałości danego słowa niezrównanym. Ten to; Dzieci ku pożytkowi Ojczyzny i republiki wykształcone oddał. Po życiu zgodnym z poczuciem obowiązku, waleczności i zalet oraz zasług do starszych dołączył. Roku 1646, dnia 27 grudnia, przeżywszy lat 87. Szczątki śmiertelne, między prochami przodków złożył. Nadejścia Wielkiego Bożego Sądu oczekuje. Jemu, jaki Tatusiowi – Piotr – kanonik płocki i dziekan pultowski. Anna – córka kasztelana konarskiego z Burzenina Pstrokońskiego. Najdroższemu oboje w dowód miłości dziecięcej i małżeńskiej ku uczczeniu zmarłego. Wnet przejdziesz. Żegnaj Przechodniu, Naśladuj pobożność i przywiązanie dzieci, którą na wieczną pamiątkę ten pomnik kamienny ojcu postanowiły ufundować. Nabożnie ręce złożywszy o szczęście wieczne proś.”

Tekst z epitafium Mikołaja Poniatowskiego z kościoła w Goszczanowie. Z łaciny na język polski przełożył Pan Jan Czarnek.

+++++

Nie zaniechaliśmy poszukiwań i oto przyszedł czas na przekazanie Wam nowych informacji dotyczących Stanisława Poniatowskiego a w szczególności jego Turczynek. W poprzednim wpisie przedstawiliśmy wam zasłyszaną przez nas legendę, mamy nadzieję, że jest w niej również ziarenko prawdy historycznej przez lata jednak ubarwionej literacko. Przerzucając setki internetowych stronic w starych gazetach odnaleźliśmy artykuły poświęcone temu tematowi, różnią się od siebie faktami, datami, no cóż mnogość lat, która dzieli nas od owego zdarzenia ma ogromny wpływ na różnicę faktów w piśmiennictwie. Przedstawimy Wam wszystko, co znaleźliśmy.

Zacznijmy, zatem od najstarszej notatki prasowej zamieszczonej w „Gazecie Codziennej” z 1859 roku, gdzie przeczytać możemy ową historię. Pisownia jest zachowana w oryginale, stąd mogą pojawiać się błędy.

„Gazeta Codzienna 1859 rok”

„Znalazłszy w Dzienniku literackim lwowskim wzmiankę o mumji Komornickiej, pospieszamy zaznajomić czytelników naszych z podobnem, lecz nierównie ciekawszem zjawiskiem. Mówimy tu o ciałach dwóch Turczynek pochowanych przed 250 laty, w Kościele Goszczanowskim, obok wsi Poniatów, w powiecie Kaliskim położonej.— Oto cośmy słyszeli i widzieli na miejscu: W połowie XVI wieku, syn jednego z dziedziców wsi Poniatowa, dostał się do niewoli tatarskiej. (można przyjąć, że chodziło o czasy powstania Chmielnickiego tj, lata 1648-1646. Bitwa nad Żółtymi Wodami, obrona Zbaraża, bitwa pod Beresteczkiem przyp. red) Kilka lat upłynęło, ojciec na próżno wyglądał powrotu syna z jasyru, aż nareszcie, uważając go za zmarłego, ufundował na jego intencją kościół we wsi Poniatowie (dziś Goszczanów).— W dzień konsekracji kościoła, odprawiono nabożeństwo żałobne za duszę młodego Poniatowskiego. Strapiony Poniatowski modlił się ze skruchą u stóp ołtarza, gdy nagle, niezwykły szmer zwraca jego uwagę —obraca się…. i….któż zdoła opisać radość ojca: — spostrzega syna wchodzącego do świątyni Pańskiej w towarzystwie dwóch niewiast czarującej piękności. Rzecz tak się miała. Uprowadzony w jassyr przez Tatarów, młody Poniatowski, dostał się w podziale pewnemu baszy tureckiemu, który go wywiózł do Turcji. Dzielna postawa młodego Sarmaty, jego uprzejmość, szlachetne ułożenie, niezwyczajna z zręczność w ćwiczeniach rycerskich, wszystko to silne wywarło wrażenie na umyśle baszy, jego rodziny i domowników. Przymioty naszego bohatera wzbudziły w wkrótce gorące uczucie w sercu starszej córki baszy. Młoda Turczynka pokochała nadobnego cudzoziemca z całą namiętnością Wschodu, (warto zwrócić na to uwagę: opis mówi o miłości jednej z sióstr do Stanisława przyp. red) — więzień odpowiedział wzajemnością, a wkrótce cały dwór dowiedział się o niepojętej miłości prawej mahometanki dla niewiernego giaura. Inaczej sądził o tem sam basza. Spostrzegłszy, co się święci, postanowił korzystać z uczuć Sarmaty, zgodził się na połączenie go z swą córką, ale położył warunek: przyszły zięć miał przyjąć Wiarę mahometańską. Poniatowski odrzucił propozycję. Zdawało się, więc że wszystko już skończone, gdy nagle stary basza umiera. Wtedy, młody Polak, porywa swą bogdankę wraz z jej siostrą, uchodzi potajemnie z niewoli, dostaje się po niesłychanych trudach i niebezpieczeństwach do granic własnej o ojczyzny, i wchodzi nareszcie do rodzinnej wioski, w chwili, kiedy za jego duszę żałobne odprawiają nabożeństwo. Co się dalej stało, podanie milczy; to tylko wiadomo, że Turczynki pozostały w Poniatowie, tam zmarły i pochowane są w kościele goszczanowskim. Zwiedzenie grobów Turczynek zawdzięczamy uprzejmości szanownego plebana miejscowej parafji, który nam tych wszystkich szczegółów udzielić raczył. Widzieliśmy na własne oczy, dotykaliśmy się własną ręką, ciał złożonych w drewnianych trumnach przed 250 laty! Ciała Turczynek, szczególnie zaś to, które spoczywa na lewo przy wejściu do grobów kościelnych, zachowane jest tak doskonale, iż gdyby nie kolor czarno- brunatny, zdawałoby się, że przed rokiem złożone tu zostało. Twardość ciała połączona z pewną giętkością, okrągłość form, całość rąk i nóg a nawet i resztki włosów na głowie, wszystko to zdumiewa zwiedzającego. Ciało spoczywające po prawej stronie, zapewne przez nieostrożność posługujących rozpadło się na sztuki, a jednakże giętkość przechowała się tak dalece, że dziad kościelny, który nam towarzyszył, zginał rękę Turczynki według upodobania bez najmniejszego uszkodzenia ciała. — Powiedziano nam, że wszystkie ciała pogrzebane w Goszczanowie, przechowują się równie dobrze, czemu zresztą z łatwością dajemy wiarę, przypisujemy, bowiem to zjawisko suchości atmosfery i gruntu, oraz braku wilgoci, w podziemiu tego kościoła, zbudowanego na wyniosłem wzgórzu wśród płaszczyzny wysokiej i suchej. Żałujemy silnie, iż nie jesteśmy w stanie podać czytelnikom dokładnej daty opowiadanych przez nas faktów, ale w archiwum kościelnem żadnych śladów znaleźć nie można, tak dalece, że nawet szanowny Kapłan miejscowy, szczery miłośnik pamiątek przeszłości, nie mógł dotąd odkryć historycznych dokumentów tego szczególnego zdążenia. Podanie tylko żywe, krąży dotąd między okolicznymi mieszkańcami, a ciała Turczynek dla każdego są widzialne. Zwiedzającym, przeto okolice Kalisza radzimy wstąpić do Goszczanowa dla naocznego przekonania się o prawdziwości powyższej relacji.

Podsumujmy wnioski. To jedna z pierwszych relacji, na które się natknęliśmy, nie sugerujcie się drodzy czytelnicy wiadomością, że owe Turczynki złożone zostały przed 250 laty w trumnach. Dlaczego? Prosty rachunek, kościół został wybudowany, jako votum błagalne o powrót syna, dane zamieszczone w Liber beneficiorum Łaskiego także podają datę powstania świątyni, jako 1666 rok. Skoro artykuł został opublikowany w 1859 roku to 250 lat wcześniej był rok 1609, oczywiście z pewnymi rozbieżnościami. Więc nie można było złożyć ciał w kościele, bo, go wtedy jeszcze nie było.
Historia ta mówi o gorącym uczuciu, które połączyło Stanisława oraz starszą córkę tureckiego Baszy. Po śmierci ojca para zakochanych ucieka z Turcji zabierając z sobą drugą, młodszą córkę. Według dzisiejszej legendy siostry były bliźniaczkami, które Stanisław pokochał i nie mógł się zdecydować, którą wziąć za żonę. Legenda twierdzi, że obie kochały go tą samą miłością, co miało doprowadzić je do późniejszej tragedii. Jednak opowieść z 1859 roku wyraźnie mówi, że Stanisław odwzajemnił swoje uczucie tylko do jednej, starszej siostry! Jeśli to prawda to nasze Turczynki nie były bliźniaczkami! Idźmy dalej. Autor podaje, że tych troje uciekinierów pojawia się w Goszczanowie w czasie odprawiania nabożeństwa za duszę zmarłego Stanisława. Ba! Nawet był to dzień konsekracji goszczanowskiego kościoła! Byłby to wyjątkowy, wprost niewiarygodny zbieg okoliczności! Przypomnijmy – Cała trójka miała przebyć drogę z Turcji do Goszczanowa, w prostej linii jest to około 1,5 tys. kilometrów!. Nie sposób sobie nawet wyobrazić jak, i czym tak długo podróżowali i na jakie niebezpieczeństwa byli narażeni. Mimo wszystko dość, że trafili akurat na mszę to jeszcze na tą najważniejszą dla nowo-pobudowanej świątyni. Osobiście uważamy, że przez te wszystkie stulecia ten fakt mocno ubarwiono. Choć nie jest to oczywiście wykluczone, że legenda jednak mówi prawdę. Kolejny ciekawy fakt z tej opowieści dotyczy śmierci obu sióstr.
„Co się dalej stało, podanie milczy; to tylko wiadomo, że Turczynki pozostały w Poniatowie, tam zmarły i pochowane są w kościele goszczanowskim”
Jak to?! To koniec??? A gdzie słynne wesele, gdzie zbrodnia, gdzie trucizna, gdzie zła macocha i ogromna tragedia tej jednej tajemniczej nocy? A może to wszystko się w ogóle nie wydarzyło? Kolejna opowieść wydaje się to potwierdzać.
Czy autor artykułu pominąłby świadomie dalszy ciąg tej niezwykłej opowieści gdyby ją wtedy usłyszał? Osobiście w to wątpimy! Trzeba założyć za pewnik, że ta opisana historia została przekazywana ustnie z pokolenia na pokolenie począwszy od 1666 roku aż do 1859, gdzie została spisana. Skąd się w ogóle wzięła? Można wywnioskować jedno, Stanisław musiał opowiedzieć ją swoim rodzicom zaraz po powrocie. Nikt inny nie mógł przecież znać jej szczegółów. Nie ma jednak w tej opowieści (1859 rok) nawet jednego słowa o morderstwie, truciźnie itd. Dlaczego? Może po prostu wtedy ta legenda jeszcze nie istniała a wymyślono ją znacznie później?… Nie uprzedzajmy na razie faktów.

Kolejny ciekawy aspekt tej opowieści. Ludzie opowiadają, że zwłoki jednej z sióstr zostały zdewastowane w czasie II wojny światowej przez niemieckich żandarmów z posterunku, który mieścił się w pobliskiej plebanii. Zauważcie, w artykule napisano, że już w połowie XIX wieku ciało było w kompletnym nieładzie. Dlaczego tak się stało? W następnym artykule poświęconym kościelnym podziemiom pokażemy Wam, że obie mumie były przez te wszystkie wieki wielokrotnie przenoszone i zapewne te czynności musiały mieć ogromny wpływ na zachowanie się zwłok w takim stanie. Jednak czy nieodpowiednie traktowanie ciała, jak sugeruje autor artykułu miało wpływ na jego stan, czy zupełnie inne czynniki spowodowały, że doskonale zachowane ciało jednej z sióstr można podziwiać do dziś? Postaramy się wam udowodnić, że jeszcze jeden czynnik miał wpływ na stan zachowania zwłok w dalszej części naszego dochodzenia. Następny opis, na który warto zwrócić uwagę.

„W archiwum kościelnem żadnych śladów znaleźć nie można”.

Mieszkańcy uważają, że archiwa parafialne, zniszczyli lub wywieźli niemieccy żandarmi zimą 1944/45. Jednak już ówczesny proboszcz w 1859 roku takich archiwów nie posiadał. Nawet, jeśli rzeczywiście Niemcy zniszczyli dokumentacje była ona już o wiele późniejsza od wydarzeń z XVII wieku. Gdzie są dziś archiwa parafialne? Kościół wielokrotnie przechodził z rąk do rąk, jeśli chodzi o władzę kościelną. Dziś to diecezja włocławska, ale była też w kalisko-kujawska, gnieźnieńska itd. Być może właśnie tam trzeba szukać dokumentów parafialnych. Być może archiwa wywieziono by uchronić je przed zniszczeniem. Może już w czasach Księstwa Warszawskiego. Tak czy siak dokumenty zaginęły i nikt nie wie gdzie są, a nawet czy do dziś się jeszcze zachowały.

Kolejna pozycja występuje w roku 1922 roku, nosi tytuł „Turczynki Goszczanowskie”, autorem jest Józef Kobierzycki. Owo opowiadanie historyczne zostało opublikowane w „Ziemi Sieradzkiej”. Nazwanie tej relacji opowiadaniem historycznym pozwala nam już domniemywać, ze sporo w niej fikcji literackiej. W zasadzie w opowiadaniu obok postaci autentycznych pojawiają się postacie fikcyjne, jednak kanwa powinna być osnuta na autentycznym wydarzeniu historycznym.  Proszę oto ona:

Józef Kobierzycki

„Turczynki Goszczanowskie”. Opowiadanie historyczne

 

Wieczór był ciepły i cichy z końcem maja 1648 r.(Autor podał dokładną datę, jednak nie ma ona żadnego potwierdzenia przyp. red) a kto zażywał spokoju po dniu przy pracy spędzonym – słychać byto granie lab, gdzieś z oddali poryki bydła spędzanego z pastwiska, a na ganku modrzewiowego dworu w Poniatowie siedział Imci Pan Adam Poniatowski, stolnik sieradzki z żoną i synem jedynakiem Stanisławem (Stanisław miał siostrę Annę przyp. red). Doszły i tu już wieści o klęskach w rebelii kozackiej poniesionych. O trwodze, co szła od wschodnich kresów, gdzie zagrażał najazd Tatarów. Pochylił w trosce czoło i zadumie pan stolnik, bo coraz natarczywiej stało się widocznym, że jedynak lada chwila będzie musiał spieszył na kresy zasłonić piersią swą zagrożoną ojczyznę.  Zadumę stolnika przerwał tętent pędzącego szybko konia, a w bramie wjazdowej ukazał się za chwilę jeździec Imci Pan Jerzy Jeruzalski, pisarz miasta Sieradza. Zerwał się stolnik, by powitać nieoczekiwanego gościa, lecz ten srodze strapiony wyszeptał zaledwie: „Król Jegomość Władysław nie żyje” i zdawszy konia pachołkowi usiadł obok gospodarza. Żałoba padła na wszystkich, bo do okropności rebelii kozackiej przybywały niepokoje bezkrólewia i jasnym się stało, że cala szlachta musi stanął pod bronią, by odeprzeć najazdy i pokonać bunty.

Toteż zawrzało życie w Poniatowie, gotował się Stanisław Poniatowski, ażeby stanąć w bratnich szeregach, a rodzic jego pośpieszył do Szadku na sejmik województwa, który go wybrał postem na sejm do Warszawy. Trzydziestotysięczna armia polska zgromadziła się pod Zbarażem pod wodza Ks. Jeremiego Wiśniowieckiego. Tyle zaledwie zdołano na prędce wysłać, by bronić Rzeczypospolitej przed najazdem Kozaków, rebeliantów i sprzymierzonych z nimi Tatarów. Było to jednak czoło rycerstwa zahartowanego w licznych wyprawach, a wraz z wodzem postanowili oni raczej umrzeć, co do jednego, jak cofnąć się w popłochu. I nastąpiło znane z dziejów ojczystych długie, bo sześciotygodniowe Oblężenie Zbaraża przez 300.000 armię kozacko-tatarską, której w otwartym polu Polacy sprostać by nie mogli. Dzień za dniem schodził na krwawych bojach, a armia polska wstrzymywała na swych barkach najazd sil wrażych – poczęło brakować spiży, zdobywano ją w częstych wycieczkach na nieprzyjacielu – zjedzono konie, ale trwano wyczekując odsieczy. Wysłano dzielnego Jana Skrzetuskiego poprzez moczary i bagna przylegające, by dążył do Króla Jana Kazimierza po odsiecz, lecz odsiecz nie przybywała, a słabsi na duchu przepowiadali, że Skrzetuskiego pojmano. W tej rozterce ducha pomyślano pewnej ciemnej nocy o nowe wycieczce, by zasięgnąć języka i przepłoszyć oblegających. Gorącego serca, a rycerskiego animuszu młody Stanisław Szreniawa Poniatowski wraz z kilkudziesięciu sieradzanami, na których czele staje Jan Korabiła Kobierzycki, pułkownik dragonii królewskiej wychylają się poza wały. Podjazd Idzie cicho I podsuwa się pod obóz nieprzyjacielski. Mgły i drobny deszcz padający sprzyjają napadowi. Gromki okrzyk wywołuje popłoch wśród Tatarów i na rozespanych spada jak huragan polski zastęp rycerzy. Pierzchają Tatarzy w nieładzie, po chwili jednak sąsiednie oddziały przybywają pierzchającym z pomocą i oddział nasz jest otoczony zewsząd przeważającymi silami. Trzeba się cofać, porwawszy kilku do niewoli, by nie zginać od przemocy. Na pomoc cofającym spieszy ze Zbaraża chorągiew pancerna i nasi rycerze wpadają miedzy polskie okopy, cel wycieczki osiągnąwszy. Niestety kilku towarzyszy nie doliczono się a miedzy nimi Stanisława Poniatowskiego. Nadaremnie nazajutrz wysłano parlamentariuszy proponując za Poniatowskiego curzyka tatarskiego. Poniatowski zginał bez śladu.

W szerokim stepie i wśród nocnej ciszy, ocknął się z omdlenia Stanisław Poniatowski, unoszony na posianiu miedzy dwoma końmi przez pędzącego na wschód Tatara. Zrozumiał położenie: był w niewoli. Kiedy i gdzie zajechał nie wiedział, bo znowu rany spowodowały omdlenie, gdy zaś otworzył oczy, przy nim siedział jakiś starzec w zawoju, który podawał mu chłodzący napój. Długo trwała rekonwalescencja, a gdy wreszcie mógł chodzić, wezwano go przed oblicze chana krymskiego i przez tłumacza dowiedział się, że spodziewają się za niego dużego okupu, uważając go za młodzieńca wielkiego rodu i bogatej fortuny. Młodzian był nad podziw urodziwy, wysokiego wzrostu, kształtnej postaci, o twarzy regularnej, ozdobionej wysokim czołem i krucza czupryna, o niebieskich oczach, w których płonęła tęsknota za uroczą wolnością, pomimo woli zwracał na siebie uwagę otoczenia i wywoływał podziw wśród licznego dworu chana krymskiego. Zostawiono mu prawie zupełną swobodę nie pędząc go do pracy, mógł wiec młody rycerz swobodnie krążyć, byle na noc stawić się do więzienia. Najchętniej chodził on na cmentarz muzułmański, by tam w ciszy z dala od gwaru oddać sie marzeniom o dalekiej ojczyźnie. Już trzy miesiące upłynęły od chwili dostania sie do niewoli, a z kraju nie dochodziły go żadne wieści, był wiec coraz smutniejszy, choć zdrowie i siły powróciły zupełnie. W przedwieczornej godzinie miesiąca września siedział Stanisław zadumany u stóp kamiennego ciosu, gdy nagle glosy jakieś przerwały mu zadumę. Przed nim stały trzy postacie niewieście, cale owinięte w jasne szaty, a spoza przejrzystej zasłony patrzyły nań czarne jak noc i pełne uroku oczy trzech młodych Turczynek. Były to córki hana Sulejka i Fatyna i ich opiekunka. Posłyszały one o młodym urodziwym niewolniku i zaszły na cmentarz pod pozorom modlitwy, by przekonać się osobiście o prawdzie głoszącej jego urok. Stały teraz bezradnie i z zapartym oddechem patrzyły nań nie śmiąc mu dać zwyczajowej jałmużny, taki zdawał im sie pański i rycerski mimo skromnej więziennej odzieży. Przemogła się wreszcie Sulejka i przemówiła doń słów kilka, których treść zaledwie Stanisław odgadł, kłaniając się nisko z ręką na sercu posłał jej westchnienie, z jego oczu zaś wyczytała Sulejka głębokie wrażenie, jakie na nim wywarła. Odtąd codziennie przychodziły księżniczki na cmentarz, gdzie już oczekiwał na nie nasz rycerz i zawiązała się jedyna w swoim rodzaju sytuacja, bo obie zakochały się w Stanisławie, a on nie wiedział, do której zwrócić afekt, co zagościł w jego sercu. Tymczasem w Poniatowie zagościła troska ponura, bo stolnik, pomimo osobistej bytności w Kamieniu Podolskim, gdzie kupcy ormiańscy obiecywali mu pomoc w wykupie syna – na próżno oczekiwał wieści ze wschodu i gdy już po wiktoryi pod Beresteczkiem przyszło mu w r.1652 pewne uspokojenie, a o jedynaku słuch zupełnie zaginał, powziął stolnik zamiar zbudowania w Goszczanowie na wyniosłej górze kościół, gdy zaś miał zejść bezpotomnie, marzył cały majątek zapisać temuż kościołowi.

Nadeszła chwila poświęcenia kościoła. Zgromadziły się liczne tłumy ludu, wielu ziemian i celebrujący ksiądz biskup w otoczeniu licznego duchowieństwa i gdy nabożeństwo się kończyło, nagle przed kościołem wszczął się jakiś zgiełk – ciekawe spojrzenia pobiegły do drzwi wchodowych a w nich ukazał sie rycerz prowadzący pod rękę dwie niewieście postacie, we wschodnich strojach I podążył przed wielki ołtarz, by podziękować Bogu za szczęśliwy powrót do ziemi ojczystej i rodziny. Gdy skończył modły runął wraz z towarzyszami do kolan stolnikostwa Poniatowskich siedzących w kolatorskiej ławie tuż obok wielkiego ołtarza. Któż opisze zdumienie i radość rodziców, kleru i ludu, gdy Stanisław już w Poniatowie począł opowiadać dziwne losów koleje, jak to towarzyszące mu dwie księżniczki tatarskie (teraz tatarskie a wyżej autor pisał o tureckich przyp. red) ułatwiły mu ucieczkę przez stepy z Krymu (w 1859 roku opowieść podawała, że z Turcji przyp. red), jak towarzyszyły mu wiernie w drodze i oświadczyły, te nie chcą mieć innej ojczyzny prócz Polski i z nim dzielić dole i niedole dalszego tycia. Sute przyjecie, wyprawione zarówno dla duchowieństwa, sąsiadów jak i dla ludu, zakończyło ten dzień radosny w Poniatowie. W najbliższym zaś czasie księżniczki przyjęły wiarę św. katolicką. Sulejka stanęła na ślubnym kobiercu z ukochanym Stanisławem. Druga siostra, Fatyna żyła przy nich czas jakiś, ale tęsknota za krajem i suchoty przecięły jej młody żywot. Pokazuje się do dzisiaj w Goszczanowie zabalsamowane ciało: to Stanisław Poniatowski tak uczcił swa żonę, z która miał, trzy córki: Konstancje Psarską, Annę Repniewską i Ludwikę Gałecką, kasztelanową wieluńską oraz synów: Mateusza kasztelana łęczyckiego i Andrzeja dziedzica Poniatowa i  Miłaczewa.

Wyżej przedstawiony tekst jest tak pięknie ubrany w słowa, że czyta się go jednym tchem, są w nim jednak również spore błędy, wręcz rzec można karygodne. Końcowy wywód genealogiczny, bowiem jest całkowicie mylny. Stanisław Poniatowski nie miał dzieci z Sulejką. Stanisław figuruje w Herbarzu Polskim, jako mąż Anny Łętkowskiej, którą miał dwóch synów Andrzeja i Macieja.

W innym herbarzu znajdujemy natomiast taka notatkę podobną zmienia się tylko imię żony StanisławaJak widzimy i stwierdzić możemy, Stanisław Poniatowski, miał dwóch synów z Marianną Łętkowską, Andrzeja i Macieja oraz trzy córki Konstancję primo voto Psarką, secundo voto Pscińską, Annę Rupniewską i Ludwikę Gałecką.

Autor powyższego opowiadania wiedział, więc że dzwony biją tylko nie wiedział gdzie, zdarza się w opowiadaniach historycznych upstrzonych literackimi zapędami, no cóż.

Prześledźmy teraz kolejną opowieść spisaną 63 lata później.

W swoim opowiadaniu autor pokusił się o podanie dokładnej daty, mamy, więc koniec maja 1648 roku. Skąd tak naprawdę mógł to wiedzieć, wszak minęło już 274 lata od tych wydarzeń? Nie miał dokumentów, nie miał źródeł pisanych, i już 63 lata wcześniej nie znano nawet przybliżonej daty. Okazuje się, że legenda z każdym pokoleniem zaczyna ewoluować, zmienia swoją formę i dopisywane są kolejne wymyślone fakty. W tekście od razu trafiamy na pierwszy błąd. Stanisław nie był jedynakiem. Miał siostrę o imieniu Anna, niektóre źródła podają datę jej śmierci 1664 rok. Jeśli to prawda to albo zmarła w wieku poniżej 16 lat, albo, co bardziej prawdopodobne autor się mylił i Stanisław nie był jedynakiem a i data jest błędna. Zwróćcie uwagę na szczegóły tego opowiadania. Minęło prawie 300 lat a jednak autor opisuje wydarzenia tak dokładnie jakby opowieść tą spisał z relacji naocznych świadków. Nie mógł też spisać tych wydarzeń z jakiś kronik, gdyż jak wiemy już 60 lat wcześniej żadne źródła pisane nie istniały. Pomińmy jednak bajania pisarza, nas interesują tylko fakty.

W tej opowieści pierwszy raz pojawiają się imiona sióstr. Sulejka i Fatyna (Fatyna przekształca się z biegiem lat w Fatimę). Imiona te żyją w naszej legendzie do dziś. Czy są prawdziwie? Nie dziwi fakt, że w 1859 roku nikt nawet nie wspomniał o ich imionach? Przecież opowieść przekazywana przez niemal trzy wieki musiała by zapamiętać tak bardzo istotny fakt, jakim były imiona dziewczyn. Podobno Turczynki zostały ochrzczone w goszczanowskim kościele, musiano im wtedy nadać jakieś chrześcijańskie imiona, czy właśnie te im nadano na chrzcie? Jeśli tak, to trzeba przyznać, że te brzmią jakby były właśnie spolszczone. Siostry musiały mieć swoje prawdziwe imiona tureckie, które nie znamy, a które w słowiańskich uszach musiały brzmieć bardzo dziwnie. Według tego opowiadania siostry miały te imiona już wtedy, kiedy poznały Stanisława, więc zanim zostały ochrzczone. Nie wierzymy w to, autor sobie te imiona po prostu wymyślił. Spróbowaliśmy odnaleźć znaczenie imienia Sulejka, jednak w krajach muzułmańskich nie ma takiego imienia. Suhair, Suhajla, Suhajma, Sumaija, to podobnie brzmiące imiona żeńskie do Sulejki, jednak to imię nie pochodzi z krajów muzułmańskich. Jedynym odnalezionym śladem znaczenia imienia Sulejka jest Zulejka, co ciekawe imię pochodzi z Węgier! A dosłownie imię Sulejka pojawia się u naszych sąsiadów w Bułgarii, Czechach, Macedonii, Rusi, Serbii, Słowenii. Czy to nie jest dowód „pożyczenia sobie imienia”, które było nieco egzotyczne, ale i jednocześnie brzmiało swojsko? Cóż za dziwny zbieg okoliczności! Z imieniem Fatyna jest jeszcze łatwiej. Imię Fatyna znaczy zniewalająca, jednak uważamy, że imię dla naszej drugiej siostry zapożyczono od Fatimy – dosłownie: przyzwyczajenie, Fatima, była córką Proroka Muhammada. Dla mieszkańców Poniatowa musiało to imię brzmieć bardzo egzotycznie i jednocześnie arabsko.  I tu nagle zaczyna żyć legenda o dwóch pięknych siostrach Sulejce i Fatynie vel Fatimie, gdzie jeszcze niespełna 60 lat wstecz były po prostu bezimienne. Opowieść ewoluuje dalej. Nasze siostry, córki Baszy, w drugiej opowieści Chana, stają się nagle księżniczkami, mało tego raz są Turczynkami, raz Tatarkami! W 1859 roku czytamy – „obie siostry były córkami tureckiego Baszy”.

Pasza (basza; tur. paşa) – słowo pochodzące od perskiego padyszacha, oznaczające wysokiego urzędnika w Turcji osmańskiej; tytuł ten zazwyczaj był przyznawany gubernatorom i generałom. Jako zwrot grzecznościowy „pasza” odpowiada polskiemu tytułowi „pan”. Basza, w mowie polskiej oznacza to samo, co pasza, ale w języku tureckim dwa te wyrazy mają wcale różne znaczenia. Basza od wyrazu basz — głowa, znaczy to samo, co naczelnik lub pan, i dodaje się nawet do najniższych, tytułów wojskowych w znaczeniu: Jmci Pan. Pasza zaś jest tytułem gubernatora prowincyi, złożonym z wyrazów perskich: pa — stopa, podstawa i szach — król, niby podstawa króla, wielki wezyr, filar królewski. Baszowie w dawnem wojsku tureckiem bywali 3-ch stopni, odznaczających się rodzajem noszonych przed nimi buńczuków. Liwa-basza odpowiadał generałowi brygady i miał buńczuk, czyli tuh pojedyńczy, był, więc baszą „jednotulnym“, feryk-basza (generał dywizyi) był „dwutulnym“, a muszyr (generał infanteryi) był „trzytulnym“, czyli jucz-tuhułu.

I mamy tutaj ojca Turka.  Być może, jak zauważymy w opisie przedstawionym wyżej, słowa „basza” użyto w tekście w znaczeniu słowa PAN a nie WŁADCA. To by znaczyło, że ojciec tych kobiet był kimś znamienitym i szanowanym, ale nie był władcą. Nasze siostrzyczki, więc księżniczkami nie były. Potwierdza to jeszcze jeden fakt, gdyby nimi były rozpoczęto by ich poszukiwania na wielką skale, a naszym uciekinierom udało się bezpiecznie przebyć drogę z Turcji lub Krymu. W 1922 roku siostry nagle stały się córkami tatarskiego Chana a nie tureckiego Baszy, gdzie Chan sprawował władzę w państwie Tatarów a nie Turków, mimo, że Chanat, jak czytamy podlegał Imperium Osmańskim.

 

Chanat Krymski (tat. Qırım Hanlığı) – historyczne państwo feudalne na Krymie, istniejące od XV do XVIII wieku, pod panowaniem tatarskich chanów.

Chan – władzę w państwie Tatarów sprawował przede wszystkim chan, którym zostawał najczęściej dotychczasowy kałga wybierany na kurułtaju (zjazd arystokracji tatarskiej). Wybór, którego tam dokonano, musiał być potwierdzony przez sułtana tureckiego z uwagi na podporządkowanie Chanatu Imperium Osmańskiemu.

Tu też pojawia się pierwszy raz wzmianka o miłości obu sióstr do przystojnego Stanisława, on też jak napisał autor: „nie wiedział, do której zwrócić afekt”. Tu właśnie narodziła się legenda o zazdrości między siostrami. Czy to nie jest spojrzenie zbyt europejskie? Obie nasze kultury w tamtych czasach dzieliła ogromna przepaść. To, co dla nas wydawało się nieodpowiednie, dla ludzi wschodu było czymś normalnym. Siostry wychowały się w kulturze, dla której poligamia czy haremy nie były niczym niezwykłym. Legenda mówi, że obie chciały wyjść na Stanisława, co dla tych kobiet nie było niczym dziwnym. W krajach muzułmańskich kilka żon to była norma. Być może, o czym opowieść milczy ich ojciec też miał kilka żon. Nie było im pewnie znane uczucie zazdrości o tego samego mężczyznę. Jednak legenda mówi o wielkiej zazdrości, która miała z czasem pozbawić je życia. Kolejna ciekawostka.

„Któż opisze zdumienie i radość rodziców po powrocie Stasia z dalekiego kraju”.

Jak to?! Wszak legenda mówi, że mama Stanisława umarła ze zgryzoty po zaginięciu syna! Adam, ojciec młodzieńca miał ożenić się drugi raz i mieć z drugą żoną dzieci. Jak czytamy w różnych źródłach matką Stanisława a żoną Adama była Anna Lipska h. grabie (lub Anna z Lipia), która urodziła Adamowi dwoje dzieci Stanisława i Annę. Nigdzie, ale to nigdzie nie odnaleźliśmy nawet śladu, by Adam owdowiał i miał z drugą żoną dzieci! Historia tego nie zanotowała i jesteśmy pewni, że tylko z jednego powodu. Macocha nigdy nie istniała!

Załóżmy, że legenda jednak mówi prawdę. Siostry umierają trując się wzajemnie z zazdrości na weselu, kiedy jedna z sióstr stanęła na ślubnym kobiercu z młodym Poniatowskim. Czy to możliwe, że obie wpadły na ten sam pomysł w tym samym momencie? Mało prawdopodobne. A może ktoś inny szepnął im do ucha by jedna drugiej się pozbyła? Do dziś przekazywane opowieści wskazują winnego. Miała to być właśnie macocha, która bojąc się o przyszłość swoich dzieci uknuła plan by pozbyć się obu sióstr i wydać Stanisławowi za żonę swoją własną córkę z poprzedniego małżeństwa. Źródła podają: Stanisław h. Szreniawa, żona jak mówi legenda Turczynka, plus II żona Marianna Łętkowska h.Jastrzębiec. Czy to jest córka naszej tajemniczej macochy? Spędziliśmy wiele godzin by znaleźć cokolwiek, co by związało Mariannę z nieznaną nam macochą. Jesteśmy przekonani, że to bajka dodana do ciągle zmieniającej się legendy. Macocha, ani jej córka po prostu nie istniały. Skoro zła macocha nie istniała, nie mogła przyczynić się do śmierci Turczynek.

Kolejne ciekawe zdanie w opowieści. Czytamy, że Stanisław już będąc w Poniatowie „opowiadał dziwne losów dzieje”. Zakładamy, że to on zapoczątkował tą niezwykła opowieść o niewoli tatarskiej a potem tureckiej. O ogromnym i trudnym wysiłku, jaki musieli podjąć uciekinierzy. O uczuciu zrodzonym do muzułmanki i najstarszej siostry. Od tej chwili rodzi się nasza legenda i ta opowieść wydaje się nam prawdziwa, bo zapoczątkowana od naocznego świadka.

Co tak naprawdę się stało w Poniatowie w drugiej połowie XVII wieku? Obie opowieści mówią o tym samym. Stanisław bierze sobie za żonę starszą siostrę o imieniu Sulejka. Przekaz z 1859 roku zupełnie jednak o tym milczy. Dopóki nie odnajdą się kościelne archiwa nie ma żadnych dowodów na to, że do takiego ślubu w ogóle doszło. Nikt widocznie już w XIX wieku nie pamiętał przekazów o tym, by Stanisław ożenił się z Sulejką. Historia pierwsza mówi, że siostry jakiś czas żyły w Poniatowie, tam zmarły i po śmierci spoczęły w kościelnej krypcie. Dugi autor wybiegł znacznie dalej, pisząc o chrzcie obu muzułmanek i ślubie Stanisława z Sulejką. Co najciekawsze, w tej wersji też nie ma słowa o truciu, o weselu, o macosze, o zazdrości. Fatyna mieszka z młodą parą w poniatowskim dworze a potem umiera na suchoty. Żadnej sensacji, po prostu śmiertelna choroba, która mogła zabić młodą dziewczynę nieprzyzwyczajoną do naszego surowego klimatu i wilgoci. Być może, o czym historia milczy ta sama choroba zabiła i Sulejkę.

 

Wnioski

Jak widzicie jeszcze na początku XX wieku legenda, jaką znamy dziś po porostu nie istniała. Choć oparta jest bez dwóch zdań na prawdziwych wydarzeniach, to jednak w większości nie ma żadnego oparcia w faktach. Historia nie zanotowała żadnego śladu po pięknych siostrach. Gdyby nie to, że tak cudownie natura zachowała ciało jednej z nich nikt by o tym już dziś nie pamiętał. Czy to jakiś cud, że ciało mimo niemal 400 lat nadal zachowało się w takim stanie? Nie to żaden cud, to było zamierzone. Przez te wszystkie lata ludzie zastanawiali się, dlaczego jedna mumia zachowała się w takim stanie do dziś a po drugiej została tylko sterta kości? Dopatrywano się zjawisk nadprzyrodzonych, gniewu z nieba za ohydne morderstwo a nawet klątwy po tym jak podobno hitlerowski żandarm miał tańczyć z mumią a potem w tajemniczy sposób umrzeć. Jak już pisaliśmy w naszej pierwszej odsłonie o goszczanowskich mumiach, być może ciało zakonserwował arszenik, którym miała to zostać otruta żona Stanisława. Jesteśmy pewni, że mumia leżąca w dobrym stanie to starsza siostra Fatimy, Sulejka. Dlaczego tak uważamy? Po pierwsze ciało lepiej zachowane wydaje się większe, masywniejsze o nieco grubszych kościach. Nadal widać zachowaną suknie, w, którą były starannie ubrane zwłoki i pieczołowicie złożone do trumny. Widać doskonale, ile uczucia włożono w ten pochówek. Skoro po młodszej siostrze nie zachował się nawet mały skrawek ubrania, to można wywnioskować, że do trumny złożoną ją w skromniejszym ubraniu. Po drugie wydawało nam się, że dziewczyna nie ma serdecznego palca na lewej ręce. Jednak, kiedy przyjrzeliśmy się dokładniej widać, że palec serdeczny jest zagięty do środka, jakby ciało coś próbowało ukryć. Czy na tym palcu miała pierścionek zaręczynowy lub obrączkę zanim ciało obrabowano z kosztowności? Jest to możliwe. To by był dowód, że jednak żoną Stanisława była. Po trzecie, dlaczego w tak dobrym stanie zachowały się zwłoki Sulejki a Fatimy obróciły się w proch? Znaleźliśmy odpowiedź. Sulejkę, jako prawowitą żonę dziedzica Poniatowa po prostu zabalsamowano!

 

Społeczeństwu sarmackiemu przyszło żyć w czasach licznych wojen i epidemii chorób, które w ostatecznym rachunku pochłaniały wiele istnień ludzkich. Te czynniki miały przemożny wpływ na ukształtowanie się jedynego w swoim rodzaju ceremoniału pogrzebowego. Jak więc wyglądało to na ziemiach polskich i litewskich wśród szlachty w dobie baroku?  

Oczywiście, jeszcze przed śmiercią szanujący się szlachcic musiał spisać testament, w którym wydawał dyspozycje wobec duszy i ciała. Na przykład szlachta Prus Królewskich bardzo często odwoływała się do ewangelii św. Łukasza. Testament musiał zawierać rozporządzenia majątkowe i gorzką prawdą jest, że wielu szlachciców nie potrafiło w obliczu śmierci przebaczyć bliźniemu. Tak np. Krzysztof Konopacki, z prowincji pruskiej, będąc obrażonym na swojego kucharza pisał:

Marcinowi, kucharzowi, myślałem zawżdy dobrze uczynić, ale mię nieposłuszeństwem swym, swawolnym życiem, niewdzięcznością, częstym mię gniewaniem i frasowaniem od tego zrażał, zaczym też gotowa przyczyna”.

Jak można się domyślać o wiele lepiej potraktował pozostałą służbę, zapisując im pewne ruchomości. W tego typu dokumentach opisane było pożegnanie oraz ustaleni byli egzekutorzy, którzy prawdopodobnie byli odpowiedzialni za prawidłowe wykonanie poleceń umierającego.

Od momentu śmierci do pochówku musiał upłynąć pewien czas. Okres oczekiwania na pogrzeb wahał się od kilku dni do kilku tygodni. Zdarzały się nawet przypadki, że czas oczekiwania na pochówek wynosił całe lata. Powodów tego stanu rzeczy było wiele. Zwłoki zwykłego szlachcica lub magnata czekały na przyjazd rodziny, która zamieszkiwała różne zakątki Rzeczypospolitej. Przykładowo ciało hetmana Jana Karola Chodkiewicza złożono do grobu równo rok od daty zgonu, tj. 24 IX 1621 r. (…)

W sytuacji, kiedy musiano przełożyć termin pogrzebu, powstawał duży problem z przechowaniem ciała, które mogło ulec szybkiemu rozkładowi. By do tego nie dopuścić, cyrulicy byli odpowiedzialni za odpowiednie zabalsamowanie ciała zmarłego. Zwyczaj ten był „popularny” wśród bogatej szlachty i magnaterii. Jak takie balsamowanie wtedy wyglądało? Podobnie jak we Francji odbywało się  w następujący sposób: pierwszym krokiem było umycie ciała w ługu lub occie, by następnie rozciąć brzuch i usunąć wnętrzności. Oddzielnie wyjmowano i balsamowano serce, w czaszce natomiast wykonywano poziome nacięcia, przez które usuwano mózg. Nacinano również uda, podudzia, ramiona, plecy i inne części ciała, by usunąć krew, która mogła stanowić pożywkę dla bakterii. Ciało szlachcica ponownie było myte w occie, a nawet w wódce. Następnie wszystkie nacięcia były sypane zasypkami, a ciało smarowane było olejkami. Ważną rzeczą był strój, w jakim miał być pochowany szlachcic lub szlachcianka. Ubiór, w jakim składano ciała do grobu nie różnił się krojem od szat najczęściej używanych za życia. I tak do grobów trafiały noszone za życia ciuchy o kroju kontusza czy żupanu. Bywały jednak przypadki, że szlachcice byli chowani w habicie. Jednak tego typu sytuacji w porównaniu do pochówków „zwykłych” było nieporównywalnie mniej.

Będzie błędem nieporuszenie tematyki „trumiennej”, a ta była niezwykle ważna w obyczajowości sarmackiej. Najpospolitsze były trumny drewniane, często zdobione znakiem krzyża. Z biegiem czasu malowano je, najczęściej na kolor czarny. Pojawiał się także kolor czerwony dla większej wystawności. Z kolei szary oznaczać miał pokorę. Trumny były również ozdabiane  materiałami. Tak np. Katarzyna Denhoff, wdowa po Teodorze podkomorzym koronnym, spoczęła w trumnie „aksamitem czarnym, galonem i frędzlą złotą obita była, wszystka w ogniu między czterema piramidami na gradusach czarnym kirem obitych”. W dobie baroku pojawiły się także metalowe trumny, przyozdobione szybką do oglądania zmarłego. Nie należy się, więc dziwić, że padały one łupem grabieży wojennych. Oczywiście nieboszczyk był chowany z drogocennymi przedmiotami, czyli z tzw. variami.

http://o-historii.pl/sarmacka-smierc-w-czasach-baroku/

Teraz rozumiecie, dlaczego w takim dobrym stanie zachowało się ciało Sulejki a Fatimy rozpadło się w proch? Być może nie zadano sobie trudu w balsamowaniu niezamężnej siostry. Jak już napisaliśmy na początku nie bez znaczenia jest też fakt wielokrotnego przenoszenia trumien z miejsca na miejsce. Jak się okazało po 1982 roku trumny obu sióstr zostały przeniesione do innej krypty. Dlaczego? Nikt nie wie, świadkowie już nie żyją.

Kolejne jakże wyjątkowe zdjęcia archiwalne. Tym razem to Goszczanów. Zdjęcia datowane na 1914 rok. Dlaczego te fotografie są dla nas takie ważne? Jest to być może pierwsza w historii fotografia goszczanowskich Turczynek. Zdjęcie to było opublikowane w książce Pana Jana Czarnka „Z dziejów Goszczanowa i okolicy”. Jednak, jakość fotografii zamieszczonej w książce nie była najlepsza. Na tej kopii można zauważyć dużo więcej szczegółów. Poddajmy to zdjęcie większej analizie.

1. Całun.

Pierwsze, co się rzuca nam w oczy to całun (lub płaszcz), którym okryto zwłoki jednej z sióstr. Dziś nie ma po nim nawet śladu! Minęło już 100 lat od zrobienia tej fotografii, czy tkanina po tylu latach mogła ulec całkowitemu zniszczeniu, mimo, że wcześniej przetrwała w niemal nienaruszonym stanie prawie 300 lat? Czy to okrycie po prostu zabrano, zniszczono a może delikatna tkanina uległa szybkiemu rozkładowi przez wilgoć i bakterie?

2. Ciała

Mamy możliwość dokładnego porównania szczątków obu sióstr. Różnica między nimi jest kolosalna! Z jednej strony szkielet całkowicie pozbawiony tkanki, straszący pustymi oczodołami i chaotycznie porozrzucanymi kośćmi. Z drugiej zwłoki niemal nienaruszone, doskonale widoczna i zachowana struktura skóry. Zwłoki kompletne niemal nienaruszone mimo upływu tak wielu lat. W naszych domysłach sugerowaliśmy się tym, że kobieta w płaszczu mogła być żoną Stanisława. Zdjęcie wydaje się to potwierdzać. Zwłoki starannie i bogato ułożono w trumnie. Zadbano o szczegóły. Widać zachowaną do dziś poduszkę pod głową, jakieś bogate okrycie. Komuś bardzo zależało na tym, by ta kobieta została pochowana z należytym szacunkiem przysługującym szlachciance z bogatego domu. Drugą siostrę nie pochowano już tak dostojnie. Dlaczego? Czyż to nie dowód, że była tylko siostrą Pani na Poniatowie, i nie pochowano ją tak bogato? Jest to bardzo możliwe. Dla nas to zdjęcie dowodzi jeszcze jednego. Gdyby porównać ciała kobiety w okryciu i Stanisława Poniatowskiego okazałoby się, że stan zachowania się ich ciał jest niemal identyczny. Wniosek może być jeden, państwo Poniatowscy zostali poddani zabiegom balsamowania zwłok po śmierci. Prawdopodobnie użyto tej samej ( jak widać bardzo skutecznej) metody konserwowania zwłok. Dlaczego jednak Stanisław nie spoczął po śmierci obok zwłok żony w jednej krypcie? Jak wiemy z zapisków Stanisław ożenił się drugi raz i to wielce prawdopodobne, że jego ciało spoczęło obok drugiej żony w kaplicy Poniatowskich. Jesteśmy przekonani, że zwłoki obok Stanisława to kości kobiety.

3. Krypta

Analizując to zdjęcie widać doskonale, że zrobione zostało w tej samej krypcie, w której siostry spoczywają do dziś. Jednak to zdjęcie kolejny raz potwierdza nasze przypuszczenia o tym, że trumny na przestrzeni dziejów przenoszono wielokrotnie. Dziś stoją zupełnie inaczej. Jakieś dwa metry dalej za widocznym wejściem do drugiej komory. Zabalsamowana siostra leży po lewej stronie a nie po prawej, jak to jest pokazane na archiwalnym zdjęciu. Przenoszenie tych delikatnych ciał musiało mieć ogromny wpływ na stan zachowanie się zwłok. Przypatrzmy się szkieletowi. Totalny chaos, ręka kobiety gdzieś przy twarzy, żebra i miednica niewidoczne, kości udowe nie na swoim miejscu. Jeszcze jedno zwraca naszą uwagę. Na prawej ścianie trumny widać jakby ślad po wilgoci. W tym miejscu najbardziej ucierpiał układ kostny kobiety. Czyżby kapała na nie woda? Jeśli tak, to być może właśnie wilgoć mogła zniszczyć ciało Turczynki.

4. Niemcy

Mieszkańcy opowiadają o tym, jakoby pijany żandarm niemiecki miał tańczyć z mumią i doprowadzić ciało do kompletnej ruiny, za co miała go spotkać kara w postaci nagłej śmierci. Czy jest to możliwe? Od razu możemy skreślić siostrę w kompletnym rozkładzie, jak możemy zauważyć na zdjęciu, nie nadawała się do tańca. Pozostaje nam siostra zabalsamowana. Czy taki taniec mógł mieć miejsce? Być może to wydarzenie wytłumaczyłoby zniknięcie całunu? Jednak my osobiście wątpimy w prawdziwość tej opowieści. Nietrudno zauważyć porównując zdjęcie archiwalne z dzisiejszym, że kobieta spoczywa w trumnie w identycznej pozycji jak 100 lat temu! Czy pijani Niemcy zadaliby sobie tyle trudu, by po tych „tańcach” umieścić na powrót mumię w takiej samej pozycji, z jaką ją zabrali? My w to nie wierzymy. Chyba, że już po wojnie ktoś to uczynił. Jednak czy można tak brutalnie naruszać spokój zmumifikowanej kobiety nie uszkadzając jej delikatnego ciała? To praktycznie niemożliwe! Czy ta opowieść jest nieprawdziwa a świadków poniosła po prostu zwykła fantazja? Niekoniecznie…żandarmi mogli tańczyć z mumią, jednak wcale nie z Turczynką. Do wyboru mieli kilka partnerek. Być może sprofanowano któreś zwłoki z krypty Poniatowskich. Jeśli ta opowieść jest prawdziwa, wydaje się to wielce prawdopodobne.

autor zdjęć Jarosław Wojciechowski. Zdjęcia odnalezione na stronie Towarzystwa Opieki nad Zabytkami Przeszłości – archiwum fotograficznego i zbioru rycin.

Arni

Moim okiem 

Przyznam szczerze, że moja wizyta w kościele w Goszczanowie była pierwszą, w moim już nie krótkim życiu wizytą. Podchodząc pod mury świątyni tak naprawdę nic nie rzucało mnie na kolana, ot duża bryła jak większość świątyń. Jedno, co wyróżnia ten kościół w naszej okolicy to fakt, że jest usytuowany na wzgórzu, co czyni go bardziej dostojnym. Otoczenie jest nader przyjemne. Piękny słoneczny dzień stwarzał wizję sielankowości a dzieję się to za przyczyną pięknej plebani, która pięknie odmalowana stylowo się pyszni w obrębie kościoła. Nadmienię tylko, że zawsze zazdrościłam Goszczanowowi tego, że ów kościół wieczorową porą był pięknie oświetlony, teraz już mniej, bo nasz w Liskowie też mieni się światłem. Wiem…wiem nie o to światło, w świątyni chodzi….

Wkroczywszy do kościoła zobaczyłam przepiękne wnętrze, w którym widać jest, że owa świątynia jest budowlą wiekową, co czyni ją jeszcze bardziej atrakcyjną. Nie będę tutaj opisywać, co dzięki uprzejmości Ks. Grzegorza zobaczyłam, bo to temat na inną opowieść, którą w niedługim czasie Wam przedstawimy. Opowiem Wam jednak o innym miejscu w tej świątyni, o miejscu gdzie ponad 300 letni kurz osadza się na odzieży a czas tam zatrzymany pozwala nam popatrzeć na przeszłe wieki oraz zmusić do myślenia nad przeszłością. Zatem ad rem…

Za pomocą silnych rąk męskich odsuwa się wieko nad wejściem do krypt kościelnych, uderza zimne powietrze a w nozdrza wlatuje specyficzny zapach. Jestem podekscytowana tym, co zobaczę, chyba nie ma się temu co dziwić, żyje w czasach, kiedy takie krypty nie są ogólnie dostępne dla ludzi. To nie czasy sarmackich pogrzebów, gdzie możnych rodowych z hukiem chowano w kościelnych podziemiach. Dlaczego z hukiem? Otóż w sarmackiej Polsce zdarzało się nawet, że do kościoła galopem wpadał jeździec na koniu i tuż przed trumną na wybornym katafalku, bogato zdobionym kruszył kopie. Ten odległy nam czas wykształcił swoiste misterium chowania zmarłych, które posiadało swoją nazwę a mianowicie pompa funebris.

Schodząc po starych kamiennych schodach w dół moja wyobraźnia pracowała na bardzo wysokich obrotach, nadmienię tylko, że dla Ks. Grzegorza było to coś normalnego i pewnie ze zdziwieniem patrzył na moje coraz szersze źrenice. Zazdroszczę Mu możliwości obcowania z historią, na co dzień, i podziwiam oprócz jego głębokiej wiary, jego żyłkę historyczną malującą się na skroni, kiedy zaczynamy rozmawiać o pewnych historycznych ciekawostkach. Wróćmy do tego, co zobaczyłam, bo moje wrodzone gadulstwo daje o sobie znać.

Wchodząc do krypty jedynym wejściem, jakie obecnie jest, od razu widzimy trumnę, jak się dowiaduję jest to trumna owej osławionej Turczynki, według legendy żony Stanisława Poniatowskiego. Nie wiem, czego mogę się spodziewać, ze zniecierpliwieniem czekam na otwarcie wieka, moja ciekawość jest jak ciekawość dziecka oczekującego na prezent pod choinkę. Prawie tupie nogami, niech już otworzą! Moim oczom ukazuje się wysuszone ciało, właściwie szkielet powleczony cienką jak pergamin powłoką. Podchodzę bliżej i już bardziej na spokojnie oglądam. Co widzę? Po dłoniach można poznać, że była to kobieta, jej smukłe i ładne dłonie można zobaczyć jeszcze dziś. Kolejną rzeczą, która rzuca się w oczy to bardzo małe małżowiny uszne, kiedyś pewnie pięknie ozdobione bogatymi kolczykami. Jej ręce opuszczone w okolicy łona zdradzają fakt niegdysiejszego splecenia, ale czasy i ilość przenosin trumny naruszyły zapewne ich spokój i miejsce. Już z mniejsza ekscytacją dokładnie przyglądam się zmumifikowanym zwłokom. Na rękach powyżej nadgarstków, na obydwu rękach zauważam jakby płócienne tasiemki zawiązane na supełki, po jednej stronie do owego sznureczka jest chyba przytwierdzony woreczek, a może to pozostałość niegdysiejszej wykwintnej szaty pogrzebowej? Trudno to teraz zweryfikować, choć ciekawość pali i chciałby się sprawdzić. Nie jestem jednak ani zawodowo do tego upoważniona, nie posiadam takiej wiedzy ani tez nie mam zamiaru mącić spokoju tej osoby.  Męczy mnie jednak sprawa owych wstążeczek i po powrocie do domu zasięgam języka u wykształconych w tym kierunku. Oto, czego się dowiaduje, otóż kiedyś dodawano do trumny w takich woreczkach rdest ptasi, który miał zapobiegać szybkiemu zgniciu zwłok, być może to jest taki właśnie woreczek. To tylko gdybanie, ale faktem jest, że potrafiono wtedy całe trumny wyścielać owym zielskiem. Podczas rozmowy ze znajomymi dochodzi jeszcze jeden fakt, otóż pewien starszy pan pochodzący z okolic Sulmowa, wiec to ten rejon, opowiedział nam historię przekazywaną przez swojego dziadka. Historia dotyczyła związywania nóg po śmierci aby zmarły idąc do nieba mógł wypowiedzieć do Boga słowa : „Mój drogi rozwiąż mi nogi”, co miało oznaczać uwolnienie się od doczesnych problemów i życie pod Bożymi skrzydłami. Być może owe wstążeczki na rękach to też jakiś regionalny zwyczaj, tego się nie dowiedziałam, ale nadal będę szukać.

Trumna owej niewiasty jeszcze zdradza cechy obicia jakąś materią, choć ząb czasu zrobił już swoje. Krypta jest ani nie mała ani nie duża ot taka w sam raz, co dziwne nie jest w niej aż tak zimno jak się wydawało na początku, może już przyzwyczaiłam się do temperatury. Wychodzimy już z kryp i myślę, że to koniec ale okazuje się, że jest jeszcze jedna krypta do której wchodzimy, jest tzw. Krypta Poniatowskich. Tam już jest znacznie zimniej, nie wiem czy jest głębiej położona, czy też może jest pozostałością jeszcze po starszym kościele, na którego miejscu pobudowano ówczesny. Moim oczom ukazują się cztery trumny ze zmumifikowanymi ciałami. Zdaje się, że trzech z nich to mężczyźni a jedna kobieta, która też ma sznureczki na rękach. Wieść niesie , że jeden z nich to Stanisław Poniatowski. W jednej z trumien zobaczyć możemy jeszcze skórzane buty z cholewami, które jak na taki okres czasu zachowały się rzekłabym znakomicie. Ciała te są już w bardziej większym nieładzie licząc kości mam wrażenie, że na te cztery trumny jednak ciał było więcej, poukładane w nieładzie w głowach kości piszczelowe świadczą o tym niezbicie. Ciała są także w większym nieładzie niż ciało Turczynki, poza jednym, które jest kompletne, i to właśnie jest podobno ciało Stanisława. Zastanawiam się czy kiedyś ciała miały splecione dłonie w akcie modlitwy tak jak teraz, czy to czas zmienił ich układ. Wiem jedno patrzy na mnie ponad 300 lat historii, to jest dla mnie cos niesamowitego, mogłam zobaczyć to, czego jeszcze nigdy nie widziałam, wiem pewnie niektórzy nawet nie chcieliby zobaczyć, no cóż ja bardzo. Bardzo mnie cieszy ten fakt i obiecuję, że nadal będę drążyć ten temat szukając odpowiedzi na nurtujące mnie pytania dotyczące legendy „Goszczanowskich Turczynek”, choćby dlatego, że jest to nasz rejon a taka historia mnie fascynuje od zawsze i chyba nigdy nie przestanie.

 

Renata

+++++

Legenda o goszczanowskich Turczynkach jest bardzo piękna. Choć wszystko wskazuje na to, że wymyślono ją stosunkowo niedawno to jednak warto wieczorami opowiadać ją wnukom. Niech pamięć o dwóch pięknych siostrach spoczywających w podziemiach kościoła nigdy nie zaginie. Dzięki naszym i Waszym opowieściom spełnimy swoją obietnice daną kiedyś tym dwóm tajemniczym kobietom – dzięki właśnie naszej pracy staną się nieśmiertelne… 

 

 

Share Button

2 Odpowidzi na Goszczanowskie Turczynki

  1. Admin1 pisze:

    Panie Andrzeju od dawna szukaliśmy kontaktu z rodziną. Pojawiają się nowe informacje i spadł nam Pan dosłownie z nieba! Odezwiemy się do Pana na maila. Chcemy się dowiedzieć jak najwięcej.

  2. Eder pisze:

    Herb na zdjęciu to zapewne Korczak, a ci Poniatowscy byli herbu Szreniawa. Dziadek Adama, fundatora goszczanowskiego kościoła, był i moim przodkiem, 12x pradziadkiem. Pozdrawiam, Andrzej z Torunia

Dodaj komentarz